Bywa, że uprzedzę się do jakiejś książki i chociaż wcześniej z jakiegoś powodu chciałam ją przeczytać, chciałam ją mieć, to finalnie zostaje skazana na zapomnienie wśród bezkresu półek. Pamiętam, że krótko po premierze Ps. Kocham Cię w wersji filmowej dostałam płytkę z filmem od koleżanki. Oglądnęłam i nie rozumiałam, co koleżanki widzą w tym filmie. Jestem znana płaksą, a do dziś pamiętam, że film naprawdę nie zrobił na mnie wrażenia, a koleżanki tak się jarały. Mało brakowało, a wykluczyłyby mnie z grona romantyczek. Na półce miałam tę książkę, ale było nam nie po drodze. Widzę, że pożyczyłam ją kilku osobom, które zagięły mi grzbiet, ale to wydanie kieszonkowe, a takie ciężko czytać w inny sposób. Wracając z pracy w środę Agnieszka wyprała mi mózg, że ta książka, taka romantyczna, taka wzruszająca i się ugięłam. Powiedzmy, że dzień szukałam książki(była na linii wzroku), a dzień czytałam. Ile razy usnęłam? - dwa.
Bezpretensjonalna, lekka i pełna humoru powieść obyczajowa na temat ważny i - poważny. Jak znów pokochać życie, gdy w wieku trzydziestu lat traci się najlepszego męża i przyjaciela? Przed takim problemem staje Holly, młoda wdowa. Pomaga jej... zmarły mąż Gerry, który zostawił jej plik listów do otwierania co miesiąc przez rok, aby wypełnić pustkę i sprawić, by Holly znów mogła być szczęśliwa. Z niekonwencjonalnego, optymistycznego "love story", napisanego przez dwudziestojednoletnią córkę premiera Irlandii, powstał już film z Hilary Swank i Gerardem Butlerem - premiera w styczniu.
Holly zbliża się do trzydziestki i jest w żałobie. Jej ukochany mąż, mężczyzna z którym spędziła połowę swojego życia, umarł na glejaka mózgu. Kobieta tkwi w domu, najchętniej ubrana w szlafrok po mężu. Odeszła z pracy, by jak najwięcej czasu spędzić z umierającym mężem, a teraz chociaż dookoła ma przyjaciół, rodzinę, pogrzebała się żywcem w domu, jak w grobowcu. Gotowa stoczyć się w otchłań czarnych myśli skąd nie ma już powrotu, gdy okazuje się, że mąż wiedząc, że umiera napisał do niej listy. Po jeden na każdy miesiąc do końca roku. Wskazówki, rady, zadania, jakby chciał ją za rękę poprowadzić do nowego życia.
Znużyła mnie ta książka. Tematyka jest ciekawa, problem straty, zagubienia to nie jest fraszka to ważny problem o którym rzadko się mówi, bo romanse to jednak i żyli długo i szczęśliwie, czasami jest szczęśliwie, ale nie długo i trzeba ułożyć życie w pojedynkę. Holly mnie zirytowała, nie polubiłam tej bohaterki, dla mnie jest kobietą, która bez faceta nie widzi sensu, czasami mam wrażenie, że ona bardziej tęskni za kimś kto ją wyręczy, zajmie się za nią życiem. W sumie ta książka pokazuje jak Holly trochę się zmienia, jak dostrzega własną wartość, szuka swojej drogi, pracy którą pokocha, to zdecydowanie na plus. Jednak, jak dla mnie jest to książka którą czytałam bardzo neutralnie. Nie wiem, czy to kwestia, że wiedziałam, jak się skończy, czy po prostu nigdy nie będę zaprzysiegłą fanką autorki. Bywa i tak.
*tłumaczyła: Monika Wyrwas-Wiśniewska
Chociaż jestem mężczyzną, to podbieram książki tej Autorki Siostrze. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWidziałam ekranizację, pierwowzoru nie czytałam.
OdpowiedzUsuńEkranizację jak najbardziej widziałam, ale książki jeszcze nie miałam okazji czytać ;)
OdpowiedzUsuńNie widziałam filmu ani jeszcze nie czytałam książki, ale Ahern to jedna z tych autorek, której książki raczej przypadają mi do gustu i są właśnie takie motylkowe. Szkoda, że Tobie nie przypadła do gustu... :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]