Strony

niedziela, 1 lutego 2015

Hobbit Bitwa Pięciu Armii - The Hobbit: The Battle of the Five Armies

Od początku byłam przeciwna rozbijaniu Hobbita na trzy filmy, wydawało mi się to sztucznym zabiegiem mającym na celu, li i jedynie wyciągnięcie kasy od widza. Wiadom, wielbiciele Tolkiena tak kochają Mistrza, są również tak odosobnieni, że pójdą na wszystko. Wielbiciele epickich scen pójdą zaś tym bardziej na wszystko. Nie podzielałam zachwytów nad jedynką, moje opinie o dwójce też były pełne rezerwy, zaś trójka… jedni się zachwycali, inni byli oszczędni w pochwałach. W końcu i ja miałam okazję przekonać, jak wygląda sławne kinowe wydarzenie 2014 roku. Bitwa pięciu Armii. Już sam tytuł jest mocny.

Chyba najmocniejszy. Co zapamiętam z tej części, świetnego Ryśka. Richard Armitage pokazuje, że jest genialnym aktorem. Świetna jest piosenka, śpiewana przez Pippina i… no niewiele więcej miłych słów mogę napisać.
Film zaczyna się tam, gdzie skończyła się dwójka. Smok się zeźlił, poleciał niszczyć Miasto na Jeziorze. Krótki jest jego żywot, bo uśmiercony jest w sposób… no niegodny. Podstawka łuku… bida. Tymczasem wieść o zgładzeniu smoka rozchodzi się po Śródziemiu szybciej niż ploty na wsi, pod Samotną Górę ściągają zastępy złych… a Thorin wariuje, jak dziad i ojciec. Bilbo się pląta. Jedyny interesujący wątek to ten z Dol Guldur, zresztą umówmy się, on intrygował od pierwszej części i chociaż takie rozwiązanie nieco kłóci się z logiką Władcy Pierścieni jest naprawdę interesujące.

Jackson próbuje uczynić to czego nie da rady Salomon i Franek Szwajcarski, mianowicie chce nalać z próżnego i dodatkowo przebić bitwę na Polach Pelennoru. Niestety, jakkolwiek bitwy w Powrocie króla były wspaniałe, powodowały dreszcze, wbijały w fotel, tak niestety tutaj mamy puściznę. Abstrahuję już od armii elfów, która jest tak nienaturalna, że przypomina raczej ukradziony kadr z Transofrersów(zresztą tych scen a`la Transformers jest więcej). Jackson gubi się w swojej wizji, sam nie wie czego chce, wątki są pociachane, niespójne, dziwne to wszystko.
Poruszona już w niezliczonej ilości recenzji kwestia praw… coś co jak u Schrodingera, sprawdza się w fizyce kwantowej w normalnej fizyce jest absurdem, najwyraźniej zainspirowało Jacksona i film jest śmieszny i sztuczny jak bollywood, tylko, że tam to jest pastisz, tutaj – śmiertelna powaga.

Film dla miłośników nowoczesnych filmów, ja jestem za konserwatywna. Najlepszy w tym wszystkim jest teledysk promujący film i piosenka Pippina


9 komentarzy:

  1. Też lubię Richarda Armitage :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasia, a Thranduil Ci się nie podobał? No weź...

    A tak przy okazji Bilba - mnie osobiście się jego postać podobała. Ja to widzę tak, że on niby jest z tymi krasnoludami, ale bardziej dlatego, że się zobowiązał niż dlatego, że popiera ich w 100%. To przecież hobbit, istotka lubiąca spokój, dobre jedzonko i relaks na ławeczce przed norką (z dobrą fajeczką w komplecie). Tymczasem idzie w świat, przeżywa wiele niebezpieczeństw i często musi działać wbrew sobie. I to jego niezdecydowanie, jak to określiłaś "plątanie się" jest dla mnie wiarygodne. Bardziej niż jego kreacja w książce gdzie po prostu rzuca wszystko i pędzi na złamanie karku i wręcz ze śpiewem na ustach za krasnoludami i jest wręcz bardziej "krasnoludzki" niż Thorin i spółka.

    A Rysiek w trzeciej części udowadnia, że ma nie tylko ładną buźkę, ale jest świetnym aktorem. Miodzio :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkie trzy filmy uważam za rewelacyjne ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż, widać, że cały ten Hobbit robiony tylko dla kasy. Szkoda :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie też trzecia część rozczarowała. Najśmieszniej wypadł Legolas. Zatrzymujące się kamienie, nagły brak strzał i to rzuconego do niego "Legolasie, matka cię kochała". Mnie się tylko śmiać chciało w takich scenach, a nie takiego efektu się spodziewałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żebym się czepiała, ale Legolas dostał cudowny kołczan, w którym nigdy nie brakło strzał, dopiero znacznie później, od Galadrieli. Tak, że tu miał jeszcze zwyczajny...

      Usuń
  6. Eeee. Ja byłam rozczarowana. Tak naprawdę to znakomicie zostało ukazane tylko szaleństwo Thorina, trochę pojechali po bandzie z Galadrielą (do tej pory jestem pod wrażeniem) - generalnie wizualnie - miodzio, ale fabularnie... pustka... No, ale czegóż chcieć od filmu rozdmuchanego niepotrzebnie do trzech części?

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam kino, kocham filmy amerykańskie, brytyjskie, francuskie, wielkie produkcje, dzieła niszowe, kino tzw. artystyczne, wszelką wszelakość. :) A filmy Jacksona podobały mi się obłędnie. Tolkien jest moim ukochanym pisarzem. Ja też początkowo byłam zadziwiona dzieleniem małej książeczki na trzy wielkie filmy, ale już po pierwszej części byłam zachwycona - im więcej, tym lepiej. Odpowiada mi po prostu ta poetyka, lubię rozmach, śródziemną muzykę, plenery, efekty, aktorów, wszystko. Nie potrafię ocenić, która część była najsłabsza, chyba pierwsza, choć scena walki Thorina z Azogiem była boska. W czasie "Bitwy..." siedziałam wbita w fotel. Co z tego, że to, co robi Legolas jest śmieszne, skoro świetnie wygląda, bawi wykorzystaniem efektów specjalnych, a mój syn był wniebowzięty? Co z tego, że miłość między krasnoludem a elfem jest śmieszna, skoro Tauriel nad zwłokami Kiliego wypada tak bardzo wzruszająco? Itp., itd. Jedyne, czego tak naprawdę się czepiam, jest scena walki w Dol Guldur, bo mimo iż upiory wyglądają cudownie, to Galadriela jest okropna, a cała scena jakaś taka... żałosna - o wiele bardziej śmiesznie to wygląda, niż wszystkie popisy Legolasa razem wzięte. Thorin - genialna postać. Thranduil - gdyby nie Thorin, skradłby cały film, jego miny doprowadzają mnie do łez ze śmiechu. Bard - rewelacyjny casting. Bilbo - cóż, lepszego już być nie mogło. Kiedyś myślałam, że jestem tolkienowym purystą, teraz już mam to gdzieś - filmy powstały na podstawie książki, a nie są wierną adaptacją i tego się trzymam. Traktuję je osobno. I za każdym razem, gdy je oglądam, cudownie się bawię.

    OdpowiedzUsuń
  8. Według mnie stworzenie aż 3 części ekranizacji tej książki było sporym błędem. To już nie ten sam klimat co we "Władcy Pierścieni". Sceny się dłużą, akcja nie postępuje zbyt wartko. Pierwsza część - totalna nuda, w drugiej już lepiej (chodzi mi o końcówkę), a trzecia najlepsza z wszystkich trzeba, ale też nie powala. Jestem fanką fantasy i twórczości Tolkiena, jednak ta ekranizacja to dla mnie kompletna porażka. Film zrobiony na siłę, byle tylko zarobić.

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.