Strony

sobota, 11 stycznia 2014

"Kamerdyner" - The Butler 2013

W 1926 roku młody Cecil opuszcza skonfliktowane na tle rasowym południe USA, szukając szansy na lepsze życie. Wkrótce otrzyma niezwykły dar od losu. Zostanie kamerdynerem w Białym Domu, stając się naocznym świadkiem wydarzeń, które na zawsze zmienią oblicze współczesnego świata. Gdy kolejni prezydenci USA zmagają się ze skutkami zabójstwa Johna F. Kennedy'ego, Martina Luthera Kinga i kontrowersjami narosłymi wokół wojny w Wietnamie i afery Watergate, Cecil – wpierany przez kochającą żonę Glorię (Oprah Winfrey) – musi podjąć trudną walkę o dobro i szczęście rodziny, któremu na drodze stanie jego własne, bezgraniczne oddanie pracy


 Miałam się przygotowywać do jutrzejszych zajęć, ale zarwę noc i przeżyję. Mama wspomniała, że dobre recenzje zbiera książka „Kamerdyner”. Chociaż podobno film słaby. A że staram się oglądać więcej filmów, to przy pierwszej okazji włączyłam film. Świat nie zawaliłby się, gdybym oglądnęła jutro po pracy, ale mój charakter podły wziął górę.

Film opowiada historię czarnoskórego chłopca, który dorasta na farmie bawełny, jego matka jest wykorzystywana seksualnie przez właściciela posiadłości. Ojciec, gdy ośmiela się sprzeciwić właścicielowi dostaje kulkę, prawie w sam środek czoła. Biała kobieta – domyślam się, że matka właściciela – bierze chłopca na służbę do domu i uczy go jak być idealnym służącym. Pomaga mu również odejść z domu, aby znaleźć swoje miejsce. Czasy są ciężkie, Murzyn może zostać zabity i jest jakby wyjęty spod prawa. Cecilowi udaje się jednak znaleźć dobrą pracę w hotelu w D.C tam zostaje zauważony i trafia do Białego Domu, gdzie będzie usługiwał prezydentom. Równolegle z jego życiem, toczy się wielka historia USA, a zwłaszcza walka o zniesienie segregacji rasowej, w którą żywo angażuje się pierworodny syn Cecila.


Zieeeewam. Film okazał się tak amerykański i przewidywalny, że nie wiem dlaczego w połowie go nie wyłączyłam. Ach tak, Alan Rickman pojawia się dopiero na końcu(gra prezydenta Regana). Ten film może zrobić widzom wodę z mózgu. Ci którym Ameryka jawi się jako ziemia obiecana, kraj wolności, który przecież w XIX wieku zniósł niewolnictwo i propagował równość i wszelkie wolności jest pokazany, jak hmmmm zacofana miedzywojenna Polska, gdzie prześladuje się tych innych. A nie chcę umniejszać antysemityzmu czy tragedii holocaustu, sceny z „Kamerdynera” momentami paraliżują. Połowa XX wieku a zachowanie białych, prawych Amerykanów, mrozi krew w żyłach. Poddaje w wątpliwość człowieczeństwo niektórych.

Nancy i Ronald Regan
Najlepsza, prezydencka kreacja
Martin Luther King jest postacią ważną dla, mniej więcej, środka filmu bowiem syn naszego kamerdynera, angażuje się w walkę o równość. Ląduje w więzieniu jakieś 16 razy w ciągu dwóch lat, wpędzając matkę w alkoholizm, a ojca przyprawiając o stres i wstyd. Bo prezydenci wiedzą o tym, że Cecil ma syna, wiedzą co syn porabia. Cecil jest wierny swej służbie. Oddaje całego siebie, swojej pracy, tak że brakuje mu energii na dom. Co jest kolejnym klasycznym zagraniem. Zapracowany mąż, widzący sens tylko w pracy. Gloryfikujący zajęcia, za marne grosze, a zaniedbujący dom. W domu zaś dzieci się buntują, żona ma pretensje. Zwykle pojawia się nałóg, zdrady.  Wątek prywatnego życia Kamerdynera jest schematyczny, przewidywalny. Takie jest moje zdanie.

CO z prezydentami? Mamy maraton. Amerykanie, najwyraźniej żyją w przekonaniu że znamy biografie każdego z ich prezydentów. I tak ukłon w stronę widza mniej „wykształconego” to podpisy, za czasów którego prezydenta rozgrywa się akurat akcja. Nie tylko dlatego, że kocham Rickmana, najlepiej go zapamiętałąm. Przypomina Regana, a więc jako jedyny z prezydentów przemykających po ekranie przypomniał mi pierwowzór(np. JFK to jakiś żart, tak jak i jego żona), jego żonę gra J. Fonda, świetna i również podobna. On zapadł mi w pamięć, chociaż najwięcej scen nie miał. Pierwszego prezydenta grał Williams, jeszcze jego zapamiętałam. Reszta… niewyraźna, miałka, jak film.
Twórcy próbowali zmieścić dużo treści w krótkim czasie, w efekcie przekaz jest zubożony, a widz ma wrażenie, że jest przegoniony  po salach muzeum i może tylko omieść wzrokiem wnętrza.
Dodatkowo poprawność polityczna i dbanie o bezpieczeństwo(byle nie dotknąć drażliwego tematu) wali po oczach więc film jest po prostu bez wyrazu.

Bronią go aktorzy, Cecil, jego żona Gabriele, grają świetnie, zachowują swoje człowieczeństwo, do końca mają ludzkie rysy. Ich losy są w stanie wzruszyć. Dla nich i dla wszystkich czarnoskórych odtwórców warto zobaczyć ten film. Można też wzruszyć się(lekko) i porozmyślać o kolejach jakimi błądzą prawa człowieka.

Film naprawdę bardzo zwyczajny


6/52


źródło okładki i plakatu - filmweb

2 komentarze:

  1. A nie słyszałam o tym filmie, ale z chęcią obejrzę : )
    Zobaczę czy mi się spodoba : D
    Pozdrawiam : >

    OdpowiedzUsuń
  2. Film oceniłam na 7/10, czyli dobry, ale... Wszystko dzieje się zbyt szybko, prezydenci przemykają po ekranie z prędkością światła. No i jeszcze ta propagandowa końcówka.

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.