Czasem, w najmniej spodziewanym momencie, spotykamy osobę, która odmienia nasze życie. W niemal bajkowy sposób…
Burzany są dla Grety prawdziwym azylem. Stąd pochodzi, to właśnie na urokliwym Polesiu chciałaby kiedyś zapuścić korzenie. Podczas wizyty w rodzinnych stronach Greta dowiaduje się, że jej mąż podjął za jej plecami ważne życiowe decyzje. Jest rozczarowana, a do jej serca wkrada się żal. Czy Grzegorz rzeczywiście jest tym jedynym? Czy potrafi zadbać o szczęście Grety? Wątpliwości przybierają na sile, kiedy w okolicy pojawia się intrygujący mężczyzna. Tajemniczy przybysz kupuje podupadły dworek i burzy tym samym spokój okolicznych mieszkańców. Kim jest? I czy można mu ufać?
Urok czytania kilku książek
jednocześnie polega na tym, że gdy czytamy kilka, to długo brak recenzji, ale
często gdy kończymy, pojawia się problem, którą najpierw opisać. Wczoraj
wieczorem skończyłam „Troje” i zaczęłam dokańczać „Miłość w Burzanach”. Z „Trojgiem”
mam problem, postanowiłam opisać książkę przyjemniejszą, ładniejszą, czy
lżejszą? Nie wiem.
W związku z tą powieścią miałam
pewne obawy. Po pierwsze, wciąż raczkująca oficyna przyzwyczaiła mnie do
książek na bardzo wysokim poziomie. Nieznani autorzy, niszowe problemy,
tajemnicze, odległe zakątki świata. A tutaj, masz babo placek, polska autorka, polska
wieś i zapowiadający się przeciętnie, romans. Umówmy się ucieczka na wieś,
rozdroże życiowe to temat oklepany jak kosa w żniwa. Zwykle powieści o polskiej wsi są na jedno
kopyto, niewiarygodne i tylko mnie irytują. Bałam się. A początek książki tylko
mój lęk potęgował. Nic nie zapowiadało tego, że książka o tak czarownej
okładce, treścią oczaruje mnie chociaż w połowie tak ja soczysta świeża zieleń
z okładki.
Greta i Grzegorz są małżeństwem,
w ich związek wkradł się kryzys. On czuje biologiczny imperatyw powiększenia
rodziny. Greta zaś miota się i chyba sama nie wie czego chce od życia. Uciekają
na krótki urlop do wsi z której pochodzi Greta a w której proboszczem jest jej
stryj Michał. Dostajemy opis sielskiej poleskiej wsi, grozi nam ślinotok bo
autorka skrupulatnie opisuje co bohaterowie jedzą. Nieco to męczące, nieco nużące… wszystko jest
powolne i niespieszne i raczej przeciętne. Nawet pojawienie się na scenie
Olega, tajemniczego Ukraińca nie przyspiesza akcji. Do czasu. Jak można było
się spodziewać przybysz ze Wschodu od pierwszego wejrzenia odczuwa silne
pożądanie Grety. A ponieważ ta spuszcza go po bandzie, co jak wiemy jest
najlepszym wabikiem na faceta, ten postanawia osiąść na Polesiu. I postanawia
zdobyć Gretę, nie chce się z nią ożenić, tylko chce aby mu uległa, aby mógł dać
upust swemu pożądaniu. Tylko, że przeprowadzka na Polesie nie układa się tak
jakby chciał ten pragmatyczny, zimny biznesmen. Okazuje się, że polska wieś
kryje w sobie wiele niespodzianek i można dobiegać czterdziestki i odkryć, że
do tej pory wcale się nie żyło, chociaż wcześniej było się przekonanym, że
czerpie się z życia garściami.
Gdyby nie sprawne pióro autorki
ta książka kilka razy odbiłaby się od ściany. Katarzyna Archimowicz przepięknie
pisze o uczuciach. Mogę Wam zagwarantować, że żadna wrażliwa kobieta nie
zawiedzie się czytając o wydarzeniach rozgrywających się w Burzanach i w
różnych innych miejscach, bo Autorka zabierze nas nawet na Ukrainę. Autorka
pisze w taki sposób, że książka jest motylkowa, piękna, wzruszająca. Pachnie
ziołami, obrabianym drewnem, słychać szum lasu i szemranie przepływającej wody.
Książka jest realistyczna i wydaje mi się, że Autorka po prostu czuje wieś. W przeciwieństwie
do x książek o wsi, które czytałam, nie wzbudziła we mnie irytacji, i nerwowego
chichotu. Nie rzucałam nią o nic. Po prostu delektowałam się prozą.
„Miłość w Burzanach” jest
debiutem, jako taki nie jest książką wolną od niedociągnięć, niedoskonałości,
ale moim zdaniem wszystkie potknięcia kompensuje to jak Archimowicz pisze o
uczuciach pomiędzy bohaterami. Ze smakiem, polotem, dotykając czułych strun.
Przepięknie. Jestem pod wielkim wrażeniem, czekam na kolejną książkę!!
:) cieszy twoja opinia, bo mam książkę na półce .
OdpowiedzUsuńTwoja wrażliwa romantyczna dusza będzie usatysfakcjonowana.
UsuńCzytałam tę książkę. Całkiem dobra. Bałam się kolejnego rozczarowania, ale na szczęście tak nie było :)
OdpowiedzUsuńMiałam podobnie. Trafiła do mnie, nim zapoznałam się dokładnie z blurbem. Po przeczytaniu blurba bałam się, że będzie klapa
Usuń"Autorka pisze w taki sposób, że książka jest motylkowa, piękna, wzruszająca. Pachnie ziołami, obrabianym drewnem, słychać szum lasu i szemranie przepływającej wody. Książka jest realistyczna i wydaje mi się, że Autorka po prostu czuje wieś. W przeciwieństwie do x książek o wsi, które czytałam, nie wzbudziła we mnie irytacji, i nerwowego chichotu. Nie rzucałam nią o nic. Po prostu delektowałam się prozą."
OdpowiedzUsuńTego mi trzeba. Takimi pięknymi słowami to opisałaś, że aż się cieszę, że mam tę książkę na półce. Chcę ją POCZUĆ, tak jak to udało się Tobie. Kupiłam ją z myślą, że będę czytać zwykły romans. A chyba dostanę nawet coś więcej. :-)
Cieszę się :) na pewno nie jest to romans zwykły, bo takowe nie wywołują u mnie motylków, nie czuję wyraźnie uczuć bohaterów, a tu czułam :)
Usuń"Książka jest motylkowa", jakie cudne określenie! Bardzo mi się podoba:) A powieścią byłam zachwycona:)
OdpowiedzUsuńSiostro :* Każda kobieta zrozumie to określenie :) Gdybym napisała - miałam motylki w brzuchu, to byłoby to... dziwne, ale miałam. Więc motylkowa :D
UsuńA już po samej fabule miałam odrzucić tę książkę, a tu proszę- trzeba się przekonać jak te "motylki" wyglądają.
OdpowiedzUsuńNie zawiedziesz się :)
UsuńChętnie ją przeczytam! :))
OdpowiedzUsuńPolecam ze spokojnym sumieniem
Usuńpiękny język i wczucie się w bohaterów, potrafią uratować nawet najgorszą historię.
OdpowiedzUsuń