Strony

środa, 24 lipca 2019

"Czarnobyl. Spowiedź reportera" - Igor Kostin [ jak to wyglądało w Czarnobylu]

Gdy przeglądałam allegro szukając książek o Czarnobylu w oczy wpadła mi książka o okładce, która przykuwa uwagę. Jeszcze bardziej przykuła moją uwagę cena. Serio? Czarnobyl jest na fali, po serialu książki rozchodzą się jak świeże bułeczki, ale o czym jest książka, która kosztują taki ogrom pieniędzy. Wstrzymałam wodzę, uznałam, że dorabianie tylko na książkę to nie jest moje marzenie. Warto było poczekać bo wydawnictwo wznowiło książkę i jest do dostania za ponad dziesięć razy mniej. Cierpliwość popłaca, ale czasami tak ciężko powściągnąć chęć posiadania. Wiem, że nie ma wielu tekstów o tej książce, więc ja też nie grzebałam po necie, zaczęłam czytać. W poniedziałek wieczorem, niestety w poczekalni u lekarza, już mi lektury brakło. To nie jest reportaż, do jakiego przywykliście, jeśli już czytaliście coś o Czarnobylu.  






Trzydzieści lat po wybuchu reaktora w Czarnobylu, skutki tej tragedii są wciąż odczuwalne. Nazwany przez Washington Post „człowiekiem-legendą”, Igor Kostin 26 kwietnia 1986 roku przeleciał nad elektrownią zaledwie kilka godzin po tym, jak rozpętało się tam piekło. Jedyne zdjęcie, jakie udało mu się wtedy zrobić, obiegło cały świat. Los Kostina nierozerwalnie połączył się z losem Czarnobyla. Wstrząśnięty rozmiarami zdarzenia, reporter pozostał na miejscu, by obserwować ewakuację, rozmawiać z ludźmi, którzy mieli kontakt z radioaktywnymi odpadami (większość z nich potem zmarła). Jego książka to niezwykłe świadectwo katastrofy, spisane i sfotografowane przez jej świadka i uczestnika.
Zawiera wiele unikatowych zdjęć.


Noc wybuchu w elektrowni, Igora  Kostina budzi telefon, szybkie sprawozdanie co się dzieje, i szybka decyzja, reporter pakuje sprzęt i rusza do miejsca, które obrośnie legendą. To Igor Kostin zrobi najsłynniejsze zdjęcie zniszczonego reaktora, pierwszego dnia. Jedno zdjęcie, reszta klisz była prześwietlona, oto działanie promieni. Ta książka to zapis misji w miejscu, które mierzyło się z niewyobrażalną katastrofą. Wysiedlenie, zabezpieczenie reaktora, później pokazowy proces. Obiektów do fotografowania było wiele. Zdjęcia mają moc. Zestawienie miasta, który to pejzaż znamy z naszego socrealu, tutaj opisane  przez pryzmat atomowej śmierci. Przy czym szykujcie się na zdecydowaną przewagę zdjęć. Tych, którzy wolą poczytać, zapraszamy gdzie indziej. 

To nie jest tak, że są same fotki, ale to głownie album, co przejawia się tym, że tekst to białe literki na czarnym tle. Ma mówić obraz. Z tego powodu nie dowiemy się, ani o przyczynach tragedii, ani o procesie. To album o dniach bezpośrednio po katastrofie. Właśnie te zdjęcia są świetnym uzupełnieniem do wcześniejszych tekstów, które czytałam, a które obrazu skąpiły. Tutaj widzę - opuszczone domy, porzucone lalki, na szczęście nie widziałam zabitych zwierząt. Fotografie opatrzono komentarzem, więc jest to wszystko bardzo spójne. Co nie zmienia faktu, że chciałam więcej poczytać. Książka w myśl tytułu ma być spowiedzią, i jest opowieścią o przebywaniu pośród likwidatorów, patrzeniu na ich poświęcenie. O ile o elektrowniach jądrowych nie dowiemy się nic, ale zobaczymy jak funkcjonował homo sovieticus, jak Państwo nie liczyło się z ludźmi. Coś przerażającego. 
Hm... coś jeszcze o Czarnobylu mam, ale chyba trochę zmienić tematykę, na lżejszą. 

1 komentarz:

  1. Dobrze, że wznowili ten fotoreportaż, ale mogliby uściślić pewne merytoryczne niedociągnięcia
    - np. przetopienie się płonącego reaktora przez fundamenty i kontakt z wodami gruntowymi nie może spowodować eksplozji termojądrowej, a jedynie wybuch pary i wodoru z rozkładu wody.
    Zabrakło noty edytorskiej, wskazującej, że jest to drugie wydanie, informującej, że nie poprawiono błędów Autora, a przede wszystkim - że Autor nie żyje od 3 lat! Książka się kończy zdjęciem Autora z córeczką, co sprawia fałszywe wrażenie, jakby Kostin nadal żył, podczas gdy zginął w wypadku samochodowym. Swoją drogą świetna okazja do refleksji nad złośliwością losu - nie zabiło go promieniowanie w tak niebezpiecznym miejscu, tylko... samochód, 30 lat później. Szkoda, że wydawnictwo nie dołożyło starań, oczywiście napisałem do nich stosownego maila :)

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.