Znakomita powieść historyczna hiszpańskiego pisarza, autora bestsellerowego, wydanego w Polsce w 2009 roku „Władcy Barcelony”. „Uciekinierka z San Benito” to pełna przygód, napisana z epickim rozmachem i wsparta historycznymi faktami opowieść o niezwykłej kobiecie, której życie zostało zbudowane na kłamstwie. Madryt, XVII wiek. Martína Rojo e Hinojosa, ubogi rolnik, pragnie mieć wreszcie syna, dziecko, któremu przekaże schedę po sobie. Gdy jego żona rodzi kolejną dziewczynkę, mężczyzna zwraca się do swej siostry, przeoryszy klasztoru San Benito i z jej pomocą podmienia nowonarodzoną dziewczynkę na porzuconego w przybytku chłopca. Catalina dorasta wśród sióstr, nie znając swojej tożsamości – o tym, kim naprawdę jest wie tylko kilka osób. Jej pochodzenie zdradza również odziedziczone po ojcu znamię… Przez trzynaście lat prawda pozostaje w ukryciu. Dopiero knowania Sor Gabrieli i ojciec Rivandeiry, którzy, chcąc wykorzystać Catalinę do własnych celów, oskarżają ją o konszachty z diabłem, prowokują dziewczynę do ucieczki. Od tej pory, przebrana za mężczyznę, Catalina będzie musiała uciekać przed nieprzyjaciółmi, radzić sobie w świecie, którego dotychczas nie znała i walczyć o własne życie. Na swojej drodze spotka zarówno wrogów, jak i przyjaciół, a pośród nich tego jedynego – młodego arystokratę, Diego de Cárdenasa, którego pokocha od pierwszego wejrzenia… Czy jednak uda jej się zdobyć jego serca, skoro oficjalnie stała się mężczyzną? I czy będzie miała dość sprytu i hartu ducha, by uciec przed depczącą jej po piętach Świętą Inkwizycją?
Jestem hiszpanofilką, lecę jak mucha do miodu, usłyszawszy o książce dziejącej się w Hiszpanii, czy hiszpańskiego autora. A tu miałam dwa w jednym. Pamiętam, że „Władca Barcelony” bardzo mi się podobał, więc skoro usłyszałam tylko o planach wydania kolejnej książki tego autora, wiedziałam na co wydam pieniążki urodzinowe.
Fakt, że zaczęłam czytać w bardzo gorącym okresie, miałam czas na kilka stron przed snem. Pewnie zwalczyłabym senność gdyby akcja mnie porwała, a ja czytałam, czytałam i czekałam kiedy się zacznie, kiedy będą emocje, zaskakujące zwroty akcji. Czekałam i do końca się nie doczekałam.
Moim zdaniem autor nie popisał się tym razem. A materiał, fabułę miał świetną. Przyłożył się raczej do wkurzających przypisów niż do treści. Tak przypisy mnie denerwowały, sama tworzę pracę naukową i robię tych przypisów nieziemskie ilości, ale autora nie przebiję, poza tym nie znoszę gdy przypisy są na końcu, że musisz się odrywać od treści i szukać o co chodzi.
Bohaterka to istna Mery Sue, jest piękna, inteligentna,, nieszczęśliwa z takim urokiem osobistym, że każdy dobry człowiek którego spotka okaże się jej przychylny, nieważne co dziewczyna zrobi kochają ją i tak. Dobrzy w tej książce są idealni nie mają złych rys charakteru. Źli to źli bez pozytywów. Sztuczność tych bohaterów razi i utrudnia czytanie.
Wszystko jest napisane tak po łepkach na odczepnego, żeby dać czytelnikowi cos jakby na odczepnego.
Zawiodłam się na tej książce…
Miałam ogromną ochotę przeczytać tę książkę. Szkoda, że nie spełnia pokładanych nadziei. Nie znoszę nagromadzenia przypisów w książkach, które nie są pozycjami naukowymi tylko rozrywkowymi.
OdpowiedzUsuńMam ją w planach, ale teraz już sama nie wiem... Chyba dam jej szansę i spróbuję :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo proszę jak pozory mylą ;). Okładka miła dla oka i kusząca, ale czasami jak widać na tym się kończy ;).
OdpowiedzUsuńTo ja polecam w takim razie inny hiszpański tytuł, który tym razem Cię nie zawiedzie. "Hiszpański smyczek" Andromedy Romano-Lax - mnie zachwycił.
OdpowiedzUsuń