„Niewiarygodna, lecz prawdziwa historia – gotowy scenariusz na film hollywoodzki” - Canal Plus
Czy jest ktoś, kto miałby więcej do powiedzenia o woli życia, niż Angele Lieby?
W przeddzień święta narodowego Francji Angele Lieby jedzie do jednego ze strasburskich szpitali ze straszną migreną. Jej stan się pogarsza i trzeba ją wprowadzić w śpiączkę farmakologiczną. Kilka dni później lekarze nie są w stanie jej wybudzić; mimo rozmaitych prób stymulacji Angele nie daje znaku życia. Jej mąż słyszy w końcu: „Trzeba odłączyć ją od urządzeń podtrzymujących życie”. Jednak po jakimś czasie córka nieszczęsnej pacjentki dostrzega łzę w kąciku jej oka. Angele nie tylko żyje, ale pozostała świadoma tego, co się wokół niej dzieje! W tej książce opisała to niezwykłe doświadczenie – przeżycia kobiety uwięzionej we własnym ciele, która wszystko słyszy, odczuwa straszny ból fizyczny, przeżywa tortury psychiczne, ale niezdolna jest do jakiejkolwiek reakcji.
Wielką zaletą książki jest styl: precyzyjny, reporterski, powściągliwy. Z pewnością przyczynił się do tego jej współautor, Hervé de Chalendar, dziennikarz, który jako pierwszy przedstawił w mediach poruszającą historię Angele Lieby, która ostatecznie wybudziła się ze śpiączki i dziś jej niesamowite doświadczenia są ważnym argumentem w dyskusji o opiece paliatywnej oraz o eutanazji.
Książka może mieć potencjał.
Czytając opis, możemy sobie wyobrażać głębię przeżyć, jaka przed nami się
otworzy, gdy weźmiemy książkę do rąk. A później możemy srodze się zawieść. Gdy
autor nie wykorzysta potencjału, pozostawi niedosyt, lub – co najgorsze –
spartoli temat po całości. Tak, często podświadomie lękam się zawodu. Im
bardziej moja intuicja krzyczy „będzie świetnie”, tym głośniej rozum sceptyka
woła „nie może być AŻ tak rewelacyjnie”.
Wszelkie znaki na niebie i ziemi
wskazywały, że „Ocaliła mnie łza” będzie książką poruszającą, czy zapłaczę nad
nią, czy poruszy mnie do szpiku kości? Gdy dziś rano przyjechał kurier, jakoś
moje dłonie same znalazły drogę do tej cienkiej (circa 190 stron) książki/
Zaczęłam czytać i od pierwszej strony miałam dreszcze.
Angele Lieby, mieszkanka
Strasburga tuż przed rocznicą zdobycia
Bastylii trafia do szpitala z niezwykle silnym bólem głowy. O ironio miasto trybunału Praw Człowieka
okazuje się miastem szpitala w którym pracują lekarze za nic mający te prawa.
Traktują kobietę jak przedmiot, próbują pozbyć się zawalidrogi, problemy z
postawieniem diagnozy sprawiają, że kilkakrotnie próbują odesłać ją do domu.
Gdyby nie nalegania męża chorej, zapewne umarłaby kilka godzin później, zamiast
tego zostaje wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Śpiączki z której
się „budzi”, ale nikt tego nie zauważa, także ona nie jest w stanie nawiązać
porozumienia z lekarzami, pielęgniarkami, najbliższymi. Angele, słyszy, czuje,
ale leży w ciemności, nieruchoma, pogrzebana żywce. Sama określa to w ten
sposób:
„Tak, przypominam drzewo; drzewo
pokryte grubą korą. Bo, jak już rozumiem, zostałam uwięziona. Zamknięta w
trumnie własnego ciała. Zamurowana w sobie samej. Obijam się o wewnętrzne
ściany mojego więzienia, ale nikt tego nie zauważa.”*
Czy można sobie wyobrazić gorszy
koszmar? Uwięzienie w mrokach własnego ciała, Angele bała się
pogrzebania żywcem z powodu lęku
przed zamknięciem, przed powolną agonią w zapomnieniu, lęku przed
niedostrzeganym cierpieniem, dlatego wybrała spopielenie. I chociaż jej mąż wiedział o jej wyborze,
dosyć szybko zmuszono go do wcielenia tych planów w życie. Bezduszny lekarz,
brak empatii, przedmiotowe traktowanie człowieka. Rozmowa z rodziną, jeden z
licznych obowiązków w długim dniu pracy,
źle zrealizowany przysporzy cierpienia tym którzy żyją na bombie zegarowej.
Angele wyszła z tej śpiączki i
chce krzyczeć w imieniu swoim i tych którzy fizycznej możliwości krzyku nie
mają, a są poddawani bolesnymm zabiegom, traktowani jak coś mniej niż człowiek,
a jeszcze nie zwłoki, którym przecież też należy się szacunek. Angele we
wstępie pisze
„Pisze bo na błędach trzeba
się uczyć. Bo błąd można popełnić, ale
nie wolno go powtarzać. Wspomnienie o tym co wycierpiałam, stanie się
łatwiejsze do zniesienia, jeśli pomoże złagodzić cierpienie innych.”
Co wycierpiała, nawet „przebudzenie”
nie jest końcem dramatu kobiety. Rozpoczyna się rekonwalescencja, walka z
własnym ciałem, które od nowa musi nauczyć się kontrolować mięśnie, stać,
balansować, trawić i wydalać a także… oddychać. Czy zastanawiacie się czasami
jak wielkim cudem jest oddychanie bez użycia siły woli, bez nieustannego
myślenia o tym, aby nabrać powietrza i pamiętania, że trzeba je wypuścić. Nie
telepiecie się codziennie przed snem, ze strachu, że w nocy, śniąc zapomnicie
zaczerpnąć powietrza. Czytając tę
książkę, uświadamiałam sobie po pierwsze jak wspaniałe jest życie w jego
obezwładniającej prostocie, a jednocześnie jak trudne mogą być te najbardziej
oczywiste czynności. Do podobnych
wniosków doszedł Ray, mąż Angele:
„Dziesiąty dzień śpiączki.
Człowiek nigdy się takich rzeczy nie spodziewa. Gdy się zdarzają zaczynamy
rozumieć, co to znaczy żyć.”
Bez względu na to czy mieliście
do czynienia z choroba własną, czy najbliższej osoby, czy los Wam tego
oszczędził i pozostaje wyobraźnia. Ta książka porusza bardzo wiele tematów, jak
chociażby traktowania pacjentów w szpitalach. Gdy uświadomimy sobie, że to MY
moglibyśmy być w taki sposób potraktowani, tak bezlitośnie, z tak dużymi,
negatywnymi konsekwencjami budzi się w nas głośny sprzeciw. Osobiście poczułam
zapierającą dech w piersiach wdzięczność za to, że jestem w miarę zdrowa i
sprawna. Móc podnieść do ust kubek herbaty. To tak wiele.
Według mnie książka „Ocaliła mnie
łza” jest jedną z książek, które zmieniają sposób patrzenia na życie, nasze
podejście, nasze pragnienia. To
niezwykle poruszające świadectwo, jedno z niewielu tego rodzaju. Pierwszy raz
czytałam o przeżyciach osoby w śpiączce, osoby która ma świadomość swego
istnienia, ale jest to niezauważane przez otoczenie. Proces rekonwalescencji,
zaś jest sam w sobie tak poruszający, że zamierałam i wpatrywałam się w okno
próbując zebrać myśli. Odpędzić lęk o tych, których kocham.
Źle użyłabym słów gdybym napisała,
że książka mnie zachwyciła. Jest owszem, niesamowita, porywająca i
wstrząsająca. Pokazuje jak tytaniczną jest siła naszej woli, jak wiele daje
pozytywne podejście do życie. Jak ważne, by mieć obok siebie kogoś kogo kochamy
i kto nas kocha, tak, że będzie walczył o nas nawet gdy dla „nauki” zgaśnie
nadzieja.
Wielbicielom „Motyla”, „Lewej
strony życia”, polecam gorąco, nie zawiedziecie się. Tym, którzy tych książek
nie znają – tez polecam. Każdemu polecam, nie wyobrażam sobie, że ta książka
może znudzić.
*
wszystkie cytaty pochodzą z „Ocaliła mnie łza” – Angele Lieby i Herve de
Chalendara, Świat Książki, Warszawa 2013.
Zawsze, ale to zawsze, jak słyszę w mediach, że ktoś został uznany za zmarłego, a jego życie podtrzymywane jest sztucznie, zadaje sobie pytanie: "Skąd lekarze mogą wiedzieć na pewno, że ten ktoś nie ma już świadomości? Jaką mają pewność, że jej nie odzyska" Nie wyobrażam sobie, co przeszła autorka tej książki, nie moc dać znaku życia, to musi być największa tortura. Na pewno przeczytam tę książkę, dziękuję, że o niej napisałaś.
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że jakkolwiek są metody pozwalające to stwierdzić, tak lekarze za często w pośpiechu ferują tak ostateczny wyrok.
UsuńDziękuję Ci za te słowa :) Mam nadzieję, że Tobie też będzie dane doświadczenie takiej mnogości uczuć, emocji.
Bardzo zaciekawiła mnie ta książka.
OdpowiedzUsuńCo tu ukrywać, muszę ją przeczytać:)
Naprawdę polecam. Według mnie, absolutnie fenomenalna.
UsuńPrzerażające. Bycie uwięzionym w swoim ciele. Słyszeć, że planują spisać nasze istnienie na straty.
OdpowiedzUsuńTo chyba najgorszy z możliwych koszmarów. Dlatego ja też każę się skremować.
UsuńTo pewno tylko przykład niejednego takiego koszmaru.
OdpowiedzUsuńZachęcasz, zachęcasz i ją sobie wciągnę na listę do przeczytania,...... i może przeczytam.
Wstrząsające świadectwo... uwięzienie we własnym ciele... masz rację, już chyba sama kwestia wyobrażenia sobie tego, sprawia, że doceniamy nasze zdrowie, proste wydawałoby się czynności, które robimy na co dzień. Nie wiem czy książce dam rady, ale z pewnością jest warta uwagi.
OdpowiedzUsuńMnie ta książka też bardzo zaintrygowała, dlatego zrobiłam wszystko żeby ja mieć. Mam nadzieję na podobne przemyślenia i emocje po lekturze...
OdpowiedzUsuńNo proszę, chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńAleż Ty umiesz napisać o książce tak, jakbyś całą sobą pisała. Mnóstwo pasji. Podziwiam, pisz tak dalej, ja czytam.
OdpowiedzUsuń