Strony

czwartek, 12 września 2013

"Młyn nad Czarnym Potokiem" - Anna J. Szepielak

Wiecznie nieobecny mąż, chorowite dziecko, codzienna rutyna – dla Marty to aż nadto. Monotonne i w gruncie rzeczy samotne życie w stolicy coraz bardziej ją przygnębia. Kiedy dowiaduje się, że musi zorganizować zjazd familijny, na którym pojawią się także goście z Ameryki, początkowo nie jest zachwycona. Wkrótce jednak zrozumie, że właśnie tego potrzebuje. Powrót do rodzinnego miasteczka, spotkania z dawnymi przyjaciółmi i zwariowanymi krewnymi, przeglądanie pamiątek pozostawionych w starym młynie, a przede wszystkim magia wspólnego gotowania pomogą jej odetchnąć pełną piersią. Przy okazji Marta odkryje pewną skrzętnie skrywaną tajemnicę rodzinną…

Anna J. Szepielak snuje swoją opowieść niespiesznie, pozwalając czytelnikowi rozsmakować się w historii serwowanej niczym najlepsze danie według domowej receptury swoich bohaterek. A z wielbicielami gotowania dzieli się kilkoma przepisami na potrawy codzienne i świąteczne!


Wyczekiwałam książki Anny Szepielak od czerwca 2012 roku, czyli od momentu gdy przeczytałam „Dworek pod lipami”. Wczoraj przekraczałam próg Empiku z sercem na ramieniu: dzień premiery, może jeszcze nie być, a ja potrzebowałam czegoś na odstresowanie. Jest! Kupiłam. Za przedostatnie pieniądze. Już czekając na spotkanie zaczęłam czytać. Później dworzec, pociąg. Wspaniały klimat do czytania, na gładkiej, szklanej tafli błyszczały krople deszczu, za oknem przemykał pofalowany krajobraz Lubelszczyzny, a ja wracałam do domu z książką. Domniemywałam, że dobrą.

Marta jest po trzydziestce, mieszka w stolicy z zapracowanym mężem i ciekawską córeczką, niemalże po sąsiedzku mieszka jej młodsza siostra, Grażyna, robiąca błyskotliwą karierę. Tego samego nie można powiedzieć o Marcie, która z wykształcenia jest konserwatorem dzieł sztuki, jednak szybka ciąża i konieczność opieki nad wiecznie chorą córką uniemożliwiło jej zawodowe spełnienie. Teraz siedzi w domu i ma wieczne pretensje o wszystko, cały czas narzeka, czepia się męża, gotuje z siostrą i wylewa swoje żale na blogu. Mąż Marty – Adam jest archeologiem, każdą chwilę spędza w pracy, szczerze – nie dziwię mu się, skoro w domu czeka wiecznie niezadowolona z życia Marta, która ma pretensje do garbatego, że ma dzieci proste. Adam dostaje propozycję pracy za granicą,  kilka burzliwych dni i stawia na swoim. Marta jest jeszcze bardziej niezadowolona – tak to jest możliwe, chociaż ciężko mi to sobie wyobrazić. W końcu wszyscy, Adam, Grażyna i Rodzice Marty namawiają ją, aby z córką pojechała do rodzinnego miasteczka odpocząć, zmienić otoczenie córce i przede wszystkim przygotować wielki rodzinny zjazd, bo z Ameryki ma przyjechać córka siostry babci Marty, ze swoją córką.  Jako, że wizyta zbiega się z katolicką Wielkanocą, będzie zamieszanie większe, niźli miasteczko mieli najechać Hunowie. Marta z oporami zgadza się, jedzie z córką do rodziców, zaczyna drążyć rodzinne sekrety, nie przestaje narzekać i gotować.

Tak w skrócie mogę opisać zarys fabuły książki. Z trudem, bowiem moim zdaniem jest to jedna z nielicznych książek o niczym. Nie wiem czy to z powodu Masterchefa, czy skąd się wzięła  ta moda na gotowanie, jest to kolejna książka, która ma przekonać nas jaka to radość płynie z gotowania. Ok. przyznam, że byłam kilkakrotnie głodna podczas lektury, ale dlatego że cały dzień nie jadłam nic. Później  mi przeszło.  Na końcu mamy kilka przepisów, dosłownie – kilka. Kto chce skorzysta. Taka formuła to już nic nowego. Albo ktoś lubi akapity, które opisują co jest na stole, następujące po długich opisach wałkowania, mielenia, wycinania, albo nie. Kiedyś były opisy przyrody, teraz gotowania.  Signum temporis? Nie wiem.

Jak rzadko kiedy żałuję pieniędzy wydanych na tę książkę. Trzeba było słuchać Oli i kupić „Solo”. Podczas lektury dusza mi krzyczała „nihil novi” i tak mogłabym podsumować tę książkę. Nic nowego. Odkrywanie tajemnic rodzinnych z gotowaniem w tle, wystarczy wspomnieć „Cukiernię pod Amorem”, żeby zobaczyć jak można to zrobić tak, żeby zaangażować czytelnika. Tutaj tego nie ma, mamy jakąś rodzinną tajemnicę,  skrzętnie skrywaną. No tak, jest takowa, aczkolwiek gdy dojdzie się do finału opowieści to człowiek dochodzi do wniosku, że to po prostu wiele hałasu o nic.

Cała ta książka to wiele hałasu o nic. Wizyta krewnych,  tak wyczekiwana i budząca tyle emocji tak naprawdę niczego nie wnosi,  kończy się popijawką i tyle. Nie poznaliśmy w sumie Amerykanów bo są rzadko dopuszczani do głosu.
To jest mój główny zarzut książę zaliczyłabym do powieści obyczajowych, ale w sumie nic tam się nie dzieje. NIC! Mamy irytującą Martę, jej rozkapryszoną córkę, której dialogi i pomysły miały być chyba bardzo zabawne ale mnie usypiały, lub tylko irytowały.  Nuda i irytacja tak mogłabym streścić uczucia, które towarzyszyły mi podczas lektury. Żałuję wydanych na tę książkę pieniędzy. Po prostu.  Gdybym nie przeczytała tej książki nic by się w moim życiu nie zmieniło. Nic nie wnosi, nie porusza, nawet nie intryguje swoją treścią.
Szkoda… wielka szkoda. Moje domniemanie okazało się całkowicie do obalenia.  No nic! Życie książkowego mola to także książkowe zawody.

32 komentarze:

  1. Jeszcze nie miałam okazji czytać nic tej autorki. Ale po przeczytaniu Twojej recenzji jakoś nie czuję się zachęcona do czytania.
    Ale muszę się zgodzić, że w pociągu się świetnie czyta! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza gdy ludzie nie siedzą Ci prawie na kolanach i nie ma duchoty. A taki deszczowy dzień w pociągu - super sprawa.

      Ja po przeczytaniu tej książki też mam kryzys czytelniczy. Musze dla odmiany coś dobrego dopaść.

      Usuń
  2. To ja mam jakiś nos normalnie wybitny. Też sie zakochałam w Dworku pod Lipami, a potem w Zamówieniu z Francji i na Młyn nad Czarnym Potokiem czekałam niecierpliwie. Ale wczoraj coś mnie tknęło i mimo, że miałam w planie kupić tę książkę, to postanowiłam nabyć ebooka, za całe 16 zł mniej niż papierowa wersja, to mnie skusiło przyznaję. Ale też pomyślałam, że w sumie to nie muszę jej mieć na półce, elektronika mi wystarczy. I okazuje się, że dobrze zrobiłam. Jak się zawiodłaś to ja się boję zaczynać czytać, zwłaszcza, że ostatnio czytam genialne książki, Asa Larsson, Shafak, Kallentoft to myślałam, że tendencja sie utrzyma, a tu jednak chyba będzie zawód?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz wybitną intuicję. ja trzymałam w ręku "Solo" i nie wiem co mi odwaliło, co się stalo z moją intuicją, że jednak odłożyłam "Solo" i wzięłam "Młyn". Po książkach mocnych i emocjonujących "Młyn" jest rozwlekły... daruję sobie metafory lepiej ;)

      Usuń
  3. Może trochę. za dużo na rynku tego typu powieści.Powroty do lat dziecięcych,wspominki i dobra kuchnia to nic nowego i juz było!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. A tutaj nie tylko nie ma nic nowego, ale i te stare chwyty są, takie po łepkach.

      Usuń
  4. ja lubię powieści tego typu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc mam nadzieję, szczerą, że Ci do gustu przypadnie :)

      Usuń
  5. Nudna, ale przeczytana w jeden dzień? :) Ja też lubię takie rodzinne pogadanki z gotowaniem. Chyba się skuszę na ebooka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nudna, ale przeczytana w jeden dzień? :) Ja też lubię takie rodzinne pogadanki z gotowaniem. Chyba się skuszę na ebooka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwykle jak zaczynam to kończę. W pociągu byłam pozbawiona innej lektury. Jedną skończyłam jadąc tam, a za dużo ludzi było i nie chciało mi się za tabletem z ebookiem grzebać.

      Usuń
  7. Daruję sobie, skoro nic się nie dzieje, nie wzbudza emocji (oprócz irytacji), a za samym gotowaniem nie przepadam więc przepisy mi są obojętne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z przepisów tez raczej nie skorzystam, a książka mnie strasznie rozczarowała, więc nie mogę nikomu polecić ;) chociaż nie wykluczam, że są osoby które zachwyci. ;]

      Usuń
  8. Ebuuu, żal wydanych pieniążków, ale tak jak powiedziałaś, trzeba przygotować się, że czasem jakaś książka zawiedzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej jak pomyślę, że mogłam wydac na książkę, która by zachwyciła i mnie dotknęła mojej duszy.
      No, ale bez złych książek nie docenia się tych wspaniałych :)

      Usuń
  9. Ja też Dworek...czytałam i też czekałam na nową książkę autorki. Tę na pewno przeczytam, ale zlecę zakup w antykwariacie. Dam listę książek koleżance niech poluje. Skoro książka jest taka, jak piszesz, szkoda pieniędzy wydanych w księgarni. Jest tyle innych pozycji, które chciałabym kupić, a fundusze ograniczone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I z tego powodu pluję sobie w brodę. No nic może Mamie się spodoba. Więc pieniądze nie będą AŻ tak stracone

      Usuń
  10. No to dobrze, że też mnie coś tknęło i nie zamówiłam, poczekam w takim razie na bibliotekę. Dużo sobie po tej książce obiecywałam, szkoda, że nie ma w niej nic odkrywczego;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj Kasiu a to mnie zmartwiłaś, gdyż się napalałam na tę książkę, sam tytuł już zapowiadał coś intrygującego.
    Książki Pani Szepielak w takim razie poszukam w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie lubię książek z gotowaniem w tle, więc już na starcie podziękuję za tę powieść. A skoro jest ona o niczym na dodatek to już w ogóle szkoda czasu i pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeszcze nic nie czytałam tej autorki, ale w takim razie lepiej zacząć od "Dworku pod lipami".

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie czytałam nic tejże autorki, jednak chętnie przeczytam "Dworek pod lipami", a tę pozycję sobie daruję, chyba, że dostanę w bibliotece ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez bym tak doradzała. u mnie w bibliotece nie ma żadnej autorki, ale mogłam poczekac na bibliotekę większą.

      Usuń
  15. Hmmm, troszkę się zmartwiłam Twoją opinią... "Młyn..." właśnie do mnie dotarł, ale niestety emocje troszkę opadły po tym co tutaj przeczytałam. No nic muszę się przekonać czy na mnie zrobi podobne wrażenie:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  16. A mnie się podoba. Właśnie czytam i całkiem inaczej to odbieram niż Ty.Lubię jak się dzieje między bohaterami, a nie w akcji. Nie przepadam za przygodówkami.
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  17. A mnie się podoba. Właśnie czytam i całkiem inaczej to odbieram niż Ty.Lubię jak się dzieje między bohaterami, a nie w akcji. Nie przepadam za przygodówkami.
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię. Ale nie wiem co dzieje się pomiędzy bohaterami? Według mnie niewiele.
      Oczywiście rozumiem, że możesz odbierać to inaczej :) Super! Wolę, żeby czytelnicy nie zgadzali się z moimi krytycznymi recenzjami. Nie lubię jak kogokolwiek rozczarowują książki :)

      Usuń
  18. Ja również mam odmienne zdanie. W książce jest wiele różnych emocji zarówno pomiędzy bohaterami, jak i tych osobistych, wewnętrznych. Z podobnymi lub nawet takimi samymi borykamy się każdego dnia dlatego uważam, że każdy czytelnik może w tej książce odnaleźć cząstkę siebie. A gotowanie, które tak jest tu krytykowane nie zajmuje naprawdę aż tyle miejsca! Moim zdaniem dodaje książce ZAPACHU i SMAKU w wielorakich jego odmianach i rodzajach. Wzmaga ponadto poczucie wspólnoty w rodzinnej, ciepłej, dobrze znanej każdemu atmosferze.
    Wszystkich- szczególnie tych niezdecydowanych - szczerze zachęcam do lektury!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Cieszę się, że Ci się podobało. Ja podtrzymuję swoje zdanie, mnie nie zachwyciła, nie zaczarowała. Nawet wątek gotowania, którego nie krytykuję, tylko uważam, że również nie wyszedł.
      Ale oczywiście masz prawo mieć swoje, inne zdanie!
      Pozdrawiam!

      Usuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.