Strony

niedziela, 31 lipca 2011

"Kolory tamtego lata" - Richard Paul Evans


Ta historia wydarzyła się naprawdę.



Przyjaciele Eliany mówili, że jej życie to bajka. Dziewczyna z amerykańskiego miasteczka zakochała się w przystojnym Włochu i zamieszkała z nim w kraju, którego język brzmi jak poezja, a jedzenie smakuje niczym dar niebios.
Niestety, wymarzony dom okazał się jedynie piękną klatką, z której nie można uciec. Kiedy Eliana traci już nadzieję i wiarę w przyszłość, wtedy los stawia na jej drodze nieznajomego. Oboje wiele przecierpieli i trudno im uwierzyć w szczęśliwe zakończenie.



Ale przecież każdy, kto próbuje ukryć miłość, daje najlepszy dowód na jej istnienie.



Każda z dziesięciu powieści Richarda Paula Evansa znalazła się na szczycie listy bestsellerów „New York Timesa”, a ich łączny nakład w USA przekroczył 13 milionów egzemplarzy. Evans inspiruje i wzrusza ludzi na całym świecie. Czas, aby podbił serca polskich czytelników.


Co jak co lato mamy mało letnie, dlatego ja wybrałam się do Florencji, słonecznej Toskanii pachnącej oliwa z oliwek, parzącą upalnym Słońcem. Tytuł „Kolory tamtego lata” w odniesieniu do naszej aury za oknem brzmi nieco ironicznie, bo ja za oknem widze szarości, nie kolory. Ale dosyc narzekania na deszcz, nie idę dziś do pracy, lenię się w łóżku jest cudownie. A na dodatek przeczytałam piękną historię miłosną, czy kobieta w wieku ciut poniżej średniego może chcieć czegoś więcej? Dodam, że w Polowie lektury doniosłam sobie gorącego El Greya a na kolana wskoczyła Mela, mokra jak nieboskie stworzenie po czym umyła się i mrucząc grzała mi nogi. Po prostu raj.
Raj w którym nie mogło braknąć oczywiście łyżeczki goryczy, bo historia miłosna… Romans bez dramatu wplecionego gdzieś w połowie jest mdły, jak gofr z nadmiarem bitej śmietany. Nie można go dojeść i człowiek wyrzuca go do kosza i odchodzi marząc o korniszonie. Ta historia taka nie jest, jest słodka, ale i zaprawiona cierpieniem, dramatem. Nawet pod najpiękniejszym Toskańskim niebem, życie wcale nie musi być rajem. Przekonuje się o tym Ellen, młoda Amerykanka, która wychodzi za mąż za Włocha, normalnie romans jak w bajce, on diabelnie bogaty, przystojny, dom jak pałacyk z marzeń, tylko że po pewnym czasie wychodzą z niego przywary Mauryzia jako przysłowiowego Włocha, dziwkarza i niedbającego o dom macho. Ellen usycha, jedyną jej radością jest ciężko chory synek i malarstwo, które mąż ledwie toleruje. Ellen jest samotna, schnie z braku miłości, z braku zrozumienia, zdradzana, niekochana, ma być panią domu i ozdobą, przestała być dla męża kobietą. Do czasu aż w wynajętym mieszkaniu na ich posesji zamieszkuje Ross – również Amerykanin, młody, przystojny, tajemniczy. I się zaczyna.
Romans jak romans. Może nic szczególnego. Ot czytadło na letnie popołudnia, ale bardzo mi się spodobał pomysł z włoskimi aforyzmami na początku rozdziału każdego. Wiele jest ciekawych, zapadających w pamięć, zmuszających do refleksji. Ciekawy zabieg naprawdę. I to nie takie banalne zwroty, ale naprawdę, naprawdę głębokie niektóre są. Zresztą cała książka jest ciekawie napisana, wciąga, nie nudzi. Niby wiem jak się skończy, ale do końca na sto procent pewna nie jestem, więc pod koniec z zapartym tchem już czytałam.

Polecam. Zwłaszcza tym, którzy są na miłosnym rozdrożu. Bo książka daje nadzieję, daje siłę i dodaje otuchy. Polecam!

Na pewno musze po inne książki tego autora sięgnąć!!


Za ksiażkę dziękuję wydawnictwu ZNAK

sobota, 30 lipca 2011

"Kochanie, chcę Ci powiedzieć" - Louisa Young



Poruszająca opowieść o czasach pierwszej wojny światowej, o doświadczeniach kobiet pozostawionych w domu i mężczyzn walczących na froncie.

To doskonałe zestawienie scen wojennych z osobistymi i niezwykle intymnymi: samotnością pięknej kobiety, której mąż walczy za morzem, odsuwając się od niej stopniowo z powodu swoich koszmarnych przeżyć; tęsknotą młodej dziewczyny z dobrego domu, która walczy o prawo do miłości i małżeństwa z ukochanym niższego stanu wbrew woli rodziny. A przede wszystkim jest to powieść, która traktuje straszliwe lata 1914–1918 z wielką wrażliwością, ośmielając się zadać pytanie, czy aby ci, którzy zginęli, nie są większymi szczęściarzami od tych, którzy przeżyli – tylko po to, by rozpocząć najtrudniejszą z walk.


I Wojna Światowa to temat stosunkowo rzadko poruszany w powieściach. Tymczasem ta książka pokazuje wojnę jakiej ówcześni nie znali, która wzruszyła fundamenty świata, ale wywarła również wpływ na jednostki, rozwaliła im skutecznie życie, rozdzieliła ludzi, którzy przed jej wybuchem nie wyobrażali sobie życia bez siebie.
Mężczyźni szli walczyć w imię honoru, mieli zajęcie nie musieli tęsknić. Tymczasem kobiety czekały, zrozpaczone, przerażone, żyjąc w nieustannym lęku o tych których kochały, nie wiedząc czy w momencie gdy otrzymują list od ukochanego on wciąż żyje. Z tej strony patrzyłam na tą książkę.

Książka jest piękna, trudna, ale piękna. Opowiada o ludziach z różnych grup społecznych, znajdujących się w różnych sytuacjach życiowych, których łączy dramat wojny. O kobietach, których mężczyźni idą walczyć za swój kraj, o mężczyznach, którzy zmuszeni są zostawić swoje ukochane by iść zabijać. Czy po takim doświadczeniu łącząca ich miłość może pozostać taka sama? Wojna zmienia wszystko, światopogląd, filozofię, czy może oszczędzić miłość?
Ciekawy jest również sposób napisania książki, różne perspektywy, różne sposoby narracji. Książki nie czyta się błyskawicznie i super przyjemnie, wymusza refleksję, przemyślenie pewnych spraw, czasami odkładałam ją na dłuższą chwilę by przemyśleć kilka wątków.
Dlatego polecam, serdecznie polecam lekturę bo naprawdę warto.
No i listy wplecione w treść dodają autentyczności tej miłosnej historii, czy też tym historiom. Dziś nie możemy sobie wyobrazić dnia bez sms`a czy telefonu do bliskiej osoby, a wtedy trzeba było czekać tygodniami na wiadomość, a gdy ona dotarła powracał lęk, pytanie co teraz się z nim/nią dzieje.
Dodatkowo w tej książce można zobaczyć jak wojna zmieniła ludzi, społeczeństwo. Poczytać o interesujących czasach
Naprawdę, naprawdę książka jest świetna i serdecznie ją polecam. Niektórych być może odrzuci nawiązanie do I wojny światowej, bezpodstawnie, albowiem to nie jest książka historyczna, ani powieść historyczna, historia majaczy się na horyzoncie. Na pierwszym planie są ludzie i ich uczucia.
Wiedziałam, intuicyjne czułam, ze mi się spodoba!!

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka

piątek, 29 lipca 2011

"Harry Potter i Insygnia Śmierci. Część 2" 2011 - Harry Potter and the Deathly Hallows: Part 2


W drugiej części widowiskowego zakończenia serii walka sił dobra z siłami zła świata czarodziejów przeistacza się w otwartą wojnę. Stawka nigdy nie była tak wysoka; nikt nie może czuć się bezpieczny. Być może w trakcie nieuchronnie zbliżającej się ostatecznej rozgrywki z Lordem Voldemortem to Harry Potter będzie zmuszony do ostatecznego poświęcenia. Tak kończy się cała opowieść.

Przyszedł weekend więc nadrabiam recenzje. Na samo początek najświeższa. Świeżutkie, wczorajsze wrażenia z ostatniej części Pottera. Jestem jedną z tych osób, które z Potterem dorastały, wyczekiwały kolejnych tomów, ekscytowały się nową ekranizacją. A tu coś się kończy, coś do czego jestem przywiązana i będę wracać. Na pewno.


Wczoraj miałam parszywy dzień, więc postanowiłam pójść do kina, na seans z napisami, bo nienawidzę Severusa dubbingowanego! To zbrodnia!! Severus ma cudowny głos Alana. I tak ma być.
Efekt 3D znów mnie nie zachwycił, ale film dla mnie był tak fenomenalny, ze nie przeszkadzały mi okulary. To już dużo.
Paszczę miałam rozdziawioną w zachwycie, chociaż dużo przepłakałam. Pierwszy raz na dobre w trakcie pojedynku w Wielkiej Sali z zachwytu i wzruszenia. I później poleciało. Ale mnie ogólnie ostatni tom przez Severusa wzrusza okrutnie.
Moim zdaniem efekty specjalne, tak współgrają z muzyką, akcją, treścią i dodatkowo momentalnie oczarowują, że jeśli ktoś nie był wyganiam wręcz do kina! Wiem, ze jeszcze nie raz oglądnę, że kupię DVD i będę oglądać wiernie i często bo to było coś magicznego, te dwie godziny minęly tak błyskawicznie a teraz mogę słuchać tylko ścieżki dźwiękowej.

Jeśli ktoś ma obawy przed pójściem, naprawdę zachęcam, jestem przekonana, ze nie pożałuje.
Mogłabym pisać i pisać o treści o aktorstwie, zwłaszcza Severusie i Minerwie i Voldemorcie i Bellatriks, ale wymieniałabym i rozpisywała się za długo. Zobaczcie. Po prostu warto!

wtorek, 26 lipca 2011

Juliusz


Mój Juliusz znowu kwitnie.
Splunijcie na psa urok.

Raduję się, że nie zabiłam tego kwiatka, ale że rośnie piękny i oby rósł jeszcze piękniejszy.
Dbam, chucham i dmucham.



A skończyłam właśnie "Kochanie chcę Ci powiedzieć" ale nie mam weny.
Po prostu nie mam weny na lekturę tak jestem padnieta. No i oglądam Pottera, biorę się za nową lekturę i jutro Was "uraczę" recenzją :)


Jak nie padnę w robocie ;)

poniedziałek, 25 lipca 2011

"W nadziei na lepsze jutro" - Ewa Bauer


Powieść „W nadziei na lepsze jutro” przedstawia historię młodej kobiety, która bardzo pragnie być szczęśliwa. Pomimo przeciwności losu i osobistych tragedii, jakie ją spotykają, wciąż wierzy, że prawdziwa, wierna i uczciwa miłość istnieje. Losy Anny przeplatają się z losami dwóch innych kobiet, których życie również nie układa się tak, jakby sobie tego życzyły. Bohaterowie powieści przechodzą metamorfozy, podejmują różne – nie zawsze słuszne – decyzje. Prowadzą wieczną walkę dobra ze złem. Emocje w tej książce grają główną rolę. Czy w poszukiwaniu miłości wolno wszystko?

Dziś pragnę się z Wami podzielić wrażeniami po lekturze książki „W nadziei na lepsze jutro”. Niech się zgłosi ten kto nie żyje z taką nadzieją. Każdy chyba chce, aby po obudzeniu się zastał swiat lepszy, swoje życie bardziej słoneczne.
Takie są nadzieje również bohaterów tej książki. Z pozoru szczęśliwych, ludzi sukcesu mniejszego, lub większego, którzy mimo wszystko poszli na wiele życiowych kompromisów i wciąż mają nadzieję, ze się poprawi ich życie przynajmniej w jakimś aspekcie.
To ogólnie, bardzo ogólnie o fabule, która mnie zainteresowała na tyle, ze książkę połknęłam w jedno – deszczowe popołudnie. Bo książka wciąga. Nie chce się jej zamknąć, chce się czytać. Na razie to tylko pierwszy tom i skłamałabym gdybym napisała że nie jestem ciekawa dalszego ciągu. Bo jestem! Autorka kobieta z moim wykształceniem, ale z zacięciem psychologicznym, czyli czymś totalnie mi obcym bo ja psychologią się nie param, dlatego wierzę na słowo jej obserwacjom i wnioskom.
Książka to ciekawe studium związków. Zawiera opis z pozoru idealnego związku, którzy przechodzi kryzysy z których można wyjść jak się okazuje, ale na jak długo? Do konstrukcji fabuły nie mam zarzutu, temat jest fascynujący i jest materiałem na świetną książkę.
Natomiast dalej będę się czepiać, niewykluczone, że zdradzę fabułę, a raczej na pewno ją zdradzę, więc czytacie na własną odpowiedzialność.
Po pierwsze książka jest za cienka!
Dwa. Przeszkadzała mi przewaga opisów, za mało dialogów, przez co cała opowieść nabiera dystansu, jakbyśmy ją słyszeli z dziesiątej ręki, a nie uczestniczyli bezpośrednio w wydarzeniach. Akcja przez to wydaje się chaotycznie rozpędzona, niby są niejako transmisje z wydarzeń, ale nie ma rozmów1), dialogów niezbędnych w opowieści o związku.
Trzy wyłapałam, lub zdaje mi się, że wyłapałam pewna nieścisłość. Helena wspomina, że jest starsza niż jej matka w momencie całej tej historii, Helena jest młodą dziewczyną, jej siostra jest dobrze po trzydziestce, więc ile miała ich matka gdy urodziła Sabinę? Czy coś pomotałam ja?
Cztery. Nie podoba mi się przemiana Roberta, nie wierze, że facet, który tak narozrabiał stał się takim… obojętnym na los swojego związku typem, który obarcza swoją żonę problemami dzieci i rodziny. Ten zabieg mnie nie przekonał. Rozumiem, że dla poprowadzenia dalszej akcji był niezbędny, ale mnie nie przekonał.

Podsumowując, książka wydała mi się ciekawa, czytało mi się przyjemnie, mimo wszystko, i na pewno po drugi tom sięgnę.
A okładka jest hipnotyzująca i ta zieleń mnie niesamowicie przyciąga :)

niedziela, 24 lipca 2011

"Józefina i Napoleon" - Sandra Gulland


Wyczekiwana druga część trylogii Sandry Gulland
o Józefinie B. rozpoczyna się w 1796 r. w Paryżu, w chwili, kiedy bohaterka uświadamia sobie, jak będzie wyglądało jej życie z niedawno poślubionym Korsykaninem, Napoleonem Bonaparte, nowo mianowanym dowódcą Armii Włoch.
Z zapisków w jej dzienniku oraz z pełnych żaru listów miłosnych słanych do niej przez męża wyłania się obraz zaradnej, obdarzonej pełnym współczucia sercem kobiety, której życie przypadło na jeden z najbardziej burzliwych okresów w historii Europy. Towarzyszymy jej w pełnych przepychu salach balowych i pałacowych sypialniach, przenosimy się na przesiąknięte krwią pola bitew z kampanii prowadzonych przez jej męża. Oczyma Józefiny obserwujemy marsz Napoleona do władzy, polityczne intrygi
i zdradzieckie postępki rządzących, niektórym z najbliższych jej osób przynoszące śmierć albo ruinę, innym zaś triumf
i wywyższenie. Ich skutki wpłyną także na losy przyszłej cesarzowej Francji.

Kontynuacja powieści o Józefinie rozpoczyna się
w Paryżu w 1796 r. wraz z nowym życiem bohaterki w roli żony generała Napoleona Bonapartego. Z zapisków w jej dzienniku oraz namiętnych listów miłosnych męża wyłania się portret niezwykłej kobiety żyjącej w niezwykłych czasach. Towarzyszymy jej w pełnych przepychu salach balowych
i pałacowych sypialniach, przenosimy się na przesiąknięte krwią pola bitew z kampanii prowadzonych przez jej męża. Oczyma Józefiny obserwujemy marsz Napoleona do władzy, któremu towarzyszą intrygi polityczne i osobiste zdrady.
Ich skutki, zarówno zwycięstwa, jak i upadki, staną się udziałem przyszłej cesarzowej Francji.


Pierwszą część trylogii czytałam z zachwytem i nie mogłam wyobrazić sobie, aby drugi tom był lepszy. Było to po prostu niemożliwe. A jednak! Józefina jest żoną Napoleona, młodego pełnego ambicji i niesamowitych – mogłoby się wydawać – wizji. Pożycie z mężem układa się dobrze, jednak małżonek często musi wyjeżdżać – żołnierskie życie.. Kłopoty zaczynają się gdy na arenę wkracza rodzina Napoleona, gromada Korsykańczyków, którzy nigdy nie zaakceptują starszej od brata, syna żony i ze wszystkich sił będą starali się rozbić ten związek.
Widać, że Józefina dojrzała, nie jest naiwną Różą z pierwszej części, wojna, rewolucja zmieniły ją. Zmienia ją także małżeństwo z Napoleonem dzięki któremu uczy się nowych rzeczy, musi troszczyć się o los swojej rodziny, dzieci z pierwszego małżeństwa. Ma wielu przyjaciół, zarówno prawdziwych jak i wilków w skórze owiec. Jej życie jest dynamiczne i ciekawe, ale na pewno nie łatwe i przyjemne.
Książkę czyta się jeszcze ciekawiej niż pierwszą część, tu mamy opisy zdarzeń które znamy z lekcji historii opowiedziane niejako przez świadka tego wszystkiego. Wokół życia Józefiny i Napoleona narosło wiele legend i niesamowicie się o tym czyta poznając dziennik Józefiny. Autorka włożyła masę pracy w przygotowanie się do napisana tej książki. Czuć ducha historii, którzy wychyla się z kart tej powieści. Mimo, że wiem jak się to wszystko skończy z ciekawością czytałam każdą stronę, z wypiekami na policzkach czytałam o rozwijającym się uczuciu tej która zawładnęła sercem Boga wojny.
Niestety do listopada muszę poczekać na kolejny, ostatni już tom, który będzie opowiadał o równie ciekawych latach w życiu Józefiny, ciekawych i przecież tak dramatycznych.
Wydaje mi się, że tych, którzy czytali pierwszy tom nie trzeba namawiać do sięgnięcia po kolejną część, zaś tych którzy jeszcze nie zapoznali się z pierwszą częścią dziennika Józefiny gorąco zachęcam do podróży w burzliwe czasy końca XVIII stulecia, gdy Francją targają wichry rewolucji a zwykli ludzie drżą o swoje jutro, nie przestając jednak przeżywać wielkich miłości, dramatów i swoich prywatnych upadków.


Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Bukowy Las

sobota, 23 lipca 2011

"Ludzie na walizkach. Nowe historie" - Szymon Hołownia


To książka, która powstała na podstawie programu pod tym samym tytułem, który Szymon Hołownia prowadzi w Religia.tv. Rozmawia z ludźmi w sytuacjach granicznych - doświadczonymi przez chorobę, śmierć kogoś bliskiego lub inne trudne przejścia. Część z nich znana jest z mediów, jak Maciej Kozłowski czy Ewa Komorowska, inni toczą swoje zmagania z dala od blasku fleszy. W każdym jednak przypadku ich opowieści są autentyczne i poruszające. Uświadamiają nam, jak wielkim darem jest życie i zdrowie i jak niewiele trzeba, aby ten dar utracić. Szymon Hołownia prowokuje, pyta o bunt wobec Boga, o to, jak w ogóle można pogodzić się z takimi doświadczeniami. Odpowiedzi, które słyszy, mogą nas wiele nauczyć.

Niemalże rok temu równo, co do dnia, sięgnęłam po pierwszą cześć „Ludzi na walizkach” spłakałam się okrutnie, ale i przeżyłam niesamowite, nienazwane uczucia. Jakaż była moja radość gdy po przyjściu z pracy pewnego pięknego dnia zastałam paczuszkę ze Znaku z tą właśnie książką. Zdążyłam tylko wziąć prysznic i zjeść i już tonęłam w lekturze. Książkę zabrałam do pracy i warczałam na każdego kto mi przeszkadzał. Czytałam, czytałam i płakałam.
Książka to świadectwa osób, które miały bliskie spotkanie ze śmiercią, bądź się do niego szykują, zwykle już od tak dawna że staje się ona dla nich czymś normalnym. Brzmi makabrycznie? W pewnym sensie. My na co dzień nie myślimy o tym, że nadejdzie dzień w którym nas już nie będzie. Dopóki śmierć, lub ciężka choroba nie dotknie nas osobiście, lub kogoś z naszych najbliższych żyjemy chwilą nie myśląc o tym co będzie pojutrze. Szymon Hołownia przedstawia nam ludzi, którzy nie mogą żyć z dnia na dzień tak normalnie, ale nie mogą też czynić dalekosiężnych planów, chociaż nie można generalizować, gdyż ludzie na tytułowych walizkach siedzą na różnych miejscach, niektórzy stoją przy końcu peronu z wzrokiem wpatrzonym w punkt w którym zniknął pociąg z osobą im bliską, inni są zawieszeni między peronem a stopniem pociągu, a inni czekają na przyjazd tego pociągu.

Książka jest bardzo wzruszająca, płakałam jak bóbr. Jest jednocześnie niesamowicie budująca, pokazuje, że naprawdę miłość wszystko zwycięża, chociaż nie czyni tego w sposób w jaki pierwotnie byśmy chcieli.

Dla mnie książka równie fenomenalna jak pierwsza część i mam nadzieję, że autor napisze kolejną cześć a z drugiej strony podświadomie mam nadzieję, że nie będzie miał kogo wysłuchiwać!
Bo nie ma nic smutniejszego nad żegnanie się z osobą, która kocha się najbardziej na świecie… skoro sam autor swój komentarz ograniczył do minimum, również pójdę w jego slad i powiem tylko tyle. Przeczytajcie!

Za książke dziękuję serdecznie Wydawnictwu ZNAK

piątek, 22 lipca 2011

One Lovely Blog Award


Bardzo ślicznie dziękuję za nominacje. Byłam naprawdę mile zaskoczona, Elwika, Natalia
, Paula
Bardzo dziękuję!!!!!!!!!


Ponieważ obudziłam się późno, to albo ludziska się nie bawią, albo już jest po ptokach, dlatego, aby poznać moją listę blogów, zapraszam w zakładkę obok.

Natomiast jako nałogowa gaduła podzielę się kilkoma "sekretami" poza ksiażkami mam bzika na punkcie lakierów do paznokci i kolczyków, co jest niezwykle kobiece jak na mnie. Na kolczyki, książki i lakiery mogę się spłukiwać dzień w dzień :)

Jestem sową. Idę spać późno, wstaję rano i wtedy naprawdę nie mam humoru. Przy czym rano to około 9- wcześniej to świt. A teraz przenoszą mnie na ranną zmianę - o 9 właśnie. Przecież wyrzucą mnie z tej roboty :P

Uwielbiam atmosferę dworców przed dłuższą podróżą, świadomość ksiażki w torbie, muzyki i drogi... no uwielbiam.

Ogólnie jestem tak leniwa, że nienawidzę chodzić, jeśli muszę ok, ale niechętnie. Natomiast z pasją uprawiam nordic - walking oraz tęsknię za pielgrzymką pieszą.

Jako dziecko i młoda panienka, śpiewałam w scholi, oazie i zespole ludowym, lubię śpiewać, podobno mam niezły głos, natomiast niestety nie mogę dorównać mojej mamie babci i reszcie kądzieli bo oni wymiatają.

Miałam mieć na imię Zdzisława, ponieważ urodziłam się w imieniny tegoż, nota bene mojego Taty. Miało się mnie zdrabniać na Dziunia. Był to pomysł mojego ś.p już wujka. Od bycia Zdziską uratowała mnie siostra, która podobno stanowczo orzekła, ze nie chce siostry Zdzisławy. Ja nie mogę sobie wyobrazić, sytuacji gdy przedstawiam się i mówie "Hej jestem Zdzisława". Najpóźniej w wieku 6 lat popełniłąbym samobójstwo. Była jeszcze propozycja nazwania mnie Krystyną, po żonie tegoż wujka. Mama mimo wszystko postawiła na swoim.

Mam dziwne nazwisko. Dziwne i trudne, mało kto wymawia je prawidłowo za pierwszym razem. Nazywam się MastAlerczyk a zawsze jestem nazywana Mastelarczyk, nawet miałam błąd na identyfikatorze, mylili się wykładowcy na studiach, mylą się ludzie w pracy, ja czasami się wściekam, ale zwykle machcam ręką i uprzejmnie poprawiam. Prawie zawsze :P W sumie to podobno bardzo rzadkie nazwisko, ale i piekielnie trudne. Noi długie. W połączeniu z imieniem, czasami brakuje mi kratek do wypełniania :P

środa, 20 lipca 2011

Nałóg jest nałogiem :)


Czekałam z publikacją nabytków książkowych na dostarczenie paczki z Merlina, na którą się musiałam naczekać i chociaż Paczkomaty to pieruńsko wadliwe machiny, ale infolinia jest wzorowa a ludzi tam pracujący bardzo życzliwi, poza jedną dzieweczką, która mnie olała ale liczy się calosć :)

Książek jest sporo, 10 z promocji Merlina, trzy od wydawnictwa Znak, trzy od Prószynskiego, jedna od Bukowego Lasu, jedna z polecenia p. Ewy Bauer, druga i trzecia od góry, podarowana przez Tatusia i jedna nabyta na Targu :)


Jest co czytać to pewne :)

Dziś mam wolne mogę coś ponadrabiać.

Nie wypiszę szystkich, polecam kliknięcie w fotkę, zrobi się ogromna :)


Dziękuję za nominacje, wywiąże się wieczorem :)

I Juliusz rozkwita :)

niedziela, 17 lipca 2011

"Córka kata" - Oliver Pötzsch


Krótko po zakończeniu wojny trzydziestoletniej w bawarskim Schongau dochodzi do serii brutalnych morderstw na dzieciach. Mieszkańcy miasta widzą w nich dzieło Szatana. Rozpoczyna się polowanie na czarownice. Akuszerka Marta zostaje uznana za morderczynię i oskarżona o konszachty z diabłem, jednak kat, który ma wykonać wyrok, nie wierzy w winę kobiety. Razem z córką Magdaleną i medykiem Simonem prowadzi śledztwo na własną rękę. Rozpoczyna się walka z czasem. Czy uda się ocalić życie oskarżonej kobiety? Ile jeszcze niewinnych istnień musi zginąć, by prawda wyszła na jaw?

Lubię powieści historyczne. Dobra książka przenieść potrafi o wiele wieków wstecz, pokazać inne Zycie, obyczaje, pozwala przeżyć fenomenalną przygodę.
Ta książka przenosi nas w porządną podróż w czasie. Niemcy, Bawaria, wkrótce po wojnie trzydziestoletniej, kraj powoli wraca na spokojne wody, gdy w mieście zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Zarysu fabuły dowiecie się z okładki.
Nie wiem jak wrażenia ubrać w słowa, aby oddały to co przeżywałam… Książka mnie nie zachwyciła, nie porwała, ale także nie znudziła. Jest poprawnie napisana, momentami ciut mi się dłużyła, ale przeważnie czytało się dobrze. Mnie zwłaszcza wciągnął wątek romansowy, zarysowany lekko, autor nie chciał, aby to on dominował raczej.
Książka jest ciekawą lekturą pod względem historycznym, przyznam się że nie wiedziałam wielu rzeczy o codziennym życiu kata, a książka ta wzbogacił moją wiedzę. Autor jest potomkiem katowskiej dynastii opisywanej w książce, wiec jego wiedza jest rozległa.
Książka jest kryminałem, który przyznam się nie wciągnął mnie. Ba! Momentami wręcz nudził, ale tłumaczę sobie to tym, że ostatnio miewam podły humor.
Czepiałabym się również stylu, jak na powieść historyczną jest momentami dość współczesny.
Ciężko mi jednoznacznie ocenić tą książkę, wiem że wiele osób było nią zachwyconych, a tu ja wyskakuję z moim „entuzjazmem”.
Dlatego złota rada Kaśka – oceńcie sami

"Harry Potter and the Deathly Hallows Pt.2" 2011 - Soundtrack


01. Lily's Theme (02:2
02. The Tunnel (01:09)
03. Underworld (05:24)
04. Gringotts (02:24)
05. Dragon Flight (01:43)
06. Neville (01:40)
07. A New Headmaster (03:25)
08. Panic Inside Hogwarts (01:53)
09. Statues (02:22)
10. The grey lady (05:51)
11. In the Chamber of Secrets (01:37)
12. Battlefield (02:13)
13. The diadem (03:0
14. Broomsticks and Fire (01:24)
15. Courtyard Apocalypse (02:00)
16. Snape's Demise (02:51)
17. Severus and Lily (06:0
18. Harry's sacrifice (01:57)
19. The resurrection stone (04:32)
20. Harry surrenders (01:30)
21. Procession (02:07)
22. Neville the hero (02:17)
23. Showdown (03:37)
24. Voldemort's end (02:44)
25. A new beginning (01:39


Czytam sobie książkę i zasłuchuję się soundtrackiem do najnowszego Pottera, na wyjście do kina muszę chwilę poczekać, ale sama muzyka już mnie urzeka, tak jak czyniła to ścieżka poprzednia.
Czuć magię, grozę, smutek, ale i nadzieję.
Polecam, muzyka nie jest agresywna, świetnie się sprawdza jako tło do miłego popołudnia.

Oj nie mogę sie doczekać seansu. A poźniej będą pewnie tradycyjne maratony z wszystkich części... ;)

Smutno mi, że przygoda z Potterem się kończy.
I płakać mi się chce na myśl o Severusie.
No i z Merlina idzie mi ostatnia część zdaje się in inglisz, więc będzie kolejny pretekst :)

sobota, 16 lipca 2011

oczekiwanie

Czekam z prezentacją stosika na paczkę z Merlina, ale wybrałam odbiór w paczkomacie, co mnie irytuje, bo się spóźnia bardzo :/


Od kilku godzin mam wolne, wypoczęlam, zjadłam wreszcie :P

I idę pisać recenzje :P


Mam już dyplom, co mnie raduje,

Tyle pieniędzy, trudu i stresu, dla czegoś tak malego i niepozornego, na dodatek z moją paskudną facjatą w środku ;/ ;]
do października koniec biadolenia o studiach :P teraz praca i zarabianie na książki :)


Wypłata coraz bliżej(biorąc pod uwagę, ze robię dopiero dwa tygodnie, jest to skrajny optymizm) :P


Wasze blogi trzymają mnie przy życiu!!

czwartek, 14 lipca 2011

losowanie


Zwycięzcą jest Jjon!! Gratuluję serdecznie.

Proszę o adres na mejla :)



Lecę na wręczenie dyplomów i póxniej nadrabiać, bo nazbierało się recenzji, Hołownię wczoraj w pracy połknęłam!!

wtorek, 12 lipca 2011

"Ludzie ze stali" - Michael Reynolds


W książce "Ludzie ze stali" ukazuje ostatni okres istnienia I Korpusu Pancernego SS i zacięte boje, jakie toczyła ta formacja w trakcie ofensywy w Ardenach oraz na Węgrzech i w Austrii pod sam koniec wojny. Autor odrzucając mity, jakie narosły wokół dywizji (Leibstandarte i Hitlerjugend) wchodzących w skład tego korpusu, pokazuje bardzo sugestywnie ludzi, którzy je tworzyli wraz ze wszystkimi ich wadami i zaletami. Generał Reynolds koncentruje się na samej walce i jej taktyce oraz strategii, odrzucając w zasadzie kwestie ideologii nazistowskiej, którą jednoznacznie potępia.


W mają hucznie świętowano Dzień Zwycięstwa, może mniej hucznie, niż rok temu na okrąglą rocznicę, ale w wiadomościach pojawiają się migawki z defilady na Placu Czerwonym. Minęło 66 lat od zakończenia najkrwawszej wojny w dziejach, wojny, która zabrała życie i zdrowie wielu, wielu ludziom, zapisała się krwawymi zgłoskami na kartach historii, ale wciąż nie traci na popularności, wiem że zwrot popularność w obliczu takiej tragedii trąci nieco paradoksem, ale wystarczy wejść do pierwszej napotkanej księgarni, biblioteki a w oczy rzucą się półki zastawione opasłymi tomami poświeconymi temu konfliktowi. Ktoś może zapytać co nowego wnieść może kolejna książka, czy kogoś rozgrzeszy, czy rzuci nowe światło. Pewnie nie, a mimo to o II Wojnie Światowej powstają wciąż nowe książki, roztrząsają dzień po dniu te sześć lat walki na śmierć i życie. Po jednej stronie walczyła instynktowne pragnienie przetrwania, po drugiej walka o ideały, filozofię, doktrynę. I w tym równaniu możemy dowolnie podstawić strony. Bo ogromną niesprawiedliwością byłoby uznać, ze wszyscy Niemcy walczyli za poglądy Hitlera i hipokryzją byłoby stwierdzenie, że wojna ta nie miała nic z politycznych szachów, kto jak my Polacy nie możemy wysunąć tego stwierdzenia. Słuszność i sprawiedliwość nie były zaproszone na konferencję w Teheranie i Jałcie.
Dlaczego więc, nie towarzyszyć I Korpusowi Pancernemu SS, zdaję sobie sprawę, że nazwa SS wciąż budzi grozę. Na jednej z moich półek stoi stara, czarna książka o groźnym tytule „SS – Czarna Gwardia Hitlera”, książka która pociąga i odpycha, bo SS okryło się złą sławą. Po wojnie uznane ze organizację zbrodniczą, wciąż fascynuje. Bo ta groza ma w sobie coś niebezpiecznie fascynującego. Nie tylko ja podzielam to zdanie Michael Reynolds również. Ten znakomity wojskowy jest autorem kilku książek poświeconych tematyce działań zbrojnych II Wojnie Światowej.
Książka zaczyna się od dni, kiedy niemiecka armia, niczym jeźdźcy Apokalipsy, zdawała się być niepokonana, wzbudzała grozę u obcych i dumę u Niemców, gdy wojna miała się dopiero zacząć, towarzyszymy I Korpusowi Pancernemu przez całą wojnę, obserwujemy kampanie, potyczki aż wreszcie oglądamy tą elitarną jednostkę w zmierzchu Rzeszy, towarzyszymy w obozach jenieckich i na ławie oskarżonych a także poznajemy ich powojenne losy. Książka jest merytorycznie doskonała, widać że ten temat jest pasją autora, że wkłada w to serce. Mamy szeroka bibliografię a więc jeśli książka nie zaspokoi naszej ciekawości możemy drążyć dalej, niezbędna jest znajomość angielskiego, ponieważ bibliografia jest wyłącznie anglo-jezyczna. Na dodatek książka jest również wynikiem rozmów z weteranami, co dodaje jej autentyczności, bo łatwo pisać w teorii o tym piekle na ziemi, ale warto poznać relacje drugiej strony, tych, którzy grupowo zostali uznani za zbrodniarzy.
Czym ta książka różni się od innych o podobnej tematyce? Ciężko mi powiedzieć, gdyż nie jestem specjalistką w tej dziedzinie. Co mnie ujęło w tej książce? Wklejka ze zdjęciami. Niesamowite uczucie oglądać twarze przystojnych, sympatycznych młodzieńców. Inaczej się czyta książkę o konkretnych ludziach. Gdy tragedia ma twarz dotyka bardziej. Jeśli będziecie mieli tą książkę w rękach zerknijcie na te fotografie, zapomnijcie o trupiej czaszce na mundurze, zapomnijcie o tych dwóch literach S układających się w swastykę zobaczcie ludzi, których zbrodnią było urodzenie się w złych czasach. A może zobaczycie historię w innym świetle. Nie chcę powiedzieć, że należy ich rozgrzeszyć, jednym machnięciem ręki i nie chcę rozgrzeszać wszystkich, bo wszędzie są ludzie dobrzy i źli, honorowi i podli, porządni i okrutni.
Książka ta opisuje działania wojenne, więc nie jest pozycją łatwą, ja osobiście w taktyce wojennej jestem zielona i dla mnie całe te strategie, ataki flankami, środkiem i okrążenia się abstrakcją, dla mnie bitwa to totalny chaos, ale dzięki tej książce w tym chaosie można zobaczyć logikę, porządek, dostrzec przejawy geniuszu. Na samym końcu książki są mapki, które pozwalają lepiej się zorientować w sytuacji, co dla mnie jest ogromnym minusem. Oczywiście, nie chodzi mi o to, że mapki trzeba wyrzucić. Zdaję sobie sprawę, że rozbiłyby tekst i mogłyby zaburzyć konstrukcję książki, ale mi przeszkadza odrywanie się od lektury, która mnie pochłania i kartkowanie książki w poszukiwaniu odpowiedniej mapki. Tak oto przedstawiłam jedyny, moim zdaniem, minus tej książki.
Jeśli ktoś jest pasjonatem tematyki a sama znam co najmniej kilku takowych książka ta będzie świetnym prezentem.


Za ksiażkę dziękuję bardzo Instytutowi Wydawniczemu Erica
oraz serwisowi Sztukater

niedziela, 10 lipca 2011

"Siedem Złotych Pytań. Przewodnik z Zakresu Kryminalistyki, Kryminologii, Prawa i Medycyny Sądowej" - Robert Maj


Siedem złotych pytań, których katalog stanowią tytuły rozdziałów niniejszej publikacji, tworzą asumpt do udzielenia odpowiedzi na siedem zagadek, które stają przed każdym śledczym w chwili zaistnienia zdarzenia o charakterze przestępczym. W oparciu o nie budowane są fabuły powieści i filmów kryminalnych. W oparciu o nie prowadzi się rzeczywiste postępowania przygotowawcze i postępowania przed sądem. Są one obecne na każdym etapie pracy śledczej, poczynając od oględzin miejsca zdarzenia, przez zdobywanie i dokumentowanie informacji operacyjnych, przesłuchiwanie świadków i podejrzanych, a skończywszy na budowie aktu oskarżenia.

Książka jest adresowana do słuchaczy kursów podstawowych i specjalistycznych szkół policyjnych i szkół detektywistycznych oraz wszystkich tych, którzy interesują się kryminologią i kryminalistyką.

„Siedem złotych pytań” to przewodnik po tematach z zakresu kryminalistyki, kryminologii, prawa karnego oraz medycyny sądowej, które przybliżają wiedzę niezbędną każdemu policjantowi, ale także mogą być interesujące dla osób nie zajmujących się tą problematyką zawodowo. Stąd też w niektórych rozdziałach celowo odchodzę od podręcznikowego charakteru na rzecz formuły bardziej popularnej. Korzystam przy tym z 18-letniej praktyki pracy policyjnej w jednostce terenowej i znajomości środowiska przestępczego, obrazując temat przykładami zdarzeń i relacji autentycznych.


Zafascynowana ostatnio jestem kryminałami. Oglądam i czytam. Czy mogłam się oprzeć książce o takiej tematyce? Absolutnie nie. Książeczka zdziwiła mnie swoją objętością. Jest malutka i w sumie cienka. Napisana przez zawodowca, skierowana do ludzi zainteresowanych techniczną stroną zagadki kryminalnej.
Właściwie to kompendium wiedzy kryminologicznej z dużą ilością prawa i teorii prawa karnego. Świetna na powtórkę przed egzaminem, żałuję że nie wpadła mi w ręce trzy lata temu przed egzaminem z przedmiotu którego bardzo nie lubiłam – mianowicie z prawa karnego. Chociaż przyznam się szczerze, że autor pisze tak ciekawie, wybierając rzeczy w teorii w sumie trudne, ale pisze lekko i przyjemnie, nie czuje się że to podręcznik, tym bardziej nie poradnik, ot zbiór ciekawostek, dla mnie było za mało łacińskich zwrotów, ale to moje prywatne zboczenie i absolutnie nieprzydatne w życiu codziennym, poza murami Alma mater.
Jeśli ktoś chce zobaczyć jak wygląda w teorii postępowanie znane z licznych seriali o tematyce kryminalnej, jak to powinno wyglądać w Polsce zgodnie z literą prawa a także teorią nauki powinien sięgnąć do tej książki.
Dużo dzięki tej książce się dowiedziałam, chociaż jestem sceptyczna jeśli chodzi o psychologiczną magię, to czytając o typach psychologicznych przestępców, byłam żywo zainteresowana i następnego dnia w pracy lustrowałam współpracowników pod tym kątem. To kolejne zboczenie, chęć do wcielania w życie teorii o której przeczytałam.
Broń Boże Autor nie podaje przepisu na zbrodnie idealną, która zresztą nie istnieje bo przyroda jak próżni nie lubi tez ideałów.
Wiem, że prawo karne ma wielu wielbicieli, dla mnie jest to zupełnie nie do pojęcia. Prawo karne nie jest łatwe i przyjemne, to analizowanie przepisów i wkuwanie teorii, które nigdy mnie nie pociągało. Czułam, ze powinnam przeczytać tą książkę z zawodowego obowiązku. Zaczęłam przed pracą i tylko obowiązek zmusił mnie do jej odłożenia. Autor nie przynudza, nie podaje dziesiątek stron historii, filozofii prawa, podaje niezbędne informacje, nie w telegraficznym, pospiesznym skrócie, a w interesującej formie. No i ogromny plus, że książka nie jest napisana przez teoretyka, ale człowieka, który wie jak to jest w zyciu, bo teoria teorią a praktyka zwykle rządzi się swoimi prawami.
Dla zainteresowanych prawem karnym, kryminalistyką pozycja absolutnie obowiązkowa.


Za książke bardzo dziękuję wydawnictwu Novae Res

czwartek, 7 lipca 2011

Koty oddam w wolne ręce - zakładkowe :)


Te kociaki oddam w dobre ręce. Niby czarne, ale jest ich 7 więc przynoszą wyłącznie szczeście.


Zgłaszać się można do 13 lipca, albowiem, na pocztę się udam jak będę szła po dyplom, bo tak nie chce mi się wcześniej wstawać, zeby przed pracą wyskoczyć na pocztę :)


14 zostaną wysłani do szczęśliwcy :)


Jako wymóg dodatkowy bo i tak nie sprawdzę, skromnie prosze o kliknię w fejsbukowy znacznik tego bloga.

Dziękuję i sciskam :)

środa, 6 lipca 2011

"Pokuta" - Olle Lönnaeus


W niewielkiej południowo szwedzkiej miejscowości dochodzi do podwójnego zabójstwa. Ofiarami jest dwoje staruszków, Herman i Signe Jönssonowie, oboje zginęli od strzału w tył głowy. Na żądanie policji do miasteczka przyjeżdża Konrad Jonsson, znany reporter, przybrany syn zamordowanych. Ponieważ Jönssonowie niedługo przed śmiercią wygrali sporo pieniędzy na loterii, podejrzanymi o ich zabójstwo zostają Konrad i Klas, przybrany brat dziennikarza i zarazem biologiczny syn Hermana i Signe.
Konrad Jonsson opuścił rodzinne miasteczko przeszło trzydzieści lat wcześniej i od tego czasu nie odwiedzał przybranej rodziny. Jönssonowie przygarnęli Konrada, gdy miał siedem lat, po tym jak jego matka – żyjąca na marginesie społeczeństwa samotna Polka – zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Śledztwo w sprawie jej zaginięcia nigdy nie doczekało się rozwiązania.
Dotarłszy w rodzinne strony, Konrad zaczyna spotykać dawnych znajomych, rozmyśla nad swoim życiem, w którym mu się nie za bardzo układa i z czasem, po tym jak zaprzyjaźnia się z redaktorem lokalnej gazety, zaczyna zajmować się sprawą zaginięcia matki.


Świeżo zauroczona kryminałami spodziewałam się czegoś innego. Mrożącej krew w żyłach historii, wstrząsającego zakończenia, i tego dreszczyku towarzyszącego lekturze.
„Pokuta”, przynajmniej dla mnie nie jest takim „czystym” kryminałem, to bardziej powieść psychologiczna, opowieść o powrocie do wspomnień, wspomnień raczej traumatycznych.
Owszem mamy wątek kryminalny, są zabójstwa, cztery trupy, może kolejne się pojawią, są tajemnice, dziwne zdarzenia, ale miałam wrażenie, że to tylko dodatek. Bo główny wątek jest mimo wszystko inny.
Nie chcę powiedzieć, że czytało mi się źle, skądże znowu, ale to czego oczekiwałam od początku, pojawia się na sam koniec książki, co przyznam się szczerze mnie rozczarowało.
Dlatego nie chcę powiedzieć, że odradzam, bo nie odradzam, książka jest poprawna, dobry język, ciekawa fabuła, ale nie do końca, moim zdaniem to czego można oczekiwać od kryminału.

wtorek, 5 lipca 2011

wsparcie

Na FB powstała grupa wsparcia dla wszystkich, którzy nie mogą powstrzymać się i kupują/wypożyczają/przynoszą od znajomych/gromadzą książki. A potem zastanawiają się, kiedy to wszystko przeczytają. I po co tyle kupili, skoro w domu całe półki nieprzeczytanych.
Można się podłączać. Nie ma żadnych ograniczeń.
Będziemy się wspierać w nieszczęściu;)

Naprawdę łączmy się, bo ja chociażby jestem tuż przed wypłatą a poczekalnia w księgarni internetowej już pęka w szwach...


A recenzja "Pokuty" jutro, bo w pracy nawet nie bardzo mam jak czytać ale juz niestety na finiszu książki jestem także... wyglądajcie ze switem. Moim czyli nie wczesniej niż o 9 rano ;]

poniedziałek, 4 lipca 2011

"Krążownik spod Somosierry" - Karol Olgierd Borchardt


Krążownik spod Somosierry jest zbiorem opowieści ukazujących prawdziwe postacie i wydarzenia, w których autor sam uczestniczył lub słyszał o nich od innych osób, ale uwiarygodnił ich autentyczność. Poszczególne opowiadania dzieli dystans czasowy i przestrzeń geograficzna, różnią się także tłem historycznym, scala je natomiast osoba narratora i miejsce akcji, którym jest statek i morze. Ta książka, bardziej niż inne w twórczości Borchardta, zasługuje na miano wojennej, drugą jej część zdominowały bowiem wspomnienia z lat II wojny światowej; ich akcja w większości toczy się na pokładach statków handlowych i pasażerskich, na czas wojny przekształconych w transportowce wojskowe, wchodzące w skład sił alianckich. Kpt. z.w. Karol Olgierd Borchardt (1905-1986) jest autorem najpopularniejszych książek o tematyce morskiej, adresowanych do czytelników w każdym wieku. Można w nich znaleźć romantyzm pracy i wielkiej przygody na morzu, dawke egzotyki, a nade wszystko dużo wiedzy na temat tradycji i zwyczajów morskich.


Po tej książce spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Powieści stricte historycznej. Sprawozdania z wyprawy wojennej, z krwawej bitwy. Tych, którzy oczekują tego muszę rozczarować. Nie rezygnujcie jednak tak łatwo. Nawet jeśli nie jesteście wielbicielami marynistyki i nie lubicie książek, które pachną słoną wodą, kartki zdają się być przesypane miękkim bałtyckim piaskiem, a przekręcana strona wydaje dźwięk zbliżony do krzyku mewy. Taka jest ta książka przesiąknięta morzem i mimo, że sama nie jestem wielbicielką gatunku i raczej nie wyrywałam koledze marynistycznych książek, od tej nie mogłam się uwolnić.
Książka to zbiór opowiadań, napisanych lekkim, przyjemnym językiem, opowiadająca o różnych przygodach na morzu. Niektórych przeraża bezkres morza, długotrwała podróż w niewygodzie, w ciągłym zagrożeniu, ale jednocześnie Wielka Woda ma w sobie coś intrygującego, pociągającego, chcemy poznać, jak to jest być marynarzem, żyć na łasce pogody, być skazanym na tą ograniczoną liczbę osób. Ta książka to świetna okazja, by nie ruszając się z własnego ciepłego i bezpiecznego łóżka przeżyć przygodę na morzu, zobaczyć jak pływało się na statkach żeglugi wielkiej w II Rzeczypospolitej.
W książce znajdziemy czasy, które odeszły, barwne czasy dwudziestolecia miedzywojennego, dla odmiany przeniesione na pływający fragment terytorium RP, czyli statek pod polską banderą. Jako osoba, która nie jest obeznana z życie na statku, wiele informacji było totalną nowością toteż czytałam z wypiekami na twarzy. Często zaśmiewałam się w głos. Innym razem chlipałam ze wzruszenia, lub gryzłam palce z przejęcia.
Dlatego na początku prosiłam, abyście się nie uprzedzali, mimo że ksiażka ta może się okazać nie o tym, o czym się spodziewaliście, jest bardzo wartościową pozycją, stawia na świeczniku wiele cennych cech, a także przypomina, że nawet najlepsi ludzie mają swoje wady.

Ja ze swej strony serdecznie polecam. Dodatkowym atutem są zdjęcia, dzięki czemu musimy wyobrażać sobie mniej rzeczy.

Za ksiażkę dziękuję Wydawnictwu Bernardinum
i Serwisowi Sztukater

niedziela, 3 lipca 2011

Czerwiec - podsumowanie


Podoba mi się pomysł podsumowań, więc tak na półmetku roku, robię podsumowanie.

Co się działo w miesiącu czerwcu… z powodu obrony niestety książek czytałam troszkę mniej, pierwsza połowa miesiąca była zmonopolizowana tym wielkim dniem.
Ale do liczb!
Przeczytałam – 12 (jedna czeka na recenzję), no tak średnio przyznam się szczerze. Mogło być lepiej
Książki porzucone po rozpoczęciu lektury – 0
Najlepsza książka – Z tym będzie problem, ale chyba „Ksiądz Rafał. Niespokojne czasy”
Najgorsza książka - "Przez władzę do miłości. Praktyczny przewodnik" porażka miesiąca.
Filmy oglądnięte – wychodzi na to, że 3, ale wciągnęłam się w seriale to dlatego :P
Książki, które przybyły do domu – 24 – jest przewaga przychodzących nad przeczytanymi. Niedobrze!
Książki kupione – 8
Książki otrzymane w prezencie – 1
Książki recenzyjne – 15 czyli muszę iść i czytać bo się nie wyrobię ;P

sobota, 2 lipca 2011

"Dogonić rozwiane marzenia " - Elizabeth Flock


Poruszająca opowieść o tym, jak trudną sztuką jest pogodzenie się z losem, którego czasami nie sposób zmienić.
Każdy dzień Samanthy Friedman jest taki sam. Kiedyś niezależna i odnosząca sukcesy, dziś jest przede wszystkim mamą trójki dzieci. Zajęta wypełnianiem nudnych domowych obowiązków, musi wciąż przypominać sobie, że parę lat temu tego właśnie najbardziej pragnęła. To, co wydawało się spełnieniem marzeń, stało się męczącą codziennością. Odpowiedzialność za podjęte decyzje przytłacza ją coraz bardziej.
Cammy, 17-letnia córka Samanthy, przechodzi okres buntu. Poczucie wyobcowania nasila się, kiedy Cammy dowiaduje się, że została adoptowana. Szuka akceptacji, obracając się w podejrzanym towarzystwie. Wszystkie swoje przeżycia opisuje w dzienniku – poetyckim zapisie bolesnej samotności.
Matka i córka - obce dla siebie, marzą o tym samym. Dla Samanthy ucieczką od rzeczywistości są spotkania z przystojnym nieznajomym, podsycane pragnieniem, by poczuć cokolwiek. Dla Cammy obsesyjne poszukiwania biologicznej matki i wiara, że stworzą udaną rodzinę. W rozpaczliwym buncie sięga po narkotyki i szuka bliskości w przygodnym seksie, by wreszcie nic nie czuć.
Punktem zwrotnym dla Samanthy i Cammy okaże się dzień, który miał niczym nie różnić się od poprzednich. Dzień pełen dramatycznych wydarzeń, które zmienią ich życie na zawsze.

Po tej książce spodziewałam się lekkiego romansu, ciepłej, optymistycznej powieści, idealnej na wieczór w łóżku, gdy tego samego dnia przemokło się do szpiku kości bo lało jak z armatek wodnych. Po ciepłej kąpieli z kubkiem gorącej herbaty ułożyłam się w łóżku i zaczęłam czytać. I nie mogłam przestać.
Pomyliłam się. Książka to historia kobiety, która miała wszystko, lub tylko tak jej się wydawało, stworzyła idealny związek, odnosiła sukcesy w pracy, owszem oddalała się od męża, pragnie tylko dziecka. Schemat znany. Nie mogą mieć dziecka i decydują się na adopcję, dwuletniej wtedy dziewczynki. Później za pomocą im vitro Samantha(bo tak na imię ma bohaterka) rodzi bliźniaki. Mieszkają na przedmieściach i wszyscy uważają ich za udaną rodzinę. Owszem kłopoty z córką się nawarstwiają, ale dla Samanthy kto wie czy nie gorszym problemem jest to, ze oddala się od męża. Nie sypiają ze sobą, właściwie nie rozmawiają. Dzielą łóżko i dom, jak współlokatorzy, prawie obcy.
Sam poznaje mężczyznę, przypadkiem z tej znajomości zaczyna wykluwać się coś powaznego i dla niej istotnego, jednak kłopoty w domu zabierają jej każdą chwilę, mimo wszystko nowa znajomość pozwala jej odpocząć, odetchnąć poczuć się ważną.
Z pozoru banalne, kolejna baba która niewiadomo czego chce i jeszcze nie potrafi zapobiec nieszczęściu. Niby wszystko już było, ale powiem Wam, że książka ma coś takiego w sobie, że od pierwszej strony wciąga. Jest napisana tak dobrym językiem, że niemalże cierpisz jak musisz udłożyć. Niestety około północy musiałam książkę odłożyć i udać się na spoczynek, ale rano nie wyszłam z łóżka nim nie skończyłam.
Książka nie poraża objętością(ale jest bardzo starannie wydana z intrygującą okładką), ale ilość problemów poruszonych w książce i dających do myślenia jest imponująca. Nie znajdziemy tam gotowej odpowiedzi, jak powinno się rozwiązać te problemy.
Naprawdę bardzo poruszająca ksiażka!

Za książkę dziękuję wydawnictwu Harlequin :)