Strony

niedziela, 22 lutego 2015

"Bez mojej zgody" - Jodi Picoult

Annie nic nie dolega, a mimo to żyje tak, jakby była obłożnie chora. W wieku trzynastu lat ma już za sobą niejedną operację, wielokrotnie oddawała krew, żeby utrzymać przy życiu swoją starszą siostrę Kate, która we wczesnym dzieciństwie zapadła na białaczkę. Annie została poczęta w sztuczny sposób, tak aby jej tkanki wykazywały pełną zgodność z tkankami siostry. Choć przez całe życie postrzegano ją wyłącznie przez pryzmat siostry i tego, co dla niej robi, aż do tej pory Annie akceptowała tę swoją życiową rolę. Teraz jednak, wzorem większości nastolatków, zadaje sobie pytania dotyczące tego, kim jest naprawdę. Wreszcie Annie dojrzewa do podjęcia decyzji, która dla wielu osób byłaby nie do pomyślenia, decyzji, która podzieli jej rodzinę, a dla ukochanej siostry będzie wyrokiem śmierci.


Książka „Bez mojej zgody” była moim pierwszym kontaktem z twórczością Jodi Picoult. Wiem, że nie jestem osamotniona w takim podejściu do prozy Picoult. Wiele osób słyszało o filmie i sięgnęło po książkę, ja powieść przeczytałam sporo wcześniej, pamiętam, że tak mnie ruszyła, że od tej chwili zaczął się mój długi romans z Jodi i polowanie na każdą jej książkę. „Bez mojej zgody” zajmowało w moim sercu miejsce szczególne, dostałam je od przyjaciółki i dzieliłam się książką często. W końcu jakaś obraza człowieczeństwa nie oddała mojej książki a ja musiałam załatwić sobie następny egzemplarz… no mam nauczkę i miałam pretekst do powtórki powieści.


Trzynastoletnia Anna, właściwie Andromeda Fitzgerald w normalnych warunkach raczej by się nie urodziła. Jej rodzice mieli dwójkę dzieci, byli zadowoleni z tego stanu rzeczy, dopóki Kate nie zachorowała na złośliwą, ostrą odmianę białaczki, z taką chorobą trzeba walczyć wszelkimi sposobami. Rodzice zdecydowali się zaangażować wszystkie siły genetyki i wyprodukować taki embrion, który będzie genetycznie idealnie zgodny z Kate. Tak powstała Anna. Miała kilka chwil gdy zabrano jej krew pępowinową dla siostry, miała kilka lat gdy okazało się, że krew ta nie dała rady i u Kate nastąpił nawrót. Anna staje się szrotem, do niej przychodzą gdy Kate potrzebuje nowej części. W końcu dziewczynka ma dosyć, idzie do adwokata i chce złożyć pozew o usamodzielnienie się w kwestiach medycznych, oddanie nerki siostrze przelewa czarę goryczy. Ale… jeżeli Anna nie odda nerki Kate umrze. Sprawa w sądzie nabiera pikanterii, gdy matka Kate i Anny postanawia występować jako adwokat strony pozwanej.  Właściwie problematyka jest tak złożona. Że słów brakuje by to opisać…

Jodi używa tutaj swojego ulubionego chwytu, przedstawia sytuację z wielu perspektyw, co sprawia, że mamy jeszcze większy mętlik w głowie. Dzięki tej sztuczce poznajemy stanowisko każdej ze stron i próbujemy, bijąc się z myślami, odpowiedzieć na pytanie kto ma rację. Czy matka która ratuje swoje dziecko. Ze wszystkich sił, walczy bo jej córeczka jest tak wypalona toczącym ją rakiem, chemią, arszenikiem wtłaczanym do żył, że nie ma siły na walkę. Czy może rację ma dziewczynka, której jedynym powodem pojawienia się na świecie była pomoc siostrze. Wiek nastoletni to czas gdy szukamy swojej tożsamości, gdy szukamy odpowiedzi, Anna nie musi pytać po co się urodziłam? Ona wie. Miała oddać krew pępowinową. Czy ma prawo zastanawiać się co będzie jak umrze jej siostra, czy wtedy jej istnienie nie straci sensu? Jak najbardziej ma prawo. Dorosły by oszalał, a co dopiero trzynastolatka. Czy macie odwagę potępić brata dziewczynek? A może krzywo spojrzycie na ich ojca, który woli zostać w pracy, bo w domu nie może odpocząć.

Nie ma takiej opcji, że krew się nie zagotuje, gdy czytamy jak matka Anny i Kate zawsze wybiera chorą córkę, nawet gdy młodsza cierpi bo właśnie oddała szpik i piekielnie bolą ją kości. Matka czuwa przy Kate, wiecie… ciężko mi sobie wyobrazić poczucie osamotnienia, jakiego doświadczać musiało to dziecko. Każdy wie, że obecność Mamusi leczy wszystko… i wystarczy że Mama pocałuje. A z drugiej strony… czy gdyby osobie którą kochamy zagrażało niebezpieczeństwo, a my mielibyśmy cień szansy, czy nie wykorzystalibyśmy jej? Matki potrafią zarwać wiele nocy z rzędu, byle czuwać przy dziecku, które ma grypę, a białaczka jest przecież cięższa.

W prawie polskim ustawodawca pozwala nam naruszyć prawo, oczywiście w pewnych granicach, jeżeli ma to służyć ocaleniu ludzkiego życia, zapobieżeniu katastrofie… dopuszczalne jest to również gdy chodzi o ochronę rzeczy, również pod pewnymi warunkami. Za każdym razem, gdy ustawodawca dopuszcza taką możliwość, każe nam oszacować, czy środki, które chcemy podjąć są współmierne do efektu jaki chcemy poświęcić. Dobro poświęcone musi być oczywiście niższe niż życie ludzkie. W przypadku ludzkiego życia nie ma już u nas tak jasnej sytuacji. Nikt nie zmusza matki do donoszenia ciąży, która zagraża jej życiu, chociaż biologia i nasza natura już ułożyły to po swojemu. Jesteśmy genetycznie zaprogramowani, aby promować młode pokolenie, bo naszym zadaniem jest przedłużenie gatunku. Nowe pokolenie jest ważniejsze. Tak to ułożyła natura… tak jest u zwierząt, ale! Samice potrafią bezlitośnie skazać na śmierć swoje młode, jeżeli za jego sprawą reszta potomstwa ma mniejsze szanse na przeżycie. My jesteśmy ludźmi, dumnie brzmiącymi homo sapiens sapiens. My używamy serca, rozumu…To każe matkom całego świata zmieniać życie swoje i swojej rodziny by ratować chore dziecko. To każe donaszać ciąże nawet gdy lekarze powtarzają że to nas zabije… Matki to dziwne i potężne istoty. Nie da się jednak tak łatwo przyklasnąć temu co robi matka Anny i Kate, tym bardziej, że na zakończenie wychodzą na jaw nowe okoliczności…



A i tak finał książki wgniata w glebę… pamiętam gdy czytałam tę książkę pierwszy raz, byłam chyba na III roku studiów… tak eon temu, była Wigilia, bo oczywiście się zaczytałam i siedziałam jak sparaliżowana, jakby mi ktoś dał w twarz(tzn. zakładam, że tak bym się czuła). Mocna książka… dająca do myślenia. Niestety ode mnie jej już nie pożyczycie, chyba że osobę która mi ją gwizdnęła – ruszy sumienie.
Chyba teraz zrobię powtórkę wybranych książek Picoult… bo lubię, jak zmusza mnie do myślenia, sprawia że moje emocje walczą, buzują jak wstrząśnięta cola.

Zawsze polecam tę książkę do rozpoczęcia przygody z Picoult!

19 komentarzy:

  1. Na pewno przeczytam, dawno temu widziałam tylko film na podstawie tej książki, ale chyba czas na odświeżenie pamięci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie ja powtarzałam film i zapragnęłam też powtórki powieści.

      Usuń
  2. Jodi Picoult jest jedną z moich ulubionych, o ile nie ulubioną autorką. Ale tej książki jeszcze nie przeczytałam...w sumie sama nie wiem dlaczego. Kiedyś widziałam film i skoro znam już całą historię to może nie zrobiłaby już na mnie takiego wrażenia? Sama nie wiem.

    Za to dla mnie najlepsza jest "Krucha jak lód" - żadna książka dotąd tak nie wcisnęła mnie w fotel i nie spowodowała wylania tylu łez...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę!! Sięgnij po nią! Jest wspaniała. Skoro kochasz Picoult to nie zawiedziesz się na niej. Ma wiele cech wspólnych z "Kruchą"

      Usuń
  3. Uwielbiam Jodi. "Bez mojej zgody" to jedna z moich ulubionych powieści, jeśli chodzi o jej dzieła (obok "To, co zostało"). Przeżywałam ją strasznie, wraz z potokiem łez na koniec. :D
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To także było moje pierwsze spotkanie z Picoult i zakończenie wgniotło mnie w fotel. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Na początku byłam zła, bo jak to tak, zakończyć w ten sposób? Tyle emocji i nagle trach. Ale później doszłam do wniosku, że to dobre zakończenie, pokazujące przewrotność losu. Odczułam też pewien rodzaj satysfakcji, bo matka zawsze koncentrowała się na chorej córce, a tymczasem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Koniec jest bardzo mocny. I tak jak piszesz, byłam wściekła, ale później jest smutek - bo takie jest życie.

      Usuń
    2. Właśnie, to jest dobre podsumowanie. Takie jest po prostu życie, często okrutne i przewrotne.

      Usuń
  5. Właśnie od tej książki zaczynałam poznawać twórczość Picoult i wsiąkłam na dobre.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oglądałam ekranizację, ale średnio oceniam ten film.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo film jest jak zwykle słabszy. Sięgnij po książkę. Zakońćzenie jest zupełnie inne

      Usuń
  7. Jeszcze nie czytalam nic tej autorki, za to sporo o niej i jej twórczosci. Lektura jej ksiazek wymaga odpowiedniego swojego momento, mysle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam Cię!! Bardzo - miewa słabsze książki, ale one są po prostu w większości cudowne

      Usuń
  8. Ja też zaczęłam "znajomość" z Jodi Picoult od tej książki i cały czas uwielbiam jej twórczość. Ta książka jest naprawdę niesamowita, zresztą film również, co nieczęsto się zdarza:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż ja uważam, że film jest słabszy, ale dlatego, że książka jest po prostu świetna

      Usuń
  9. Kasiek, ten wpis chyba stanie się moim ulubionym u Ciebie. Taki mega emocjonalny, gdybym nie znała książki to bym już w tej chwili przeszukiwała internet w poszukiwaniu najszybciej wysyłającej księgarni.

    OdpowiedzUsuń
  10. "Bez mojej zgody" było również moim pierwszym spotkaniem z twórczością autorki - tak skradło mi serce, że ostatnio przeczytałam już bodajże dziesiątą powieść Picoult, a moja ochota na kolejne nie słabnie! :)

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.