Strony

środa, 17 czerwca 2015

"Ostatnie pięć dni" - Julie Lawson Timmer

Mara, oddana żona i mama adopcyjna, kiedyś odnosiła sukcesy jako wzięta prawniczka, a obecnie zmaga się z coraz bardziej dotkliwymi objawami ciężkiej, nieuleczalnej choroby. Mimo wsparcia bliskich nie może się pogodzić z utratą niezależności i przystosować do nowych warunków, co skłania ją do podjęcia dramatycznej decyzji o odejściu na zawsze. Daje sobie pięć dni na pożegnanie wszystkich, których kocha. 
Scott, nauczyciel gimnazjum i trener koszykówki, od roku wraz żoną sprawuje opiekę zastępczą nad ośmiolatkiem z trudnego środowiska. Za pięć dni chłopiec, którego Scott zdążył pokochać jak własnego syna, ma wrócić do biologicznej matki. 
Mara i Scott mieszkają tysiące kilometrów od siebie, ale łączy ich przyjaźń nawiązana na internetowym forum, gdzie wymieniają się opiniami i dodają sobie nawzajem otuchy w najtrudniejszych chwilach. 
Historie Mary i Scotta pokazują, jak różne mogą być granice ludzkiej wytrzymałości. Czasami miłość nakazuje za wszelka cenę zatrzymać ukochaną osobę, a czasami wymaga, żeby pozwolić jej odejść.
Czy znajomości internetowe są równie autentyczne jak te nawiązane osobiście? Czy samobójstwo można uznać za akt odwagi? Jak poradzić sobie z egoistyczną potrzebą bycia z bliską osobą, w chwili kiedy choroba przysparza jej ogromnych cierpień?

Ostatnio czytałam dobre i mocne książki, nie chciałam wychodzić z tego toru i zadowolić się byle badziewiem, ale jak zwykle bywa, miałam problem z wyborem. Tyle książek – wydaje się- że dobrych czekało, a ja odbijałam się od półek jak kauczukowa piłeczka. Wtedy przypomniałam sobie o książce, którą miałam w torbie, na wypadek wcześniejszego zakończenia, innej i bardzo dobrej książce. A jak Ostatnie pięć dni się tam znalazła? Ano to wina Agnieszki. Taka rekomendacja od osoby tak zrównoważonej, panującej nad emocjami i doceniającej dobrą literaturę nie mogła mnie zwodzić… Zresztą nie tylko mnie napaliła. Ale i przestraszyła… bałam się, że oczekiwania jednak będą wysokie a książka uch nie spełni. Pozostało tylko przekonać się, że tak powiem organoleptycznie.




Akcja powieści – zasadniczo – toczy się w czasie pięciu, przełomowych dni. Dla Mary – chorej na pląsawicę Huntingtona – te pięć dni mają być ostatnimi pięcioma dniami życia. Kobieta chce popełnić samobójstwo, aby nie być ciężarem dla córki i ukochanego męża, nie chce by jej rodzice odkładali swoje marzenia, aby opiekować się córką, która staje się manekinem, papierową lalką na wietrze. Dla Scotta te dni, są ostatnimi jakie spędzi z chłopcem, którego z żoną wzięli pod tymczasową pieczę. Scott przywiązał się do Małego Człowieka, bardziej niż nakazywałby ramowy termin tej relacji i teraz każda chwila przybliża do rozdzierającego momentu rozstania, żona jest bardziej zdystansowana, zwłaszcza, że oboje ze Scottem spodziewają się narodzin upragnionego własnego dziecka. Pięć dni, nawet nie tydzień…

Do tej pory żadna powieść z serii Kobiety to czytają mnie zawiodła, muszę nadrobić te, których nie mam. (gdyby ktoś szukał pomysłu na prezent dla mnie – nie trzeba daleko szukać : P, albo dla moich Rodziców, niebawem mają rocznicę ślubu – chętnie Im przekażę ; ] ). Po tej obiecywałam sobie naprawdę wiele, dlatego początek był dla mnie ciężki, bo irracjonalnie i głupio oczekiwałam, że od razu wpadnę do kotła z emocjami. Książka okazała się dokładnie taka jaką uwielbiam. Były łzy wzruszenia, były chwile głębokiej refleksji. Powieść na miarę Picoult i Chamberlain.



W książce mamy poruszone dwa problemy, zupełnie różne, jedynym wspólnym mianownikiem jest te tytułowe pięć dni – ostatnie. Bohaterowie znają się z internetowego forum dla rodziców zastępczych. Wiedzą o sobie niewiele, nie znają nawet swoich personaliów.  
Oczywiście postawa Mary, jej plany, są kontrowersyjne, wzbudzą dyskusję, bo oto kobieta doskonale sytuowana, kochana, mająca wspaniałą rodzinę i przyjaciół chce pożegnać się ze światem. Nie twierdzi, że robi to tylko z miłości do bliskich, chcąc im oszczędzić cierpienia, że jest taka wspaniała – matka, żona, córka i przyjaciółka dekady, wie że to też egoizm z jej strony. Jednak motywy jej postępowania wypływają i z egoizmu i z altruizmu. Po prostu nie chce tak żyć, chce to skończyć, póki bliscy zapamiętają ją w miarę dobrze. Nie tak dawno rozmawiałam z kolegą o takiej sytuacji, on jednoznacznie potępia takie rozwiązanie, ja jestem w stanie to zrozumieć… Rozumiem jednocześnie ból Mary, to rozdarcie. Najstraszniejsze, że ludzie muszą takie decyzje podejmować. Takie choroby jak Huntington są najgorsze, one nie zabijają ciała tak szybko jak chociażby rak, one zabijają duszę a to jest chyba najstraszniejsze.



Przy Marze sytuacja Scotta to w sumie bajka. Ot zżył się z chłopcem, który wraca do matki, która ułoży sobie życie, zaopiekuje się chłopcem. Przed Scottem zaś nowe, wspaniałe wyzwanie, dziecko, owoc miłości jego i Laurie. Cud. A jednak Scott przeżywa, podczas gdy jego żona wydaje się skupiać na planowaniu kolejnych etapów ich idealnego życia, jakby rok z chłopcem nic w niej nie zmienił… Zdradzę wam tyle że na historii Scotta najbardziej się wzruszyłam.

Spotkanie z tą książką wspominam bardzo, bardzo dobrze. Dawkowałam ją sobie po kawałku, nie chciałam się z nią rozstawać, jest tak esencjonalna, gra na emocjach, każe nam zastanowić się nad hierarchią wartości w naszym życiu.

Naprawdę polecam, ciekawa fabuła i dobrze napisane!! 

12 komentarzy:

  1. Uwielbiam takie książki wywołujące emocje i dające do myślenia. Od dawna mam na oku ten tytuł i widzę, że warto go w końcu zdobyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też je kocham, więc cieszę się, że się nie zawiodłam

      Usuń
  2. W takim razie rozejrzę się za tą książką, emocje i refleksje cenię przy lekturze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo poruszająca książka, muszę ją przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Maaaamoo, jak ja się nią emocjonowałam! Prawdziwa bomba!!!!!!!!!!!!!!!!;)))) A teraz mam na oku kolejny tekst poświęcony pląsawicy, już się lękam o swój stan psychiczny po lekturze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Choroba nazywa się "Choroba Huntingtona" , pląsawica to przestarzały termin medyczny.

    Zupełnie inaczej czyta się ksiażkę kiedy... kiedy ma się chorą na HD mamę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale to nie jest błąd merytoryczny. Z ciekawości sprawdziłam, w Polsce pląsawica jest terminem stosowanym.

      Niemniej, rozumiem, ze osoba obeznana z praktyczną tematyką choroby będzie miała zupełnie inny odbiór tej powieści

      Usuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.