Książka Doroty Terakowskiej, która stanowi kolejny krok w poszukiwaniach przez autorkę odpowiedzi na najistotniejsze pytania egzystencjalne.
Fabuła rozwija się w dwóch przenikających się poziomach: pierwszy ziemski, gdzie rozgrywa się historia dziewczynki, która utraciła swego Anioła Stróża i stara się go odzyskać. Drugi kosmiczny, gdzie Anioł Stróż walczy ze swym ciemnym bratem bliźniakiem i pozbawiony mocy spada na ziemię.
Powieść zarówno dla młodzieży jak dorosłych, jest próbą przedstawienia złożonych relacji pomiędzy dobrem a złem, między porządkiem ziemskim a boskim, wiarą i wiedzą, między człowieczeństwem a boskością.
Pod względem fabularnym powieść poprowadzona jest brawurowo i czyta się ją jednym tchem.
Coś takiego ma zima w sobie, że
lubię wracać do już, przynajmniej raz, czytanych książek. Próbuję odnaleźć w
nich siebie sprzed lat, uchwycić emocje, zatrzymać, czy wręcz cofnąć czas. Z
literaturą Doroty Terakowskiej spotkałam się po raz pierwszy w Liceum, gdy
zapanowała moda na „Ono”, byliśmy chyba ostatnim pokoleniem młodzieży
wychowywanej, z zasadami, nieco purtytańskimi młodymi ludźmi. Przynajmniej
niektórzy. Gdy przypominam sobie Kasieka sprzed dziesięciu lat, to chyba teraz
bym się na ulicy nie poznała. „Ono”, ze względu na tematykę miało być, chyba
wyrazem buntu. Oto łamaliśmy tabu. Czytaliśmy o naszej niemalże rówieśniczce,
która prowadzi się, jak się prowadzi i zachodzi w ciążę. Mało tego, gdy odkrywa
„swój stan” rozważa różne opcje. Nowość, zakazana nowość. Jak nic bunt. Chyba
nawet Siostrzenica by mnie wyśmiała… Miałam szczęście bo w Publicznej
Bibliotece był komplet książek Terakowskiej. Gdy koleżanki znudziły się autorką
po naszej „zakazanej książeczce”, ja skrupulatnie odhaczałam kolejną lekturę.
Czytałam też „Tam gdzie spadają
anioły” w błękitnej okładce. Wczoraj stwierdziłam, że oto MUSZĘ sobie
przypomnieć. Słowo przypomnieć, jest kluczem, oczywiście połowę książki
zapomniałam. Mogłam więc, niejako na nowo, odkrywać baśń jaką snuje Dorota
Terakowska. Opowieść mądrą, z ponadczasowym przekazem, wyjaśniającą istotę
dobra i zła, ludzkiej egzystencji. Historię, pogranicza, tam gdzie styka się sacrum i profanum, dokładnie tam gdzie spadają anioły.
Pięcioletnia Ewa obserwuje anioły
frunące po niebie. Ani jej matka, artystka zajęta rzeźbieniem Piety, ani jej
zapracowany ojciec – naukowiec, nie zwracają uwagi na to co mówi dziewczynka.
Dziecko opuszcza ogród, aby przyglądnąć się temu, dość niecodziennemu,
zjawisku. Grupę aniołów atakują Czarni, zażarta walka kończy się upadkiem
jednego z nich. Aby nie mógł wrócić do swej anielskiej postaci, zostają mu
wydarte pióra ze skrzydeł i rozrzucone tak, aby ani jedno nie spadło na ziemie.
Ale spada. Jedno zagubione pióro znajduje Ewa… nie wie jeszcze, że ten upadły
Anioł, to jej Anioł stróż. Na człowieka
pozbawionego opieki Anioła Stróża czyha wiele niebezpieczeństw. Ave, jako anioł
nowicjusz próbował Ewę chronić przed każdym wypadkiem, gdy brakło jego opieki
na dziewczynkę spada cały worek pecha. Drobne, ale częste wypadki. Ave,
cichutko i niepozornie przycupnął w pobliżu, wie że jego męka zawieszenia,
skończy się wraz ze śmiercią istoty, którą tak lekkomyślnie zawiódł.
Przyczajony w pobliżu jest również bliźniak Avego – Vea, czeka niecierpliwie,
kiedy będą mogli odejść ze świata ludzi. Vea pilnuje by Ave nie odzyskał sił i
jest uosobieniem Ewinego pecha.
„Sądzisz, że Zło jest pewne siebie i wszechmocne, a ono najczęściej jest
samotne i nieszczęśliwe. Dopiero nagromadzenie Zła jest groźne. Nawet Mrok tego
nie lubi, podobnie jak Światłość boi się nadmiaru Miłości…”
Tak książka, tak jak „Poczwarka”
to książka z pogranicza, rzeczywistości i baśni. Oba te światy przeplatają się,
tworząc barwną opowieść o życiu, o jego istocie, o tym co się liczy. Rodzina
Ewy jest normalną rodziną. Matka, szukająca natchnienia artystka, ojciec pracoholik,
ostoją normalności jest babcia. Rodzice kochają Ewę, ale po prostu nie mają dla
niej czasu. To się zmienia, gdy
dziewczyna zapada na ciężką chorobę. Wtedy rodzice muszą stoczyć walkę ze
swoimi ograniczeniami, poszerzyć horyzonty. Uwierzyć.
„Dlaczego łudzimy się, że straszne rzeczy przydarzą się wszystkim,
tylko nie nam? Czemu uważamy się za wyjątkowych, których los musi oszczędzić?”
Według mnie ta książka to
uniwersalna opowieść o istocie dobra i zła. Autorka w bardzo przystępny, ale i
bajkowy sposób snuje swoją wizję świata. Swoją wizję genezy zła, upadku
Aniołów. Opowiada o życiu w sposób przesiąknięty swoistą melancholią.
„Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpisz, wciąż żyjesz."
Pomimo tej bajkowości, ta
melancholia objawia się smutkiem, delikatnie sączącym się z książki. Nie jest
to jednak smutek, który wbija w podłogę i nie pozwala wstać. To taki słodki,
świetlisty żal, właśnie melancholia, taka tolkienowska, elfia, jak ta
pojawiająca się gdy Statek odpływa do Valinoru.
Moim zdaniem książka jest
naprawdę warta przeczytania. Niech Was nie zwiedzie, moim zdaniem nieudana,
zbyt tandetna okładka. Wnętrze nie jest tandetne. Jest przepojone mądrością
„Gdy ktoś cię lubi, bo się starasz, to nie lubi cię takiej, jaką
jesteś. Lubi nieprawdę o tobie”*
Piękno tej książki polega na
ukazaniu kilku historii różnych osób, które składają się w piękną całość.
Powieść Terakowskiej czerpie z różnych kultur i tradycji i wyłania się z tego
pozornego chaosu, składna, dobra książka. Kto wie, może dla kogoś ta książka będzie Kamieniem życia.
Piękna, dobra książka. Naprawdę
polecam i nie mogę się doczekać kolejnych wznowień Terakowskiej.
* wszystkie
cytaty pochodzą z „Tam gdzie spadają Anioły”, D. Terakowska, Wydawnictwo
Literackie, Kraków 2014
Skromnie przypomina i proszę o oddanie głosu w ankiecie, na górze, po lewej stronie. Pomóżcie mi wybrać kolejną lekturę :)
Czytałam kiedyś tę pozycję i pamiętam, że bardzo mi się podobała. Masz rację, że za tandetną okładką kryje się mądra książka:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nazwisko autorki obroni się pomimo tej okładki.
UsuńAż wstyd przyznać, że mimo iż mam na półce ładnie oprawioną książkę D.T., to jeszcze się za nią nie wzięłam. Skoro to taka dobra lektura, to prędko to zmienię.
OdpowiedzUsuńNie bój się, co się odwlecze to nie uciecze. Do każdej książki, też trzeba dojrzeć!
UsuńCzytałam tylko "Poczwarkę", ale inne książki tej autorki też mam w planach. Dla mnie Terakowska była dowodem, że wśród polskiej literatury też można znaleźć coś ciekawego i wartościowego i dzięki niej otworzyłam się trochę na nasz rynek książki.
OdpowiedzUsuńNigdy nie widziałam okładki w tej wersji i chyba jednak wolę starą.
"Poczwarkę" wspominam jako przygnębiająco smutną książkę. Wróćę do niej, ale nieprędko. A polskich autorów nie można skreślać, w Polsce jak i na całym świecie są i partacze i wirtuozi słowa
UsuńKsiążka już wcześniej zwróciła moją uwagę, ale dziś, czytając tą przepiękną recenzję, otworzyłaś mi już drzwi do tej niezwykłej historii. Dziękuję. Mam całą listę książek, które chciałabym w najbliższym czasie nabyć, ale ta nieodwołalnie trafiła już na podium. Pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, ja. Jak czytam coś takiego, to mi skrzydłą rosną, jak bohaterowi tej książki. Mam nadzieję, że ta książka nie zawiedzie oczekiwań!
Usuńwychowałam się na książkach Terakowskiej, a jej Córkę czarownic znam niemal na pamięć. jedna z lepszych naszych rodzimych pisarek.
OdpowiedzUsuńNiestety, Ci dobrzy szybko odchodzą :(
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńEhhh... Kiedyś czytałam tą książkę i mam niejasne wrażenie, że chyba w połowie przerwałam. Kompletnie nie kojarzę końca (więc na wszelki wypadek Twojej recenzji dokładnie nie czytam). Ale pozytywną ocenę odnotowuję w głowie i wiem, że muszę tą zaległość szybko nadrobić. :)
OdpowiedzUsuńOdnotuj, odnotuj, warto po nią sięgnąć, może doczytasz do końca :) Warto, jak sądzę :D
UsuńUwielbiam tę książkę i też muszę do niej wrócić po przerwie - to naprawdę piękna historia i prześliczna metafora. Szkoda, że inne książki pani Terakowskiej aż tak nie zachwycają.
OdpowiedzUsuń