Strony

wtorek, 29 września 2009

Matka dzieci Holocaustu. Historia Ireny Sendlerowej - Anna Mieszkowska


Tom, który przedstawiamy czytelnikom, jest pierwszą książką o Irenie Sendlerowej. Jej biografia jest piękna i heroiczna, budująca i przejmująca. Książka Anny Mieszkowskiej dokładnie i szczegółowo pokazuje dzieła i czyny, prace i dnie, ujawnia niezwykły format moralny tej wspaniałej postaci. Tylko ktoś najwyższej ludzkiej klasy mógł dokonać czegoś tak ogromnego, jak uratowanie w czasie Zagłady 2500 żydowskich dzieci. Irena Sendlerowa stała się w ostatnich latach osobą publiczną, o której mówi się w artykułach i w audycjach radiowych, o której opowiada się w dokumentalnych filmach. Już teraz jest symbolem heroizmu oraz poświęcenia i wszelkie po temu ma dane, by stać się symbolem dobrych, przyjacielskich stosunków łączących społeczność polską ze społecznością żydowską.

Michał Głowiński

[Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2007]


Przeczuwałam, że książka o Lendlerowej będzie smutną książką, książką, która mnie przygnębi. Tak się nie stało przeczytałam ją w niespełna dzień i owszem miałam nieraz łzy w oczach, ale nie jestem przygnębiona, to nie jest książka o złych ludziach to piękna historia o miłości, odwadze, szlachetnych niezłomnych sercach. To jest na pewno smutna książka, książka w której opisano niewyobrażalne zło, które stało się faktem, ale jednocześnie pokazano, ze dobro może wygrać. Ciężko streścić tą książkę bo to opowieść rzeka o różnych historiach z czasu wojny, pełna przejmujących obrazów, które stają przed oczami czytelnika jak na przykład Korczak idący na śmierć z dziećmi, czy płonące getto…

I te słowa "Kto ratuje jedno życie – ratuje cały świat".

poniedziałek, 28 września 2009

Po wypadzie do Śródziemia

Skończyłam powtórkę Władcy Pierścieni... szkoda, że czasowo mogę sobie na nią rzadko pozwolić. Nie przeczytałam jeszcze dodatków, ale chyba zostawię sobie to na inny okres, żebym mogła zakosztować powrotu chociaż jedną nogą do świata Tolkiena.

Tolkiena, który imponuje mi pięknym językiem, językiem, którego dziś już prawie nikt nie używa. A który mimo wszystko nie razi sztucznością, nie jest zwapniały a piękny... i pieści moje uszy.

Czeka mnie teraz powtórka z ekranizacji, którą rozmyślnie zostawiłam na rozpoczęcie roku akademickiego... chociaż złym pomysłem będzie zabieranie na stancję tego filmu, który mogę oglądać fragmentami non stop. Moja ulubiona scena to chyba wjazd Gandalfa z Aragornem, Legolasem i Gimlim do Isengardu, powitanie ich przez hobbitów, ale i tak najśmieszniejsze jest powitanie przez Drzewca "O młody pan Gandalf" uwielbiam całą tą scenę.

Chociaż w sumie scen, które bardzo lubię jest zdecydowanie więcej... i musze jeszcze raz oglądnąć aby się rozpisać.

piątek, 25 września 2009

Postać z Jane Austen

I am Marianne Dashwood!


Take the Quiz here!



Nudziło mi się wiec zrobiłam ten test. I jestem po części zła.... bo nie lubię chyba Marianny. I nigdy bym nie przypuszczałą, że jestem do niej podobna. Na pewno musiałam coś pomylić. Ze zmeczenia

niedziela, 20 września 2009

W świecie Władcy

Zamieszkałam w Sródziemiu... właśnie na nowo odkrywam magię Tolkiena.... bo wydaje mi się, że od poprzedniego spotkania upłynęło wiele Er. I teraz najchętniej nie wyjmowałabym nosa z książki...
Lub oglądałabym non stop film... a w przerwach słuchała muzyki....


Kocham Drzewca...
a w LOTR-owskim teście wyszło mi, że moja kraina to Lothlorien.... bardzo chętnie, ale bez Drzewca się nie ruszam.
Enty są cudowne :)

czwartek, 17 września 2009

"Motyl na wietrze" - Rei Kimura


Wzruszająca opowieść o miłości aż po grób, oparta na prawdziwych wydarzeniach z życia „Tojin” Okichi, konkubiny, wbrew własnej woli, pierwszego amerykańskiego konsula w Japonii.


Los obdarzył Okichi Saito, córkę ubogiego cieśli z japońskiego miasteczka Shimoda, niepospolitą urodą, która jednak nie przyniosła jej szczęścia. Tuż przed ślubem z ukochanym Tsurumatsu, Okichi przypadkiem wpadła w oko amerykańskiemu konsulowi generalnemu. Wbrew swej woli musiała zostać jego konkubiną i chociaż przyczyniła się do wynegocjowania korzystnych warunków traktatu między Ameryką a Japonią, już do końca życia prześladowała ją niechęć i pogarda rodaków.


Japonia, Shimoda, rok 1856. Okichi Saito jest zaręczona ze stolarzem Tsurumatsu, kiedy w zatoce ukazują się groźne kształty czarnych okrętów: to Stany Zjednoczone domagają się otwarcia japońskiego rynku. Poseł Townsend Harris, późniejszy konsul generalny, przypadkiem widzi Okichi wychodzącą z łaźni i jest oczarowany jej urodą. Japońscy dygnitarze, dla których piętnastoletnia dziewczyna jest tylko przynętą w negocjacjach, każą jej udać się do domu Harrisa i świadczyć mu „osobiste usługi”. Pięć lat później konsul wraca do kraju z powodu złego stanu zdrowia. Okichi jest wolna, ale do końca życia naznaczona piętnem nierządnicy (tojin), pozostającej na usługach „cudzoziemskiego diabła”. W tych okolicznościach próba ponownego związku z Tsurumatsu prowadzi już tylko do tragicznego końca tej wzruszającej historii o miłości.


"Okichi czuła smutek, że tak już będzie zawsze: kobieta warta jest tyle, ile mężczyzna u jej boku... Dopóki chroni ją mężczyzna o odpowiedniej pozycji, nikt nie odważy się jej opluwać. Nic nie zmieni faktu, że aby przejść przez surową kontrolę opinii publicznej, kobieta potrzebuje męskiego ramienia".

(fragment książki)


Rei Kimura. Japońska dziennikarka i pisarka, z wykształcenia prawnik; autorka powieści: "Japanese Magnolia", "Japanese Rose", "My Name is Eric". Najpopularniejszą jej książkę, pt. "Motyl na wietrze" przełożono już na w hiszpański, polski, rosyjski, holenderski, a także tajski, hinduski i indonezyjski.

[Prószyński i S-ka, 2009]

Kolejna książka ze śliczną klimatyczną okładką. Treść…. Ciężko coś napisać. Zdecydowanie po łebkach napisana, krótka, szybko się czyta, ale to jest akurat wda… naprawdę książka w której jest za mało informacji, opisane fakty nic więcej. Niby powieść biograficzna, ale zostawiła mnie z ogromnym niedosytem. Książka jest tak krótka, skąpa i napisana przeciętnie, że mimo wszystko szkoda na nią 25 złotych. Dobrze, że akurat mam ją z biblioteki. Myślałam, że będzie to ksiażka w stylu "Wyznań Gejszy" o do Gejszy się ta ksiażka nie umywa. Autorka chciała coś napisać, ale nie do końca wiedziała chyba co... a szkoda... to mogła być naprawdę świetna książka.

środa, 16 września 2009

"Kryształowy anioł" - Katarzyna Grochola


Judyta, obwołana najbardziej wpływową bohaterką literacką wolnej Polski, ma godną następczynię. Na niemal sześciuset stronach nowej, znakomitej powieści "Kryształowy Anioł" Katarzyna Grochola powołuje do istnienia Sarę. Ta inteligentna i wrażliwa trzydziestolatka, podobnie jak wielu przedstawicieli jej pokolenia, wyjeżdża z rodzinnego miasta, aby szukać szczęścia w Warszawie. Niestety – to, co jest szczęściem dla męża Sary, jej przynosi osamotnienie i rozpacz. Ogromny sukces przychodzi w najmniej spodziewanym momencie i łączy się z goryczą porażki.

Takiej powieści jeszcze nie było. W "Kryształowym Aniele" czytelnicy odnajdą niezwykłą syntezę tego, co znamy z
Nigdy w życiu!" i "Trzepotu skrzydeł": błyskotliwe dialogi, zabawne qui pro quo, ale też duszną atmosferę dramatu psychologicznego.

Sugestywny styl Grocholi sprawia, że czytając "Kryształowego Anioła", będziemy na przemian zaśmiewać się i wzruszać razem z główną bohaterką.

[Wydawnictwo Literackie, 2009]

Gdy czytałam słynne „Nigdy w życiu” na które wtedy napaliła się Mama miałam skończone 16 lat. Pamiętam, ze ta książka zrobiła furorę w mojej klasie, potem z ciekawości nabyłam kolejne tomy, przeczytałam z mniejszym lub większym zainteresowaniem. Przeczytałam też „Osobowość ćmy” i dwa bodajże zbiory opowiadań. Dwa lata temu(albo trzy) kupiłam kontynuację losów Judyty(świetna i polecam) bo z perspektywy czasu niestety (lub stety) wyrosłam z jej prozy. Kryształowego Anioła dała nam do przeczytania Pani Bibliotekarka, Mama przeczytała zaciekawiła mnie(przyznaję) chichotem znad książki. A następnie bezlitośnie wcisnęła kolejne czytadło. Które po 200 stronach odkładam, bo już nie mogę. Coś takiego jak powiew świeżości w naszej literaturze kobiecej to coś niespotykanego. Grochola też kopiuje bohaterkę a więc kobieta z problemami sercowymi, z problemowymi rodzicami, którzy w dzieciństwie kogoś innego kochali bardziej. I to dzieciństwo rzuca cień na dorosłe życie. Raczeni jesteśmy również znanym z poprzednich części poczuciem humoru spod znaku Grocholi. Mnie nie śmieszy… Styl pisania który miał bawić, mnie irytował…. Jedyny plus tej ksiązki to szata graficzna… książka jest wydana w ślicznej zielonej okładce…. Podoba mi się ta zieleń. I to wszystko.

wtorek, 15 września 2009

"Zwycięzca jest sam" - Paulo Coelho


Festiwal filmowy w Cannes. 24 godziny. Cała plejada postaci z wielkiego świata: producenci filmowi, aktorzy, dyktatorzy mody, supermodelki, a także początkujące gwiazdki filmowe, gwiazdy, których splendor już nieco przygasł i tłum tych, którzy grzeją się w blasku sławy, władzy i bogactwa. Porządek tego "pięknego, wspaniałego" świata burzy nagłe wtargnięcie Igora, rosyjskiego multimilionera, owładniętego obsesją na punkcie swojej byłej żony, która odeszła ze znanym projektantem mody. Igor, zraniony do żywego, nie cofnie się przed niczym, by odzyskać miłość ukochanej.

"Zwycięzca jest sam" to wierny portret współczesnego świata, w którym blichtr, próżność i zakłamanie wyparły prawdziwe wartości, w którym człowiek w pogoni za złudnym szczęściem w świetle jupiterów zatracił poczucie dobra i zła, zagubił siebie. Paulo Coelho przypomina nam, że czasem warto wybrać drogę mniej uczęszczaną.

[Drzewo Babel, 2009]

Już tak jakoś jest, ze aby mi się udało namówić Rodzicielkę na dobrą moim zdaniem książkę czy genialny film, ze nie wspomnę o wspaniałym serialu, muszę się nachodzić, naprosić, nanamawiać a i tak rzadko Mama ulega a tymczasem w drugą stronę jest łatwiej… wprawdzie Mama rzadko to robi pomna tego, że nie jestem zwolenniczką romansów na jedno kopyto i że mam swój własny porządek czytania. Ale chodzi umiejętnie wokół mnie a w kluczowym momencie kładzie po prostu książkę na biurku a później kontroluje postępy(mniej więcej co godzinę pyta „I jak?”)
I znowu dałam się namówić, tym razem na Coelho…. Daleko mi zarówno od rozentuzjazmowanych zwolenników (swego czasu po prostu wypadało czytać tego autora i zachwycać się jego przemyśleniami) nie jestem również w grupie obrzucających Go błotem(nastała również taka moda, i teraz w dobrym topie wśród młodej inteligencji jest zjechać możliwie jak najbardziej jego twórczość jako płytką i bezsensowną). Czytałam kilka jego książek. Niektóre bardziej mi się podobały inne mniej. Jak każdy niemalże pisarz ma wzloty i upadki. Jednak w pewnym momencie doszłam do wniosku, że mam już dosyć kolejnej książki z receptą na życie. Stało się to bodajże po Zahirze, którego przeczytałam w Liceum, później sięgnęłam jeszcze po „Nad brzegami rzeki Piedry” bo długo miałam ochotę na tą książkę… i dałam sobie spokój… przerywany pożyczeniem i przeczytaniem nijakiej „Czarownicy z Portobello”. No, ale Mama tak jęczała mi nad uchem, że dla świętego spokoju spakowałam najnowsze dzieło Coelho. Przeczytałam szybko z mieszanymi uczuciami… Bo wciąż chodziło mi po głowie, dlaczego jest tak niewielu pisarzy, którzy piszą z realizmem, bez popadania w skrajności. Jak nie jeden ślepy optymista się znajdzie co pisze wszystko jak widzi w różowych, jasnych barwach, to pojawi się drugi, który łup wali ciemną wizją świata po oczach, chylącego się ku upadkowi(tegoż świata). Ta książka należy do tego drugiego gatunku. I w trakcie szafy macałam dookoła w poszukiwaniu moich zakurzonych różowych okularów jako kontrastu dla ponurej rzeczywistości. Ja wiem, że świat jest do bani, że rządzi pieniądz, wyścig szczurów, podłość i inne tego typu atrakcje, ja to wiem i przyswoiłam, chociaż jako dziecko moich niezaradnych życiowo rodziców, którzy nie połapali się w zmianie obyczajów i nie umieli mnie wychować na podłą świnie, cwaniaka, karierowicza słowem na zaradnego życiowo człowieka i tak, żyję po swojemu i doszukuję się jasnych stron marnej egzystencji… Tymczasem Pan Coelho po swoich książkach-podręcznikach Pt. „Jak odnaleźć Skarb i Drogę” przerzucił się(w moim mniemaniu) na pokazanie drugiej strony medalu, ciemnej strony mocy etc., etc.
I ni to kryminał ni podręcznik… książka o szaleńcu… którego na początku było mi żal… i czytałam książkę do końca tak szybko(miast korzystać z uroków wakacji), coby dowiedzieć się jaki będzie finał. Wątków pobocznych jest co niemiara więc czasami można się zagubić. Zresztą ogólnie można się zgubić w świecie wielkich pieniędzy, luksusów i haj-lajfu.
Mam do przeczytania jeszcze „Bridę” pożyczoną z biblioteki i chyba dla świętego spokoju ją przeczytam… Ale ostatnią książką z pod znaku Coelho, która mi się podobała, była jego autobiografia, którą muszę sobie nabyć, aby raczyć się tymi opowiadankami. Bo jeśli chodzi o prozę Paulo Coelho w moich oczach przeżywa spadek poziomu

poniedziałek, 14 września 2009

"Nagie kości" - Kathy Reichs


Jest upalne lato. W żelaznym piecyku zostają odnalezione zwęglone zwłoki noworodka. Jego matka, która sama jest jeszcze dzieckiem, znika w niewyjaśnionych okolicznościach.

Słoneczne popołudnie. Na polu kukurydzy w Północnej Karolinie rozbija się niewielki samolot. Ciała pilota i pasażera są tak spalone, trudno je zidentyfikować.

Najbardziej zagadkowe są jednak kości znalezione na dalekiej farmie nieopodal Charlotte. Wydaje się, że szczątki należą do zwierzęcia, jednak analiza laboratoryjna ujawnia szokującą prawdę...

Jaką historię opowiedzą kości? Analizy zdjęć rentgenowskich i badania DNA są bardzo niejasne. Ktoś usiłuje powstrzymać dr Brennan przed poznaniem odpowiedzi.

[Red Horse, 2008]

Zakupy uzależniają. Mnie uzależniają te książkowe… i tak stypendium rzadko zagrzewa miejsce na moim koncie zazwyczaj tego samego dnia jest zamieniane na upatrzoną ksiązkę… „Nagie kości” kupiłam zdaje się, że kwietniowe stypendium, stało na półce czekając aż zbiorę całą dostępną kościstą serię i aż będę miała czas na przeczytanie. Mama już przeczytała zachwycona wzięłam się i ja po przerwie za kolejny tom. Również i ta książka nie ma nic wspólnego z serialem, który z uwielbieniem oglądam. Nie czytuję krwawych brutalnych kryminałów gdzie krew płynie rzeką a mózgi plaskają o ściany. Jestem wrażliwą estetką. Dla innych czytelników tych lubiących takie akcje ta książka będzie nudna. Poza tym nie jest to książka dla osób, które denerwują schematy. No chyba, ze za „Nagie kości” wezmą się jako za pierwszą książkę z serii. I jedyną. Przez 300 stron akcja jest leniwa a mniej więcej właśnie w okolicach 300 strony akcja się zaostrza bohaterka jest w niebezpieczeństwie z którego wydostaje się fartem nieludzkim. W tym tomie uwaga większy nacisk na życie uczuciowe bohaterki.

Po przerwie, a na pewno do końca października kiedy ma się ukazać kolejny tom Kości muszę przeczytać pozostałe mi 3 tomy

czwartek, 10 września 2009

Mała Moskwa


"Mała Moskwa" to wzruszająca historia zakazanej miłości, w czasach, w których nawet o intymnych sprawach decydowało sowieckie imperium. Film przenosi nas do świata, w którym w jednym mieście, oddzieleni murami i zakazami żyli Rosjanie i Polacy, którzy mimo strachu i wścibskich politruków kochali, cierpieli i mieli swoje marzenia.

W tym docenionym przez wielu krytyków oraz publiczność i jury 33 Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, widz znajdzie także to, czego zazwyczaj szukamy w kinie rozrywkowym: miłość, śmiech, łzy, wielkie dramaty i wielkie radości oraz wzruszenia...

Jest rok 1967. Jura, młody pilot i niedoszły kosmonauta, trafia do Legnicy, zwanej "Małą Moskwą”, ze względu na ulokowanie tam największego garnizonu wojsk radzieckich w Europie Wschodniej. Towarzyszy mu piękna młoda żona Wiera. Zafascynowana polską poezją i muzyką, wygrywa piosenkarski "konkurs przyjaźni", wykonując porywająco i w części po polsku "Grande Valse Brillante" Ewy Demarczyk. Wtedy właśnie poznaje polskiego oficera i muzyka – Michała. Długo broni się przed obudzonym wówczas uczuciem. Zakazana miłość Rosjanki i Polaka musi rozwijać się w tajemnicy i po kryjomu..


Na film namówiła mnie Mama. Bez niej pewnie czekałby do października, albo i dłużej…. Mamusiu chociaż Internet Ci wrogiem, wirtualnie Ci dziękuję :* .
Film o którym dużo się mówiło jak mniemam ja żyjąca jednak własnym rytmie, nie bardzo wiedząca co się dzieje w mieście gdzie studiuję, ale wiem za to jaki jest aktualny stan La Liga, więc pewnie nie słyszałabym nic o tym filmie… pierwszy raz usłyszałam zachwyty od sąsiadki i pytanie czy mam. Nie miałam i nie myślałam o tym
Aż do dziś. Niby historia stara jak świat Ona, On i Ten Trzeci. Wojna, trudne wybory, wszystko z pozoru było, ale sposób przedstawienia ta przeplatanka polskiego z rosyjskim, ta bladość „wczoraj” w porównaniu z „dziś”. Film w całokształcie jest świetny, trzymał mnie momentami w napięciu a w finale po prostu wzruszył… popłynęły mi łzy… jak bohaterom na ekranie. Absolutnie polecam ten film każdemu, który jeszcze nie widział. Naprawdę warto!!
Jeszcze nie umarło polskie kino!!!!
Może aktorzy nie są godni Oskara, ale ich bohaterowie wzbudzają emocje…. Żal mi było z Mamą ich wszystkich…. Smutno mi było bardzo… ale koniec… daje nadzieję… mimo wszystko


Coś ostatnio płaczliwa jestem… co film to się popłaczę 

wtorek, 8 września 2009

"Pogrzebane tajemnice" - Kathy Reichs


Był letni poranek 1982 roku, gdy żołnierze spustoszyli wioskę Chupan Ya, gwałcąc i zabijając kobiety i dzieci. Mówi się o 23 ofiarach pogrzebanych w miejscu, gdzie 20 lat później dr Temperance Brennan wraz ze swoim zespołem prowadzi ekshumację. Nie zachowały się żadne zapiski. Dla rodzin ofiar zmarli pozostają „zaginionymi”.

Przemoc trwa do dziś. Dwóch kolegów Brennan zostało napadniętych, a cztery wysoko sytuowane, młode kobiety zniknęły w mieście Gwatemala. Jedną z nich jest córka ambasadora Kanady. Część szczątków pojawiło się w szambie, a Tempe niestety wie, co to oznacza.

Tempe wkrótce znajdzie się w niebezpiecznej sieci, która sięga daleko poza granice Gwatemali. Stawka jest wysoka. Niemal tak wysoka jak władza, pieniądze, chciwość, i nauka razem wzięte. Tempe musi dokonać wyborów, które zmienią jej życie.

[Red Horse, 2008]

Kolejna część przygód antropolog Temperance Brennan. Tym razem rzecz się dzieje przeważnie w Gwatemali, ludobójstwo, dużo ofiar, sprzed lat dużo szkieletów, dużo rozpaczy i smutku a także tajemniczy wypadek na drodze zwłoki w miejscu dosyć niespodziewanym i dosyć obrzydliwym(odradzam posiłki w trakcie). I tak się zaczyna sprawa, która obfituje w ciekawostki naukowe dużą ilość mgły tajemnicy dookoła. Jak dla mnie książka była dobra, czytało mi się ją przyjemnie(jeśli można użyć w tym kontekście takiego przymiotnika). Zamknęłam „Pogrzebane tajemnice” i biorę się za kolejną ta seria znowu mnie porwała.

poniedziałek, 7 września 2009

łupy z biblioteki

Wizyta w ulubionej bibliotece przyniosła plon. Jako, ze te głodowe racje zostały wydane Nasz Pani odłożyła nam nowości. No więc kolejne przeczytane pozycje….

1 września 1939 roku świat młodej Żydówki Emmy Bau legł w gruzach. Jej nowo poślubiony mąż, Jakub, działacz ruchu oporu, musi się ukrywać. Rodzina trafia do getta. W wyniku splotu niezwykłych wydarzeń Emma nie dzieli tragicznego losu swoich rodaków, tylko z nowymi dokumentami - jako Polka Anna Lipowska - rozpoczyna nowe życie w okupowanym Krakowie. Pragnie w ukryciu przeczekać wojenną zawieruchę, lecz nie jest jej to dane. Pewnego dnia zostaje przedstawiona komendantowi Georgowi Richwalderowi. Wkrótce ten wysokiej rangi hitlerowski oficer postanawia zatrudnić ją w charakterze swojej asystentki w biurze na Wawelu. Nakłoniona do współpracy przez ludzi podziemia, Emma staje przed poważnym dylematem. By ratować siebie i innych, musi zbrukać wszystko, co dla niej święte. Początkowo wbrew sobie i logice przyjmuje propozycję Richwaldera. Młoda, nieśmiała i niedoświadczona dziewczyna rozpoczyna śmiertelnie niebezpieczną grę o najwyższą stawkę.

[Arlekin, 2008]

Plus. Jak na książkę o wojnie nie ma scen drastycznych, których wrażliwy czytelnik nie przeczyta, albo przeczyta i nie będzie mógł usnąć…. Historia dosyć ciekawa… ale zaczynają się wady. Kto wydał tą książkę? Jest strasznie naiwna. Autorka jako wicekonsul (były) zna Kraków coś tam słyszała o wojnie w Polsce. Ale chyba mało uważała wtedy…. Pomarańcze dostępne na każdym straganie, ludzie popijający kawę… mający WSZYSTKO to jest przegięcie. Jak pisałam materiał na książkę świetny, historia dobra, ale poprowadzona w sposób strasznie naiwny. Za naiwny… bajki oglądam na dobranoc… ładne i kolorowe… i mniej więcej tak samo wiarygodne.

Żona dyplomaty
Dalsze losy bohaterów bestsellerowej powieści "Dziewczyna komendanta".

"Jak to się stało, że przeżyłam, gdy tylu innych zginęło? Dlaczego właśnie ja?"

Europa, 1945 rok. Cudem ocalała po koszmarze nazistowskiego obozu Marta Nederman powoli wraca do zdrowia i równowagi psychicznej. Poznaje amerykańskiego żołnierza Paula, którego miłość przywraca jej wiarę w sens życia. Marta znów zaczyna marzyć i snuć plany na przyszłość, zachodzi w ciążę. Niestety tragiczna śmierć Paula niszczy nadzieje na szczęście. Zrozpaczona Marta odnajduje wreszcie ukojenie w małżeństwie z brytyjskim dyplomatą Simonem, z którym udaje jej się stworzyć wspaniały, ciepły dom. Jednak los jeszcze raz okrutnie z niej zadrwi i wystawi ją na ciężką próbę. Marta pragnie pomóc brytyjskiemu wywiadowi w zdemaskowaniu komunistycznego szpiega, ale to oznacza powrót do znienawidzonej i okrutnej przeszłości...

Kolejna, po przyjętej z entuzjazmem i przetłumaczonej na wiele języków powieści "Dziewczyna komendanta", książka Pam Jenoff. Skończył się koszmar wojny, ale dawni sprzymierzeńcy stają się wrogami. To czas trudnych wyborów, w którym za miłość płaci się wysoką cenę, a czasami to uczucie zmusza bohaterów do zdrady i cynicznej gry...

[Arlekin, 2009]

Niezrażona pierwszą częścią, którą przeczytałam w rekordowym czasie i przyprawiając się o bolące oczy, sięgnęłam po ciąg dalszy… który swego czasu kusił mnie ładną klimatyczną okładką z półek księgarni i witryn księgarni internetowych. I jeżeli myślałam, ze pierwsza część była naiwna to nie wiem co powiedzieć o drugiej. Autorka jest poza wszelkimi realiami. Żyje w jakimś swoim magicznym świecie, gdzie na wojnę z wywiadem sowieckim wysyła się sekretarki, które mają zero doświadczenia i wysyłają najważniejsze informacje TELEGRAFEM! I gadają o nich przez TELEFON. Dziecko nawet by to wyśmiało. Autorkę być może poproszą do współpracy przy Modzie na sukces… bo wyczucie świata oraz zwroty akcji typowo jak w MnS.
Dziękuję ;)

niedziela, 6 września 2009

Genua. Włoskie lato - Genova (2008)


Joe (Colin Firth) razem z córkami, Kelly (Willa Holland) i Mary (Perla Haney-Jardine) postanawia rozpocząć nowe życie. Cała trójka przeprowadza się do urokliwej, słonecznej Genui. W labiryncie tajemniczych uliczek miasta chcą zgubić swoją przeszłość. Młoda i piękna Kelly przeżywa pierwsze zauroczenia i oddaje się przygodom w towarzystwie oczarowanych nią Włochów. Młodsza Mary próbuje odnaleźć swoje miejsce w nowym otoczeniu. Rozpalona włoskim słońcem Genua staje się świadkiem nowego początku.
[opis dystrybutora kino]

Po długim czasie oglądnęłam Genuę.... po tytule spodziewałam się jakiegoś romansu, na modłe "Pod słońcem Toskanii" okazało się, ze się myliłam... chciałam film, na rozświetlenie włoskim słońcem i optymizmem, ponurych dni a trafiłam na Genuę... I znowu się wzruszyłam. Film jest piękny, chociaż smutny. I bardzo prawdźiwy.... postacie na ekranie...i tutaj dziwny argument - mówią prawdziwie, płaczą realnie. Pamiętam płacz siostrzenicy gdy jako Maluch(gdy Siostra akurat była na weselu i się nią zajmowałam) budziła się i wołała Mamę, to był taki sam autentyczny płacz. Płacz przestraszonego smutnego dziecka, który pali w uszy i rozdziera serce i tak płaczące dziecko trudno utulić. Colin jest oczywiście przystojny nieludzko, chmurny, żałobny a jednocześnie kochający ojciec nieco zagubiony w tym wszystkim co na niego spadło. Żal mi oczywiście jego córek, najbardziej najmłodszej, bo tylko widz i siostra wiedzą co się stało naprawdę i dlaczego Mała ma tak ogromne poczucie winy... te wizyty matki w jej wyobraźni robią piorunujące wrażenie. Tą starszą miałam ochotę(przyznaję się bez bicia potelepać) ale kurczę do zwykłego w tym wieku buntu dorasta żal po stracie matki i pretensje do siostry. Mimo wszystko.
W końcowych scenach, biegu przez miasto a zwłasza w tej scenie na drodze aż mi się zimno zrobiło. Wyobraziłam sobie lęk tego ojca siostry a jednocześnie cierpłam na myśl o tym co się może stać tej dziewczynce
Ale zakończenie jest chociaż optymistyczne.

Co do tytułu, czy Polacy mają jakąś manię zmieniania tytułów, czy gdyby nie dodali tego dodatku "Włoskie wakacje" to nikt by nie podzedł do kina? Nie rozumiem doprawdy...

sobota, 5 września 2009

"Dzban ciotki Becky" - Lucy Maud Montgomery


Dzban ciotki Becky to jedna z tych powieści autorki Ani z Zielonego Wzgórza, które – choć pisane z myślą o dorosłych – zainteresują i rozbawią czytelników w każdym wieku. To znakomita powieść dla całej rodziny!

Przez całe lata rodziny Darków i Penhallowów związane były ze sobą małżeńskimi więzami. Czasem zrobiliby dla siebie wszystko, czasem walczyli ze sobą na śmierć i życie. Lecz prawdziwa burza nadchodzi, gdy umiera ciotka Becky, głowa klanu. W testamencie zapisała komuś z rodziny swój drogocenny dzban, ale nazwisko szczęśliwca, który wejdzie w jego posiadanie, zostanie ogłoszone dopiero za rok. W ciągu tych dwunastu miesięcy magia dzbanu sprawi, że członkowie klanu przejdą niesamowite przemiany: ci, którzy byli skłóceni od lat, pogodzą się; inni – zaczną szukać nowych ścieżek życia… Ale i tak wszyscy będą zaskoczeni, gdy wola ciotki Becky zostanie w końcu ogłoszona…

Seria książek o autorstwa kanadyjskiej pisarki Lucy Maud Montgomery to już klasyka literatury dla dzieci i młodzieży, to nie starzejący się międzynarodowy bestseller, od stu lat zyskujący nowe rzesze wiernych czytelników.

Lucy Maud Montgomery - powieściopisarka kanadyjska znana głównie jako autorka książek dla młodzieży, zwłaszcza Ani z Zielonego Wzgórza i dalszych jej części. Lucy Maud Montgomery napisała jeszcze dwadzieścia innych książek. Ich bohaterkami są m.in. Emilka oraz Pat. W latach 1889 - 1942 spod pióra autorki wyszło aż dziesięć tomów osobistych pamiętników.


Lucy Maud Montgomery nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Kolejne pokolenia zachwycają się jej książkami. Dla mnie jej nazwisko oznacza mieszankę ciepła, wzruszenia i humoru. Coś absolutnie niepowtarzalnego. I tak się stało tym razem, zauroczyłam się tą krótką w gruncie rzeczy książką. Za krótką. Za szybko się skończyła. A wraz z końcem za szybko przyszło rozstanie z bohaterami, których polubiłam i których poczynaniom kibicowałam. Na szczęście zostało mi jeszcze sporo pozycji tej autorki do przeczytania a więc jest nadzieja, że jeszcze przeżyję takie emocje…
Że będę tak głęboko przeżywać losy bohaterów…
Ojejku jak brakowało mi tego typu książek. Takich ciepłych, pogodnych….

Absolutnie fenomenalna!!

piątek, 4 września 2009

Buddenbrookowie: Dzieje upadku rodziny - Tomasz Mann


Tomasz Mann (1875-1955) był najwybitniejszym pisarzem niemieckim pierwszej połowy XX wieku. Tworzył prozę opisującą konflikt między myślą i duchem a życiem, charakterystyczny dla rozpadającego się mieszczańskiego świata. Mann w mistrzowski sposób opisywał jego zwyrodnienie i rozkład, wnikliwie obserwując niemieckie społeczeństwo. Dzięki temu "Buddenbrookowie" mają w literaturze niemieckiej tę sama rangę, jaką w piśmiennictwie angielskim zdobył "Klub Pickwicka" Dickensa, a we francuskim - "Komedia ludzka" Balzaka.

"Buddenbrookowie" (1901, wydanie polskie 1931), powieść, która przyniosła autorowi światowy rozgłos i Nagrodę Nobla w 1929 roku, to kronika świetności, a potem schyłku kupieckiego rodu z Lubeki. Książka przedtawia historię czterech pokoleń rodziny, przy czym centralną postacią jest Tomasz Buddenbrook, na którego przykładzie Mann ukazuje degradację i przeobrażenie mieszczańskiego systemu wartości w pusty ceremoniał i grę pozorów.

[Wydawnictwo Dolnośląskie, 2005]

Kogoś rozmiarem książka może przerazić…. Mnie tylko zachęciła…. Tyle dobrego prawdopodobnie czytania) przeleżała bidula dwa lata na półce, bo kupiłam wydanie z dziennikowej serii bo na forum ktoś zachwalał a ja akurat potrzebowałam nagrody za egzamin i cierpliwość. I teraz przeczytałam jako noblowe wyzwanie.
I jestem bardzo na tak. Lubię takie sagi. Spokojne nieśpieszne opowieści o rodzinie o miłości, lojalności, zdradzie dawnych czasach. Czyta się błyskawicznie, mimo rozmiaru. Zastanawiałam się ile w tej książce jest prawdy o rodzinie autora. Chociaż najbardziej polubiłam Dziadka Jana, kochającego ojca, szanowanego obywatela…. Najbardziej zaś irytowała mnie Tonia i miałam nieodpartą chęć telepnięcia jej a chociaż mocnego trzepnięcia przez ten pusty łep .
Podsumowując gorąco polecam przeczytanie tej książki.

czwartek, 3 września 2009

Zatoka Trujących Jabłuszek - Monika Szwaja


Zatoka Trujących Jabłuszek istnieje naprawdę, w przeciwieństwie do Klubu Mało Używanych Dziewic, który ożył tylko na kartach książek Moniki Szwai. Jego "matki założycielki" zdobyły sobie wszakże taką sympatię Czytelników, jakby były najprawdziwsze w świecie. Czy to znaczy, że takie "dziewice" drzemią w wielu z nas? Że - podobnie jak one - wiemy, co w życiu jest najważniejsze i że niekoniecznie jest to zrobienie kariery za wszelką cenę... Że umiemy, a przynajmniej próbujemy dostrzegać piękno w świecie - takim, jaki jest... Że ciągnie nas do drugiego człowieka... Że staramy się po prostu być szczęśliwymi ludźmi...

[Sol, 2008]


Książka połknięta w jedno popołudnie… cud, że się nie udławiłam… jakiś czas temu obiecałam sobie, że koniec ze Szwają. Był czas gdy lubiłam czytać jej książki, i Nudziara czy zapiski bardzo mi się podobały, ale wyrosłam. Poza tym irytuje mnie styl autorki, która do każdej książki wciska na siłę chyba postacie z innych książek swojego autorstwa dla jakiej przyczyny? Nie wiem. Przeczytałam poprzednie części „sagi o Dziewicach” i tylko dlatego chwyciłam tą książkę gdy pokazała mi Ją Moja Ulubiona Bibliotekarka. Chciałam wiedzieć co będzie dalej i dlatego odłożyłam Buddenbroków i zabrałam się za to.
Książka powstała chyba po to, aby zrealizować obietnicę o kolejnej części, oraz załatać dziurę w budżecie. Bo całość nie trzyma się kupy. Autorka chyba nie wie na jakim świecie żyje a jednocześnie chce uchodzić za szalenie nowoczesną stąd „czasowe” powiedzonka chociażby. Na świecie żyję już parę ładnych lat obracam się w różnych sferach ale tak jak ta książka raziła mnie sztucznością to przechodziło już ludzkie pojęcie….
Może ktoś będzie miał ochotę przeczytać to nie będę zdradzać fabuły. Ja nie polecam, na biblionetce oceniłam ją na 2,5 góra!!