Strony
▼
wtorek, 31 sierpnia 2010
"Filary ziemi" - The Pillars of the Earth 2009
Ot i skończyłam oglądać serial.
Na jego temat dużo można by pisać, najlepiej oglądnąć, sceptycznie odnoszę się do ekranizacji, zwłaszcza takich, które w założeniu mają wyciągnąć pieniądze z popularności książki. Ten serial mnie jednak nie zawiódł, był bardzo ładny wizualnie a jednocześnie mimo rozbieżności z książkowym oryginałem ogląda się go dobrze i jakoś nie pali w oczy to rozmijanie się z książką.
Dobrze dobrali aktorów odtwarzających główne role, świetny jest Filip Tom zwala z nóg a Jack…. Nie da się w nim nie zakochać po prostu.
Mogłabym gadać, gadać, bo Jack, Filip i Tom zawładnęli moim sercem, ale napiszę krótko najlepiej wziąć i oglądnąć, nawet jeśli ksiązka nie przypadła do gustu to film, oczaruje :D
Najpierw rządził Tom/Rufus, ale później.... oj później to tylko Jack....
czwartek, 26 sierpnia 2010
"Filary ziemi" - Ken Follett
Monumentalna saga historyczna. Jej akcja rozpoczyna się na początku XII wieku w Anglii nękanej wojnami domowymi, konfliktami na tle religijnym, głodem, walkami o sukcesję na angielskim tronie. Fabuła książki, będącej także opowieścią o niezwykłej miłości, rozgrywa się wokół trwającej blisko czterdzieści lat budowy wielkiej katedry Kingsbridge. Walka o władzę, intrygi, seks, mroczne tajemnice, w połączeniu z błyskotliwą mieszanką ludzkich emocji - miłości i nienawiści, lojalności i zdrady, nadziei i desperacji - oraz galerią niezapomnianych postaci, takich jak Aliena, piękna, odważna córka hrabiego Bartholomew, Jack Cherbourg, budowniczy katedry, i ich zaprzysięgły wróg, znienawidzony, podstępny lord William Hamleigh, tworzą porywającą opowieść, która wciągnie każdego czytelnika.
[PRIMA Agencja, 2000]
Kupując swego czasu „Katedrę w Barcelonie” przeczytałam, że ma klimat „Filarów ziemi” nic mi to totalnie nie mówiło. Przeczytałam katedrę, zachwyciłam się i czytałam dalej, co w ręce wpadło. Pewnego deszczowego dnia wchodząc do księgarni na drodze powrotnej stancja-dom wypatrzyłam na półce przypadkiem grube, opasłe tomisko. Wzięłam zdjęłam i kupiłam. Po powrocie do domu powędrowało na półce, aby oczekiwać lepszych czasów. Czekałaby ta książka zapewne długą jeszcze chwilę gdyby nie kumulatywny zbieg dwóch okoliczności. Primo gorące postanowienie nie kupuję nic nowego dopóki nie wyczytam zapasów przynajmniej w jakiejś części, oraz fakt, że na forum zaroiło się od avków z serialu-ekranizacji „Filarów ziemi”, wyznaję zasadę, że jeśli mam taką możliwość najpierw czytam później oglądam, bo nawet czytając książkę mogą nas zaskoczyć twórcy filmu, a odwrotnie to już raczej trudno.
Czyż ja wiedziałam jaki bicz sobie kręcę? Zdecydowanie nie! A trzeba mieć świadomość, że otwarcie książki, to jak otwarcie drzwi, zostaje się zalanym średniowieczem, wchodzisz do świata, nie tylko obserwujesz, po prostu toniesz w odmętach średniowiecza.
Książka zdecydowanie lepsza od przywoływanej „Katedry w Barcelonie” wielowątkowa, przejmująca inna też, owszem są podobieństwa, ale „Filary ziemi” mają w sobie wielowątkowość, prawdziwe dramaty opisywane drobiazgowo i może dlatego wstrząsają bardziej, to szczęście na wyciągnięcie ręki gasnące jak świeca zdmuchnięta lodowatym wiatrem. Miłość i wojna, miłość i zemsta. Dobro i okrucieństwo.
Nie bez znaczenia są postacie, stworzone w fenomenalny wprost sposób.
Tom Budowniczy, złote serce, jednak nawet on nie jest ideałem. W powieści jak w życiu nie ma ideałów. Jest prostoduszny i genialny wspaniała postać, kochający mąż, ojciec, oddany swojej pracy która jest kolejną miłością jego życia, pracując przy katedrze nie tylko spełnia swoje życiowe marzenie, ale także idzie za głosem serca ojca….
Zachwyty nie milkną pod adresem Jacka, który owszem(z tego co widziałam) ma zaczątki na lodołamacza, zaś w książce jest również wspaniałą postacią, mężczyzną wyśnionym, prosty i wielkiego serca, jak przybrany ojciec w którego ślady idzie, można powiedzieć, ze powtarza los swojego ojczyma, przeciwwaga dla wrednego Alberta którego od samego początku miałam ochotę wziąć i dotelepać. Oraz Okrutnego Wiliama, którego aż mi się chciało skrócić o głowe…. Bardzo lubiłam fragmenty z Ojcem Filipem oraz Ellen, godna podziwu jest Aliena a żal mi było Marthy….
Naprawdę gorąco zachęcam do przeczytania….
sobota, 21 sierpnia 2010
"Ręka Fatimy" -Ildefonso Falcones
Znakomita powieść historyczna autora bestsellerowej "Katedry w Barcelonie", napisana z epickim rozmachem i dbałością o prawdę historyczną opowieść o miłości i nienawiści, utraconych złudzeniach, religijnej nietolerancji oraz nadziei, która nadaje życiu sens.
Hiszpania, druga połowa XVI wieku. Obecni na terenie Półwyspu Iberyjskiego od ponad ośmiu stuleci muzułmanie stali się mniejszością. Katolicka Hiszpania nie zna dla nich miłosierdzia - ograniczani pod względem ekonomicznym, poniżani ze względów religijnych, wyznawcy islamu są zmuszani do wyrzeczenia się swojej wiary i obrzędów… Coraz mniej liczni Maurowie dość mają niesprawiedliwości i prześladowań. Raz jeszcze wypowiadają wojnę chrześcijanom i powstają przeciwko Kastylijczykom na wzgórzach Grenady. Wśród walczących jest również Hernando, syn zgwałconej przez duchownego muzułmanki, człowiek, który, choć próbuje żyć w obydwu światach, nie przynależy do żadnego. Odrzucany przez chrześcijan, Hernando pragnie wolności i szacunku, jednak spotyka się tylko z agresją i brakiem zrozumienia. Po klęsce powstania zostaje deportowany do Kordoby. To właśnie tam, w pięknym, majestatycznym mieście, które wciąż zachowało arabskie wpływy, zakochany w czarnookiej Fatimie mężczyzna usiłuje rozpocząć nowe życie. Mimo brutalnej rzeczywistości, Hernando nie przestaje wierzyć w to, że dwoje ludzi należących do dwóch zupełnie odmiennych kultur może żyć ze sobą w zgodzie i pełnym zrozumienia szacunku.
[Albatros, 2010]
Nabyta w dzień premiery, musiała odczekać aż przejdę 270 km oraz wrócę, aby zostać przeczytana, kiedy raz ją otworzyłam, nie mogłam zamknąć, czytałam kiedy się dało. Falcones ma jak dla mnie świetny styl pisarski, nieco przypominający(ale tylko nieco!) „Przeminęło z wiatrem” tam także w podobny sposób są przeplecione losy bohaterów z narracją dotyczącą nie tylko fikcji, ale prawdziwych wydarzeń.
Wydarzenia opisane w tej książce są przyznaję dla mnie nieco białą plamą, sam autor tłumaczy, że winę ponoszą także czasy, oraz fakt, ze historię piszą zwycięzcy, a muzułmanie są podbici, ale to z ich perspektywy oglądamy Hiszpanię i świat nieco już po rekonkwiście, po wojnie chrześcijan z muzułmanami, która wcale się nie skończyła, tak jak sugerują nam podręczniki wraz ze zdobyciem Grenady, wojna trwała dalej, były zrywy zbrojne podbitych, którzy nie mogli się pogodzić z uciskiem, prześladowaniem i upokorzeniem.
I to jest kanwą powieści, tematycznie różnej od „Katedry w Barcelonie”, ale jednak w pewien sposób podobnej, wszak napisał to ten sam człowiek, są schematy, jednak akcja jest tak nieprzewidywalna, zmienna i zaskakująca, że niesamowicie wciąga i zaciekawia…
Dla tych którym się podobała „Katedra w Barcelonie” to pozycja obowiązkowa, zresztą poleciłabym to każdemu, kto lubi powieści historyczne….
piątek, 20 sierpnia 2010
"Listy do męża" - św Joanna Beretta Molla
Joanna była piękną i inteligentną kobietą. Do tego nowoczesną. Podróżowała po całej Europie, prowadziła praktykę lekarską, świetnie radziła sobie za kierownicą, znakomicie jeździła na nartach, kochała malarstwo i była stałym gościem mediolańskiej La Scali. Lubiła śmiać się i żartować. Przed wyjściem z domu nakładała delikatny makijaż, a ubierała się zgodnie z najnowszymi trendami mody wyznaczanymi przez paryskie katalogi, które regularnie zamawiała... Joanna zmarła mając niespełna 40 lat. Kilka lat temu Kościół ogłosił Joannę Berettę Molla błogosławioną.
Książka jest zbiorem 74 listów jakie Joanna napisała do męża podczas ich rozłąki. Zapewniamy, że Czytelnik na długo pozostanie pod ich urokiem. Książka dla tych którzy kochają i dla tych których kochamy.
Wiele słyszałam o tej Świętej i czytałam jeszcze jako w miarę młoda nastolatka. Na Pielgrzymce pod hasłem „Bądźmy świadkami miłości” nie mogło zabraknąć chyba dnia któremu nie patronowałaby ta niewiasta. I tak ksiądz wspomniał o listach jakie pisała do męża zachęcając nas do przeczytania. Odnotowałam w pamięci aby kiedyś zaglądnąć w Internet i poczytać, przypomniałam sobie o tym jeszcze technicznie na pielgrzymce po wyjściu z Mszy kończącej Pielgrzymkę, udałam się w poszukiwaniu jakiejś księgarni…. Empik(mijany po drodze) był jednak za daleko jak na moje zmęczone i obolałe nogi i palące stopy. Przypomniałam sobie o „Listach” i weszłam do księgarni, zapytałam i Mam!
Przeczytałam dosyć szybko. Cieszę się, że sięgnęłam akurat po ta książkę. Cieszę się, że posłuchałam księdza, który mówił, że warto! Bo naprawdę warto, piękne listy pełne miłości. Pełne troskliwej i prawdziwej miłości. Miłości innej niż ta którą emanują współczesne media.
Naprawdę polecam
niedziela, 15 sierpnia 2010
powrót i stosik
Wróciłam, już w czwartek, ale teraz dorwałam aparat i mogę wrócić do blogowego żywota :D
Także nowe zdjecie w profilu pochodzi z pielgrzymki z drugiego dnia tylko więcdlatego radość bije z lica.... chociaż za każdym razem gdy dochodziłam do noclegu lub postoju byłam szczęśliwa jak świnka w deszcz.
Nie byłabym sobą gdybym z pielgrzymki nie przywiozła książek, jednak do empiku było za daleko jak na moje obolałe nogi zadowoliłam się więc księgarnią katolicką i nabyłam widoczne na fotografii "Listy do męża" św. Joanny Beretty Molli, które to zachwalano na jednej z konferencji. Pokłosiem wizyty w tej księgarni jest leżąca na samej górze mała niebieska ksiażeczka pt. "Spowiedź jest spoko" również nabyta pod wpływem czyjejś rekomendacji.
Reszta książek to efekt wydawania pieniędzy przed pielgrzymką i nawet "Służące" się wprosiły na zdjęcie a recenzowane były :P
Ledwo widać, ale widać, "Grunwald", który miałam szczeście wygrać w losowaniu a który przybył pod moja nieobecnosć.
Teraz za dużo nie chodzę, zaczną się praktyki, mam czas na czytanie.
A praca magisterka.... pffff kiedyś się za to wezmę
wtorek, 3 sierpnia 2010
pożegnanie
Nie lękajcie się nie żegnam się na bardzo długo, ani na wieczność, jutro z rana wychodzę na Pielgrzymkę Pieszą i półtora miesiąca absencji, komputerowo-internetowej. Planuję zabrać coś do czytania na posttojach. Np Pana Wołodyjowskiego.
ale to się okaże. Trzymajcie kciuki bym doszła :)
I jak ktoś może przygarnijcie Pielgrzyma, jeśli macie możliwość i okazję.
Pozdrawiam. Jedną nogą na szlaku już :D
poniedziałek, 2 sierpnia 2010
"Duma i uprzedzenie" - Pride & Prejudice 2005
Przystojny przybysz, Charles Bingley, zakochuje się w uroczej Jane. Kierując się jak najlepszymi intencjami chce wprowadzić w krąg miejscowej elity towarzyskiej swego drogiego przyjaciela, bogatego i przystojnego, lecz niestety aroganckiego Fitzwilliama Darcy'ego.
Szybko przekonujemy się, że pan Darcy nie cierpi wsi i z wyraźną niechęcią odnosi się do prowincjuszy. Odmawia nawet zatańczenia z jedną z panien - śliczną i bystrą Elizabeth Bennet. Nie wie też, że podczas przyjęcia panna stoi niepodal i słyszy jego kąśliwe uwagi. Zbieg okoliczności sprawia, że arogancki kawaler ma okazję bliżej poznać Lizzie. Prowadząc z dziewczyną długie rozmowy zaczyna doceniać jej żywą inteligencję i nieprzecitny dowcip. Pod jej wpływem jego lekceważący stosunek do mieszkańców wioski ulega zmianie. Czy zdoła jednak zatrzeć pierwsze złe wrażenie?
Przed oczekiwanym wyjściem, nie mam szans na rozpoczęcie nowej lektury, wiec sięgnęłam po „Dumę i uprzedzenie” a w przerwie w upalne popołudnie gdy nawet książka klei się do dłoni zabrałam się za moją pierwszą ekranizację tej książki, czyli film z 2005 roku.
Przez wielu krytykowana wersja mnie jednak urzeka, owszem nie jest tak doskonała jak serial, ale i film rządzi się przecież innymi prawami. Może i pewne kwestie potraktowano zbyt swobodnie, bez dbałości o realia.
Ale i tak ja czuję do tej wersji ogromny sentyment, często też słucham muzyki z tego filmu, która jest przepiękna.
Ma wiele bardzo przejmujących momentów. Oświadczyny w deszczu, czy scena w Pemberley, albo ostatnie chwile filmu. Obyłam się bez alternatywnego zakończenia.
Bo i tak wierzę w szczęście Państwa Darcy`ch
Sherlock Holmes - 2009
Sherlock Holmes i jego wierny przyjaciel dr Watson zostają poddani kolejnej próbie. Tym razem sławny detektyw, wykorzystując swoje nieprzeciętne umiejętności oraz legendarny intelekt, stanie do walki, podczas której zdemaskuje śmiertelny spisek mogący zniszczyć kraj. Jak ukarze jego twórców?
Robert Downey Jr. odtwarza w filmie postać legendarnego detektywa w niespotykany dotąd sposób. Jude Law wciela się w zaufanego przyjaciela Holmesa, Watsona, lekarza i weterana wojennego, bardzo oddanego detektywowi. Rachel McAdams gra Irene Adler, jedyną kobietę w życiu Holmesa, którą łączy z nim burzliwy związek.
Był czas gdy Sherlock nie schodził z plakatów, rozprawiali o filmie chyba wszyscy a postać błyskotliwego detektywa i dr Watsona budziła podziw i emocje.
Moja nieoceniona Sąsiadka przyniosła mi ten film, ale w pechowym okresie. W czasie tuż przedsesją i w jej trakcie nie daje mi się żadnych filmów, bo ja WIEM, że nie mogę oglądać i ladują one na półce czekając na „lepsze czasy” oraz na moment, ze przypomnę sobie o nich.
O Sherlocku przypomniałam sobie wczoraj.
I jestem na tak, chociaż od pierwszej sceny raziła mnie zbytnia widoczność komputerowych efektów, Londyn jest mroczny owszem, bardzo tajemniczy, ale jednocześnie razi w oczy sztucznością.
Plusem ogromnym i ozdobą jest postać głównego bohatera, który jest oderwany od rzeczywistości, niechlujny z błyskotliwymi tekstami oraz naprawdę wielką przenikliwością i bystrością. Porównanie do dr House`a narzuca się samo. Zresztą każdy z pojawiających się aktorów, którzy na nieco dłużej zagościli na ekranie wkuwa się w pamięć i świetnie się wywiązuje z roli.
Pomysł na historię jest też całkiem niezły, panowanie nad światem, mrok tajemnica, rozwiązana na końcu…
Piękne…
Polecam
A i świetna jak zawsze muzyka Zimmera