Strony

środa, 17 października 2012

"Niedoskonałe zakończenie" - Zoe FitzGerald Carter

Pewnego dnia Zoe dowiaduje się, że jej piękna, inteligentna i niezależna matka, zmęczona chorobą Parkinsona, postanawia zakończyć życie. Chce, by jej trzy córki były wtedy przy niej. Przerażona perspektywą utraty matki i prawnymi konsekwencjami uczestnictwa w jej samobójstwie, Zoe robi wszystko, co w jej mocy, żeby odwieść matkę od tych planów. Ale Margaret nie rezygnuje. Pragnąc być „dobrą córką”, Zoe wchodzi w konflikt z siostrami. Trzy kobiety zastanawiają się, czy i w jaki sposób pomóc Margaret, i kto powinien zostać z nią do końca. Poznajemy historię rodziny zdominowanej przez elegancką matkę i niewiernego ojca. Dylematy pokolenia, które jednocześnie opiekuje się podupadającymi na zdrowiu rodzicami i małymi dziećmi, pozwalają spojrzeć z nowej perspektywy na debatę o pomocy w eutanazji.


„Niedoskonałe zakończenie” to odważny wybór na lekturę jesienną. Wszyscy skarżymy się na gorsze samopoczucie, ogólne przygnębienie. A ta książka  nie prezentuje się optymistycznie, od okładki, przez opis, na treści kończącą. Stoję jednak na stanowisku, że nie każda książka musi być pogodna.  Opis jest jednoznaczny, książka będzie opowiadał o eutanazji, czyli dobrej śmierci, o odejściu na własnych zasadach, gdy ma się już dosyć marnej wegetacji.

Matka Zoe jest już starszą panią, chorą na Parkinsona, ale nie tylko, długa lista chorób czyni jej życie pasmem cierpienia, upokorzenia, nie rokuje nadziei na przyszłość. Śmierć wydaje się jej jedynym rozwiązaniem. Ale ta śmierć nie chcę przyjść, dlatego matka Zoe postanawia wyjść jej na spotkanie i popełnić samobójstwo Zoe stanie przed ciężkim dylematem, sama pomoc w odejściu Matce jest trudna, a dodatkowo wiąże się z popełnieniem przestępstwa, w USA, tak jak w Polsce zarówno eutanazja, jak i pomocnictwo w tejże jest zagrożone karą. Ale przecież nie chodzi o groźbę ze strony Temidy, nie takie rzeczy robi się dla ukochanej osoby. Problemem jest to że Zoe nie rozumie decyzji matki, próbuje jej to wyperswadować, a jednak leci do Mamy na każdy jej telefon.


Powiem Wam, że przez długi okres Matka Zoe mnie irytowała, była tak egocentryczna, tak drażniąco się zachowuje, jak rozkapryszone dziecko. A później zaczęłam sobie uświadamiać dramat tej kobiety. Pięknej inteligentnej, która została złapana w pułapkę własnego ciała. Sama rozumiem postępowanie, myśli i motywy Margaret bo mnie samą taka degrengolada przeraża, to już nie jest życie to jest wegetacja upodlająca człowieka i odbierająca mu godność. Rodzi się jednak pytanie w którym miejscu zaczyna się ten stan, gdy człowiek ma prawo mieć dosyć. Bo przecież Margaret, obiektywnie ma się dobrze, wciąż sprawna intelektualnie, stać ją na opiekę, na mieszkanie w luksusowych warunkach. Ale Ona czuje, ze dłużej tak nie chce, myśli nad kilkoma scenariuszami.

Wszystko w porządku, jej życie, więc ma prawo je sobie odebrać, ale dlaczego zmusza córki by w tym uczestniczyły, by zgromadziły się przy  łożu jej śmierci i obserwowały jak kona? Córki nie czują się z tym najlepiej. I tak kolejny telefon z wezwaniem do domu na nowe układanie planu pożegnania się ze światem jest również pretekstem dla Zoe aby odbyć podróż śladem wspomnień. Kobieta wielokrotnie będzie wspominała swoje dzieciństwo, młodość, dom rodzinny chłodny i pełen dramatów. Na pewno nie stworzy nam obrazu, który pomoże zrozumieć Margaret i motywy jej postępowania, ale pokaże jaki wpływ może mieć dzieciństwo na nasze losy. Niby nic nowego, ale ciekawie napisane.

Książkę się wprost połyka. Mnie ona poruszyła ze względu na tematykę która jest mi bliska. Bez wątpienia książka jest poruszającym zapisem dramatu rodzinnego, być może można było tą historię uczynić bardziej przejmująca, wycisnąć czytelnikowi z oczu łzy(przyznaję – nie płakałam) i tutaj też zdania byłyby podzielone, zarzucano by na pewno zbędny i przesadny melodramatyzm, bo teraz zarzuca się zbyt powierzchowne potraktowanie tematu. Owszem pewien, drobny niedosyt jest, ale moim zdaniem nie jest on na tyle duży, aby książkę krytykować. Jako rzekłam książkę czyta się na jednym oddechu.

Dla mnie była to ważna lektura, na pewni nie tracąca mój czas, postawiła mi w głowę wiele pytań o znaczeniu fundamentalnym. O śmierci nie pisuje się trywialnie, ta książka nie przytłacza patosem, opowiada o umieraniu bliskiej osoby, bez wielkich słów.

12 komentarzy:

  1. Oj, czuję, że ta książka by mi się spodobała. Swego czasu zastanawiałam się, czy aby nie wziąć tej powieści do recenzji, ale wiadomo, wszystkiego od razu mieć nie można ;). Jeśli nadarzy się okazja, chętnie po nią sięgnę, ale też usilnie poszukiwać jej nie będę. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nie rozumiem zachowania głównej bohaterki, która chciała by dzieci były podczas jej śmierci. Dla mnie to nie do pomyślenia, przecież naraziła ich na dodatkowo większy ból, ale może jak przeczytam „Niedoskonałe zakończenie” bardziej zrozumiem ,,umysł'' umierającej kobiety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie zachowanie tej kobiety to była zagadka, rozumiem, że chciała skończyć z udręką, ale nie wiem dlaczego uparcie chciała wciągnąć w to swoje dzieci. Jakby potrzebowała widowni

      Usuń
  3. Czasem taka lektura - paradoksalnie - pobudza do działania/pozytywnego myślenia. Jeśli jest 'za słodko' to dopiero można doła załapać, bo przecież nie u każdego jest kolorowo.
    Kurcze, nie to, żebym się cieszyła, że innym jest gorzej; chodzi o zastanowienie się, o wydobycie głębszego sensu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój Tata zawsze mnie pociesza, że "inni mają gorzej" dla mnie to nie jest pocieszenie, ale faktycznie jak człowiek widzi cukierkową książkę to i w doła wpadnie, bo u niego beznadzieja

      Usuń
  4. Chyba jednak nie dla mnie. Poczytałam już nieco krytycznych recenzji na jej temat i nieszczególnie ciągnie mnie do lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też czytałam negatywne recenzje, dzieki temu nie nastawiłam się na siódmy cud świata, ale okazało się, że ja nie odbieram tej książki źle

      Usuń
  5. A ja nie mogę czytać ostatnio depresyjnych książek. Nie ta pora roku chyba. Zainteresowała mnie jakiś czas temu w zapowiedzach, ale chyba dam sobie spokój. Tylko czytadła mi ostatnio pasują tak naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś ostatnio czytam wszystko, tylko nie optymistyczne historyjki. Ale złapałam za "Irlandzki sweter" :P

      Usuń
  6. Zaciekawiła mnie ta książka, bo porusza ważny i aktualny temat, a na dodatek ją chwalisz. Myślę, że na pewno się za nią rozejrzę, ale może rzeczywiście odłożę to na mniej przygnębiający czas. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może faktycznie jesień to nie jest pora ba katowanie się książkami o przemijaniu, ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę zbliżające się Święto Zmarłych - ma to jakiś sens

      Usuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.