Jonathan Huntington jest nieprzyzwoicie bogaty, szaleńczo przystojny i zupełnie pozbawiony skrupułów. Jest także szefem firmy, w której Grace Lawson odbywa praktyki studenckie. Jego magnetyczny urok sprawia, że dziewczyna ufnie podąża za nim w świat zmysłowych rozkoszy, w którym obowiązują tylko trzy zasady: żadnych emocji, żadnych uczuć, żadnego zaangażowania.
Początkowo oszołomiona intensywnością erotycznych doznań Grace nie przeczuwa, jak niebezpieczny może być świat mrocznych żądz i seksualnych fantazji kochanka...
Po ogromnym sukcesie wydawniczym całej
trylogii o Greyu, który jak nic zstąpił z Olimpu, lub z innych szczytów, gdzie
przebywają erotyczne bóstwa, nastąpił wysyp książek, nawet nie tyle z wątkiem
erotycznym, co z jakąś fabułą dolepioną do opisów erotycznych ekscesów. Książki
te wyróżniają się na półce ciemnymi okładkami z maskami, kajdankami ewentualnie
krawatami i szpilkami. Często są to po prostu porno bezguścia. „Barwy miłości”
miały być inne. Lepsze.
Grace
obywatelka USA przyjeżdża do Wielkiej Brytanii na praktyki. Bardzo się cieszy,
bo firma jest naprawdę prestiżowa, właścicielem jest arystokrata i dodatkowo
jest diablo przystojny. Po stresującym locie, czeka ją stresująca jazda do
nowej pracy, ale przypadkiem spotyka swojego przyszłego szefa. Po krępującym
nieporozumieniu dociera do pracy, ale to nie koniec, bo dziewczyna wynajęła
mieszkanie, zapłaciła za nie a okazało się, że padła ofiarą naciągacza.
Wszystko co mogło pójść źle – poszło. Wiadomo, że perypetie w nowym kraju, w
nowej pracy umili szef piękny jak Adonis. Niestety jak większość, pięknych i
bogatych wolnych mężczyzn ma jakiś feler. No nikt nie jest idealny.
Oczywiście
mamy pikantny romans. Napisałabym coś o uczuciu, miłości, ale Jonathan, ów bóg,
z góry zapowiada, że z bohaterką będzie łączył go tylko seks, nic więcej. Jak
się uda wciągnąć ją w jego fetysze – jeszcze lepiej. Młode, naiwne dziewczę –
wiadomo – godzi się na taki układ bo ma nadzieję, że jednak arystokratyczne
serce wzruszy się i ugnie.
Jak
widzicie, klasyka, ostatnio tak modnego gatunku. Gatunku, który naprawdę ma
wielu fanów, a raczej wiele fanek. Po co zmieniać to co się podoba byle z umiarem. Muszę podkreślić ogromną
przewagę Barw miłości, nad innymi
książkami z tego gatunku, które czy to czytałam, czy to przeglądałam. Ta
książka jest napisana ze smakiem i na poziomie. Nie ma inwokacji do św.
Barnaby, ani do innych świętych, nieważne z jakiej religii, ani kretyńskich
odwołań do wewnętrznej bogini, za sprawą której bohaterka jest tępą dzidą
myślącą tylko… waginą czy macicą, czy też niemyślącą wcale.
Jestem
chyba jedną z nielicznych osób mojego pokolenia, która ani razu nie była na
ekranizacji Greya, która nie rzuca się na literaturę tego typu. Nie ukrywam, że
jestem raczej, nastawiona anty. Tymczasem Barwy
miłości, czytało mi się niespodziewanie dobrze. Lekka historia, na wieczór
z piwem, winem lub herbatą, po dniu biegania z kosiarką. Nie wymaga myślenia,
ot czytam sobie dla czystej rozrywki, bez irytacji, bez trafiania szlagiem, bez
irytacji. Po prostu lekki wieczór. Czyta się szybko, naprawdę wystarczy jeden wieczór,
raptem kilka ostatnich stron doczytałam rano.
Będę
tę książkę polecać innym, zaraz muszę napisać do Siostrzenicy, żeby sobie
wzięła, bo ją akurat film o Greyu złapał, była kilka razy w kinie i o dziwo!!!
CZYTAŁA książkę!! Przeczytała trylogię i jeszcze jakąś powieść z tego gatunku.
Niech się dziecko rozerwie!
edit.
Dziecko idzie się rozerwać na imprezę po książkę przyjdzie jutro
Nie czytałam trylogi o słynnym Greyu, a właściwie że coś takiego istnieje dowiedziałam się dopiero w momencie, kiedy zrobił się szum na film, którego też zresztą nie widziałam. Może dlatego, że kiedy coś robi się zbyt popularne, mnie to odpycha, a może dlatego, że jednak jeśli chodzi o literaturę, sięgam po coś ambitniejszego... Niemniej, taka książka lekka, którą, jak napisałaś, mogłabym czytać bez irytacji w jakiś nudny wieczór - czemu nie. Ciekawe te "Barwy miłości" się wydają. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A.
http://still-changeable.blogspot.com - będzie mi miło, jeśli zajrzysz.
zerknęłam przez ciekawość... żeby wiedzieć o co taki szum ;)
UsuńNie czytałam Greya, nie widziałam filmu i nie mam zamiaru tego zmieniać. Nie mam nic przeciwko osobom czytającym takie książki, ale dla mnie to strata czasu. Czytałam kilka wnikliwych recenzji i analiz tak modnych ostatnio erotyków i utwierdziłam się w przekonaniu, że to nie jest literatura dla mnie. Dlatego też podziękuje za "Barwy miłości", mimo że jak napisałaś to lepsza jakościowo powieść.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze do tego dodam, że chyba ogólnie ta ostatnia fala książek zbytnią jakością nie grzeszy... Ale tak często jest, jak książki są szybko wydawane, żeby jeszcze się na falę popularności jakiejś innej załapać. Wystarczy zerknąć na te wszystkie młodzieżowe książki o wampirach... Nie wykluczam, że znajdują się perełki, ale na fali często też książki dużo poniżej średniej przechodzą.
Usuńwszystko musi się sprzedać...
UsuńNaprawdę zaskoczyło mnie, że "Barwy" są naprawdę nienajgorsze
To prawda, czekam z utęsknieniem na inną, modną falę książek. Mam nadzieję, że będzie lepsza niż erotyki.
UsuńNie mam nic przeciwko erotykom, ale po tej książce stwierdziłam, że to jednak nie jest moja bajka. Strasznie wkurzała mnie Grace, to, jaka była nierozgarnięta.
OdpowiedzUsuńBo chyba te bohaterki mają być takimi głupiutkimi kaczuszkami
UsuńJa niestety popełniłam ten błąd i zaczęłam czytać "Pięćdziesiąt twarzy Greya" za co spotkała mnie należyta kara. Dawałam mnóstwo szans erotykom, ale przejechałam się na tym jak na niczym innym. Wszystkie, po prostu WSZYSTKIE, bohaterki albo zgubiły mózg, albo się z nim nie urodziły. I kolejny facet pt. "Będziemy się piep*rzyć, ale nie licz na nic więcej, bo ja nie potrafię kochać". A potem zaskok! Zakochał się jednak biedaczyna :) Ale wcześniej oczywiście musi pokazać jak bardzo nie szanuje i gardzi kobietami, a one tak jak pszczoły do miody, jak bezrozumne samice lecą za nim. Postanowiłam sobie, że nie będę się więcej męczyć bez powodu i stawiam na zwyczajne romanse, gdzie kobiety potrafią myśleć głową :) Książkę sobie odpuszczę. Świetna recenzja jak zwykle, uwielbiam twój styl pisania i ironiczne poczucie humoru.
OdpowiedzUsuńDziękuję :))
UsuńMnie intryguje z czym kobiety się utożsamiają, z napalonymi bezmózgimi kobietami, czy pragną partnera, który jest skurczybykiem, ale jednak miłość go odmienia?
O ironio czyta to zarówno pokolenie mojej Siostrzenicy, jak i koleżanki mojej siostry
Chętnie sięgnę po tę książkę, skoro spodobała się Tobie - osobie nie sięgającej po tego typu literaturę. Sama trylogii o Grey'u nie czytałam, ale widziałam ostatnio ekranizację pierwszej części. Nie powiem, film mi się podobał. Nie wiem, jak byłoby z książką, bo słyszałam, że kiepsko napisana... Może kiedyś się przekonam ;) A "Barwy miłości" dopisuję sobie do listy "do przeczytania" :D
OdpowiedzUsuńGrey jest napisany bardzo irytująco... ten św. Barnaba - no masakra. Przy tym, Barwy to naprawdę fajne powieścidło.
UsuńGrey nie wzbudził we mnie ekscytacji, dlatego nie lubię porównań innych erotyków do trylogii E.L. James. Jednak na "Barwy miłości" dam się skusić, bo intryguje mnie ta historia.
OdpowiedzUsuńNaprawdę fajna książka, taka iskierka niezłej literatury w morzu erotycznego chłamu
UsuńJa osobiście bardzo lubię czytać literaturę erotyczną, dlatego ''Barwy miłości'' już dopadłam i przeczytałam :) I oczywiście książka mi się podobała, ponieważ jest dobrze napisana i posiada całkiem interesującą fabułę.
OdpowiedzUsuń