Prowincjonalna nauczycielka na rodzimy grunt zaszczepiła pomysł takowej akcji. Każdy dzień to inny temat. Postanowiłam z dwudniowym poślizgiem się dołączyć. bo lubię mówić i lubię mówić o książkach
Dzień 1 - ulubiona książka
Mam dylemat. Autentyczny dylemat. Książek które pretendują do książek mojego życia, czyli takich do których wracam i wracam jest co najmniej kilka. Zawsze na hasło "ulubiona książka" przed oczami staje mi książka zaczytana do granic możliwości, którą znam na pamięć a którą odkrywam. Film towarzyszył mi od maleńkości, książkę poznałam później i pierwsze strony przebrnęłam z trudem. Co przypomina mi, że każdej książce i każdemu człowiekowi należy dać drugą szanse, nie zrażać się pierwszymi wybojami na drodze, bo pokonaniu tych początkowych trudności możemy odkryć coś pięknego, fundament na którym zbudujemy trwały obiekt. O czym myślę? O "Przeminęło z wiatrem". Kiedy nie dałam się pokonać opisowi Georgii, wsiąknęłam po uszy. Książkę czytam - jak tak sobie uświadamiam - przynajmniej raz na kwartał. O ironio recenzji mojej na tym blogu nie znajdziecie. Dlaczego? Mogę o tej książce mówić godzinami, nie czuję się na siłach - jeszcze!- aby moje refleksje z tego kilkunastoletniego czytania ubrać w słowa. I chociaż ta książka, jak wspomniałam uczy aby nie zrażać się początkowymi problemami, niesie również morał, że nie można też próbować w nieskończoność, nadchodzi chwila, gdy filiżanka jest tak popękana, ze zamiast próbować ją dziesiąty raz kleić, trzeba wyrzucić.
A tak naprawdę najważniejsze przesłanie, które towarzyszy mi od tylu lat, od ilu czytam wciąż i wciąz, jak echo, to aby doceniać to co się ma, aby szukać szczęścia obok siebie, nie zerkać w niebo i płakać - za księżycem. Bo kontemplując nieboskłon, przegapimy to co mamy pod stopami. A ból takiej straty będzie wielki.
Jeśli chodzi o inne książki, które uwielbiam to bezapelacyjnie "Nędznicy" i "Pan Wołodyjowski".
"Nędzników" wybłagałam na urodziny, bo w bibliotece byli zdekompletowani. Ciężko było dostać na naszej prowincji to monumentalne dzieło. Ale udało się, leżąc w szpitalu dostałam, moje wymarzone dwa tomy, które prawie zagłaskałam na śmierć. I mogłam wejść do świata galernika i tropiącego go jak cień policjanta. Ciężko mi ubrać w słowa, dlaczego tak uwielbiam tą książkę. Strasznie przywiązałam się do Jean Valjeana i za każdym razem gorąco wierzę, że nie zabierze tych pieniędzy kominiarczykowi. Bo przecież biskup odkupił jego duszę! A jeśli już ukradnie, to chociaż Javert nie odnajdzie go w Montreuil, że to wszystko ułoży się inaczej i że nie zapłaczę na samym końcu. Zawsze płaczę przez kilka ostatnich stron. Bo gdzie jest owa słynna karma? A z drugiej strony, może sama podświadomie przeczuwam, swój - taki sam, koniec. I nad tym płacze...? I nad każdym z takich losów powtórzonych? Nie! Zdecydowanie tak na mnie wpływa ta książka.
I wreszcie "Pan Wołodyjowski". I film i książka sprowadzają mnie na skraj załamania nerwowego. zalewam się łzami i przeklinam Sienkiewicza, bo chociaż Michaś rzekł "Nic to", to dla mnie nie nic to, lecz jeno ból i żal. Uważam - szczerze i z głębi serca - że
Osoby, które nie czytały "Pana Wołodyjowskiego", lub nie widziały ekranizacji i nie chcą zepsuć sobie niespodzianki, proszone są o zaprzestanie czytania. Jednym słowem - spojler będzie!
zabicie Małego Rycerze, pozostawienie Basi - najsympatyczniejszej kobiety Trylogii, bezdzietna wdową jest skandalem i niesprawiedliwością dziejową. Przecież Oni tak się kochali! Przecież ona pół świata przeszła, byle umierać bliżej tego którego ukochała - gdy już nadzieję na szczęśliwe dotarcie do domu straciła i szła - byle bliżej. Jak mnie to wzrusza, taka miłość dodająca skrzydeł, romantyczna - i niestety tylko na kartach książki spotykana. Ehhh jak tylko myślę o tej historii łzy mi w oczach stają, a jak myślę o ostatniej Basi i Michała rozmowie.... ale nic to....
Wstyd się przyznać, ale żadnej z Twoich ukochanych książek nie czytałam...:/ Wstyd, wstyd, wstyd:P
OdpowiedzUsuńNie wstydzić się a nadrabiać!!
UsuńJ przy "Nic to..." za każdym razem ryczę jak bóbr...
OdpowiedzUsuńA co do Basi i Michała - obydwoje są postaciami historycznymi (aczkolwiek w naturze mieli na imię Jerzy i Krystyna) i Sienkiewicz, który starał się opierać na źródłach nie miał innego wyjścia jak uśmiercić Małego Rycerza.
Przy okazji - jest taka świetna książka Marcelego Kosmana "Na tropach bohaterów Trylogii" gdzie o prawdziwych losach m.in. Basi i Michałka można przeczytać. Może nie były tak romantyczne, ale zdecydowanie ciekawe.
Ja też. Od momentu gdy Basia przychodzi do Michała już wyję.
UsuńWiem, ze on bazował na postaciach historycznych, ale kurczę trochę sam pozmieniał, pisarzem był, mogł zmieniać dalej. O Prawdzziwych Basi i Michale czytalam.... fakt romantycznie mniej. Zdecydowanie
"Pana Wołodyjowskiego" także wielbię bezapelacyjnie. Na początku moim faworytem był Kmiecic, ale po przeczytaniu ostatniej części trylogii stwierdziłam, że Mały Rycerz jest ideałem, o którym będę śniła po nocach. A piosenka Kaczmarskiego pt. "Pan Wołodyjowski" sprawia, że mam ochotę płakać. Ach, mogłabym tak pisać o Michale bez końca, ale nie wypada wylewać tu swojego żalu z powodu niesprawiedliwości. Oni mieli przecież być szczęśliwi! A tymczasem... Jeśli nie słuchałaś utworu Kaczmarskiego, to koniecznie to włącz: http://stormbringer.wrzuta.pl/audio/0NWhQoZky3F/jacek_kaczmarski_-_pan_wolodyjowski_-_trylogia Jak dla mnie to dwa słowa idealnie oddają charakter niezapomnianego bohatera.
OdpowiedzUsuńNigdy nie mogłam zrozumieć, jak Oleńka mogła odrzucić amory Wołodyjowskiego... :D
UsuńA piosenka Kaczmarskiego - piękna. Też się przy niej wzruszałam. Ale jak się dobrze wsłuchać - to Kaczmarski w piosenkach o bohaterach Trylogii, odnosi się do nich bardzo ironicznie. Jak w ogóle do sarmatyzmu.
Kmicic be! pewnie przez ekranizację nie lubię... za to piosenkę Kaczmarskiego bardzo lubię. "Bo umrzeć łatwo, żyć jest trudno".
UsuńO rany! Ja mam z Wołodyjowskim to samo! Film oglądałam chyba z 20 razy, z 40 razy beczałam, książkę czytałam raz, ale pewne fragmenty umiałam niegdyś na pamięć, kochałam się w Łomnickim, potem Zamachowskim i na każdym wypracowaniu w liceum roztrząsałam ten wątek i naciągałam tak, aby spasował do tematu, a moim marzeniem największym było niegdyś odwiedzić Kamieniec Podolski (hmm, a może... czemu by nie! jedziemy?) :D :D... Ach, ..."uważ tam w górze, za onym cichym miesiącem jest kraina wiekuistej szczęśliwości..."
OdpowiedzUsuńJejku, ale fajnie, że to rozumiesz :D
Baśka jest niewątpliwie jedną z tych kobiet, które się Sienkiewiczowi udały. Szkoda, że tak ją potraktował :)
Siostro w Wołodyjofilii. Też mogłabym bez końca i wciąż marzę o zjechaniu Podola, zobaczeniu Kamieńca... eh może kiedyś...
Usuń"Nic mi po srebrze, nic mi po złocie, nic po chudobie, niech z głodu zemrę, przy krzywym płocie - byle przy Tobie"
"Nędznicy" 10/10 u mnie. :) "Przeminęło z wiatrem" mam w kolejce, a "Pan Wołodyjowski"... Nie trawię. W ogóle Sienkiewicza nienawidzę. :( Akcja wydaje się być bardzo interesująca, ale chyba aktywnie się w nią nie włączę... Czasu brak. Niemniej chętnie poczytam. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO to chociaż moje umilowanie "Nędzników" rozumiesz. Ciekawa jestem Twojej opinii o "Przeminęło" wiec będę recenzji czekała...
UsuńA że Sienkiewicza nie lubisz.... jego bezkrytyczną fanką też nie jestem.
Nędzników nie czytałam. Jeszcze! :)
OdpowiedzUsuńI też chlipię przy Basi i Michale. I przy Oleńce i Jędrusiu też.