Strony

wtorek, 30 kwietnia 2013

"Wszystko co chciałbyś wiedzieć o niebie" - Peter Kreeft

Bez tej książki nie byłoby Tabletek z krzyżykiem Hołowni Wszystko, co chciałbyś wiedzieć o niebie, ale nie śniło ci się zapytać to książka autora, który inspiruje Szymona Hołownię. Peter Kreeft jest profesorem filozofii, autorem około 60 książek na temat Boga, wiary, teologii i filozofii. Kilka z nich zostało już opublikowanych w Polsce. Jego pisarska metoda jest bardzo interesująca dla czytelnika, ponieważ Kreft wybiera najczęściej zadawane pytania na temat Boga i wiary, a następnie odpowiada na nie, korzystając z zasobów swojej ogromnej erudycji, a zarazem w sposób lekki i błyskotliwy. Niebo to zaś jeden z atrakcyjniejszych tematów. Pytania takie, jak: czy w niebie będzie seks, czy nie będziemy się tam nudzić, jakie będą nasze niebiańskie ciała, czy też, jak pogodzić istnienie nieba z istnieniem piekła, zajmują nie tylko katolików. Ta książka na pewno zainteresuje wielbicieli twórczości Szymona Hołowni.


Jestem wielbicielką Szymona Hołowni, to jego książki otworzyły mi oczy na wiele problemów. Gdy usłyszałam o tej książce bardzo chciałam ją przeczytać, za pierwszą wypłatę(dwa lata temu) kupiłam, przeleżała na półce, a do lektury zachęciła mnie zapowiedź nowej książki Hołowni. Oto Szymuś wydaje książkę o niebie, czy to będzie dubel? Czy powtórzy to co napisał Kreeft? Na ostatniej książce Hołowni się zawiodłam, aby sprawdzić czy ta tematyka mi leży, chwyciłam za zapomniana już nieco książkę, wyniesioną do innego pokoju i tam już spokojnie się kurzącą.  Długo była czytana, długo… ale to  nie jest książka, którą się połyka, to książka, którą czyta się i przeżywa, rozważa.

Autor w swojej książce porusza różne tematy, wspólnym mianownikiem jest niebo, życie po śmierci. O niebie słyszymy często, może tylko o piekle słyszymy częściej. Piekło i niebo te dwa „miejsca” mają zrobić z nas dobrych ludzi, sprawić iż odstąpimy od zgubnych nałogów i wstąpimy na drogę cnoty. Nie żyję złudzeniami aż taki, aby sądzić iż nasz wiedza o niebie jest efektem czytania Biblii, niewielu katolików przeczytało Pismo Święte, nasz wiedza o tym dokąd zdążamy bierze się z pomieszania naszych ludzkich wyobrażeń z wyobrażeniami wcześniejszych pokoleń. W efekcie tych zabiegów niebo jest miejscem „gdzieś w stratosferze’, w którym dominują cumulusy i cirrusy, ludzie jak aniołowie snują się w powłóczystych lśniących bielą szatach. Siadują na chmurkach i patrzą w dół, wiecznie się radując. I tak dalej. Mówiąc, myśląc o niebie nasze oczy, odruchowo wędrują do góry, patrzymy na nieboskłon, nasi bliscy zmarli, patrzą na „nas z góry”. Gdy ktoś nam umrze, można usłyszeć, że nie wolno płakać, aby nie zatrzymywać duszy  na ziemi, a przecież w niebie jest lepiej. W takim razie dlaczego mówimy o mękach czyśćcowych. Temat nieba jest źródłem wielu stereotypów, wielką niewiadomą.
Peter Kreeft odpowiada na pytania, które pewnie każdemu z nas przyszły kiedyś do głowy, np. czy w niebie będą nasze ulubione zwierzęta, jak również takie, które nie przychodzą do głowy każdemu. Np. dylemat czy w niebie będzie można grzeszyć.
Ta książka jest bardzo specyficzna, czasami czyta   się lekko i przyjemnie, a chwilami, chwilami jest ciężko, gdy autor snuje rozważenia filozoficzne, czerpiąc z bogatego dorobku znanych filozofów, wtedy trzeba dużo wysiłku, aby się skupić i podążać za autorem, a nie pozwolić myślom błądzić po manowcach. Naprawdę bywało ciężko. Niektóre fragmenty czytało się tak ciężko, że wrzucenie dwóch ton węgla do piwnicy to pikuś. Jednak mimo przelotnych trudów przy czytaniu książka jest inspirująca.

Zmusiła mnie do przemyśleń. Nie trzeba być bardzo wierzący, nie trzeba być ortodoksem, radykałem, aby przeczytać tę książkę z przyjemnością i ciekawością. Nie trzeba być nawet chrześcijaninem, osobiście, chętnie bym się dowiedziała co, według różnych grup religijnych, czeka nas po śmierci, lubię czytać o innych religiach, dowiadywać się nowych – ciekawych rzeczy.
Ta książka jest właśnie z tych które uczą, zwracają uwagę na pewne istotne sprawy i skłaniają do refleksji.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

aktualizacja zgadywanki

Jeśli ktoś jeszcze chce zgadywać.

Zgadliście, że to zakładka.
Bo ten haft łączy dwie moje pasje - książkę i moje zainteresowania historyczne, kulturowe, mojego innego drugiego bzika.

Jeśli Wam się nie uda zgadnąć tytułu haftu - spokojnie, niebawem zrobię konkurs z tą zakładką :P


Jeden egzemplarz jest już gotowy :D


Edit.
Dziś (02. 05. 2012) zgadywankę zakańczam. Wieczorem będzie efekt końcowy. A losowania wyglądajcie. Muszę się zabrać do ponownego haftu :D

niedziela, 28 kwietnia 2013

"Entliczek pentliczek" - Agata Christie

Co mają wspólnego tak różne przedmioty jak wieczorowy pantofelek, stetoskop, stare flanelowe spodnie, plecak, kwas borny, sól do kąpieli i książka kucharska? I co łączy je z trzema niewyjaśnionymi morderstwami, popełnionymi w bardzo przyzwoitym pensjonacie dla studentów w Londynie? Rozwiązanie tej zagadki wskaże zabójcę. Tylko Herkules Poirot mógłby je znaleźć, ale mały detektyw idzie błędnym tropem.




Wyszywam wciąż, po „Kobietach Habsburgów” włączyłam tym razem kryminał, bo łatwiej się skupić, bo nie trzeba notować faktów, wystarczy podzielność uwagi, którą dzięki Bogu mam. Ucieszyłam się, że znalazłam książkę „Entliczek pentliczek” w wersji audio, bo w księgarniach jej brak, a po zawodach jakich doznałam na kilku książkach Christie, już mniej chętnie inwestuję w jej Herkulesowe powieści. Uznałam, że te dobre powieści już przeczytałam. Teraz doczytuję marniznę.

A jednak nie. Zaczyna się  od Herkulesa Poirota czytającego list, jego niezawodna, bezbłędna sekretarka – panna Lemon popełnia błąd, w przepisywaniu listów. Ta aberracja budzi zdziwienie Herkulesa Poirota, który  indaguje pracownicę o przyczynę nietypowego zachowania. Dowiaduje się, że siostra panny Lemon, owdowiawszy, porzuciła Singapur i osiadła w Londynie, aby nie dać się bezczynności i samotności podjęła pracę w domu studenckim. Chociaż praca ta nie jest bardzo opłacalna finansowo, ale to nie o pieniądze chodzi, a o towarzystwo i brak nudy. Zaiste, w tym domu nie można narzekać na nudę, zaczynają ginąć różne przedmioty, niektóre są tak bezwartościowe, że dziw, iż ktoś się pokusił o ich zabranie, mają  miejsce różne – złośliwe- psikusy. Herkules Poirot po wysłuchaniu całej historii czuje się zaintrygowany, udaje się do tego domu i gdy wszystko zdaje się być wyjaśnione, a na cały dom i jego mieszkańców spływa atmosfera, odzyskanego spokoju, pada pierwszy trup.

Błaha sprawa, okazuje się taką, tylko z pozoru, na pierwszy rzut oka. W istocie to misternie, może nawet perfekcyjna uknuta intryga, zaplanowana w pewnych punktach z zimną krwią, ale została odkryta, przez zbytnią pewność siebie i tak zwane „przeszarżowanie” no i oczywiście dzięki szarym komórkom Herkulesa.

Jestem szczerze zdziwiona tą książką, gdy już myślałam, ze wszystkie dobre, mam za sobą, trafia do mnie ta – trzyma w napięciu do ostatniej chwili, a moment gdy Herkules podaje wyjaśnienie – oczywiście perfekcyjna i świetna. Naturalnie nie zgadłam kto jest sprawcą, chociaż kilka, zagadek cząstkowych trafnie odgadłam.
Jak ktoś będzie miał okazję – polecam!

sobota, 27 kwietnia 2013

Obiecana zgadywanka

Na FB rzekłam i tu potwierdzam.


Dla cierpliwych, szybkich i chętnych :D

Wzięłam się za haft, bardzo długo chciałam go zrobić, ale nici do tanich nie należą.

Rzucam Wam oto zestaw muliny(w komplecie) i ogłaszam, kto zgadnie co dokładnie haftuję, wygrywa egzemplarz COSia.

Jak komuś nie chce się zgadywać, jakoś się dogadać możemy i też wyhaftuję.



Macie 24 godziny na odpowiedź. Jak do jutra nikt nie zgadnie - pomyślę  nad podpowiedzią. 
Wam powiem, że już prawie kończę, bo od wczoraj nieustannie z igiełką siedzę :D


W porównaniu z Zimową Madame, którą męczyłam kilka miesięcy, bo wen mnie opuścił, to turbodoładowania dostałam.


A oto Madame ukońćzona
uprana, ale bez prasowania




A zaczełam również Wiosenna, ale chwilowo czeka aż z COSiem skończę :D

Szybko mi poszło, to na jedno posiedzenie wyszyłam. teraz jest sporo więcej. Tu jest cztery kolory zieleni, ale chyba żaden facet tego nie odróżni.



Wybaczcie, że "zaśmiecam" ksiażkowego bloga, ale robię stosunkowo mało, żeby opłacało się zakładać osobnego. Mam nadzieję, że Wam te przerywniki nie przeszkadzają ;)

"Kobiety Habsburgów" - Hellmut Andics

Dzieje habsburskich cesarzy, królów i książąt oraz ich żon, sióstr, córek i kochanek. Opowieść o domu habsburskim, historia budząca dreszcze i romansowe przygody.


 Haftuję sobie, to to, to tamto i zachciało mi się audiobooków posłuchać. Włączyłam „Kobiety Habsburgów” niestety jest to książka, której na dłuższą metę nie da się słuchać, z powodu dat i powiązanych faktów, wielu nazwisk. Postanowiłam, że książkę kupię, ale wysłucham fragmentów.


Głównie skupiłam się na tych niewiastach, które znam. Posłuchałam o Zofii z Wittelsbachów – matce Franciszka Józefa, oczywiście o Elżbiecie – Sisi, o Karolinie – żonie Maksymiliana, o Zofii – zamordowanej w Sarajewie i o ostatniej cesarzowej Zycie z Burbonów Parmeńskich.

Na samym wstępie muszę powiedzieć, że był świetny lektor, sama zaś książka jest napisana w świetnym stylu, miło się słuchało a nie gorzej będzie czytać.  Do tłumaczenia także nie mam zastrzeżeń, chociaż nie znałam żony Maksa jako Karoliny, znałam ją jako Charlottę. No, ale może są różne wersje tego imienia.

Taka książka jest idealna dla wszystkich, którzy lubią biografie. W tej książce mamy skumulowane żywoty osób, które miały wpływ na historię, gdyby nie to, że słuchałam jej w wersji audio pewnie bym się popłakała. Ja zwykle płaczę gdy czytam o Franciszku Józefie, nie ma chyba drugiej postaci historycznej, której życie tak by mnie doprowadzało do łez. Żal mi „dobrotliwego staruszka” z całego serca.  Zapytacie, jakim cudem miałam okazję popłakać nad dolą cesarza, skoro książka miała być o kobietach… ano  różnie z tym jest, a może to mężczyźni tak piszą biografie kobiet? Wszak biografia Sisi była o niej, a nie o jej państwie i mężu, tymczasem tutaj pretekstem do opowiedzenia o historii są kobiety.
Słuchało mi się bardzo dobrze, ale jednak nie tego oczekiwałam, może sporo się dowiedziałam o matce Cesarza, ale o Sisi dowiedziałam się z nowości tego, że biła fryzjerki lusterkiem po twarzy. Niewielu rzeczy dowiedziałam się o Zofii von Chotek, nie wiem jaką była kobietą, wiem za to że jej mąż był dewotem i był w złych stosunkach z Cesarzem i był przygotowany na śmierć, wiedział że jego dni są policzone. Nieco więcej dowiedziałam się o Zycie, ale widzę wiele braków, wydaje mi się, że te biografie były  bardzo stronnicze. To raczej szkice biografii, bardziej książka poświęcona historii Austrii.

Pozostał mi niedosyt, nie wiem skąd wezmę książki, które nasycą mój głód wiedzy.

czwartek, 25 kwietnia 2013

"Ocalony" - Sam Pivnik

Sam Pivnik ocalał ze świata, którego już nie ma. Mógł zginąć kilkanaście razy, ale dzięki szczęściu, sile i determinacji przeżył i mógł opowiedzieć swoją nadzwyczajną historię. W dniu jego trzynastych urodzin, 1 września 1939 roku, nazistowskie Niemcy najechały na Polskę, a wraz z tym wydarzeniem życie Pivnika zmieniło się nieodwracalnie. Przeżył będzińskie getto, a potem przez sześć miesięcy pracował jako więzień na osławionej rampie w obozie Auschwitz-Birkenau, gdzie dokonywano selekcji ludzi z kolejnych transportów, kierując niektórych do obozu, a innych wprost do komór gazowych. Po tych traumatycznych doświadczeniach trafił do obozu przy kopalni Fürstengrube (dzisiaj kopalnia „Wesoła”). Przeżył morderczy „marsz śmierci” po obozach w głębi upadającej III Rzeszy i jest jednym z niewielu, którzy wyszli cało z ataku samolotów RAF na statek więzienny Cap Arcona, o którym sądzono mylnie, że przewozi uciekających esesmanów. W końcu dotarł do Londynu. Teraz Sam Pivnik, już po osiemdziesiątce, opowiada, jak wyratował się z najbardziej niebezpiecznych i przerażających opresji wojennych.



Niedługo będę Wam musiała obiecać, że koniec z literaturą o tematyce holocaustu. Powoli już nie wytrzymuję, przesilenie wiosenne, niższe ciśnienie a tu jeszcze mocna książka człowieka wgniata w podłogę.

Sam Pivnik urodził się w Będzinie, miasteczku z historią oraz duszą. Miasteczko to przechodziło różne koleje losu, od czasu lokowania na prawie magdeburskim, a nawet wcześniej jeszcze w różnych rękach było, wznosiło się i opadało, jak na sinusoidzie. Ale niczym były wszystkie wcześniejsze losy, wobec tego co przyniósł tragiczny pierwszy września 1939 roku. Będzin było  miasteczkiem ze sporym odsetkiem ludności żydowskiej, miasteczek takich w międzywojennej Polsce było wiele, nawet nieopodal mnie był sobie taki Rozwadów, w którym  żyli obok siebie Polacy i Żydzi. Dzieci żydowskie z polskimi się bawiły i tylko z okazji Wielkanocy antysemityzm okazywały, aby odpłacić za śmierć Jezusa. Wraz z wybuchem wojny świat się zmienił wizje krzyczącego kaprala z Austrii zmieniły życie milionów. Sam  nie miał okazji przeżyć beztroskiego okresu młodości, jego bar micwa została z powodu wojny zorganizowana w domu, w tajemnicy, szybko musiał nauczyć się pracować, zarabiać na swoją wielodzietną rodzinę. Ojciec chłopca był tradycyjnym Żydem, wierzącym w literę prawa, który nie był w stanie dostosować się  do nowych realiów, wręcz nie chciał uznać konieczności zmian. Jedna matka błyskawicznie się dostosowała i mogła zapewnić rodzinie przetrwanie. Tylko, że to nie była wojna, którą dało się, tak o przetrwać. Niemcy nie pragnęli uciskać, oni chcieli zniszczyć.  Destrukcję szerzyli konsekwentnie.  Zorganizowali getto, zapędzili do pracy, wprowadzili żądy Rady Żydowskiej, zaprowadzali terror i żady przemocy.
Wreszcie mieszkańcy będzińskiego getta podnieśli głowy, wprawdzie ich zryw nie mógł być nawet porównywany do powstania w warszawskim getcie, ale był przejawem, ostatnim przejawem ich człowieczeństwa i wolnej woli. Pojęcia takie jak człowieczeństwo, godność były niszczone w miejscu do którego ich wywożono. A miejscem tym było Auschitz.

Wybaczcie, że się tak rozpisuję, ta książka niesamowicie mną wstrząsnęła.  Chociaż i taka fraza jest eufemizmem.  Bo z tym holocaustem jest tak, że to każdy wie jak było, ale każdorazowe czytanie świadectw o prawdzie przyprawia o dreszcze i sprawia że czuję się jakby ktoś dał mi w twarz a później w brzuch, a później porządnie mnie zbutował.
Nie potrafię spokojnie myśleć, a tym bardziej mówić o tej książce, ona jest tak prawdziwa w swej prostocie, że ta prawda uderza w nas i przewraca, jak fala uderzeniowa po wybuchu bomby atomowej. Nie trzeba wielkich słów, aby powiedzieć prawdę.
„Ocalony” to opowieść, tak jak gdybyśmy słuchali, na żywo kogoś kto przeżył to co było najgorsze w XX wieku. Już coraz mniej jest wśród nas tych, którzy mogą nam dać świadectwo. Warto, warto czytać takie autentyczne książki, pełne mocnych przeżyć.

Nie mogę o TAKIEJ książce napisać, że polecam, że fajna, bo to się nie godzi.  To jest niesamowita książka mocna i przejmująca do szpiku kości. 

środa, 24 kwietnia 2013

"Dziecko do wzięcia" - Chandra Hoffman

Młoda pracownica ośrodka adopcyjnego zaczyna niebezpiecznie angażować się w życie adopcyjnych i biologicznych rodziców. Jak daleko odważą się posunąć, by osiągnąć swój cel? Chloe Pinter ma idealistyczne podejście do swojego zawodu. Wizja szczęśliwych par tulących adoptowane dzieci pomaga jej radzić sobie z wygórowanymi oczekiwaniami szefowej oraz biologicznych i adopcyjnych rodziców. Praca, która stanowi dla Chloe ucieczkę przed skomplikowanym życiem osobistym, zamienia się w pole walki pomiędzy trzema parami: zamożnym małżeństwem, które wcześniej miało problemy z płodnością, a teraz oczekuje narodzin dziecka; zapracowanym biznesmenem i jego zdesperowaną żoną, dla której adopcja jest ostatnią szansą na macierzyństwo; oraz parą z nizin społecznych, nieposiadającą niczego oprócz dziecka, po które wszyscy wyciągają ręce. Splot zaskakujących zdarzeń prowadzi do niebezpiecznego finału…


Po lekkim czytadle chwyciłam za ebooka, który miałam na telefonie, akurat było to „Dziecko do wzięcia”, tematyka od razu mnie zainteresowała chociaż przyznam się, że spodziewałam się troszeczkę innego rozwoju akcji.
Ebook ten towarzyszył mi przez mniej niż 24 godziny, podczas których przeżyłam naprawdę intensywne emocje. Tę książkę mogę ustawić na półce razem najlepszymi książkami Jodi Picoult.

Książkę rozpoczyna opowieść o Cloe, która jest pracownicą socjalną. Pracuje w agencji zajmującej się przeprowadzaniem adopcji. W odróżnieniu od polskiego stanu prawnego, adopcje w USA wyglądają nieco inaczej, zajmują się tym agencje, biologiczna matka wybiera rodziców dla swojego dziecka, kręcą się dookoła tego różne biznesy, ale oczywiście sprzedaż dzieci nie wchodzi w grę.  Następnie poznajemy dwie pary oczekujące dziecka. Eva i Paul są idealną parą, od wielu lat kochają się, przeszli ręka, w rękę najtrudniejsze momenty w życiu.  Później starali się o dziecko – nie wychodziło. Zgodzili się adoptować. Również i adopcja się nie udała, biologiczna matka się rozmyśliła. I gdy już stracili nadzieję, Eva zaszła w ciążę. Drugą parę jest Francine i John, oboje są już w wieku, na pewno nie młodzieńczym, są jednak bardzo dobrze sytuowani. Ze względu na stan posiadania zostali wybrani, przez spodziewającą się dziecka parę, która wiele w życiu przeszła(mimo naprawdę młodego wieku) i pogubiła się w życiu.
Równolegle do par czekających na dziecko obserwujemy też biologiczne matki i ich najbliższych, borykających się z mniejszymi większymi problemami dnia codziennego.
Jesteśmy świadkami, tego jak krok, po kroku nadciąga dramat. Portrety psychologiczne bohaterów, nakreślone są lakonicznie, w zdaniach oszczędnych, ale wstrząsają do głębi.  Nie ma w tej powieści osoby szczęśliwej, każdy z bohaterów skrywa w sobie jakąś tragedię, a  autorka stopniowo je ujawnia, powoli zapełniając  płótno tej historii.
„Dziecko do wzięcia” wciąga, nie da się oderwać od tej historii, bo chociaż w pewnym momencie zaczynamy domyślać się jak rozwinie się akcja, to mimo wszystko do końca nie wszystko jest jasne, pozostaje sporo niewiadomych,  które podtrzymują napięcie.

Ta książka wzbudzała we mnie nadzwyczajnie silne emocje, sama próba wczucia się w sytuacje, uczucia bohaterów sprawia iż czytelnik gęsiej skórki dostaje.  Naprawdę serdecznie polecam. Nie jest to książka lekka i przyjemna, raczej wymagająca zaangażowania, ponieważ nie da się jej czytać obojętnie, bez przeżywania kolejnych kartek!
Bardzo polecam!!


" Prezent od Tiffany'ego" - Melissa Hill

Każda kobieta zasługuje na prezent od Tiffany’ego. Na Piątej Alei w Nowym Jorku dwaj mężczyźni kupują prezenty dla kobiet, które kochają. Gary dla swojej dziewczyny Rachel wybrał bransoletkę. Tymczasem Ethan szuka czegoś bardziej wyjątkowego – pierścionka zaręczynowego dla pierwszej kobiety, która uczyniła go szczęśliwym po śmierci żony. Kiedy jednak w zamieszaniu dochodzi do zamiany prezentów i do Rachel trafia pierścionek Ethana, drogi obu par się krzyżują. Ethan próbuje odzyskać pierścionek, by wręczyć go kobiecie, dla której był przeznaczony. Przekonuje się jednak, że to bardziej skomplikowane, niż przypuszczał. Czyżby los miał własne pomysły na życie obu par?


Jak już na Facebooku pisałam, jeśli są książki, które są idealnym scenariuszem na komedię romantyczną, to ta powieść do takich należy. Gdy pokazałam w stosiku, że „Prezent od Tiffany`ego” pożyczyłam, polecałyście mi ją. I skusiłyście. Z legendarnego filmu „Śniadanie u Tiffan`ego” pamiętałam tylko smutek związany z tym, że „ta śliczna pani wyrzuciła kota – wredny babsztyl, a kot był piękny”. Mam traumę, więcej tego filmu raczej nie oglądnę, więc oczywiście nie miałam pojęcia o co cały ten szum z Tiffanym, kojarzyłam piękne lampy markowane tym nazwiskiem, ale „słynne turkusowe pudełeczko” zobaczyłam w Internecie już po przeczytaniu książki.

Powieść jest banalną, w gruncie rzeczy, opowiastką o miłości, przeznaczeniu, odrobinie magii, pełną różnych zwrotów akcji, niektóre z nich są nieco niesamowite, ale to książka, która nie kładzie nacisku na realizm. Dwie pary spędzają Wigilię w Nowym Jorku. Ethan wdowiec z małą córeczką postanawia oświadczyć się Vanessie, którą uważa za nową kobietę swojego życia(chociaż oczywiście nie zastąpi jego zmarłej żony Jane) w tym celu udaje się do słynnego, tytułowego sklepu z biżuterią i wydaje okrągłą kwotę na pierścionek.  Gary postanawia w ostatniej chwili kupić prezent dla swojej dziewczyny Rachel, dokonuje zakupu, ale zaraz po wyjściu ulega nieszczęśliwemu wypadkowi. Wiele wskazuje, że obie pary te święta, a zwłaszcza co z nich wynikło zapamiętają do końca życia.

Książka mogła być bardzo kiczowata i banalna, święta, choinki, lampeczki, Wielkie Jabłka tętniące życiem i skąpane w świetle kolorowych światełek. Idealna, sceneria, moim zdaniem autorka wybrnęła, mniej lub bardziej z tego kiczu, owszem elementy przesady, naciągania pojawiają się, chociażby całe to szaleństwo na punkcie turkusowego pudełeczka, za którym szaleje cały świat, może dla Polek nie jest to tak ważne, może kobiety z krajów anglosaskich faktycznie mają bzika na punkcie formy, nie treści.
Ale cała ta książka jest ciepła i bardzo sympatyczna, porusza interesujące problemy, takie jak pustka po stracie bliskiej osoby, dylematy ojca-wdowca, czy istnieje usprawiedliwione kłamstwo.
Fajnie napisały zostały postacie, żadna nie jest taka jednoznaczna, wyraźnie dobra, albo zła. Chociaż każda nas w jakiś sposób wkurzy, podirytuje, to w ostatecznym rozrachunku, każda dostanie swój pakiet wad, albo zalet, chociaż w pewnych momentach powieści, będzie to bardzo wątpliwe.
Dużo zaletą jest koniec. Tak naprawdę to do końca nie wiemy jak cały ten ambaras się skończy, przez co jesteśmy cały czas trzymani w napięciu.

Osobiście uważam, że książka jest idealna na letnie poczytywanie na świeżym powietrzu, albo lekturę pociągową.
Lekka, niezobowiązująca i przyjemna.

sobota, 20 kwietnia 2013

Muffiny owsiane z czekoladą(opcjonalnie)

Co jest najlepsze na kaca? Praca!! Moja Mama upiekła kruche ciasto z powidłem, a ja też coś upiec chciałam.  Ostatnio miałam fazę na owsiane ciasteczka. Ale tych kupnych u mnie we wsi nie ma. A ja nie będę jeździła za każdym razem do miasta. Bo i kupnych łakoci nie bardzo uznaję.
Dawno muffinek nie piekłam, więc poszukałam przepisu na jakieś muffiny. Zmodyfikowałam nieco przepis, dodając nieco gorzkiej czekolady.
I właśnie wyjęłam z piekarnika ciepłe, pachnące, pyszne i tanie muffiny Bazowym był ten przepis


Składniki:

190g mąki
60g cukru
160g płatków owsianych
300 ml mleka
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 jajko
1/2 szklanki oleju


Wykonanie:
Płatki owsiane zalewamy mlekiem(ja zalałam troszkę bardziej niż letnim) i odstawiamy na około 5 minut. W tym czasie w jednej misce mieszamy mąkę z proszkiem, a w drugiej jajko z cukrem oraz olejem. Mieszamy aż mokre składniki się połączą i dolewamy do nich płatki z mlekiem. Wciąż mieszając dosypujemy suche składniki i mieszamy,aż składniki się połączą.
Włączamy piekarnik nastawiony na 180 stopni. Papilotki wypełniamy do 3/4 wysokości zrobioną masą. Pieczemy przez 35-40 min, do momentu suchego patyczka i do zarumienienia.



Ja dodałam jeszcze sześć kawałków(kwadracików, co ja napisałam?!) gorzkiej czekolady. Tarłam na tarce i nożem kroiłam, aby chrupały kawałeczki czekolady też!.

Składników mało jest i w domu każdy będzie miał.
Nie są za słodkie, ale takie, w sam raz.
Niebo w gębie.



"Rodzina Curie" - Denis Brian

Pięć Nagród Nobla ? już samo to czyni niezwykłym życie rodziny opromienionej blaskiem monumentalnych dokonań naukowych. Mało kto jednak wie o jego ciemniejszej stronie: o konfliktach, dramatach, skandalach i tragediach, jakie stały się udziałem dwóch pokoleń Curie. Dlaczego nieprzeciętnie uzdolnionego, lecz pozbawionego osobistych ambicji Piotra trawił lęk przed życiową porażką, mimo że w tym samym czasie dokonał pierwszego przełomowego odkrycia? Dlaczego żarliwa patriotka, niezwykle inteligentna Maria przez lata pracowała jako guwernantka? Dlaczego pieniądze z Nagrody Nobla, które pozwoliły Marii i Piotrowi pozbyć się finansowych trosk, zniszczyły spokój ich prywatnego życia? Dlaczego córka Ewa była jedyną osobą w rodzinie, która odrzuciła życie naukowca, i czemu starsza córka, Irena, poszła w ślady matki, choć zawsze obawiała się, że pozostanie w jej cieniu?Ta pierwsza pełna, oparta na nowych, wcześniej niepublikowanych osobistych informacjach, i niedawno odkrytej korespondencji i pamiętnikach biografia całej genialnej rodziny daje nam wielowymiarowy i pozbawiony przekłamań obraz ich prywatnego i zawodowego życia: od związku Marii i Piotra, poprzez dokonania córek, Ireny i Ewy, aż do osiągnięć zięcia, Fryderyka Joliot-Curie. Denis Brian, autor biografii Einstein, wydobywa na światło dzienne intrygujące szczegóły: skandal, który wybuchł z powodu romansu Marii z jednym ze studentów Piotra i o mało nie doprowadził jej do samobójstwa.



Wiosna piękna się zaczęła, można na rower wyjść i na kijki wyskoczyć, więc sezon na książki w wersji audio, znowu w pełni. Dokończyłam więc słuchać książkę na którą chorowałam wiele, wiele lat, ale z powodu dosyć wysokiej ceny nie decydowałam się na zakup. Wersja audio pozwoliła mi zapoznać się z dziejami rodziny Curie, której to losy żywo mnie interesują i czytuję  na ten temat książki, artykuły, które pokazują się na polskim rynku.

Ta książka to jedyne na polskim rynku kompleksowe opracowanie historii tej sławnej rodziny. W sumie dostali pięć Nagród Nobla.  Dokonali odkryć, które zmieniły historię, a przy tym nie stracili nic ze swego człowieczeństwa. Jaka była Maria Skłodowska, możemy poczytać w kilku książkach dostępnych na polskim rynku. Pierwsze spotkanie z noblistką miałam jakieś dziesięć, a może i więcej lat temu, za sprawą napisanej przez Ewę Curie biografii matki. Spłakałam się wtedy okrutnie i weszłam w fazę zainteresowania fizyką jądrową, która to w pewnym sensie trwa do dziś.  Biografia jest szalenie subiektywna, wiadomo córka gloryfikuje swoją matkę, chociaż relacja Maria Curie – córki była bardzo specyficzna. Ewa Curie wyłamała się i nie robiła kariery naukowej, bardziej zajmowała się muzyką, sztuką sprawami, których jej matka nie darzyła zbytnim szacunkiem. Dla Marii liczyła się nauka. Dlatego tak doskonale czuła się w towarzystwie starszej córki Ireny i jej męża Fryderyka.  Mąż Marii – Piotr był bardziej niż żona człowiekiem renesansu, interesował się wszystkim, ale może powodem tego było liberalne,  nowoczesne wychowanie, które rozbudziło w nim ciekawość świata.
Dzieciństwo Marii, pełne pracy, nauki było jednak obfitującym w tragedie dramatycznym okresem, gdy ani w domu(choroba matki i siostry) ani w szkole(polska szkoła, pod rosyjskim zaborem) nie znajdywała bezpieczeństwa i swobody.
Tak jak wspomniałam o ile życie Marii nie jest dla nas tajemnicą, chociaż wiele faktów z jej życia różnie są interpretowane, to jako, takie zarysy znamy. Ale życie jej męża i dzieci nie jest w Polsce, ojczyźnie noblistki odpowiednio naświetlone.

Pytanie czy ta książka to czyni. Ze smutkiem przyznaję, że 75% książki czytałam jak najlepszej próby powieść, ale w pewnym momencie życie prywatne zostało ograniczone, na rzecz nauki i opisów doświadczeń, reakcji i odkryć. Moim skromnym zdaniem dla człowieka, który sięgnął po biografię, a nie po podręcznik jest to nużące. Zawodzi.
I chociaż większość książki jest zajmująca, bo i życie rodziny Curie przypomina film ciekawy, to długie opisy chemiczne i fizyczne, po prostu zniechęcają i odpychają.  Czytałam już inne biografię chemików i fizyków i można obejść się bez niezrozumiałych dla przeciętnego czytelnika opisów.

Dlatego całokształt oceniam bardzo przeciętnie, niestety.   Cena książki oscyluje w okolicach pięćdziesięciu złotych a mimo kiepskiego papieru równoważonego przez twardą oprawę, moim zdaniem książka ta nie jest warta wydania takich pieniędzy. Jeśli kto ciekawy może spokojnie w bibliotekach poszukać. 

piątek, 19 kwietnia 2013

Madame

Ostatnio żaliłam się  że kryzys czytelniczy mam. Wciąż tak jest. Skutkiem tego, haftuję oglądając serial "Ranczo". Cudny humor. O niektórych gagach zapomniałam.

Czytać czytam, ustawy i kodeks. Ehhh  oj ciężko jest. Ciężko. Odwykłam nieco od wkuwania.
Ale ksiażki fajne, fajne. "Dlaczego kobiety kochają zołzy". Jak nie czytuję takiej literatury, tak czytając tą co i rusz oświeca mnie :P


I problem mam, pracę na kurs napisać muszę. Kurs na weekendzie i Lublin takoż. Tylko, że boję się, że w Lublinie kolejny raz odwołają zajęcia jak przyjadę...



Rozdwój się człowieku i czytaj z gwiazd.


Wiosna przyszła i nic się nie chce. A tyle robić trzeba.
Dobrze, że ten haft mnie wciągnął.


Aczkolwiek ta Madame tak mi już za skórę zaszła, że dużo mi trzeba było zapłacić, żebym powtórzyła. Ile ona krwi mi psuje.

Ale już zieloną, wiosenną Madame zacząć bym chciała... ta mi uszami wychodzi.


Oj coś czuję, że kwiecień, kiepski ksiażkowo będzie :/

środa, 17 kwietnia 2013

"Intruz" - Stephenie Meyer

Przyszłość. Nasz świat opanował niewidzialny wróg. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich na pozór niezmienione życie. W ciele Melanie jednej z ostatnich dzikich istot ludzkich zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Wertuje ona myśli Melanie w poszukiwaniu śladów prowadzących do reszty rebeliantów. Tymczasem Melanie podsuwa jej coraz to nowe wspomnienia ukochanego mężczyzny, Jareda, który ukrywa się na pustyni. Wagabunda nie potrafi oddzielić swoich uczuć od pragnień ciała i zaczyna tęsknić za mężczyzną, którego miała pomóc schwytać. Wkrótce Wagabunda i Melanie stają się mimowolnymi sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwanie człowieka, bez którego nie mogą żyć.


Tak,  mam kryzys czytelniczy. Mam rozpoczętych kilka książek a nie mogę skupić się na jednej. Jako, że głośno o filmie „Intruz” postanowiłam sobie powtórzyć książkę. Czytałam ją z cztery lata temu. Zapomniałam szczegóły, zapomniałam jakie emocje mi towarzyszyły, a że z filmem mam ochotę się zapoznać, uznałam że taki „ogórkowy sezon” to dobry pretekst. Wyciągnęłam tomiszcze z półki i zaczęłam czytać. Myli się ten kto pomyśli, że oto przełamałam kryzys. Skądże!! „Intruza” zaczęłam przed weekendem. Czytać skończyłam dziś.

Pamiętałam, że książka mi się podobała, czytałam ją w środku lata, na wakacjach, w pełnym odprężeniu. Podobała mi się saga „Zmierzch” i „Intruz” też mnie nie odrzucił. Tym razem jednak szczególnie mnie również nie zachwycił. Miałam momenty gdy się zaczytywałam, ale były też chwile, gdy usypiałam znudzona dłużyzną. Moim zdaniem pomysł jest ciekawy, wykonanie może nie jest powalające, ale przeciętne – co najmniej

Pewnie znacie fabułę. Ziemia została najechana przez Dusze, które wszczepiane w ciała ludzie przejmują kontrolę nad swoim żywicielem.  Wprawdzie Ziemia już została zdobyta, inwazja się udała, to jednak wciąż, żyją „dzicy” czyli ludzie bez wszczepionych Dusz, ale są w zdecydowanej mniejszości. Jedna z nich Melanie została osaczona przez Dusze, próbuje popełnić samobójstwo, aby nie dać sobie wszczepić pasożyta, jednak zostaje uratowana. Wszczepiono jej wyjątkową duszę – Wagabudnę, która mieszkała już na wielu planetach, miała wielu żywicieli. Ale Melanie jest silną istotą, nie daje się stłamsić przez Wagabundę, która jednak nie ustaje. Wewnątrz ciała Melanie toczy się walka pomiędzy Wagabundą a Melanie. Melanie podsuwa Wagabundzie różne migawki ze swojego życia, rozbudza w niej miłość i tęsknotę, sprawia iż Dusza, pragnie odnaleźć ludzi, nie po to, aby ich wydać na pastwę Łowców, którzy wszczepiliby im dusze, ale aby odnaleźć ludzi których kocha Melanie. Jest tylko jedno ale, Łowczyni przydzielona do Wagabundy zaczyna coś podejrzewać. Dostrzega sygnały świadczące o tym iż Melanie wciąż walczy i stanowi realne zagrożenie. Łowczyni jest odpychającą istotą, wzbudza negatywne emocje w Melanie oraz, co dziwniejsze w Wagabundzie. To głównie strach przed Łowczynią, antypatia do niej, w połączeniu z pragnieniem odnalezienia bliskich sprawia iż Wagabudna ucieka, próbuje odnaleźć wolnych ludzi, ale przecież jest Duszą, z góry wiadomo, że nie spotka się z miłym przyjęciem.
Ale może nie wszystka nadzieja stracona.
Wiele osób reaguje na samo nazwisko autorki z alergiczną niechęcią. Na szczęście ja, wolna byłam od uprzedzeń. I wciąż tych uprzedzeń nie nabyłam. Może „Zmierzch” nie jest literaturą najwyższych lotów, może i styl „Intruza” wzbudza sporo do życzenia, ale „Intruz” jest interesującą historią, dającą do myślenia. Chociaż sama nie zaczytuję się w literaturze SF to tę książkę czytałam z autentycznym zainteresowaniem. Podobały mi się pomysły autorki, Dusze wszczepiane do ludzkiego ciała, zachowujące pamięć swych poprzednich wcieleń. I chociaż Dusze występują tutaj w roli agresora, najeźdźcy to są to istoty dobre, łagodne i pragnące pokoju. Ziemia pod ich rządami jest utopijną krainą pełną dobra, uczciwości. Nie ma tu zawodów, są powołania, nie ma pieniędzy, ponieważ wszyscy pracują dla wspólnego dobra. Nie ma przemocy, nie ma zła. A jednak ludzie nie są tym zachwyceni, ponad dobra materialne pragną niezależności, wolności. Buntują się przeciwko wszczepianiu pasożytów, wolą zginąć niż się poddać. Mało tego Wagabunda, która lepiej niż ludzie poznała system, w pewnym momencie dostrzega zło, przechodzi na stronę ludzi, zdradza swój gatunek.
Pozostaje też wątek romansowy. Bardzo ładny moim zdaniem, chociaż momentami zbyt kiczowaty. Tak rzadko zdarza mi się napisać, że romans jest kiczowaty, ale tutaj słowa które wypowiadają bohaterowie, zamiast wzruszenia, czy poruszenia wzbudzały raczej chichot w mojej głowie – czasami.
Aczkolwiek owe Ianowe: „Trzymałem cię w ręce Wagabundo. Byłaś przepiękna”, jest bez wątpienia poruszające i bardzo ładne.

Mam problem z oceną tej książki, nie będę ukrywała, że momentami wynudziłam się strasznie, książka chwilami mnie wręcz usypiała, ale z drugiej strony były chwile gdy – mimo ponownego czytania – nie mogłam się oderwać i chodziłam z nosem w książce.
Teraz czeka mnie przeprawa z filmem, który z tego co słyszałam, jest jeszcze nudniejszy.
Mam to stare, pierwsze wydanie, które wolę zdecydowanie – zaczynam pałać antypatią do wydań filmowych. Książka po kilku latach trzyma się wciąż świetnie, brzeg nie popękał, klej trzyma… może mnie przeżyje ; )

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Stos- marzec/kwiecień

Dziś zaprezentuje Wam książki, które przybyły do mnie  od ostatniego stosiku.
Nie wiem czy to są wszystkie. Powoli się gubię. Ale BARDZO powoli.
Dodatkowo moja Rodzina włazi, grzebie, bierze co chce... oszaleć można...












Powyżej widzicie książki od Grupy Wydawniczej Publicat, Grace Kelly już opisana, a cztery pozostałe, to pożyczki z biblioteki.
Teraz czytam "Rubinowe czółenka", aby móc przeczytać "Brzoskwinie dla księdza proboszcza"


Ten stosik, to zakupy, przy czym tylko dwie książki "Pozłacany róg" i  "czarnobylską modlitwę" nabyłam w cenie regularnej.
Od dołu, mamy dar od IW Erica, który załatwiła Edith z okazji spotkania lubelskich blogerów.
Pięć kolejnych książek to upolowane na allegro w okazyjnych cenach Christie.
Następnie, czytany i recenzowany, "Pozłacany róg".
Kolejne dwie książki to pożyczki, od mojego ks. Proboszcza, "Wyznania" czytam i się delektuję, książka o obrazi Matki Bożej z Guadalupe, czeka na wenę.
"Potęga nadziei" trafiła do mnie dzięki wymianie na LC.
"Chcę być kochana tak jak CHCĘ" to książka od p. Aliny Białowąs, która to chce uczynić ze mnie normalnego człowieka :P
"Lód w żyłach" i drugi tom "44 Scotland street" to efekt polowania w lubelskim empiku.
"Czarnobylska modlitwa" to zakup w Między słowami, kawiarni gdzie spotkały się blogerki z Lubelszczyzny i ja :D 
"Dotknąc nieba" - kupione w stalowowolskim Stańczyku, za AŻ 9.90(przy czym mi naliczono jeszcze rabat za kartę klienta)
"Drugi przekręt Natalii" wygrane u Klaudyny.
Biografie - wciąż prenumeruję
No i "Dama w opałach" również kupiona z Stańczyku, za cenę jw.


sobota, 13 kwietnia 2013

Teri Meri Kahaani(2012)


Tylko książki i książki. Postanowiłam, że czas zająć się również i innymi rozrywkami. Np. wrócić do regularnego oglądania filmów. Nie pamiętam kiedy, położyłam się tak, bez stresu i oglądałam film. Zwykle oglądam robiąc na drutach, lub haftując i nie skupiałam się tak na fabule. Powiedziałam sobie – dosyć!  Włączyłam sobie film bolly. W tym gatunku zakochałam się na pierwszym roku studiów i od tamtego pierwszego K3G oglądnęłam, może nie jakoś bardzo, baaaaardzo wiele, ale sporo tych filmów. Ostatnio miałam dłuższą przerwę, którą zresztą w tym tygodniu przerwałam. Wracam do Bolly.
Uwielbiam Shahida Kapoora, obok Saifa Ali Khana, jest to aktor którego darzę miłością wierną. Shahid jest słodki, słowem jakie przychodzi mi, gdy o nim myślę jest „kjuuuut”.
Teri Meri Kahaani to trzy historie, w trzech różnych okresach.
Najpierw przenosimy się w lata sześćdziesiąte, w pociągu jadącym do Bombaju spotyka się  znana aktorka i grajek, który w wielkim mieście chce szukać swojej szansy. Zakochuje się od pierwszego wejrzenia w ślicznej aktorce, później ich losy raz, po raz się krzyżują. Oboje się kochają i gdy wszystko idzie w stronę happy endu, okazuje się – szalenie niefortunnie – że w nim zakochała się jej najlepsza przyjaciółka. Tak to wszystko się gmatwa, że ona jest przekonana, że on jest uwodzicielem i szemranym typkiem. I ona nie chce wchodzić w drogę przyjaciółce i nie chce odbierać się jej faceta.
Wracamy do współczesności. Anglia, On zrywa, spektakularnie, w dzień swoich urodzin ze swoją dziewczyną. Kilka chwil później spotyka dziewczynę, która oskarża go o kradzież i on trafia do więzienia. Z aresztu wyciąga go ona, zorientowawszy się w swojej pomyłce. Zaprasza go na urodzinowego drinka, spędzają ze sobą noc, bawiąc się i zwiedzając miasto. Następnego ranka, on odprowadza ją na pociąg. Znajomość jednak nie kończy się, kwitnie dzięki portalom społecznościowym. Tylko, że jego była dziewczyna wkracza na scenę.  Znowu brak happy endu.
I wędrujemy do roku 1920, Indie  pod brytyjskim jarzmem. On Casanova co się zowie, ona córka działacza na rzecz wyzwolenia Indii. Aby zdobyć względy jej i jej ojca, udaje wielkiego patriotę, jednak dosyć nieudolnie. Gdy odkrywa, że udawanie nic mu nie pomoże, postanawia się zaangażować bardziej w działalność wywrotową. Skutkiem tego trafia do więzienia, ale czymże jest odsiadka skoro zdobył miłość ukochanej. Tylko, że gdy wychodzi z więzienia i biegnie do domu wybranki, okazuje się, że ojciec wydał ją za mąż, za gorliwszego patriotę.
Ten film to opowieść o przeznaczonych sobie duszach, o reinkarnacji o miłości pokonującej wszelkie przeszkody. To bardzo piękny film, nie tylko dlatego, że grają tam ładni aktorzy i jesteśmy momentami zalewani feerią barw. Chociaż na początku bałam się, że mnie znudzi ta historia, ale pod koniec łkałam sobie cichutko w poduszkę i byłam zachwycona tym jak te historie zostały poprowadzone.

Po ostatnim, średnio-udanym spotkaniu z bolly, Teri Meri Kahaani podbiło mnie całkowicie i na pewno będę oglądała więcej. Więcej Shahida!! Mam nadzieję, że z przygotowaniem do jutrzejszej pracy się szybko uwinę, aby wieczorem sobie znowu coś oglądnąć :D

czwartek, 11 kwietnia 2013

"Potęga nadziei" - Francine Rivers

Pierwsza z dwóch części sagi Francine Rivers przedstawia trudne relacje pomiędzy kilkoma
kolejnymi pokoleniami matek i córek. Na początku dwudziestego wieku pełna temperamentu Marta Schneider opuszcza Szwajcarię w poszukiwaniu lepszego życia, zdeterminowana spełnić nadzieje swojej matki. Jej bogata w doświadczenia podróż prowadzi ją przez Europę do Kanady, gdzie poznaje przystojnego Nicklasa Walterta. Nie była jednak w pełni przygotowana ani do poświęceń, jakie musi ponieść, ani do małżeństwa czy macierzyństwa, kiedy dociera na pustynne tereny Kanady, a następnie na obszary suchych kalifornijskich dolin, by zajmować się rodziną. Nadzieją Marty jest zapewnić dzieciom lepsze życie, ale doświadczenie nauczyło ją, że szansę przetrwania mają najsilniejsi. Jej trudna miłość, często jest źle odbierana, szczególnie przez starszą córkę Hildemarę Rose, która zabiega o akceptację matki. Pośród dramatu drugiej wojny światowej Hildie przeżywa swoją wielką miłość i sama zakłada rodzinę. Lecz nieoczekiwane i tragiczne wydarzenia zmuszają matkę i córkę do stawienia czoła swoim ułomnościom i pogłębiającą się, dzielącą je przepaścią, która grozi rozłąką na zawsze. Francine Rivers, jest autorką bestsellera Potęga miłości, która została uznana za klasykę literatury chrześcijańskiej i przez niemal dziesięć lat zajmuje miejsce na liście bestsellerów. Francine opublikowała ponad 20 powieści z motywem chrześcijańskim (wszystkie należą do grupy bestsellerów). Jej powieści chrześcijańskie były wielokrotnie nagradzane. W marcu 2010 roku Francine została uznana za najlepiej sprzedającą się pisarkę na liście New York Timesa, kiedy to Potęga nadziei zadebiutowała na 12 miejscu listy bestsellerów. Książki Francine zostały przetłumaczone na dwadzieścia różnych języków i w wielu krajach, takich jak Niemcy, Holandia, czy Południowa Afryka, uznane są za bestsellery. Francine i jej mąż Rick mieszkają w Północnej Kalifornii. Pisarstwo przybliża ją do Boga,a przez swoją pracę może wyrażać uwielbienie dla Jezusa za to wszystko, co On czyni w jej życiu.

Gdy tylko książka pojawiła się w zapowiedziach, wiedziałam, że chcę ją przeczytać. Mijały miesiące, ale co się odwlecze to nie ucieczce. Dałam radę wytrzymać tylko dwa dni od chwili gdy książka wylądowała u mnie w domu, do rozpoczęcia lektury. A nawet 24 godziny nie upłynęły, nim książkę odkładam na półkę jako przeczytaną. Po przeczytaniu książki wcześniejszej „Potędze miłości”  spodziewałam się trochę lepszej i nie ma co oszukiwać, słabszej opowieści. Mile się zawiodłam i kolejny dzień z rzędu przepłakałam nad książką. „Potęga nadziei” mimo tytułu sugerującego iż tchnie ona otuchą jest bardzo poruszającą opowieścią, która wydobędzie z nas emocje, istnienia których nawet nie podejrzewaliśmy.

Zaczęło się dawno, dawno temu w Szwajcarii, wśród malowniczych szczytów i zielonych łąk. Marta, żyje ze swoimi rodzicami i dwójką rodzeństwa, wśród tych sielankowych krajobrazów. Ale jej życie nie jest bajką, przeciwnie – dziewczynka jest bystra, jest pracowita, ale nie jest piękna i jest tylko dziewczynką, dlatego jej Ojciec pomiata nią jak tylko może. Zresztą jej ojciec jest dyktatorem,  jego słowo jest prawem. Gdy ojciec decyduje, że szkoda pieniędzy na naukę dla Marty – tak się dzieje, gdy łaskawie znajduje jej prace, tak aby mogła każdym groszem zasilać domowy budżet – dziewczyna musi pracować, gdy ojciec decyduje że Marta ma się uczyć w szkole dla gospodyń – Dziewczyna pakuje się i wyjeżdża do szkoły. Przysięgając, że to się kiedyś skończy. Skończy się, zaiste, ale nim do tego dojdzie Marta będzie srodze cierpiała, będzie wiodła życie tułacza, doznając tragedii i traumy, która położy się cieniem na całym jej życiu.
Młodość Marty, wycisnęła na niej niezatarte piętno, gdy sama zostanie matką, będzie chciała ustrzec się błędów wychowawczych jakie widziała dorastając. Co naturalne, będzie chciała ochronić dzieci przed całym złem i zapewnić im lepsze życie. Tylko czy tym samym ich nie zniszczy? Czy nie wzniesie muru, który rozdzieli ją z osobami które kocha najbardziej?

„Potęga nadziei” to książka o dwóch kobietach.  Według notki z okładki jest to pierwszy tom z dwóch. Obejmuje on swoją akcją prawie pół wieku.  Nie jest  to opowieść, dzień po dniu, autorka czasami przeskakuje ładnych parę lat, ponieważ w książce nie chodzi o kronikę lat, ale o relację matka-córka. Bardzo trudną, w tym wypadku.

Ta powieść emanuje prawdą, wiele zapewne jest takich historii, takich dramatów, gdy dziecko uważa, że rodzic go nienawidzi, a problemy w komunikacji wynikają z miłości i strachu, tutaj możemy zajrzeć do psychiki Marty, chociaż znając jej motywy, rozumiejąc i szanując je, na pewno nie będziemy pochwalać jej postępowania.
Spodziewałam się też większej roli wiary w życiu bohaterów, pamiętając poprzednią książkę autorki, która była wręcz przeniesieniem Biblii na karty powieści. Tutaj, Pismo Święte, Bóg, wiara odgrywają dużą rolę i nie można tego negować, ale mimo wszystko jest to bardzo naturalnie wplecione w losy bohaterów, nie ma groteski, nic nie jest przerysowane. Jest pokładanie ufności w Panu, ale bez epatowania tego w każdej linijce, co ewentualnie mogłoby przeszkadzać, lub być niepoprawne w naszym coraz to liberalniejszym, nowoczesnym kraju( : | ).
„Potęga nadziei” zrobiła na mnie ogromne wrażenie, chociaż nawet mnie w pełnym wzruszeniu przeszkadzały literówki(a mnie, jak wiecie, rzadko drażnią takie rzeczy i muszą być wyraźnie), bardzo irytowała mnie czcionka, którą pisane były listy, rozumiem że miała naśladować ręczne pismo, ale czcionka utrudniała czytanie. Faktycznie, wiernie naśladowała staranne, ozdobne ręczne pismo, ale zapis niektórych liter budził spory interpretacyjne. Przedobrzono nieco.

Pomimo niedostatków technicznych,  ta książka zajmie ważne miejsce na mojej półce i wielu osobom ją polecę. Nie tylko takim, które szukają Boga, wiary we współczesnej prozie, chociaż takim osobom również, bowiem w Polsce taki gatunek jest na wymarciu, pojawiają się jakieś nieliczne wyjątki, ale mało i rzadko. Polecam tę książkę osobom wrażliwym, które lubią czytać książki ciepłe i spokojne, ale poruszające. Mi narzucały się porównania do „Ptaków ciernistych krzewów”, ponieważ kilka wątków się powtarza, konflikt matka-córka, przeprowadzka i rozpoczęcie nowego życia. Ciężka praca na roli, walka o marzenia, cicha, codzienna miłość, bez wielkich fajerwerków.
Ta książka to dzieje jednej, bardzo religijnej rodziny, której nie są obce zawirowania życiowe. Bardzo wzruszająca i dająca do myślenia. Oj będziecie zarówno płakać, gorzkimi łzami, jak i będzie wami silny gniew targał. Ale o to chyba chodzi, o mocne emocje podczas lektury : D
Lepiej niech książka wzbudzi tornado uczuć, niż będzie miałka i przejdzie niezauważona.


Zapowiedź

Rzadko umieszczam zapowiedzi książek, ale ta zwróciła moją uwagę i mnie zainteresowała.

Dlatego kiedy poproszono mnie o wstawienie informacji o tej książce, nie musiałam długo nad tym myśleć.
Chcę przeczytać tę książkę, będę na nią czekać.

Książka to "Ślady krwi".  Wydaje mi się, że to książka  z tych które lubię najbardziej. Losem człowieka  na tle wielkiej historii:

Ślady krwi to sensacyjnie rozwijająca się opowieść o czterech pokoleniach rodziny, której dzieje poznajemy wraz z głównym bohaterem odzyskującym i odkłamującym pamięć. Napisana z rozmachem powieść Jana Polkowskiego to niezwykła próba rozmowy z Polakami o ich współczesnej kondycji – rozmowy odwołującej się do ważnych składników narodowej tożsamości: zmagania z niemieckim i rosyjskim totalitaryzmem, doświadczenia absurdalnej rzeczywistości PRL, walki o niepodległość, dramatu kolaboracji,pamięci Kresów, problemu wiary w Boga, ale i bogatej tradycji kulturowej. Mamy tu wielką,polifonicznie opowiedzianą przygodę polskiego losu. I chociaż odkryta prawda boli jeszcze mocniej, daje szansę na jednostkowe i wspólnotowe ocalenie. Czytelnicy, którzy poszukują w literaturze poważnej próby zmierzenia się z polskością na serio, a dla których styl, piękno języka i ciągłość kultury nie są obojętne, na pewno się nie zawiodą!

Lubię słuchać ludzi i wydaję mi się, że ta książka mi to umożliwi.
Zapowiada się bardzo dobrze, mam nadzieję, że również po przeczytaniu, będę zadowolona.

Przyznam się, ze autora nie znam, jest z pokolenia moich Rodziców, więc widział i przeżył sporo...  Chociaż Stalina już nie pamięta. Ale zobaczymy co opowie mi o naszej historii.

Jan Polkowski (1953) – pisarz, wydawca i redaktor, ekspert w dziedzinie mediów i komunikacji społecznej. Mieszka w Krakowie. W PRL publikował swoje utwory poza zasięgiem cenzury. Ostatnio ukazał się tom jego wierszy Głosy. Przed 1989 rokiem redagował i wydawał w podziemiu książki i czasopisma, po 1989 m.in. wydawca i redaktor naczelny dziennika „Czas Krakowski”. Laureat Nagrody Fundacji im. Kościelskich i Nagrody im. Andrzeja Kijowskiego za twórczość poetycką. Z powodu działalności w antykomunistycznej opozycji internowany 13 grudnia 1981 roku. W roku 2008 z tego samego powodu odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.


No nic, pażywiom, uwidim :D

środa, 10 kwietnia 2013

"Sztuka uprawiania róż z kolcami" - Margaret Dilloway

Sztuka uprawiania róż z kolcami to pogodna i mądra opowieść o więzach rodzinnych, przyjaźni i prawdziwej pasji, która pozwala rywalizować z najlepszymi. Gal to przewlekle chora na nerki nauczycielka biologii, która ma nietypowe hobby: krzyżuje z powodzeniem rzadkie i piękne odmiany róż. Wszystko się zmienia, gdy w jej poukładanym i nieco nudnym świecie ląduje niespodzianie jej nastoletnia siostrzenica, spragniona rodzinnego ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Nagle okazuje się, że nie wszyscy ludzie wokół Gal są jej wrogami – być może ona sama pokazywała im tylko kolce. Powoli, krok po kroku świat pokazuje swoje jaśniejsze oblicze: jest szansa na zwycięstwo w zawodach hodowców, pogodzenie się z siostrą, a nawet na miłość.


 Bywa, że książka mnie zawodzi. Czytam super, pozytywne recenzje i  ten zawód jest jak policzek. Nie czuję się wtedy oszukana, bo przecież odbiór książki to subiektywna sprawa. Jest mi wtedy po prostu smutno.  Dlatego tym szczęśliwsza jestem, tym bardziej doceniam takie książki jak ta. Leży sobie cierpliwie na półce, książka z przypadku. Nie woła mnie, wprawdzie czytam pozytywne opinie, ale intuicja uśpiona przesileniem wiosennym, jest w ramionach Orfeusz i milczy. A mi jest potrzebna książka do torebki. W biegu porywam „Sztukę uprawiania róż z kolcami” i ta książka ratuje mi dzień, ratuje mi samopoczucie. Zamiast przeżywać usunięcie ósemki z która się tak zżyłam, odpływam w świat pachnący różami, oszałamiający barwami.

Gal – nie pierwiastek chemiczny, nie Gall Anonim, ale bohaterka książki Galilee Garner, zawodowo – nauczycielka biologii w prywatnej, katolickiej szkole. Z pasji – hodowca róż. Od dziecka ciężko choruje, nieodpowiednio zdiagnozowane schorzenie z którym się urodziła, spowodowało iż od dziecko spędzała długie okresy w szpitalu, na dializach, modliła się o przeszczep i żyła na drakońskiej diecie  z licznymi ograniczeniami. Ma prawie czterdzieści lat, w gruncie rzeczy jest samotną kobietą, dla której róże, ich hodowla są całym światem. Gal jest bardzo specyficznym człowiekiem, bardzo trudnym w obejściu. Aspołeczna, bardzo autorytarna, przekonana o własnej nieomylności, momentami agresywna. Po prostu odstrasza ludzi od siebie. Ma jedną przyjaciółkę, którą też traktuje często bardziej jak szofera, służącą i jest dla niej również niesympatyczna. Każda próba zwrócenia jej uwagi, zasugerowanie iż mogłaby coś zmienić, oznacza wybuch. Gal odbiera to jako personalny atak i przystępuje do kontrataku.
Nie jest to osoba z którą każdy z nas chciałby się zaprzyjaźnić… Wiem, że w większości recenzji przeczytaliście pewnie to porównanie, bo nasuwa się samo. Gal jest jak róża, która odstrasza kolcami, wysyła jasny komunikat „Nie zbliżaj się do mnie”. Ale bezsprzecznie nie jest jednoznacznie złą postacią, na pewno pasja którą ma w sobie jest godna podziwu. Gal jest bardzo zwyczajną kobietą z wieloma wadami, które po prostu „walą” po oczach. Przez to jest mi bliższa, rzadko zdarza się, że Głowna bohaterka jest tak irytująca i szczodrze obdarzona negatywnymi cechami,  Gal jednak się zmienia, ewoluuje – bowiem jej zmiany są powolne, niezauważalne. Ubogacają ją ludzie których spotyka, rozmowy które odbywa, nawet ciosy które dostaje od losu, również wnoszą coś cennego do jej życia.

Wzruszyła mnie ta książka, popłakałam się na całego, ale to znowu były łzy oczyszczające. Tę książkę, można odczytywać na różnych płaszczyznach, wbrew  okładce nie jest to poradnik hodowcy róż chociaż i tego można się nauczyć, a przynajmniej zainteresować się tematem), nie jest to poradnik jak żyć(chociaż czytając o perypetiach Gal można wysnuć ważne wnioski), chociaż książka jest wydana przez takie a nie inne wydawnictwo nie jest to książka epatująca  Bogiem, wiarą. Można było tu dosłownie zalać czytelnika katolicyzmem, ale autorka bardzo zgrabnie sobie poradziła z tematem. Jeśli ktoś nie chce dostrzec religii w tej książce, to jej nie zauważy, bardzo taktowna historia.

Jestem pod dużym wrażeniem tej książki, nie tylko dlatego, że się popłakałam, ale dlatego, że skłoniła mnie do wielu refleksji. To jest książka o codzienności o zwyczajnym życiu z bagażem tragedii o której zwykły człowiek boi się nawet pomyśleć, żeby nie zapeszyć, żeby nie wywołać wilka z lasu. A jednak ta choroba, ta specyficzna codzienność z wymierzonymi kubkami wody, z codziennością odmierzaną dializami, jest opisana, tak jakby było to coś normalnego, coś – czego doświadczył każdy. Autorka nie wzbudza w czytelniku poczucia winy, że oto jest zdrowy, a ktoś na świecie cierpi. Nie! Owszem czytelnik może docenić swoją dobrą kondycję zdrowotną, zastanowić się czy użalanie się nad drobnymi problemami nie jest niewdzięcznością, ale ta książka dostarczy pozytywnych przeżyć, owszem i wzruszeń, ale czytelnika nie powinna zdołować.

To jest bardzo dobra, pożyteczna i ciekawa książka!


Książkę przeczytałam, dzięki uprzejmości:  Wydawnictwa M 


wtorek, 9 kwietnia 2013

"Wyższe sfery. Życie Grace Kelly" - Donald Spoto

Uznany biograf Donald Spoto zgłębia przemianę Grace z uczennicy szkoły zakonnej w nowojorską modelkę, popularną aktorkę telewizyjną, gwiazdę filmową uhonorowaną Oscarem i wreszcie uwielbianą Jej Książęcą Mość. Opiera się na nigdy wcześniej nie publikowanych ani nie cytowanych wywiadach, zarówno z Grace, jak i z jej przyjaciółmi z planu: Jamesem Stewartem, Carym Grantem czy Alfredem Hitchcockiem. Wykorzystuje również dokumenty ujawnione po raz pierwszy przez dzieci Grace. Zgodnie z życzeniem księżnej, Spoto wstrzymał się z pisaniem jej biografii, aż upłynęło dwadzieścia pięć lat po jej śmierci. Wyższe sfery rzetelnie i przenikliwie ukazują prywatne życie Grace Kelly: mężczyzn, których kochała, i tych, których nie kochała, oraz to, co kryło się za fasadą jej życia jak z bajki.


 Jestem uzależniona od dobrej biografii. Dzięki prenumeracie pewnej serii, regularnie do domu dostarczane są kolejne tomy, a moje wyrzuty sumienia rosną z każdą paczką.  Ale KIEDYŚ na pewno przeczytam je wszystkie. Tylko, ze mimo braku czasu, nie mogę zbyt długo wytrzymać. Lubię zaparzyć sobie pyszną herbatę i  zaglądnąć do cudzego życia. Dostanie książki o Grace Kelly było trudne. Gdy tylko książka pojawiła się w domu moja Mama wzięła ją we władztwo prekaryjne. Nie było szans na odebranie jej. Mogłam oddać się lekturze, gdy przeczytała ją Mama. Jeśli szukacie prezentu dla Mamy, lub Babci, to już Wam mówię, że jeśli lubią One biografie znanych osób, to tą książką będą zachwycone. Moja Matkosia była zachwycona.

A ja? Nie pamiętam Grace, nie widziałam za bardzo filmów z jej udziałem, nie jestem jakimś maniakiem historii kina, ale w książkę WPADŁAM. Wprawdzie spodziewałam się, że poczytam więcej o Grace Księżnej Monako, a autor do tego rozdziału przykłada najmniej uwagi. Donald Spoto zabiera nas w podróż do dzieciństwa i młodości Grace. Mamy rzadką okazję poznać jej rodziców, rodzinę, mniej znane fakty z okresów gdy była małą zakompleksioną dziewczynką.
Zapewne wiele osób sądzi, że skoro Grace urodziła się w zamożnej rodzinie, miała wszystko podane na tacy. Skądże, jest to krzywdzący stereotyp. Jako, że rodzina nie do końca aprobowała jej wybór, kariery aktorskiej Grace postanowiła sama na to zarobić. No i pieniądze nie są wszystkim, smutno mi było gdy czytałam o tym jak samotne i pozbawione miłości i rodzicielskiej czułości było dzieciństwo Grace.  Jednak to właśnie wtedy ukształtowało się wiele jej poglądów i nawyków, „czym skorupka za młodu”.
Jako rzekłam wcześniej, książka skupia się nie karierze Grace, poznamy jej drogę do kariery, wzloty, upadki. Trudy pracy na planie. Wyboiste życie uczuciowe. Dodatkowo otrzymamy porządną dawkę historii wielkiego kina. Osobiście uważam, że nawet osoby, które interesują się kinem nawet średnio, czy wręcz niewiele, nie będą czuli znużenia. Poznamy również kulisy znajomości z księciem Rainerem i historię tej... romantycznej miłości.



Ta książka idealna jest, aby ją smakować, celebrować. Wyższe sfery do czegoś zobowiązują.  Lubię takie nieśpieszne książki, które są czymś więcej niż skandalizującą biografią mającą wyciągnąć od czytelnika pieniądze, a nie dają w zamian żadnej treści. Ta książka jest inna. Zdecydowanie pozytywnie inna.
Grace Kelly była gwiazdą, celebrytką swoich czasów. Osobą która pomimo sławy i uzyskania naprawdę wysokiej pozycji nie zatraciła swojego człowieczeństwa. A przy tym historia jej życia jest bardzo ciekawa, sama w sobie może być materiałem na dobry film, tylko gdzie znajdziemy odtwórczynie głównej roli?
Pozostają nam tylko książki, takie jak ta, i oglądanie zdjęć.
Dodatkowo, książka kusi autentycznością. Autor osobiście znał Grace Kelly i pisze o niej z naturalną estymą, opisuje bliską osobę, to się czuje.
Bardzo polecam…

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Jab Tak Hai Jaan(2012)


Miałam dużą przerwę w nowościach bolly, nie mogę przypomnieć sobie kiedy widziałam coś nowego.  Na pewno dawno!! Ostatnio tylko powtórki. Jakoś ubzdurałam sobie, że wszystkie dobre filmy już wyprodukowano. Dlatego leciałam sprawdzonymi. Ale świat idzie do przodu i zatęskniłam za nowościami. Pierwszym tytułem jaki wpadł mi w oczy była „Jab Tak Hai Jaan”, z Szarukiem. Lubię filmy z Szarukiem. Pomyślałam, dlaczego nie?!

Dlaczego? Bo dobre filmy bolly już wyprodukowani :P Żartuję, ale tylko troszkę. Film mnie nie zachwycił, sama historia – z daleka – była fajna, ale jak się podeszło bliżej, już słabiej.  Samar mieszka w Londynie, ima się każdej pracy, aby zarobić na życie. Pochodzi z Indii, jego ojciec i dziadek zginęli służąc w wojsku, dlatego jego matka wysyła go do UK, aby  nie wzbogacił rodzinnej tradycji. Tylko, że w Londynie spotyka go jeszcze większa tragedia, dziwna kobieta. Konkretnie Meera, która niby to jest chrześcijanką intensywnie targująca się z ukrzyżowanym Jezusem, w zawsze ziejącym pustką kościele. Meera ma wyjść za Hindusa, ale przecież od dziecka nie chciała mieć ciemnoskórego męża, więc prosi Jezusa o białego męża. I tak życie upływa jej na targach, tymczasem ścieżki jej i Samara krzyżują się i pojawia się miłość.  Tylko, że Meera obiecała, że nie przekroczy granicy przyjaźni, ale miłość jest silniejsza. Kobieta ładuje się w romans. I może byłoby ok., ale Samar ma wypadek, Meera obiecuje Jezusowi, że już nigdy nie zapragnie Samara jeśli on tylko przeżyje. Jezus oczywiście wysłuchuje prośby, a Meera chce dotrzymać obietnicy.
Zrozpaczony Samar wyjeżdża do Indii i wstępuje do wojska.
Moim zdaniem film miał duży potencjał, również dzięki świetnym kreacjom SRK i  Anushki Sharmy. Na ekranie stanowili świetną parę, ale niestety doznania psuła Katrina Kaif, która była sztuczna jak Barbie z PCV. Nie kupiłam jej bohaterki, także i dlatego, że moim zdaniem prezentuje zły przykład wiary, opartej na transakcji, na handlu „Panie Boże ja przez tydzień nie jem słodyczy, Ty załatw, żebym zdała egzamin”. Moim zdaniem wypaczono tutaj chrześcijaństwo, a z Boga pełnego miłosierdzia uczyniono Twór, który lubuje się w rozdzielaniu zakochanych ludzi. Oczywiście to częste, mylne wyobrażenie człowieka, ale moim zdaniem film niedostatecznie położył nacisk na wyjaśnienie tego wątku.
Nie odczułam dramatu głównych bohaterów, chociaż Szaruka było mi żal. I Akiry, ale nie Meery.

Wynotowałam sobie dwa cytaty z tego filmu:
jeśli nawet Bóg skłania głowę w obliczu miłości jakie znaczenie ma czas?!"
Oraz:
„Życie, rani bardziej niż bomby. Na każdym kroku czai się śmierć i zdrada. Jeśli więc nie zakładamy skafandrów, dla ochrony przed życiem, jaki jest sens chronienia się w nich przed śmiercią?  Dzień po dniu, życie zabija nas po trochu. Bomba zabija nas raz, a dobrze.”


Film mnie nie uwiódł, ale wracam do bolly. : )

Strona na filmwebie z niej plakat

niedziela, 7 kwietnia 2013

"Pierwsze, drugie... zapnij mi obuwie" - Agata Christie

Agata Christie posłużyła się dziecięcą rymowanką, by skonstruować wyrafinowaną intrygę. Wpływowi brytyjscy politycy i bankierzy oraz Herkules Poirot spotykają się w poczekalni u dentysty. Nieoczekiwany splot wypadków - śmierć pacjenta, samobójstwo lekarza, zamachy na bankiera - wszystko to wymaga interwencji słynnego detektywa. Władza, która deprawuje, kontra ideały i honor, a sprawa zaczyna się od buta z klamerką... Przypadek? Ktoś podsuwa fałszywe karty, ale Herkules jest jak zwykle w formie. Po pierwsze - metodyczny, po drugie - logiczny



Kolejny raz macie okazję, aby wyszydzić mojem „silną wolę”. Otóż, nie tak dawno obiecywałam, że chwilowo koniec z Christie i Poirotem, że przerwa, że muszę odpocząć. Gdy jednak skończyłam czytać „Perswazje” zaczęłam kilka innych książek, ale albo żadna mnie nie porwała od pierwszej strony, albo były za ciężkie aby zabrać je do torebki.  A kryminały Christie są świetne do torebki, lekkie, poręczne. Kolejny raz złamałam słowo. Zaczęłam czytać „Pierwsze drugie… zapnij mi obuwie”.
Całe szczęście, że mam tak słabą wolę.
Przypadkiem na mojej półce, ponad pół roku przeleżała, bardzo dobra książka. A już myślałam, że wszystkie dobre powieści z Herkulesem przeczytałam i teraz będę marniznę doczytywać.

Tym razem Herkules pojawia się bardzo szybko. Oto musi poddać się prawom natury i złożyć wizytę dentyście. Jak przystało na pedanta i poukładanego człowieka Poirot odwiedza stomatologa z zegarkiem w ręku co pół roku. Przykry to obowiązek, ale Poirot ma swojego zaufanego dentystę i stara znosić się to po męsku, a przy tym stara się nie tracić, ani na sekundę bystrości umysłu. A jak przystało na jego skromną osobę, tam gdzie on, tam zjawia się zbrodnia. Tak jest i tym razem. Dobry dentysta, Morley zostaje znaleziony martwym w swoim gabinecie. Wszystko wygląda tak, jakby popełnił samobójstwo, ale Herkulesa nie tak łatwo zwieść . Poirot rozpoczyna swoje skrupulatne śledztwo, które nie będzie łatwe, albowiem w sprawę zamieszani będą prominentni politycy, osoby zamożna, a także szpiedzy. Jednak gdy Herkules rozpoczyna śledztwo nie spocznie, nim nie wyjaśni sprawy do końca.

Agata Christie wokół dziecięcej rymowanki konstruuje swoją powieść. Zapewne Brytyjczycy  zrozumieją aluzje i docenią melodyjną, rymy oraz to jak zbrodnia, śledztwo łączą się z wierszykiem, ja osobiście tego nie czułam, ale nie umniejsza to zalet książki. Chociaż ostatnio zaliczyłam parę zawodów Agatowych, „Pierwsze, drugie” odsyła je w niepamięć, bowiem znowu poczułam te emocje, ciekawość, dałam się wciągnąć w zabawę w zgadywanie.
Ta powiesc to nie tylko lekki i przyjemny kryminał, wydaje mi się, że autorka rozprawia się z mitem iż można dla większego dobra poświęcić życie jednostki. Agata Christie wkłada jednak w usta Herkulesa Poirota  twierdzenie iż życie samo w sobie jest wartością, bez względu na stan majątkowy, pozycje, każde życie jest ważne, każdy morderca powinien ponieść karę, bez względu na motyw. Mit nadczłowieka obalony!

Abstrahując od  morału jaki zawiera ta książka, jest to również dobry kryminał. Może nie posunęłabym się do zaliczenia go w poczet najlepszych tworów Agaty, ale jest na bardzo dobrym poziomie, chociaż momentami Christie kołuje nas jakbyśmy grali w ciuciubabkę. Dałam się zwieść, bowiem tak mnie zakołowała iż nie miałam bladego pojęcia kto zabił. A taki scenariusz do głowy mi nawet nie przyszedł.



Ps. Książka ma przepiękną okładkę. Lubię taki kolor :)

czwartek, 4 kwietnia 2013

"Perswazje" - Jane Austen

Anna Elliot, skromna i delikatna, przed ośmiu laty za namową rodziny zerwała zaręczyny z przystojnym, lecz niezamożnym kapitanem Wentworthem. Teraz ma lat dwadzieścia siedem i ponieważ odrzucała względy innych mężczyzn, wydaje się skazana na staropanieństwo. Gdy rodzina z powodu kłopotów finansowych przeprowadza się do Bath, los znów stawia na jej drodze ukochanego. Czy kapitan Wentworth odkryje na nowo wdzięk i szlachetność Anny? I czy ona rzeczywiście pragnie odzyskać jego miłość, tym bardziej, że o jej względy zabiega bogaty i utytułowany kuzyn?


Długo żyłam w świecie bez Jane Austen. Osiemnaście lat… wprawdzie w Liceum podeszłam raz do jej powieści, ale wtedy „Rozważna i romantyczna” mnie pokonały, oddalam książkę do szkolnej biblioteki  i zapomniałam o autorce. Chociaż ekranizacja z Alanem wciąż była w moim sercu. Aż pewnego upalnego letniego dnia, gdy stresy matury były już za mną, buszowałam w mojej ulubionej księgarni Stańczyk w Stalowej Woli, w ręce wpadła mi „Duma i uprzedzenie” z Keirą i Mateuszem na okładce. Kupiłam i od razu zaczęłam czytać.  Połknęłam błyskawicznie, oglądnęłam film i sięgnęłam po kolejne książki Austen. W Stańczyku bywałam regularnie, zamawiałam kolejne powieści. Do dziś mam je na półce i sentymentem darzę. Jak widać lubię do nich wracać, tak bardzo, że 52 książką w tym roku są właśnie „Perswazje”. Jedna z piękniejszych, chociaż z delikatną nostalgią,  historia miłosna.

Anne Elliot jest starą panną, ma prawie trzydzieści lat. Druga z kolei córka baroneta, jej ojciec jest mężczyzną próżnym i płytkim, takoż i jej najstarsza siostra. Dla jej ojca i najstarszej siostry Elizabeth liczy się uroda, pozycja, koneksje i nazwiska. Niewiele lepsza jest najmłodsza siostra Mary, która jest dodatkowo hipochondryczką i jest okrutnie upierdliwa. Matka dziewcząt zmarła gdy były one małe, opiekę w jej zastępstwie sprawuje przyjaciółka pani Elliot – lady Russell. To za sprawą lady Russell Anna odrzuca starającego się o jej rękę początkującego marynarza Fryderyka Wentwortha, który wraca na morze. Później o rękę Anny stara się inny młodzian, ale wtedy Anna nikogo nie pyta o zdanie i daje mężczyźnie arbuza, a ten żeni się z jej siostrą Mery. Chociaż cala jego rodzina i zapewne on również, wolałaby Annę.
Ponownie ścieżki Anny i Fryderyka splatają się za sprawą klopotów finansowych jej ojca. Walter jest zmuszony oddać dom w dzierżawę z powodu problemów finansowych(żyje ponad stan). Rodową siedzibę wynajmuje siostra Fryderyka z mężem - admirałem Croftem. To za sprawą siostry Fryderyk zaczyna bywać w towarzystwie Anny, ale wydaje się, że przed laty jej rekuza głęboko go zraniła. Tak głęboko, że nie ma nadziei na odbudowanie dawnej zażyłości. Dziś zamożny, szanowany kapitan Wnetworth planuje wstąpić w związek małżeński, ale kandydatki upatruje raczej w jednej ze szwagierek Mary Elliot, w jednej z uroczych

panien Musgrove. Wydaje się, że Anna i Fryderyk to zamknięty rozdział. Zwłaszcza, że w pobliżu Anny zaczyna się kręcić dobrze urodzony, daleki krewny – dziedzic tytułu i majątku jej ojca William Elliot.


„Perswazje” to, pomimo upływu lat, jedna z ukochanych książek Austen. Prześciga nawet najsłynniejszą „Dumę i uprzedzenie”. Z wiekiem dostrzegam w tej książce jeszcze więcej zalet. Dostrzegam ironiczne poczucie humoru Austen. Upajam się również nastrojem nostalgii jaki bije z tej książki.






Anna jest niesamowitą postacią, budzi współczucie, ale i podziw. Ma tak niesamowicie irytującą rodzinę, że aż normalnego człowieka telepie, nie można, nie podziwiać jej siły i cierpliwości. Jest mi jej żal nie tylko przez to co przechodzi z krewnymi, jak jest pomiatana i lekceważona, ale również ze względu na jej miłosny dramat. Przez niespełna dekadę Anna żyje samotna z poczuciem utraconej miłości. Tym smutniejsze są jej losy iż, samotność jest jej wyborem. To, ze jej romans nie miał happy endu jest jej winą, tego iż usłuchała namów i poddała się perswazjom. Może mieć pretensje tylko do siebie, może wyrzucać sobie, że była za słaba.


A gdy jej ukochany zjawia się po latach, niemalże w glorii, ona jest już kobietą dobiegającą trzydziestki, według pojęć swojego pokolenia, jest już w wieku średnim, stara panna. Wysuszona, zabiedzona, jej uroda przeminęła. Jakże może konkurować z pięknymi młodymi panienkami? Nic dziwnego, że nowe skłonności Fryderyka jej nie złoszczą, nie czyni mu w myślach wyrzutów. Według niej zasłużyła na to, a postępowanie mężczyzny jest usprawiedliwione. Da temu wyraz w pewnej rozmowie z przyjacielem Fryderyka. Jemu zwierzy się z siły kobiecej miłości, nawet gdy gaśnie wszelka nadzieja, w przeciwieństwie do męskich uczuć, które – bez ujmowania im siły – gasną, gdy braknie obiektu uczuć.






W tej powieści przeczytamy pewien przepiękny list, który chyba poruszy każde niewieście serce.






„Perswazje” to poruszająca opowieść o miłości dojrzałej, o pojawiającej się szansie, gdy brakło już nadziei.


Ta książka to klasyka poruszająca i zabawna. Cudowna!


W pełni zasługuje na swoją etykietkę: klasyka – przeczytać koniecznie!