Słynna farsa II wojny światowej. Rene, właściciel kawiarni w małym francuskim miasteczku, żyje dobrze z miejscowym niemieckim komendantem Kurtem von Stromem. Jego życie zostaje wywrócone do góry nogami, gdy francuski ruch oporu w osobie Michelle zamierza u niego ukryć dwóch angielskich lotników. Tymczasem von Strom i kapitan Hans zlecają właścicielowi kawiarni przechowanie cennego obrazu van Clompa, który zamierzają sprzedać po wojnie. W wyniku splotu wydarzeń Niemcy fingują rozstrzelanie Rene, a ten musi udawać swojego brata bliźniaka. Galerię postaci uzupełniają żona Edith, zakochane w swoim szefie kelnerki Yvette i Maria (w późniejszych odcinkach Marię zastąpi Mimi), przebrany za francuskiego żandarma Anglik Crapty, starający się o rękę Edith przedsiębiorca pogrzebowy pan Alfonse, kulejący gestapowiec Herr Otto Flick, jego równie kulejący pomocnik von Smallhausen, sekretarka komendanta miasta Helga, porucznik Gruber o skłonnościach homoseksualnych (i zainteresowany Rene), włoski oficer Bartorelli, fałszerz LeClerc, teścowa Renego - Fanny, pod której łóżkiem jest przechowywana tajna radiostacja, oraz bojowniczki komunistycznego ruchu oporu... Świetna komedia, której zagmatwanej akcji nie sposób opisać. Nie tylko dla miłośników angielskiego humoru.
Ostatnio sporadycznie powtarzam sobie ten serial, wielbiąc go miłością nieskończoną i bawiąc się nieraz do łez.
Trudno dziś uwierzyć, że jako dziecko go nienawidziłam i byłam zła gdy rodzice przęłączali akurat na ten kanał. Nie rozumiałam co w nim może bawić. Moją koleżankę bawiła wiecznie wydzierająca się babka. Mnie nie ruszało nic. Aż w czasie wakacji przypadkowo oglądnęłam jeden odcinek i wsiąknęłam, następnie zawsze wracałam na godzinę rozpoczęcia emisji. I tak było przez cały rok akademicki. A nawet pamiętam, ze w dzień ogłoszenia wyników z filozofii kolega był zadziwiony, ze nie obchodzi mnie co dostałam, a jęczę, że nie oglądnę odcinka ostatniego Allo Allo.
A ja po prostu nie mogę się oprzeć monologom Rene, który ma okropnie zagmatwane życie(i wiele kochanek) ale moim faworytem był policjant „który mówił biegle po angielsku”. Później do panteonu moich bohaterów dołączył Włoch ze swoim twardy „Heil Mussolini”.
Polacy starali się stworzyć sama nie wiem, czy parodię bo raczej nie naśladowcę Allo Allo, „Halo Hans” które to oglądaliśmy w sobotnie wieczory, ale nie miało to niestety nawet śladu polotu Allo Allo, szkoda, że jednak Polak nie potrafi.
A Allo Allo pokochałam drugą miłością i lubię poprawiać sobie w ten sposób humor :D
NIgdy o nim nie słyszałam:)
OdpowiedzUsuń