Kiedyś, na pamiętnej wyprawie pod Samotną Gorę Bilbo Baggins zdobył przez przypadek pierścień. Jeden z jego starych dobrych znajomych, który także uczestniczył w tamtej wyprawie - czarodziej Gandalf, zaczyna teraz podejrzewać, że jest to Jedyny Pierścień, który może dać władzę nad światem. Został on dawno temu stworzony przez Saurona we wnętrzu Góry Zagłady i teraz jego twórca chce go odzyskać, by zrealizować swoje niebezpieczne plany. Frodo Baggins, który otrzymał ten pierścień od Bilba, musi uciekać. Na naradzie w Rivendell zostaje podjęta decyzja, że drużyna złożona z dziewięciu przedstawicieli różnych ras, podejmie się razem z Frodem - Powiernikiem Pierścienia wykonać misję zniszczenia potężnego pierścienia. W Śródziemiu zanosi się na wojnę. Robi się niebezpiecznie, pojawiają się tajemniczy Czarni Jeźdźcy. Losy tej wojny nie będą jednak zależeć tak naprawdę od rozkładu sił militarnych. Wszystkie wojska będą jedynie przykrywką, losy świata zależą od Drużyny Pierścienia i od tego, czy Powiernik Pierścienia ukończy szczęśliwie swoją misję; jest to o tyle trudniejsze, że Pierścień Władzy budzi silne pożądanie w ludziach, którzy się z nim stykają i potrafi zawładnąć ich psychiką, jeśli nie będą wystarczająco odporni. W ślad za Drużyną rusza między innymi jedna z ofiar Pierścienia Władzy - Gollum, który posunie się do wszystkiego by odzyskać Pierścień, który kiedyś zrujnował jego życie i zrobił z niego potwora.
Gdy „Władca Pierścieni. Drużyna
Pierścienia” wchodził do kin byłam żółtodziobem w pierwszej klasie gimnazjum,
pardon – w drugiej. Nie miałam pojęcia o dobrym kinie i byłam chyba za młoda
żeby docenić kunszt Tolkiena. Na pewno byłam za młoda, o dziwo pierwsze
oglądnięcie nie wbiło mnie w fotel. Później zmieniło się moje podejście o 180
stopni. Nie mam bzika na punkcie ogromnych ekranów, super jakości. Gdy chcę
oglądnąć jakiś film nie wzgardzę kinówką. Rok temu Rodzice kupili duży, dobry
telewizor, a oglądnęłam na nim raptem kilka filmów, wtedy gdy miałam coś do
roboty w tamtych rejonach. Jednak
ubolewałam nad tym, że nie mogłam tworu Jacksona oglądać w kinie, ta jakość,
zdjęcia. Zaopatrzyłam się w wersję blue-ray. Oczywiście wersję rozszerzoną : D
Ponieważ zaś wykonuję zacny zawód nauczyciela, a zbliża się koniec semestru i
trzeba sprawdzić prace moich uczniów, zabrałam plik prac i poszłam oglądać
Drużynę Pierścienia.
Od października nie oglądałam
Władcy, a i wtedy oglądałam w Lublinie i jak zwykle tam, żeby oglądnąć do końca
potrzeba nam kilku podejść. ; ) Tym razem umysł miałam trzeźwy, dom cichy, bo
jedyne co mi przeszkadzało(co umiem zresztą ignorować) to pytanie niepodatnych
na magię Tolkiena(o dziwo są tacy i to pod moim dachem), po co oglądam to
ZNOWU, skoro znam już na pamięć. Ale Wy którzy mnie rozumiecie, wiecie o co
chodzi z zajeżdżaniem na śmierć płyt z LOTRem. Pewnie zaraz mnie chwyci faza na
słuchanie muzyki, chociaż ta faza chwyta mnie często, nastrojowa muzyka z tego
filmu nadaje się idealnie i do pracy i do odpoczynku z książką.
O czym opowiada film, książka
zresztą też, wie chyba każdy. Władca Pierścieni za sprawą filmów Jacksona
zadomowił się na dobre w naszej kulturze. Filmy widzieli chyba wszyscy, nawet
Ci, którym Tolkien kojarzy się bardziej z tokenem, tonerem, niż z kulturą.
Gandalf Szary, jeden z czarodziejów opiekujących się Śródziemiem odkrywa, że
Jedyny Pierścień, zdjęty ongiś z ręki Władcy Ciemności – Saurona jest w
posiadaniu Hobbita – Bilba Bagginsa. Bilbo porzuca jednak Shire i zostawia
Pierścień krewnemu – Frodowi. Gandalf nakazuje Frodowi uciekać z Shire, bowiem
nieprzyjaciel szuka Pierścienia, wie że jest w posiadaniu Bagginsa i kwestią
czasu jest kiedy zjawią się słuszy Saurona aby odebrać Pierścień. Frodo rusza,
najpierw do Bree z Samem, po drodze przyłączają się do niego Peregrin i
Meriadok. W Bree ma czekać Gandalf, gdy osiągają miejsce przeznaczenia,
czarodzieja tam nie ma. Tajemniczy Obieżyświat zabiera ich do siedziby elfów
Rivendell. Tam odbędzie się narada, na której zapadnie decyzja co czynić z
Pierścieniem. Film zabiera nas do Śródziemia, niesamowitej krainy stworzonej
przez Tolkiena w której roi się od magii, tajemniczych istot i mrożących krew w
żyłach przygód.
Wydaję mi się, że o tym filmie
napisano tak wiele, że każde słowo, każda opinia będzie powtórzeniem. O
zgodności filmu z książką nie ma co się wypowiadać. Jackson sporo zmienił.
Najbardziej boli mnie brak Toma, bo on jest postacią ważną. Wiem, że wiele osób
uważa za bezcelowe takie wyeksponowanie związku Arweny i Aragorna. Ja jednak
uważam ten film za cudo. Jeden z constansów mojego świata. Za każdym razem gdy
Gandalf każe sprawdzić Frodowi Pierścień mam nadzieję, że znaki się nie
pojawią. Gdy Elrond opowiada o tym jak Isildur nie zniszczył Pierścienia, mam
nadzieję, że jednak tym razem wrzuci w czeluści Góry złowrogą błyskotkę. Wierzę
zawsze, że Gandalf nie spadnie. A gdy Drużyna opuszcza RIvendell czuję pustkę,
czuję jak ogarnia mnie strach i obawa, bo zło czyha dookoła.
Naprawdę mogłabym to oglądać na
okrągło, na jutro mam zaplanowany seans Dwóch Wież, będę w dużym pokoju książki
układać bo w moim jest już chaos i hałdzie.
Powiem Wam, że jeśli macie
możliwość zainwestowania w wersję Blue-ray, edycję rozszerzoną, nie żałujcie
pieniędzy. Warto. Jakość jest niesamowita, ostry obraz szczegóły, których do
tej pory nie zauważałam. Bogactwo barw. Uczta dla oka. Owszem Bilbo, Elrond i
Legolas, wdać wyraźnie, że przesadzili z makijażem, ale wszystkie inne widoki(np.
Aragorn) wynagradzają to poświecenie. Frodo też z różem przesadził. Gdyby nie
to, ze umówiłam się na spacer pewnie robiłabym już powtórkę. Ale nie wolno
sobie tak folgować.
Kocham, kocham ten film i do
książki też niebawem wrócę!!!
Aha. To nie jest film sponsorowany. Nikt mi nie sprezentował tej płyty :P
3/52
Mam do tego filmu wielki sentyment ...
OdpowiedzUsuńPojęcia nie mam, jakie mam podejście do tej trylogii. Pamiętam to pierwsze rozczarowanie wielką różnicą pomiędzy moim idealnym wyobrażeniem entów i wizją Jacksona. No i tak jak wspomniałaś, Toma nie ma. Jednak mimo wszystko, oglądam przynajmniej raz na kilka miesięcy, chociaż pierwszą część i cudowne pierwsze sceny z Shire. Pod tym względem, Hobbit daleko w tyle zostaje.
OdpowiedzUsuńKusisz! Zwłaszcza, że dzisiaj marudzę, że jeszcze nie skończyłam czytać "Władcy Pierścieni", a to jest warunek, bym obejrzała ekranizację (której do tej pory nie widziałam). Jestem ciekawa tego filmu, nawet bardziej niż książki, bo mam jako taką wizję po obecnym "Hobbicie" w kinach, że wiele scen jest dodatkowych. A ciekawe, jakie dodano tutaj ;) Ale ja będę musiała się zadowolić ekranem komputera.
OdpowiedzUsuńświetny film!
OdpowiedzUsuń