Strony

niedziela, 7 maja 2023

"Wedlowie. Czekoladowe imperium" - Łukasz Garbal [ skąd się wzięli czekoladowi magnaci?]


 Początek miesiąca to czas na losowanie nowego trupa z półki. Padło tym razem na biografię Wedlów. Wedel to synonim czegoś dobrego. Ptasie mleczko, czekolada i bombonierki o i torciki wedlowskie. Nawet jeżeli nie jest się wielkim fanem czekolady to i tak inwestuje się w ich produkty.  Skąd się wzięli, jakim cudem produkty pod marką prywatnego przedsiębiorcy były popularne w czasach PRLu, gdy jednak zwalczano prywatną własność? Co dała w prezencie Stalinowi fabryla Wedla i czy prawdą jest to, co twierdzą zwolennicy edukacji domowej, że żłobki powstały by eksploatować matki? Tym razem Wydawnictwo Czarne, zamiast reportażu daje nam, no właśnie? Biografię?

 






Carl Wedel przyjechał do Warszawy z Berlina i w 1851 roku otworzył przy ulicy Miodowej swoją pierwszą cukiernię. Emil, a później Jan Wedlowie, przedstawiciele kolejnych pokoleń tej dynastii, zmienili niedużą cukiernię w potężną fabrykę i osiągnęli sukces na niebywałą skalę, przekraczający wymiar finansowy – ich produkty stały się dla Polaków trwałym symbolem wybornego smaku. Oni sami natomiast coraz głębiej wrastali w warszawski krajobraz, angażując się całym sercem (a nieraz i portfelem) w polskie sprawy. Byli Polakami z wyboru.

Wedlowie nie bali się nowych technologii i innowacyjnych jak na tamte czasy form promocji. Ale musieli odnaleźć się także w nowej rzeczywistości społecznej – coraz więcej kobiet walczyło o swoje miejsce na rynku pracy, coraz częstsze były strajki robotników, domagających się poprawy sytuacji bytowej. A potem nadeszła wojna, która zmieniła wszystko.

Łukasz Garbal przenosi nas do pracowni dziewiętnastowiecznych mistrzów cukiernictwa, dawnych manufaktur czekolady, do gabinetów warszawskich fabrykantów i hal fabrycznych, a przy okazji opowiada słodko-gorzki kawałek naszej historii.


Nie ma w Polsce wiele zakładów, które miałyby ogromną tradycję. Na Zachodzie wiele jest firm, które chwalą się dekadami, albo wiekami doświadczenia, tymczasem do Warszawy z Niemiec przybył Karol Wedel, najpierw zaczął terminować o innego cukiernika, ale w 1851 otworzył własny interes. Czy od początku celował w czekoladę? A skadże! Wystartował z karmelkami, reklamował je jako posiadające zdrowotne właściwości. Ale czekolada, która przyjechała do nas z Nowego Świata, była popularna od dawna, nawet Sobieski ją chwalił, ale Wedel i czekolada miały stać się – niemalże- synonimami dopiero za jakiś czas. Poznajemy kulisy zakładu Karola a później jego syna Emila(to właśnie E. Wedel), który od ojca zakład dostał w prezencie ślubnym. Karol zajął się hodowlą bratków i cieszył się w tym środowisku renomą. Emil dał się poznać jako typowy protestant, bardzo skrupulatny, poważnie podchodzący do obowiązków charytatywnych. Dawał z siebie dużo, mało tego rozwijał interes i miał dobry widok na przyszłość, bo jego syn – Jan, studiował chemię i wprawiał się, by prócz rodzinnego doświadczenia mieć też naukowe podwaliny. Chociaż przed Janem stała otworem kariera naukowa, to jednak ten wrócił do Warszawy, by pracować z ojcem. I jak to u Wedlów, nie szedł na łatwiznę. To o epoce Jana, traktuje lwia część książki, bo i za czasów Jana rozwój, był absolutnie wszechstronny. Opowieść o naprawdę idealnym biznesie, zrównoważonym rozwoju, o patriotyzmie, systemie socjalnym. Bardzo dająca do myślenia.

 

Ta książka ma piękną okładkę : )





Autor nie ma najlżejszego stylu. Ba, nie skupia się też na rodzinie Wedlów – nie dowiemy się o ich życiu za wiele, ale dowiemy się jak funkcjonowała fabryka, jak rozwijały się sklepy. Czyta się to bardzo ciekawie, chociaż jak wspomniałam – autor nie ma lekkiego stylu. Czytałam książkę dłużej niż myślałam. Jest świetnym świadectwem przemysłu i życia społecznego przed II wojną. Cieszę się, że autor polemizuje, z tak szkodliwym mitem – paradoksalnie utrwalonym przez PRL, że przed wojną to było cudownie. PRL tak bardzo walczył, z II RP, że w odwecie, każdy z automatu wzdychał z nostalgią. Autor pokazuje społeczną nierówność, pokazuje biedę, złe warunki, a mówimy głównie o Warszawie, co tam się działo na Polesiu – strach myśleć.

 

Dowiedziałam się sporo z tej książki(ot chociażby, że wbrew jeremiadom, ta komercjalizacja świąt to nie wymysł naszych czasów), rozrzewniłam się trochę, że historia tak nas potraktowała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.