Ostatnio
oglądnęłam, finał, finałów Downton Abbey i zachorowałam na happy endy.
Niestety, w kryminałach takowych brak, moje prawnicze tomy też w nie, nie
obfitują. Happy Endem w komentarzu np. do ustawy o PIT jest, że to już koniec.
A ja chciałam takiej książki, co to w świat uwierzymy z powrotem. Do tej pory
nie czytałam, żadnej powieści Fincer-Ogonowskiej, miałam ochotę na Alibi,
moja cudowna przyjaciółka, kiedyś się nią zaczytywała, no nie było okazji, a
miałam spotkanie z autorką na Targach, tuż tuż. Później nasłuchałam się opinii
różnych, raczej negatywnych. Czas pokaże
nie miał lekko. W pewnym momencie pożegnałam się już z tą książką, a później
bałam się, że ta książka pokarze(od pokarania, wiem jak się pisze :P ) :P mnie raczej, niż coś pokaże. Miała być
pierwszą książka w 2016 roku, nie wytrzymałam. Jest ostatnią w 2015. A moje
wrażenia są takie, jak mijający rok. Zmienne, niejednoznaczne.
Wzruszająca i mądra powieść o tym, że wszystko w życiu ma swój sens i zawsze jest czas na miłość.
Wydawać by się mogło, że życie Julki jest poukładane i nie ma w nim miejsca na niespodzianki. W trudnych chwilach zawsze może liczyć na wierną przyjaciółkę Nelę i bliskich, choć jej rodzinie nie brak wad.
Jednak wystarczy jedno uderzenie serca i chwila namiętności, by wszystko się zmieniło. W tej historii nic nie jest takie, jakim wydaje się na pierwszy rzut oka.
Życie pokazuje, że prawdziwe uczucia wymagają wielkich poświęceń. Czy Julka znajdzie w sobie dosyć siły i odwagi by podążyć za głosem serca? Jakich wyborów dokona? Czy znajdzie szczęście i spełnienie u boku ukochanego? Czas pokaże
Julia
jest studentką trzeciego roku psychologii, ma 23 lata, wprawdzie wydaje mi się,
że na trzecim roku ma się rok mniej, ale to drobiazg. Bo czy 22, czy 23 to ma
się ochotę nią potrząsnąć. Mieszka z matką, a żyje w toksycznej relacji z całą
rodziną, to jest z siostrami matki(jedna siostra jest normalna, a wręcz bardzo
miła), siostrą, bratem – księdzem. Ktoś może to krytykować, ale z własnego
doświadczenia wiem, że rodzinie niekiedy nie da się powiedzieć dajcie mi spokój, trzeba mieć grubą
skórę i dużo siły. Tym bardziej, że ojciec Julii nie żyje, więc naprawdę ją
rozumiem. Rozumiem, że nie tupie nogą, gdy ciotka Klara, wredny zgorzkniały
babiszon ma wieczne wąty. Takie ciotki istnieją. Julię poznajemy, gdy wychodzi
z kolosa i czeka na przyjaciółkę i o Eru mój śródziemski, akapity zachwytów nad
urodą i wszelkimi cnotami Neli, sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać czy
bohaterka jest lesbijką, Święta Gabriela
Borejko jest zagrożona, pojawił się nowy wzór świętości, bałam się jak ta Nela
czapkę na ten mróz ubierze, skoro ta aureola, a jak na skrzydła ten płaszczyk
wejdzie? Serio, idealność Neli każe mi powątpiewać w naukę świętego Kościoła,
który nie kanonizuje żywych. Nie zna Neli!! Po licznych opisach, które wnoszą
do akcji tyle co Grześ niosący piach w dziurawym worku, poznajemy osoby
związane z Julią, która świętość osiągnąć ma zamiar palmą męczeństwa. Poznajemy
jej bogate przemyślenia, które jamy gębowej nie opuszczają. Jak na studentkę
psychologii, naprawdę chodzi bez butów. A wszystko dodatkowo komplikuje się,
gdy pewien mężczyzna, niemalże obcy, całuje ją na półpiętrze, wciskając ją w
parapet i w okno. Okno chyba pancerne – dzięki Bogu i partii – wytrzymuje, a
przemyślenia bohaterki sprawiały, że prałam głową o kant biurka. Cała fabuła
koncentruje się właśnie, głównie wokół tego związku – z perturbacjami, a jakże
oraz kilku tematów pobocznych. Jednak skupiamy się na romansie.
Ostatnio
zastanawiam się jakie ja lubię opowieści. Na pewno lubię książki o miłości, ale
to muszą być dobre historie, takie który sprawią, że będę miała motylki, że
utożsamię się z bohaterami! Tu miałam to zapewnione, bo rozumiem i problem z
rodziną bohaterki. Wszyscy zawsze powtarzają, odetnij się od rodziny, każ im
iść do diabła, ale to nie jest takie proste, chociaż autorka nie do końca to
wyjaśnia. Tworzy jeszcze rodzinną tajemnicę, która raz że jest przewidywalna,
to dwa, jest wciśnięta na siłę, i wytłumaczona pomiędzy łykiem kawy a owsianką
z borówką(borówkę uwielbiam :P ).
Utożsamiałam
się z bohaterką uwikłaną w ciężki romans, ale i tutaj też, no kurczę z jednej
strony bohaterka sypia z prawie obcym facetem i to jest w porządku, a z drugiej
przeszkadza jej, że jest rozwodnikiem, to trąci religijną hipokryzją – czego
nie znoszę. No i jednak ma taki problem, którego ja nie pojmuję, bo moja
rodzina nie jest uzależniona od zdania sąsiadów. Jednak cała ta depresja i
wielki mur, są według mnie sztuczne, schematyczne, ale sztuczne, tak jakby nie
mógł być to związek bez dodatkowych perturbacji, tylko trzeba jakieś
zawirowania stworzyć. Więc bohaterka tworzy problem z kosmosu.
Największą
wadą są liczne dygresje oraz opisy, które zawstydziłyby skrzyżowanie Homera i
Orzeszkowej, ciągną się stronami, nawet jeśli nie wnoszą grama do akcji,
autorka pisze i pisze. A moim zdaniem 350 stron tej książki byłoby w punkt,
bowiem…
Ja
nie zawiodłam się na książce jako na historii. Romans jest naprawdę niezły.
Podoba mi się jak autorka opisuje uczucia, chociaż czasami ten głos w myślach
Julii mógłby zamilknąć, to jednak ogólnie jestem naprawdę zadowolona. Podobało
mi się, tylko, że no właśnie, z tej książki wycięłabym połowę. Byłaby mniej
okazała, ale te motylki nie byłyby tak rozcieńczone. Sądzę, że i autorka się
pogubiła w informacjach, które podaje.
Bynajmniej
nie zapisuję się do grupy hejterek, chociaż z ręką na sercu – były takie
chwile, gdy myślałam, że wypiję cały alkohol jaki mam w domu, ale summa summarum, nie żałuję lektury. Na
początku napisałam, że książka jest jak upływający rok, momentami się ciągnął,
chwilami było nudnie, czasami gnał za szybko, wywoływał odruch walenia głową w
mur, a jednak miał to coś, co sprawiło, że chętnie bym go jeszcze raz przeżyła.
To
może ja już się nie będę zarzekała, że to ostatnia książka w tym roku?
Haha, ten tekst o Grzesiu niosącym piach w dziurawym worku muszę sobie zakonotować ;)
OdpowiedzUsuńZnasz mnie i moje metafory :D
UsuńSzczęśliwego Nowego Roku :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i dla Ciebie również samego dobra!
UsuńMam tę książkę na czytniku i jakoś nie ciągnie mnie do niej po rozczarowaniu serią autorki, jej mega długimi opisami i pisaniu, momentami aby tylko pisać... no nie wiem
OdpowiedzUsuńJak mówią u mnie w domu - próba nie strzelba :D
UsuńFajnie napisałaś o tej książce. Mnie też spodobało się to, że autorka nie odcina bohaterki od jej rodziny - jakakolwiek ona jest. I mi też traciło hipokryzją, że tu śpi z nim na pierwszej randce. Ale dla tak młodej dziewczyny, romans z rozwodnikiem, który posiada dzieci, jest problemem. Ale tego seksu na pierwszej randce jej nie daruję!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ktoś jeszcze pokazuje, że ludzie są związani z rodziną, ale w sposób szczery. No ja jej też nie mogę tego wybaczyć... Dlatego nie do końca ją rozumiem.
UsuńRaczej nie dla mnie, chociaż miałam moment, że kusiły mnie książki tej pisarki. "Czas pokaże" ma dla mnie więcej negatywów niż pozytywów, więc nie planuję tego tytułu szukać. Za dużo tu niedopracowanych elementów, a i główna bohaterka chyba nie zachwyca.
OdpowiedzUsuńNie jest bez wad - to na pewno.... ale w ogólnym rozrachunku nie było tak źle jak się spodziewałam :D
UsuńMyślę, że za dużo zdradzasz z fabuły książki. Napisałaś, że przeszkadzają Ci liczne dygresje w książce, a mnie właśnie przeszkadza duża ilość dygresji w Twojej opinii.
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoją wypowiedź. Przyznam Ci, się, że bałam się, że za bardzo spojleruję, ale bez podania pewnych informacji nie mogłabym rzetelnie o tej książce napisać.
UsuńMyślałam, że dygresje ograniczyłam, natomiast przykro jest mi, że uważasz, że jednak nie ;)
Będę nad tym pracowała.
To chyba pierwsza recenzja, którą czytam i nie została w niej ta książka zrównana z ziemią. Trylogię przeczytałam, podobało mi się, ale można było krócej, gdyż pod koniec już się męczyłam. W dodatku autorka ma tendencję do pokazywania różowo - landrynkowatego świata i to też mnie denerwowało. Nie wiem czy sięgnę po tę pozycję, może kiedyś. ;)
OdpowiedzUsuńBo ja nie lubię równać z ziemią. Gdyby nic mi się nie spodobało, wtedy owszem, napisałabym to szczerze, ale skoro uważam, że były dobre momenty, to też trzeba o tym wspomnieć :)
UsuńWołami by mnie nie już zaciągnęli do tej autorki. Zbyt dobrze pamiętam te męczarnie przy "Alibi..." i drugiej części, jak to ładnie określiłaś: prałam łbem o biurko.
OdpowiedzUsuńDobrze, że każdy ma inny gust :)
UsuńI cieszę się, że jednak nie czytałam tej pierwszej serii ;)
Ja muszę przyznać, że zakochałam się w pierwszych książkach tej autorki. Trylogia o szczęściu mnie urzekła, bo świat wykreowany w tej historii napawa mnie optymizmem. Cieszyłam się, kiedy zobaczyłam, że pani Ania wydaje kolejną powieść. Bez wahania po nią sięgnęłam, jednak zawiodłam się bardzo. Zgadzam się, że w książce są dobre momenty, ale mimo wszystko akcja toczy się jak flaki z olejem. Moim zdaniem główna bohaterka nie ma charakteru, jest mdła i nijaka. Chyba nie chciałabym mieć takiej przyjaciółki. I dziwi mnie bardzo, że taka dziewczyna pozwoliła sobie na romans ze starszym mężczyzną. Ale cóż... Miłość nie wybiera :)
OdpowiedzUsuńPodobno nie wybiera. O Łukaszu - nie wiem czy się ze mną zgodzić, w sumie niewiele wiadomo, dobrze całuje, jest dobrym kochankiem, dobrym lekarzem i ma dobrą opinię, chociażby u szwagra Julii, poznajemy miliard jej przemyśleń a nie poznajemy tego Bohatera Romantycznego. Niestety.
Usuń