Gdy druga część pierwszego tomu kultowych Wykładów z fizyki wpadła w moje ręce, nie mogłam pohamować swej radości. Już w pracy się ze mnie śmieją, gdy zbyt głośno ubolewam nad tym, że Feynman nie żyje, a wyszłabym za niego za mąż, bo kocham go miłością największą. Ucieszyłam się nie tylko dlatego. Otóż ten tom otwierają zagadnienia z optyki, a optyka zaś była w szkole zwykle ostatnim rozdziałem. Pamiętam dużo rysowania, bardzo dużo soczewek, załamań, ale tych załamań światła, akurat zagadnienia z optyki bardzo lubiłam.
Optyka kojarzy mi się również z drugą klasą w liceum, gdy fizykę kończyliśmy, a nasza prof. , która złamawszy rękę, przebywała długo na chorobowym i pojawiła się tylko, by wystawić nam oceny. Aby wyżebrać wyższy stopień lub wyjść z zagrożenia, właśnie trzeba było popisać się wiedzą z optyki. A nasza prof. znana z tego, że uśmiech jej był tym szerszy, im niższą ocenę stawiała, kreśli z kącikami usta od ucha do ucha, czterokartkową pracę (format a4) mojej przyjaciółki. Niemniej ja optykę lubiłam, dlatego z tym większą radością przystąpiłam do lektury niniejszej książki, chociaż umówmy się, znów był lęk i niepewność. A co jeśli nie podołam?
Kultowe dzieło Feynmana jest bardzo wymagające. Umówmy się, nie da się go czytać jednym okiem, przynajmniej laikowi. Trzeba sobie przygotować kawę, kartkę papieru i robić notatki, jeśli chcemy docenić pióro i wiedzę oraz talent dydaktyczny autora, a raczej autorów, bo prócz Feynmana jeszcze dwóch autorów dokłada swoją cegiełkę. Jeśli chcemy po prostu odfajkować dzieło jakiegoś noblisty, może lepiej sięgnąć po Starego człowieka i morze.
Prócz optyki, znajdziemy w tej książce jeszcze dwa ważne działy: termodynamikę i rozdziały o falach. Autor będzie nam przybliżał z jednej strony tak życiowe tematy jak mechanizm działania zębatek, ale również chociażby mechanikę kwantową.
Kiedyś mój kolega zachwalał jeden z podręczników, iż jest tak dobrze napisany, że czyta się jak powieść, wyśmiałam go i zarzuciłam mu, że w swojej katedrze został poddany praniu mózgu. Ja wciąż się bronię przed takimi zabiegami i nie powiem, że Wykłady z fizyki Feynmana czyta się jak powieść, bo tak nie jest. To jest podręcznik, dodatkowo z fizyki, rządzi się swoimi prawami, wymaga maksimum uwagi, ale czyta się go fantastycznie.
Wiem, że wiele osób zmaga się z kompleksem humanisty, to jest mały w szkole problem z fizyką, więc wybrali przedmioty humanistyczne, a to zwykle dlatego, że niestety spotkali na swojej drodze nauczycieli, którzy nie umieli przekazać swojej wiedzy. Feynman ma wiedzę i umie ją przekazać. Sądzę, że wiele osób, które uważają się za ignorantów fizycznych, będą tą książką zachwyceni.
Zachęcam, z całego serca do sięgnięcia po podręczniki Feynmana i do zakochania się w fizyce, a przynajmniej do nawiązania z nią przyjaznych stosunków.
Przyznaję, że fizyka nie była moim ulubionym przedmiotem w szkole :) A te wykłady to kojarzą mi się z "Szóstą klepką" - chyba wiadomo dlaczego :)
OdpowiedzUsuń