Strony

poniedziałek, 19 kwietnia 2021

"Tragedia na przełęczy Diatłowa. Historia bez końca" - Alice Lugen [Yeti, wilki, tubylcy, czy może kometa?]

 


Nazwisko Diatłow, długo kojarzyło mi się wyłącznie z katastrofą w Czarnobylu, ale niedawno blogosfera zaroiła się okładkami książki z tym nazwiskiem, o wydarzeniach rozgrywających się wiele kilometrów od Czarnobyla i trzy dekady wcześniej. W domu mi wyjaśnili, że był kiedyś wypadek, na Uralu, zginęli ludzie, nie wiadomo co się stało. Recenzje tego reportażu były różne, w moją pamięć zapadły te sceptyczne, ale jako że o tej sprawie nie wiedziałam zupełnie nic uznałam, że od czegoś trzeba zacząć i na wakacjach 2020 skusiłam się na zakup. Od tamtego czasu książka leżała na hałdzie wstydu aż uznałam, że przyszła jej pora.



Pod koniec stycznia 1959 roku grupa turystów, głównie studentów i absolwentów Politechniki Uralskiej, postanowiła uczcić kolejny zjazd KPZR zdobyciem góry Otorten w Uralu Północnym. Wyprawa zakończyła się tragicznie i w wyjątkowo zdumiewających okolicznościach. Obozujący na zboczu turyści rozcięli swój namiot, wybiegli w uralską noc, rozpalili ognisko. Nikt nie przeżył nocy – niektórzy zmarli z powodu hipotermii, u innych znaleziono liczne urazy, ślady krwotoku z nosa, sporych rozmiarów sińce na twarzy, złamania. Do dziś nikt nie wyjaśnił tej sprawy, a samo śledztwo z 1959 roku było równie zagadkowe, jak tragedia. Prokurator zamknął je nagle, a w sprawozdaniu napisał, że przyczyną śmierci turystów była „potężna siła”.
Dziś w Rosji badaniem tej sprawy zajmuje się kilkanaście tysięcy osób, w tym Fundacja Pamięci Grupy Diatłowa. Napisano na ten temat kilkanaście książek, nakręcono filmy dokumentalne, opublikowano tysiące artykułów. Co roku w rocznicę wydarzenia na Uniwersytecie Uralskim odbywa się konferencja poświęcona pamięci ofiar.

Tajemnicza śmierć dziewięciorga turystów i niespodziewanie zakończone dochodzenie to idealny punkt wyjścia do snucia teorii spiskowych. Ale Alice Lugen poszła w zupełnie inną stronę. Historia wyprawy służy jej do opowiedzenia o biurokratycznym chaosie, zimnowojennej histerii i zakulisowych politycznych rozgrywkach. Zamiast horroru z paranormalnym tłem dostajemy biurokratyczny thriller, który nie przypadkiem przywołuje na myśl głośny serial o tragedii w Czarnobylu.

Koniec lat pięćdziesiątych XX wieku, od sześciu lat nie żyje Stalin, jesteśmy już po referacie Chruszczowa w sprawie kultu jednostki. Związek Radziecki jest zamkniętą twierdzą w której trwa wyścig zbrojeń by zimną wojnę wygrać z imperializmem. Istnieje niewiele rozrywek, bo Partia uważa, że młodzież mająca zbyt wiele wolnych chwil, ulegnie zgniliźnie, która idzie z Zachodu. Dlatego rozkwita turystyka, młodzież może się doskonalić fizycznie, jest zmęczona po takiej wędrówce, a jeszcze może podziwiać bezgraniczny dobrobyt Kraju Rad. W ramach takiego klubu turystycznego dziesiątka ludzi planuje zimową wyprawę na Otorten, szczyt na Uralu, ma być to pierwsze zimowe wejście. Wyprawa organizowana jest przez Igora Diatłowa, doświadczonego podróżnika, w skład ekipy wchodzą wyłącznie doświadczeni podróżnicy, wszyscy są młodzi, związani z Politechniką Uralską, prócz jednego, wyraźnie starszego uczestnika, który dołączył nagle i nie wiadomo skąd. Wyprawa wyrusza, nie wszystko idzie idealnie, później będzie już tylko gorzej, aż w końcu zostanie tylko szukanie zwłok i pytania na które odpowiedzi nie przyniesie nawet upadek Związku Radzieckiego. 


Początek tej książki bardzo mi się spodobał, jest bardzo metodyczny, mamy genezę mody na turystykę w ZSRR, przedstawienie uczestników wyprawy, przygotowania do wyjazdu, aż w końcu początek wyprawy, do czasu gdy te relacje się urywają i nie możemy zrekonstruować dalszych momentów. Później poczytamy o tym jak powoli wychodziło na jaw, że ekspedycja nie poszła tak jak należy, jak organizowano poszukiwania, stawiano hipotezy, odnajdywano zwłoki i szukano odpowiedzi. Wątek niepewności i poszukiwania prawdy trwa tak naprawdę do dziś, bo ta książka nie daje nam odpowiedzi, przedstawia możliwe scenariusze, od morderstwa dokonanego przez autochtonów, przez atak dzikich zwierząt, huragan, po awarię podczas testów rakietowych. Hipotez jest wiele, ale żadnej nie da się udowodnić, chociaż część da się wykluczyć, jednak realia Związku Radzieckiego, a także Federacji Rosyjskiej sprawiają, że ciężko oczekiwać wyjaśnienia. Dlatego taki otwarty koniec, brak definitywnego rozwiązania pozostawia niedosyt, ale jednak była to dla mnie lektura dzięki której dowiedziałam się o wypadku, o którym mało słyszałam. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.