Kochani Moi - dziś Walentynki, ponieważ ten blog nie jest lajfstajlowy więc nie napiszę gdzie najlepiej spędzić ten dzień, nie jest kulinarny, więc nie podam Wam przepisy na ekstra danie, nie jest filmowe - toteż o filmie też nie będzie.
Zaprezentuję Wam kilka najpiękniejszych cytatów z książek, mówiących o miłości. Właściwie będą to wyznania uczuć... ze swojej strony mam nadzieję, że zainspirujecie mnie i w komentarzach poczytam jeszcze jakieś propozycje. Który cytat wygrywa?
No to:
Rhett Butler:
Czy zdawałaś sobie z tego sprawę,że kochałem cię tak bardziej, jak może kobietę kochać mężczyzna? Kochałem cię przez długie lata zanim cię wreszcie zdobyłem. Podczas wojny wyjeżdżałem i starałem się o tobie zapomnieć, nie mogłem jednak i zawsze musiałem wracać. Po wojnie naraziłem się na areszt, byle wrócić i ciebie odnaleźć. Kochałem cię tak bardzo, że zabiłbym prawdopodobnie Franka kennedy`ego gdyby w porę nie zginął. Kochałem cię ale nie wolno mi było wyznać ci tego. Jesteś bardzo brutalna w stosunku do tych, którzy cię kochają Scarlett. Bierzesz ich miłość i trzymasz ją nad ich głowami niczym bat. Wiedziałem, że mnie nie kochałaś kiedyśmy się pobrali. Wiedziałem wszystko o Ashleyu. Ale jak głupiec wierzyłem, że potrafię cię w sobie rozkochać. Śmiej się, jeżeli masz ochotę ale chciałem się tobą opiekować, psuć cię i pieścić, dawać ci wszystko czego chciałaś. Chciałem ożenić się z toba, aby móc się tobą opiekować i pozwalać ci na wszystko co ci sprawi przyjemność... tak jak pozwalałem Bonnie. Tyle się w życiu namęczyłaś Scarlett. Nikt lepiej ode mnie nie wiedział ile przeszłaś, chciałem więc abyś przestała walczyć ze światem i pozwoliła mi abym cię wyręczył. Chciałem, abyś bawiła się jak dziecko-bo byłaś dzieckiem: odważnym, przestraszonym, upartym dzieckiem. Sądzę że jeszcze dotąd nim jesteś. Tylko dziecko może być tak bezwzględne i nieczułe. Było oczywiste że jesteśmy dla siebie przeznaczeni. Tak oczywiste że to właśnie ja byłem jedynym z kręgu twoich znajomych, który mógł cię kochać chociaż wiedziałem jaka jesteś naprawdę-Chciwa, bezwzględna, pozbawiona skrupułów,, jak ja. Kochałem cię więc zaryzykowałem. Przypuszczałem że obraz Ashleya zblednie w twym sercu. Ale próbowałem wszystkiego i nic sie nie udawało A tak bardzo cię kochałem, Scarlett. Gdybyś mi pozwoliła kochałbym cię bardziej delikatnie i czule, niż kiedykolwiek mężczyzna kochał kobietę. A potem tej nocy kiedy zaniosłem cię na góre miałem nadzieję..tak szaloną, że bałem się spojrzeć ci w oczy następnego ranka aby się nie zawieść, aby się nie dowiedzieć, że jeszcze mnie nie pokochałaś. Tak bardzo się bałem, że mnie wyśmiejesz że wyszedłem z domu i upiłem się. A kiedy wróciłem, trząsłem się ze strachu; gdybyś mnie wtedy
ośmieliła, dała mi jakieś słowo padłbym ci z wdzięczności do nóg. Ale tyś tego nie zrobiła.
Pan Rochester:
Niechże twoja wola decyduje o twoim losie - powiedział. - Ofiaruję ci rękę, serce i udział we wszystkim, co posiadam. -Gra pan farsę, z której ja się tylko śmieję. -Proszę Cię, byś spędziła życie przy moim boku, byś była moim drugim ja, moim najlepszym towarzyszem na ziemi. (...) -Ależ, Jane, proszę cię, zechciej być moją żoną, tylko z tobą zamierzam się ożenić Milczałam; myślałam, że żartuje ze mnie. -Chodź tu, Jane, chodź bliżej. -Narzeczona pańska stoi między nami. Wstał i jednym krokiem był przy mnie. -Tu jest moja narzeczona - rzekł, przyciskając mnie znów do siebie - ponieważ tu jest równy mi człowiek, człowiek do mnie podobny. Czy chcesz być moją żoną, Jane? Wciąż jeszcze nie odpowiadałam, wciąż jeszcze wyrywałam się z jego objęcia, gdyż nie dowierzałam mu nadal. -Czy wątpisz we mnie, Jane? -Całkowicie. -Nie wierzysz mi? -Ani trochę.
-Czyż jestem kłamcą w twoich oczach? - zawołał namiętnie. - Ty mała sceptyczko, ja ciebie muszę przekonać.(...) Nie chciałbym, nie mógłbym ożenić się z panną Ingram. Ty...ty prawie nieziemskie stworzenie! Ciebie kocham jak siebie samego. Ciebie: biedną i nieznaną, małą i nieładną, ciebie błagam, byś przyjęła mnie za męża.
i znowu Pan Rochester:
-Nie jestem lepszy od starego, piorunem strzaskanego kasztana w Thornfield - zauważył. - Jakież prawo miałaby tamta ruina prosić młody pnącz, by świeżością zakrył jej zniszczenie? -Nie jesteś żadną ruiną, nie jesteś drzewem strzaskanym przez piorun, jesteś młody i mocny. Rośliny będą rosły dookoła Ciebie, czy będziesz je o to prosił, czy nie, gdyż cieszyć się będą twoim dobroczynnym cieniem. A rosnąc, będą się chylić ku tobie i oplatać dookoła ciebie, ponieważ twoja siła da im takie bezpieczne oparcie. Uśmiechnął się znowu, widocznie pocieszały go moje słowa. -Ty masz na myśli przyjaciół, Jane? - zapytał. -Tak, przyjaciół - odpowiedziałam wahając się trochę, miałam bowiem na myśli więcej niż przyjaciół, ale nie wiedziałam, jakiego innego mam użyć słowa. On mi dopomógł. -Ach, Jane! Ale ja pragnę żony! -Doprawdy, mój panie? -Tak, czy to dla ciebie nowina? -Naturalnie, nic pan o tym nie wspominał. -Czy to niepożądana nowina? -To zależy od okoliczności, od tego, kogo pan wybierze. -Ty wybierz za mnie, Jane. Zgodzę się na twoją decyzję. -Niechże więc pan tę wybierze, która pana kocha najbardziej. -To już wolę wybrać tę, którą ja najbardziej kocham. Czy chcesz być moją żoną, Jane? -Tak, mój panie. -Żoną biednego ślepca, którego będziesz musiała prowadzić za rękę? -Tak, chcę. -Żoną kaleki o dwadzieścia lat starszego od ciebie, któremu będziesz musiała usługiwać?
-Tak, chcę
Gilbert:
Jaki dzisiaj śliczny wieczór, prawda? Wyobraź sobie, że rano znalazłam kilka fiołków pod tamtym drzewem. Zdawało mi się, że odkryłam kopalnię złota.
- Ty stale odkrywasz kopalnię złota - odparł Gilbert, tak jakby i n w tej chwili zajęty był innymi myślami.
- Może poszukamy jeszcze fiołków - zaproponowała Ania porywczo - Zawołam Phil, żeby nam pomogła.
- Zostaw w spokoju Phiippę i fiołki - przerwał Gilbert, ujmując jej dłoń, która drżała nieco - Aniu, muszę co coś powiedzieć.
- O, proszę cię, nie mów - zawołała Ania błagalnie.
- Muszę. Dłużej nie wytrzymam. Aniu, przecież ja cię kocham! Chyba wiesz o tym. Nie umiem ci nawet powiedzieć, jak bardzo cię kocham. Przyrzeknij mi, że zostaniesz moją żoną.
- Nie mogę… - szepnęła Ania - Och, Gilbercie, przecież ty - ty sam wszystko popsułeś…
- Czy ja cię w ogóle choć trochę obchodzę? - zapytał Gilbert po chwili przykrego milczenia, podczas, którego Ania nie śmiała podnieść oczu.
- Tak, ale całkiem inaczej. Obchodzisz mnie jak przyjaciel. Ale ja cię nie kocham Gilbercie.
- Jednak może się to kiedyś zmieni?
- Nie, nie wiem - zawołała Ania tłumiąc łzy - Chyba cię nigdy nie pokocham w ten sposób. Lepiej nie mówmy o tym.
Nastąpiła znowu chwila milczenia i Ania odważyła się wreszcie podnieść w górę głowę. Twarz Gilberta była śmiertelnie blada, a w oczach… Ania zadrżała i odwróciła się w inną stronę. Nigdy chyba nie zdoła zapomnieć wyrazu tych oczu.
- Może kochasz kogoś innego? - rzucił Gilbert przytłumionym szeptem.
- Nie, nie - odparła Ania szybko. - Ciebie lubię najbardziej ze wszystkich ludzi na świecie, Gilbercie. Ale musimy zostać tylko przyjaciółmi.
Gilbert roześmiał się z goryczą.
- Przyjaciółmi! Niestety, twoja przyjaźń mi nie wystarcza. Ja pragnę twojej miłości, ty jednak twierdzisz, że nigdy jej nie zdobędę.
- Bardzo mi przykro, Gilbercie. Przebacz mi.
Na więcej Ania nie mogła się zdobyć. Gdzież się podziały te wszystkie wspaniale przemowy, które stosowała w dawnych swych dziewczęcych marzeniach do odtrąconych konkurentów? Gilbert uwolnił jej dłoń ze swego uścisku.
- Nie ma tu nic do przebaczenia. Widocznie myliłem się, sądząc, że masz dla mnie trochę więcej uczucia. Bądź zdrowa, Aniu!"
Kapitan Wentworth - Perswazje:
Nie mogę dłużej słuchać w milczeniu. Muszę przemówić do Ciebie w jedyny dostępny mi sposób. Ranisz moją duszę. Rzucam się od rozpaczy do nadziei. Nie mów mi, żem przyszedł za późno, że te drogocenne uczucia wygasły na zawsze. Ofiaruję Ci siebie z powrotem - to serce bardziej jest dzisiaj Twoje niż osiem i pół lat temu, kiedyś je nieledwie złamała. Nie powiadaj, że mężczyzna szybciej zapomina niż kobieta, że jego miłość wcześniejszą ma śmierć. Nie kochałem żadnej oprócz Ciebie. Możem był niesprawiedliwy, może słaby i urażony, lecz nigdy - niestały. Ty jedynie przywiodłaś mnie do Bath. Dla Ciebie tylko myślę i robię plany. Czy nie widzisz tego? Czy możesz nie zrozumieć mych pragnień? Nie czekałbym nawet tych dziesięciu dni, gdybym mógł odczytać Twe uczucia, tak jak Ty, sądzę, przejrzałaś moje. Ledwo mogę pisać. Co chwila słyszę coś, co mnie przytłacza. Zniżasz głos, lecz ja potrafię rozróżnić ton tego głosu, kiedy inni nie mogą go dosłyszeć. Zbyt dobra, zbyt wspaniała istota! Doprawdy, oddajesz nam sprawiedliwość. Wierzysz, że istnieje prawdziwa miłość i wierność męska. Wierzaj, że taką miłością najgorętszą, najbardziej stałą przepełniony jest
E.W.
No
Pan Wołodyjowski:
W pół korytarzyka spotkał przy schodach Basię, w tym samym miejscu, w którym uniesiona gniewem, zdradziła tajemnicę Krzysi i Ketlinga. Ale teraz Basia stała oparta o mur zanosząc się od płaczu.Rozczulił się na ten widok pan Michał nad własnym losem; wstrzymywał się dotąd, jak mógł, ale w tej chwili pękły tamy żalu i łzy potokiem popłynęły mu z oczu.- Czego waćpanna płaczesz? - zawołał żałośnie.Basia podniosła główkę i wtykając jak dziecko to jedną, to drugą piąstkę w oczy, zanosząc się i chwytając w otwarte usta powietrze odpowiedziała mu ze łkaniem:- Tak mi żal!... O dla Boga! o Jezu!... Pan Michał taki zacny, taki poczciwy!... O dla Boga!..Wówczas on schwycił jej ręce i począł całować z wdzięczności i rozrzewnienia.- Bóg ci zapłać! Bóg ci zapłać za serce! - rzekł. - Cicho, nie płacz!Lecz Basia tym bardziej poczęła łkać i zanosić się. Każda żyłka trzęsła się w niej z żalu, ustami poczęła chwytać coraz spieszniej powietrze, na koniec, tupiąc nóżkami z uniesienia, jęła wołać tak głośno, aż rozlegało się po całym korytarzu:- Głupia Krzysia! ja bym wolała jednego pana Michała niż dziesięciu Ketlingów! Ja pana Michała kocham z całej siły... lepiej niż ciotkę, lepiej... niż wujka... lepiej niż Krzysię!...- Dla Boga! Basiu! - zawołał mały rycerz.I chcąc pohamować jej uniesienie chwycił ją w objęcia, a ona przytuliła się z całej siły do jego piersi, tak że uczuł jej serce bijące jak w zmęczonym ptaku, więc objął ją jeszcze krzepciej i tak trwali.Nastało długie milczenie.- Basiu ! zechceszże ty mnie? - ozwał się mały rycerz.- Tak! tak! tak! - odpowiedziała Basia.
Na tę odpowiedź i jego z kolei chwyciło uniesienie, przycisnął usta do jej różanych dziewiczych ustek i znów tak trwali.
No i Bohun
Kozak podniósł głowę i począł mówić tak cicho, że zaledwie było go słychać: - Co ty mnie uczyniła, ne znaju, ale to znaju, że jeśli ja tobie nieszczęście, to i ty mnie nieszczęście. Żeby ja ciebie nie pokochał, byłby ja wolny jak wiatr w polu i na sercu swobodny, i na duszy swobodny, a sławny jak sam Konasewicz Sahajdaczny. Twoje to liczko mnie nieszczęście, twoje to oczy mnie nieszczęście; ni mnie wola miła, ni sława kozacza! Co mnie były krasawice, póki ty z dziecka na pannę nie wyrosła! Raz ja wziął galerę z najkraśniejszymi mołodyciami, bo je sułtanowi wieźli - i żadna serca nie zabrała. Poigrały Kozaki-braty, a potem ja każdej kamień kazał do szyi i w wodę. Nie bał ja się nikogo, nie dbał o nic - wojną na pogan chodził, łup brał - i jak kniaź w zamku, tak ja był na stepie. A dziś co? Ot, siedzę tu - i rab, o dobre słowo u ciebie żebrzę i wyżebrać nie mogę - i nie słyszał go nigdy, nawet i wtedy, gdy cię bracia i stryjna za mnie swatali. Oj, żeby ty, dziewczyno, była dla mnie inna, żeby ty była inna, nie stałoby się to, co się stało; nie byłby ja twoich krewnych pobił, nie byłby ja się z buntem i chłopami bratał, ale przez ciebie ja rozum stracił. Ty by mnie, gdzie chciała, zawiodła - ja by ci krew oddał, duszę by oddał. Ja teraz ot, cały we krwi szlacheckiej ubroczon, ale dawniej ja tylko Tatarów bił, a tobie łup przywoził - żeby ty w złocie i klejnotach chodziła jak cheruwym bożyj - czemu ty mnie wtedy nie kochała? Oj, ciężko, oj, ciężko! żal sercu mojemu. Ni z tobą żyć, ni bez ciebie, ni z dala, ni z bliska - ni na górze, ni na dolinie - hołubko ty moja, serdeńko ty moje! No, daruj ty mnie, że ja przyszedł po ciebie do Rozłogów po kozacku, z szablą i ogniem, ale ja był pijany gniewem na kniaziów i gorzałkę po drodze pił - zbój nieszczęsny. A potem, jak ty mi uciekła, tak ja po prostu jak pies wył i rany bolały, i jeść nie chciał, i śmierci-matki prosił, żeby zabrała - a ty chcesz, by ja cię teraz oddał, by utracił cię na nowo - hołubko ty moja, serdeńko ty moje! Watażka przerwał, bo mu głos urwał się w gardle i stał się prawie jęczący, a twarz Heleny to rumieniła się, to bladła. Im więcej niezmiernej miłości było w słowach Bohuna, tym większa przepaść otwierała się przed dziewczyną, bez dna, bez nadziei ratunku. A Kozak odpoczął chwilę, opanował się i tak dalej mówił:
- Proś, czego chcesz. Ot, patrz, jak ta izba przybrana - to moje, to łup z Baru, na sześciu koniach ja dla ciebie to przywiózł -proś, czego chcesz - złota żółtego, szat świecących, klejnotów jasnych, rabów pokornych. Ja bogaty, swego mam dość i Chmielnicki mnie dobra nie pożałuje, i Krzywonos nie pożałuje, ty będziesz jak księżna Wiśniowiecka, zamków ci nazdobywam, pół Ukrainy ci daruję - bo choć ja Kozak, nie szlachcic, ale ataman buńczuczny, pode mną dziesięć tysięcy mołojców chodzi, więcej niż pod kniaziem Jaremą. Proś, czego chcesz, byleś nie chciała uciekać ode mnie - byleś została ze mną, hołubko, a pokochała!
Nie dziwi Was chyba, że to klasyka.... Klasyka jest najlepsza
Kasiu, Ty chyba sobie żartujesz? Że ja niby z tych cudowności mam wybrać jeden najlepszy? Niedoczekanie chyba!!
OdpowiedzUsuńTeraz znowu tak czytam i sama nie umiem wybrać ;)
UsuńJak widać, są to raczej starsi bohaterowie filmów, co jest trochę smutne, że niestety dzisiejsze pokolenie już tak ładnie mówić nie potrafi.
OdpowiedzUsuńmoże i mówią,ale w swoim języku,którego my nie rozumiemy:)))
UsuńE Bohun nie jest stary, Gilbert jest młodzieniec, Owszem Rhet jest koło czterdziestki, Michaś też nie jest młody a i sporo przeżył, No w sumie to tylko Gilbert jest wyjątkiem...
UsuńJęzyk rozumiemy i rozpływamy się!!
Cudowny wybór, sama nie wiem co można by jeszcze dołożyć, chyba tylko Wokulskiego ;) Rhett, Gilbert i Rochester - rewelacja.
OdpowiedzUsuńMyślałam o Wokulskim, ale muszę zrobić powtórkę Lalki...
UsuńPan Wołodyjowski ♥ - ale pamiętam ze studiów, że wszystkie szalałyśmy za postacią Bohuna :)
OdpowiedzUsuńBo Bohun rządzi!! zawsze!!
UsuńA Heathcliff i jego "nie mogę żyć bez mojej duszy"? :)
OdpowiedzUsuńTu przemówił mój subiektywizm, ja nie lubię "Wichrowych wzgórz"... nie przemawiają do mnie
UsuńDziękuje za to zestawienie, aż lza mi się zakręciła
OdpowiedzUsuńUradowałaś mnie bardziej niż wygrana w totka :)
UsuńDobry pomysł miałaś z tymi cytatami. Ja nie obchodzę Walentynek, ale o miłości mogę zawsze poczytać.
OdpowiedzUsuńKochanie ja też nie obchodzę, ale tak mnie ten dzień zainspirował :)
UsuńBohun <3 Nigdy nie zgodzę się na takie zakończenie jego historii, nigdy. To on powinien zwyciężyć w tej walce o miłość.
OdpowiedzUsuńWygrywa Rhett i Bohun - ach, cóż to są za wyznania!
OdpowiedzUsuńAch, dla mnie numerem jeden jest Rhett Butler, pamiętam ten cytat i z książki, i z filmu :)
OdpowiedzUsuńSłowa Wentwortha rzeczywiście są piękne. Cała książka jest piękna, choć film wyszedł jeszcze lepiej - ryczałam jak głupia!
OdpowiedzUsuńTo Austen wyszło genialnie. Nie da się nie wymięc ;)
Usuń