Strony

niedziela, 27 stycznia 2013

"Andaluzja, Ole!" - Victoria Twead

Nowa Książka autorki bestsellera U mnie zawsze świeci słońce. Para Anglików, Victoria i Joe, skończyła właśnie przebudowę swojego życiowego nabytku - przytulnego domu w spokojnym, andaluzyjskim miasteczku. Trudy budowy oraz przetrwanie pierwszej hiszpańskiej zimy w opustoszałym El Hoyo zbliżyły Vicky i Joe do lokalnej społeczności. Teraz nasi bohaterowie wiodą ustabilizowane, wypełnione słońcem i dobrą kuchnią życie. Kiedy wydaje się, że już nic nie może zakłócić tej idylli, pod sąsiedni dom zajeżdża z impetem furgonetka z napisem „Ufarte. Ryby”. Jednak zamiast kontenera świeżych ryb, z ciężarówki wyłania się typowo hiszpańska rodzina. Mama Ufarte, Tata Ufarte, Babcia Ufarte, piątka dzieci Ufarte, a szóste w drodze. W jednej chwili spokój miasteczka El Hoyo zostaje zagrożony… Pełen humoru i autoironii styl autorki sprawia, że Andaluzja, Ole! jest idealną lekturą na wakacje oraz antidotum na wszelkie smutki. Galeria rewelacyjnie nakreślonych postaci na czele z Rodziną Ufarte oraz Geronimo, lekko podstarzałym i wiecznie „na gazie” fanem Realu Madryt, jest gwarancją, nieustających salw śmiechu. A pełne słońca i południowych smaków przepisy przeniosą nas do kraju hucznej fiesty i prawdziwej, latynoskiej radości życia. Która mimo pozorów senności tkwi w każdym hiszpańskim miasteczku. Pełen humoru i autoironii styl autorki sprawia, że Andaluzja, Olé! jest idealną lekturą na wakacje oraz antidotum na wszelkie smutki. Galeria rewelacyjnie nakreślonych postaci na czele z Rodziną Ufarte oraz Geronimo, lekko podstarzałym i wiecznie „na gazie” fanem Realu Madryt, jest gwarancją, nieustających salw śmiechu. A pełne słońca i południowych smaków przepisy przeniosą nas do kraju hucznej fiesty i prawdziwej, latynoskiej radości życia. Która mimo pozorów senności tkwi w każdym hiszpańskim miasteczku.


Wydaje mi się, że jestem patriotką, nie wychowano mnie w kulcie zagranicy, w kulcie dolara, czy innej waluty. Nie wpojono mi przekonania, że „zagranicą” jest raj na ziemi. Niemniej jednak marzy mi się czasami wyjazd do Hiszpanii. Czasami myślę, że tam chciałabym zacząć zupełnie nowe życie. Toteż lubię czyta książki o ludziach którzy porzucili swoje dotychczasowe życie i przenieśli się na Półwysep Iberyjski. Miałam nosa, przed tegoroczną zimą(która jest mroźna) przyszykowałam sobie zapas takich książek. I gdy zima mi da się we znaki, biorę i czytam. „Andaluzja. Ole!” to druga część opowieści o dwójce ludzi w średnim wieku, którzy porzucają deszczową Anglię na rzecz słonecznej Hiszpanii.

Minęło kilka lat Viki i Joe zadomowili się już w El Hoyo, wciąż nazywani się Anglikami,  tu mała niekonsekwencja tłumacza(chociaż nie sprawdzałam, czy obie książki tłumaczyła ta sama osoba), w każdym razie w I tomie tłumacz nie przekłada hiszpańskiego Ingles, tymczasem tutaj w tomie drugim – mamy przełożone  na Anglicy! To nie razi, nie przeszkadza, to określenie nie pada też, znów jakąś zawrotną ilość razy. Da się znieść.
Ciężko znieść szaleńcze napady apetytu, gdy czyta się o iberyjskich przysmakach, gdy oczami przebiega się przepisy. Tylko wyjątkowo silna wola i późna pora powstrzymywały mnie przed udaniem się do kuchni i przygotowaniem sobie niektórych tapas, czy deserów. W tej części jest zdecydowanie więcej dań nie dla mnie, albowiem nie jadam mięsa, więc… niestety, ale jednak jest kilka przepisów dzięki którym będę mogła się wyżyć kulinarnie.

No, ale nie jest to książka z przepisami, li i jedynie, ani nawet, przede wszystkim. To zbiór zabawnych historyjek związanych z przeprowadzką do innego państwa i próbą zaaklimatyzowania się w nowej społeczności. Tak jak przypuszczałam, część druga jest mniej zabawna niż część pierwsza. Niestety. Nie oznacza to że nie będzie dobrej zabawy. Będzie, gwarantuję że się pośmiejecie, że lektura sprawi Wam frajdę. Ba! Nawet wzruszycie się do łez.
Moim zdaniem jest to książka słabsza od pierwszej części, jeśli się śmiałam, to nie były to już gwałtowne wybuchy radości, bliżej im było do rozbawienia. Owszem Geronimo – wciąż niezawodny, Paco z Rodziną, chociaż jest ich już  mniej, również dają radę. Miejsce Paco i jego rodziny zajęła bardzo wielodzietna familia, która mnie by dobiła, gdyby zamieszkali obok mnie. Ale ich wyskoki były źródłem rozrywki, zwłaszcza popisy i żądza zemsty osobnika  nazywanego Fifi!
Dzięki tej książce przeżyjemy Święta Bożego Narodzenia po hiszpańsku, poznamy nowe zwyczaje, nowe tradycje. To była naprawdę ciekawa i miła lektura, ale jednak odrobinę słabsza od pierwszego tomu. Tak ja to odbieram. Chociaż w tej części przeżywać będziemy Mudnial i chociaż ja go tak dobrze pamiętam, nie znalazłam w tej książce emocji towarzyszącej meczom, przeżywaniu, oczekiwaniu. Nic!
No trudno.
Nie żałuję jednak lektury ani trochę. Wciąż chcę uciec do Hiszpanii!

7 komentarzy:

  1. Lubię zabawne książki, dlatego gdy nadarzy się ku temu okazja to sięgnę po tę pozycję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Marzysz o ucieczce do Hiszpanii? Mam podobnie, ale z włoską Toskanią, którą jestem oczarowana. I tak samo jak Ty mam ochotę rzucić wszystko, i pędzić niezwłocznie do kuchni za każdym razem, gdy czytam o jakichś smakowitościach :) Pozdrawiam!

    P.S. Twoja książka wpasowuje się idealnie w organizowane przeze mnie wyzwanie, więc może miałabyś ochotę się do niego przyłączyć? ;)

    http://kronikachomika.blogspot.com/p/wyzwanie-od-do-z.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie Włochy nie kręcą, ale Hiszpania.... oj za bardzo

      Usuń
  3. Też chcę do Hiszpanii! Najlepiej już, teraz!

    We wrześniu odwiedziłam bardziej egzotyczny kawałek Hiszpanii, czyli Teneryfę, ale do dziś żyję tamtym klimatem, powietrzem, pięknem tamtejszych miasteczek i tą niesamowitą przyrodą..

    Chciałabym wrócić. Najchętniej jednak wybrałabym się właśnie do Andaluzji.

    OdpowiedzUsuń
  4. No widzisz, ja zaczęłam od tej części i byłam oczarowana - możliwe, że gdybym czytała według właściwej kolejności, też byłabym wobec niej ciut sceptyczna.

    Popieram Twoje pragnienie wybycia do cieplutkiej Hiszpanii! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sądziłam, że nasza rozbieżność w tym wypadku, wynika z tego iż nie czytałaś pierwszego tomu, mnie pierwszy, zauroczył tak jak Ciebie drugi. Równowaga jest

      Usuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.