Strony

niedziela, 19 września 2010

Robin Hood: Książę złodziei - Robin Hood: Prince of Thieves 1991


Robin z Locksley po sprzeczce z ojcem, przeciwnikiem wojen religijnych, wyrusza na wyprawę krzyżową i dostaje się do arabskiej niewoli. Życie ratuje mu Maur o imieniu Azeem. Obaj przedostają się do Anglii. Na miejscu okazuje się, że krajem rządzi okrutny szeryf z Nottingham, a król Ryszard Lwie Serce przebywa na krucjacie. Szeryf pragnie dla siebie korony, tyranizuje poddanych. Zamek Locksleyów został splądrowany i zniszczony, ojciec Robina zginął, a siepacze szeryfa zagarnęli jego rodzinne dobra. Prawo w Anglii nie istnieje, dlatego też Robin postanawia walczyć o sprawiedliwość bezprawnymi metodami. Wraz z Azeemem zaczyna nękać ludzi szeryfa. Dołączają do nich inni buntownicy. Robin staje na czele wyjętych spod prawa ludzi, których schronieniem są lasy Sherwood

Przyszła kolej na kolejny film z Aktorek(nazwiska pewnie nie zgadniecie ;] ).
O Robin Hoodzie napisano już pewnie jakieś sto tysięcy recenzji, więc moja pewnie nie wniesie nic nowego. Tak oglądam ten film pierwszy raz, bo moja fascynacja Pewnym sięgnęła zenitu. Kiedyś pamiętam puszczali w TV i chodził ładny zwiastun z piękną piosenką Adamsa, ja jednak wtedy jeździłam na basen i nie oglądnęłam. Tera nadeszła wiekopomna chwila, położyłam się w ciepłym łóżku i postanowiłam śledzić kolejną wersję.
Widziałam już jedną wersję w której pociągał mnie li i jedynie Gej z Gizborn w którego wcielał się doskonały Richard Armitage, kolejną zaś ozdobą była postać szeryfa grana przez Keitha Allena. Robin zaś był wróblowatą postacią, biegającą i cwaniakującą. Marion, zaś nie wnosiła nic poza irytacją(moją). Istnieje wiekopomna ekranizacja dziejów Robina do której jednak nie dojrzałam, albowiem wciąż ukrycie podkochuję się Geju z Gizborn. Mało tego po oglądnięciu tej części całkowicie przeszłam na ciemną stronę mocy wielbiąc skrycie jedynego słusznego szeryfa, cudownego, mrocznego, biednego, którego zgon wywołał rozpacz w mym sercu i łzy gorzkie w oczach.
No przyznać muszę, że kreacja Costnera jest niezła, Alana jest mało, za mało stanowczo, aczkolwiek jego rola jest niezapomniana, i wkuwająca się w pamięć, naprawdę szkoda, że mało go tak było. I żal mi go bardzo biedny w życiu łatwo nie miał a jeszcze taki los go spotkał. To podłość jest. Nie wiem czy ja dam radę oglądnąć „Szklaną pułapkę” bo tego już moje biedne Alanowi oddane serce nie wytrzyma….

1 komentarz:

  1. Film obfituje w wiele znanych mi nazwisk (i lubianych:) Costner, Rickman, Connery... Trzeba obejrzeć:)

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.