Mamy już luty, a jak nowy miesiąc to nowa książka na kolejne spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki. Po okresie czytania książek o dysfunkcyjnych rodzinach, przemocy i ogólnie trudnej sytuacji, przyszła pora na reportaż. Można byłoby zatem oczekiwać też jakiegoś poważnego społecznie tematu, a tu proszę: w środku śnieżnej zimy przyszło mi czytać o Juracie, kurorcie i wakacyjnym wypoczynku. Oczywiście, ja wiem, że nad morze może człowiek pojechać i w zimie, to jednak jestem człowiekiem, który jak słyszy morze, widzi słońce i rozpalony słońcem piasek. Plaża pokryta śniegiem jest dla mnie oksymoronem, jak pingwin na Sacharze.
Dziewięćdziesiąt lat temu zauroczeni swoim morzem Polacy zamarzyli o kurorcie z prawdziwego zdarzenia. Jurata natychmiast stała się ulubionym miejscem wakacyjnych pobytów ówczesnych elit. Można tu było spotkać Wojciecha Kossaka, zajeżdżającego przed swój dom lśniącym automobilem. Plażą przechadzał się prezydent Mościcki, a w luksusowych pensjonatach zatrzymywały największe gwiazdy z Bodo, Smosarską i Kiepurą na czele.Krótka przedwojenna historia zakończyła się we wrześniu 1939 roku. Letnicy wyjechali, a Niemcy skwapliwie korzystali z jurackiej infrastruktury. Odpoczywali tu lotnicy Luftwaffe i młodzież z Hitlerjugend.Po wojnie władza ludowa usiłowała zmienić elitarny charakter kurortu na egalitarny. W najbardziej atrakcyjnych miejscach wzniesiono ośrodki FWP, wyburzano przedwojenne wille i wycinano sosny. Ale nawet pod nowymi rządami Jurata zachowała swój swobodny styl przechowywany we wspomnieniach i anegdotach.W XXI wieku w miejscu dawnej Juraty wyrasta nowa, ze szkła, betonu i stali. Historia toczy się dalej.Anna Tomiak opowiada o nadmorskim kurorcie od jego początków w 1928 roku, przez zmianę w centrum wczasów pracowniczych, aż po powrót do elitarności w latach 90. i czasy współczesne.
Książka zaczyna się od początków Juraty, skończyła się
Wielka Wojna, a łebscy ludzie wpadają na pomysł by wykorzystać fakt, że Polska
ma wybrzeże i że ludzie lubią kurorty. Zawiązuje się spółka, wśród helskich
sosen powstaje miejscowość, która ma być tryumfem modernizmu. Klimatyczne
bungalowy wyrastają jak grzyby po deszczu, nie brakuje chętnych by inwestować w
zyskujące na popularności miejsce. Będzie tam bywać śmietanka, Mościcki(rzadko,
ale opromieni splendorem i ustanowi Juratę synonimem letniej rezydencji),
bywali Beckowie, bywali Kossakowie z wybitnymi dziećmi. Ta część książki jest
chyba najciekawsza, pełna smaczków i dynamiki lat międzywojennych. Później
bardzo mi się podobał maleńki rozdział o wojennym okresie i ten dotyczący tej
krótkiej powojennej rzeczywistości. Później autorka chyba straciła zapał, albo
nie wiedziała, czy chce iść w plotki ploteczki, czy w rejs po knajpach, czy w
przewodnik architektoniczny. Chociaż przewijają się naprawdę znane nazwiska, to
jednak nie ma aż takiego uroku jak te fragmenty przedwojenne.
Czytając takie książki, zwłaszcza ten fragment
przedwojenny czułam się trochę socjalistką. Jurata jest symbolem przedwojennej Polski,
czyli wszelkich przywilejów dla zamożnych. Wspomniałam moich krewnych z
głębokiej prowincji, którzy przed wojną nie mieliby(w większości) szans na
wyjazd nad morze, dla których dalsza podróż koleją była prawdziwą podróżą
dookoła świata i nie uważam oczywiście, że socjalizm był miodem i mlekiem
płynącym ustrojem, bo wiemy, że nowe elity pojawiły się bardzo prędko. Zresztą
o tych nowych elitach trochę przeczytamy też.
Na pewno ten reportaż jest napisany tak barwnie, że
przez pół weekendu guglowałam najlepsze połączenie kolejowe do Juraty(najmniej dwie
przesiadki) oraz ceny noclegu w Juracie(kilka dni od kilkuset złotych, do
grubych tysiaków). Książka szumi morzem, i zachwyca widokami. Na pewno zwraca
uwagę, że coś można zrobić dla pieniędzy dobrze, ale i źle i że przychodzą nowe
nurty, ale pewnych zmian nie można odwrócić. Finalnie mnie ta książka
zasmuciła, na wielu – niezależnych – poziomach. Po pierwsze, mam strasznie
daleko nad morze i nie mogę wsiąść do auta i za kilkadziesiąt minut być na
plaży(biorąc pod uwagę jak jeżdżę taka podróż zajęłaby kilka dni), po drugie,
zmieniają się ustroje, ale grupy uprzywilejowane zmieniają się nazwiska(najwyżej),
po trzecie to smutne, jak polityka raczej niszczy, dewastuje, niż buduje. Mam
wrażenie, że jestem już w takim wieku, że wszystko mnie smuci i martwi. Przez
kilka dni będę myśleć o tym, czy chcę pojechać na urlop do Juraty, bo ogólnie
to dawno nie byłam nad morzem, a warto znowu zobaczyć Półwysep Helski, zanim
ktoś uzna, że warto go zdewastować.
Czuję się mocno zachęcona do przeczytania tego reportażu.
OdpowiedzUsuń