Strony

sobota, 29 czerwca 2019

"Pypcie na języku" - Michał Rusinek [ o polszczyźnie w felietonach]

Język polski nie ma lekko, większość Polaków uważa, że co to za filozofia, w końcu po polsku każdy mówi. Coraz więcej wychodzi książek o języku, o tym jak mówić, o tym jaki ten język jest bogaty, pełen potencjału, który my lekceważymy, bo jesteśmy niechlujni, chociaż czasami, przeciwnie, chcemy dodać sobie elegancji i podsłyszane wyrazy o eleganckim, według nas brzmieniu, wklejamy tam gdzie nie ma sensu. Chyba każdy z nas słyszał bynajmniej używane zamiast przynajmniej, bo przecież brzmi podobnie. Michał Rusinek, znawca języka i jego wielbiciel pokazuje, że z błędami językowymi jest jak z pypciem na języku, dostrzegamy, że coś jest nie tak, dopiero gdy coś nam przeszkadza, ewidentnie razi.  


Powiedzmy to sobie od razu, żeby nie było niedomówień i bolesnych rozczarowań: książka ta nie jest monografią dermatologicznych wykwitów, lecz zbiorem felietonów poświęconych pewnym zjawiskom językowym.

O istnieniu języka - tego anatomicznego, jak i tego służącego do komunikacji - przypominamy sobie dopiero wtedy, gdy wyczujemy na jego powierzchni jakiś pypeć, coś, co nas uwiera, boli, drażni, przeszkadza, albo po prostu śmieszy. Te uczucia, jak widać dość mieszane, mają wspólny mianownik: świadomość języka. Świadomość, że świat składa się nie tylko z rzeczy, ale i ze słów, które nie są owym rzeczom podporządkowane, jako ich znaki, ale są równouprawnionym materiałem budulcowym.

Dzięki tak rozumianej świadomości świat jest o wiele bogatszy, a przyglądanie się temu, co dzieje się między jego słownymi i niesłownymi elementami może dostarczyć nam wiele radości. Również radości poznawczej, bo głęboko wierzę, że ona istnieje.

„Pypcie na języku” to zbiór uroczych, napisanych z wielką kulturą, anegdot wziętych z życia autora, dla których punktem wyjścia (i dojścia) jest niefortunnie użyte słowo („Awaria toalety. Prosimy załatwiać się na własną rękę”) czy jakaś zagadka językowa („Zakaz dobijania dziobem”, „100 gramów drakuli”). Te opowieści, właściwie błahe, lecz nakreślone z prawdziwym mistrzostwem, są obrazkami naszej codzienności wplecionej w język i naszego języka wplecionego w codzienność – uzmysłowiają nam, że język jest czymś bardzo osobistym, a użyty w sposób nietypowy pozwala dostrzec zadziwiające wymiary rzeczywistości („Organizujemy sylwestry. Dowolne terminy”).



Ta książka to zbiór felietonów, chociaż długo żyłam w przekonaniu, że to książka dla dzieci, chyba ta rysunkowa okładka tak mi to zasugerowała. Długo miałam ją tak zaszufladkowałam, ale opinie na IG w końcu mnie przekonały, żeby dokładniej ją obejrzeć. Uznałam, że ponieważ lubię czytać o języku, to sprawdzę jak pisze o nim Michał Rusinek, nie czytałam Gazety Wyborczej w której to ukazywały się te felietony. To bardzo krótkie formy, odwołujące się niekiedy do wydarzeń bieżących, tak było chociażby przy okazji wyborów, gdy na tapet autor wziął język dwóch kandydatów, o dziwo, po kilku latach nie mogłam rozszyfrować kto jest kto. Jak to z felietonami, dużo jest zabawnych dykteryjek, przykładów z życia codziennego, zaczyna się od słowa, a autor snuje ciekawe dywagacje. Nie wszystkie mają urok nowości, anegdotę o Michale Rusinku mówiącym do telefonującej do niego kobiety, że się deklinuje, słyszałam już kilkukrotnie i chociaż sama dbam o dobrą wymowę nazwisk i ich prawidłową odmianę, ba nawet bardzo pilnuję by odpowiednio do stanu cywilnego zwracać się do panien per -ówna, a do mężatek -owa, nigdy nie odwrotnie! To naprawdę zauważyłam, że ludzie nie wściekają się tak za przekręcenie nazwiska, jak za odmienienie go. Nie zmienia to faktu, że była to lektura szybka, rozwijająca i ponieważ, podobno kolejna książka autora jest tak samo dobra, na bank po nią sięgnę.  

Reasumując ta książka jest doskonała, aby uświadomić sobie że język polski jest językiem żywym, zmienia się, ewoluuje, ulega wpływom, jeśli zasklepimy się w regułach wyniesionych ze szkoły, bezrefleksyjnie, będziemy mówić językiem nieprzystającym do współczesności. Wystarczy zachować spokój, pamiętać o pełnej deklinacji, unikać wplatania bezrefleksyjnego wyrazów obcych, a wtedy będziemy kontynuować naszą piękną językową tradycję. Wsłuchajmy się czasami w ten język, doceńmy go! 


2 komentarze:

  1. Czytałabym! Choćby po to, by sprawdzić swój własny język. Polski.

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie chętnie bym przeczytała:) ale znając siebie ta książka musiałaby sama do mnie przyjść i wejść mi w ręce bo inaczej wiem, że po nią nie sięgnę.[kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.