Prawdziwa
miłość jest niezmienna, trwa pomimo upływu czasu, pomimo tego, że zmieniamy się
na zewnątrz, nasze poglądy też ewoluują, a jednak jest coś, co trwa niezmienne
i chociaż mimo wszystko zmiany następują, bo obiekt naszego uwielbienia, już
nie zachwyca nas tak jednym detalem, a drugim, to jednak kochamy ten
całokształt. Ja mam tak z Nędznikami,
szczerze to mogłabym czytać tę książkę w kółko i wracam do niej, gdy już
definitywnie czuję, że muszę, że nie po to siedzę w książkach, żeby upajać się
nowościami, muszę mieć czas dla ukochanych przyjaciół. Nędznicy to książka, którą chciałam przeczytać po oglądnięciu
serialu, zresztą mój Tata ma sentyment do francuskich autorów i zaraził mnie i
Dumasem i właśnie Hugo. Leżałam w szpitalu, będąc nieświadomą jak w ciężkim
jestem stanie, zbliżały się moje siedemnaste urodziny, a ja marzyłam o tej
książce, a mój cudowny Tatuś poruszył wszystkie księgarnie i zdobył tę książkę.
Ile razy czytałam ją od tego czasu? Nie wiem. Wiem, że według mnie to
niedościgniony wzór, prawdziwe opus
magnum, gdy słyszę o powieściach produkowanych w kilka tygodni i
okrzykniętych wielkimi, rewolucyjnymi, fenomenalnymi, wzruszam ramionami i
myślę o Nędznikach o powieści, która
ma w sobie wszystko. I wiem, że jeśli za sto lat będzie istniał świat, ta
książka wciąż będzie czytana.
Temat to zaiste romantyczny: zbiegły galernik i złoczyńca, zmuszony do opieki nad osieroconą dziewczynką, doświadcza duchowego przeistoczenia. A dodajmy, że ta malownicza historia rozgrywa się na tle burz i zamętu rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich, stanowiąc jedynie pretekst do przedstawienia barwnej panoramy ludzkich losów. Nic dziwnego zatem, że dzieje Kozety i Jeana Valjeana od ponad półtora stulecia pobudzają wyobraźnię czytelników, twórców zaś inspirują do mniej lub bardziej wiernych adaptacji.
Jak
na prawdziwe opus magnum przystało
powieść jest epicką opowieścią o Francji i pochyleniem się nad losami
jednostki. Wprawdzie Hugo nie idzie w ślady Dumasa i nie pokazuje, że będąc raz
w złym miejscu i w złym czasie upadamy na zawsze, bo Hugo skupia się bardziej
nad kwestią sumienia. Postać Dantesa i Valjean`a chociaż żyjących w podobnych
czasach, w tym samym kraju są bohaterami, którzy zupełnie różnie reagują na
spotykające ich sytuacje. Jednak zostawmy w spokoju Edmunda Dantesa, który z
księdzem Farią knują plan opuszczenia twierdzy If. Przenieśmy się do Francji i
poznajmy Jeana Valjeana, najtragiczniejszą postać światowej literatury, do
czasów pojawienia się na literackiej arenie Severusa Sanpe`a. Jean Valjean trafia na galery bo pomaga
siostrze, która owdowiała, ma gromadkę dzieci i te dzieci głodują. Kradnie
chleb. Kara jest niewspółmiernie surowa, ale takie czasy, kilkukrotne próby
ucieczki skutkują tym, że Valjean spędzi na galerach prawie dwie dekady, ale
nauczy się czytać. Opuści galery z kilkoma groszami i żółtym paszportem, który
jest równoznaczny z wilczym biletem. Jak
wyglądałoby życie Jeana i innych ludzi, gdy nie spotkał pewnego dobrego
biskupa? Tego się nie dowiemy. Biskup ten wtedy był ewenementem, bo bardzo
poważnie podchodził do tematu służby biednym. Dziś kojarzyłby się z papieżem
Franciszkiem. I ten biskup ugościł galernika jak brata. Jean zaś odpłacił się
mu kradzieżą sreber. Gdy policja go pochwyciła i zaprowadziła przed oblicze
biskupa, ten rzekł, że ofiarował galernikowi w prezencie. Następnie zastrzegł,
że to jest cena którą płaci za jego duszę, że wyzwala go niejako ze świata
mroku. Nie na długo starczyło, bo na drodze Valjean spotyka kominiarczyka Gerwazka
i zabiera mu 40 sous. To poważna recydywa, jednak ten czyn sprawia, że Jean
postanawia wieść uczciwe życie. I czy to jest naprawdę możliwe? Czy ludzie się
mogą zmienić, czy można kupić czyjąś duszę?
W
następnej kolejności poznajemy Fantynę, młodą dziewczynę, która uległa
młodzieńcowi, który omamił ją pięknymi słówkami. Razem z koleżankami wiodą
dekadencki żywot, świetnie się bawiąc. Panowie je zostawiają, traktując to jako
świetny żart, a dziewczyny rozchodzą się w swoją stronę. Fantyna ma sekret.
Dziecko uwodziciela. Później spotykamy
ją na drodze, gdy idzie ze swoją córeczką.
Przypadkowy przystanek, przed karczmą, zaciąży na wszystkim. Fantyna
postanawia pozostawić pod opieką karczmarki swoją córkę. Płaci im za opiekę i
wraca w rodzinne strony. Nikt nie ma się o dziecku dowiedzieć. Fantyna nie wie,
że karczmarze to podli i pazerni ludzie, którzy wydrenują ją z pieniędzy, a
Kozetę, będą traktowali jak służącą. Fantyna w końcu straci pracę i trafi na ulicę,
a o wszystko obwini mera miasta, właściciela fabryki pana Madeleine, bo on jest
symbolem prawości i to w jego imieniu zostaje zwolniona. Trafia na ulicę.
Dobrze
myślicie, zresztą ja nie wierzę, że ktoś nie zna fabuły, mer to Jean Valjean,
który zapewnił miastu rozkwit, czyni dobro, jest prawy, gardzi zaszczytami. A
jednak w mieście pojawia się chmurka na niebie, Javert, który nie spocznie póki
nie zniszczy nieprawości. A mer przypomina mu pewnego galernika. Akcja się
zagęszcza, będą ucieczki, wymuszenia, spektakularne przyznania się i początek
nowego życia.
Do
dziś jak myślę o tym jak wyglądał film nawiązujący do musicalu to dostaję
tachykardii. Sednem jest, że żaden film nie odda świata który stworzył Hugo.
Ostatnio z Siostrzenicą przygotowywałyśmy się do matury i na hasło obraz miasta miałam do powiedzenia tylko
jak masz mówić o obrazie miasta, skoro w
kanonie nie jest Hugo, właściwie na podstawie tej powieści można opisać
chyba każdy wątek pojawiający się na maturze, konflikt pokoleń, miłość,
patriotyzm, idealizm, życie miasta, biedotę, chciwość, ślepe przywiązanie do
reguł, czy rozsławioną już tęsknotę.
Tę
książkę można czytać na wiele sposobów, raz można się skupiać na opisach
miejsc, na opisach społeczeństwa, historii, na losach bohaterów. To prawdziwa
gra w klasy. A jednak niezależnie na czym się będę skupiała, na końcu będę
nieutulona, zapłakana i pusta. Naprawdę, chyba nie ma piękniejszej książki.
Obok Przeminęło z wiatrem, A lasy wiecznie śpiewają, Panu Wołodyjowskim, Hrabim Monte Christo, i…. nie dajcie mi wymieniać w nieskończoność,
to książka mojego życia. DO której mam nadzieję, że będę jeszcze wielokrotnie
wracać i pisać Wam o moich odczuciach.
Tym razem ubodło mnie to jak samotną postacią jest Jean Valjean. Nigdy nie
doświadczył bliskości, miłości, bo kochając Kozetę dobrowolnie odsuwa się a ona
znowu stanowczo nie protestuje. Nie doświadczył ciepła i miłości rodzinnej, na
miłość romantyczną nie miał czasu. Tyle, jego co miał żyjąc z Kozetą jako
uciekinier, pod fałszywym nazwiskiem, w strachu. Dał dziecku serce a ono odpłaciło
się całą słodyczą. A później Jean odchodzi, nie chce by cień galer padł na
szczęście istotki, którą pokochał. To jest kurczę niesprawiedliwe. Na litość
boską, facet ukradł chleb dla głodnych dzieci.
Już Kato Starszy powiedział: Złodzieje dobra
prywatnego żywot spędzają w kajdanach, złodzieje dobra
publicznego - w złocie i purpurze, odpokutował za ten bochenek,
dlaczego grabiono go z szans na dobre życie. Ścigano i zaszczuto. Chociaż
Javerta też mi szkoda. Potelepałabym Mariuszem i karczmarzami.
Jest
mi smutno.
Idę
płakać dalej.
*Tłumaczyła: Krystyna Byczewska
O, "Nędznicy! :))) To także jedna z najważniejszych książek mojego życia!
OdpowiedzUsuńTakże czytana na czas choroby, ale jakoś tak pod koniec podstawówki.
Potem, przez bardzo długie lata uważałam, że Mariusz to najpiękniejsze imię męskie ;) Dopóki nie poznałam jednego Mariusza, którego zwano Maniek. Odkochałam się!
Z powodu lektury książek Hugo i Dickensa w wieku wczesnomłodzieńczym nabyłam ostrych poglądów lewicowych. Zrobili oni w moim umyśle to, czego nie dokonały żadne inne próby indoktrynacji (a żyłam przecież w PRL-u). Przestałam być socjalistką grubo po 40 roku życia.
Ale Hugo i Dickens nadal należą do moich ukochanych pisarzy.
Ekranizacje "Nędzników"? Też dostaję tachykardii! A nawet arytmii na ich widok (zwłaszcza ten musical - do bani!).
Pozdrawiam!
Mariusz zamieniony w Mańka traci sporo z romantyzmu. :D
UsuńJa lewicowa nie jestem, ale chyba dlatego, że uważam, że żaden system polityczny, żadna ideologia nie zlikwiduje biedy, jak długo politycy po zajęciu synekur zostają bogaczami :P
"Nędznicy"! Mój nieprzeczytany wstyd... Ogromnie podoba mi się Twoja recenzja, czuję jeszcze większą tęsknotę aby tę książkę przeczytać, ale pewnie jeszcze chwila będzie musiała minąć...
OdpowiedzUsuń