Pełna komicznego wdzięku i świetnych obserwacji obyczajowych powieść o współczesnych, zabieganych kobietach, miłości, przyjaźni i o świątecznym szaleństwie! Carol, redaktor naczelna miesięcznika dla kobiet, tak bardzo jest zajęta pracą, że gdyby nie jej siedmioletni synek, w ogóle nie urządzałaby żadnych świąt. Beth do Wigilii przygotowuje się od września, by zaimponować swemu niedawno poślubionemu, znacznie starszemu mężowi, dorównać jego nie żyjącej żonie i utrzeć nosa nieznośnej pasierbicy. Wszystkim przydarzy się coś, co odmieni nie tylko ich święta, ale i dalsze życie...
No to chyba na 100% moja ostatnia recenzja w roku 2010, czytałam do drugiej w nocy… bo tak dobrze się czytało. Mimo, że przecież Święta, Święta i po Świętach. Książka ma slodką, niesamowicie ciepłą, świąteczną okładkę…
Książka „Święta, Święta” to nie traktat filozoficzny, to lekka, przyjemna historia o oczekiwaniu na ten świąteczny dzień, o różnych nastawieniach, również tych skrajnych. To książka idealna właśnie na okres około bożonarodzeniowy, kiedy najsilniej wierzymy, że w każdym człowieku jest dobro, że miłość jest najsilniejszą bronią i że w te świąteczne dni można naprawić nawet spalone do gołej ziemi mosty.
Filmów, książek o tej tematyce były dziesiątki, wszystkie skupiają się właśnie na pokazaniu eskalacji problemu i cudownym rozwiązaniu w świąteczny wieczór, ta książka też nie jest skrajnie inna, ale ja w tym czasie nie szukam drastycznych inności, wolę się skupić na tym co znam i lubię. Nie obiecam, ze będę wracała do tej książki co roku w okolicach Świąt, bo jestem zbyt zapominalska, wystarczy że mnie nastroiła pozytywnie raz, może jeszcze kiedyś powtórzę tą lekturę.
Tymczasem polecam ją wszystkim, nie tylko tym rozkochanym w Świętach, ale też tym którzy już są zmęczeniu miganiem światełek, które trwa od listopada.
Książkę czyta się szybko, lekko i przyjemnie, zajmowało mnie bardziej moje świszczenie oskrzelami wiec ani nie popłakałam, ani się nie pośmiałam. Dla mnie to był sympatyczny zajmowacz czasu… a już kilka razy pisałam, że nie każda książka ma być głęboka jak Rów Marianski. Czasami można po prostu dobrze spędzić czas…
Mam tą książkę już jakieś 3 lata na mojej półce i jakoś nie mogę się za nią zabrać. Ale po twoim komentarzu wydaje się być wciągająca, może w tym roku po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i super blog :)