Znowu
powtórka, znowu niezawodna Emily Giffin. Sięgnęłam po Coś niebieskiego, bo chciałam sprawdzić, jak odbiorę tę powieść po
latach. W Coś pożyczonego była pustą, durną babą, którą bym roztelepała, wiedziałam, że zmiana nie zaszła zbyt prędko,
jeśli zaszła, a ja z wiekiem tracę tolerancję na głupotę. A jednak,
przeczytałam tę powieść z ogromną przyjemnością i gdy piszę te słowa mam łzy w
oczach. I to nie hormony.
Mówią, że czas leczy rany.Mówią, że lekarstwem na złamane serce jest nowa miłość.Mówią, że wszystko dobre, co się dobrze kończy.
Życie Darcy w jednej chwili rozpada się na drobne kawałeczki. Narzeczony porzuca ją tydzień przed ślubem, na domiar złego odchodzi z jej najlepszą przyjaciółką. Darcy obwinia obydwoje o rozpad swojego związku, choć sama ma romans i spodziewa się dziecka.
Coś niebieskiego
zaczyna się z perspektywy Darcy, tuż po tym ja tak nakryła swojego dopiero co
ex narzeczonego ze swoją najlepszą przyjaciółką. Poznajemy kulisy jej związku z
Marcusem, poznajemy świat w którym żyje Darcy, a uwierzcie mi, że to nie jest
świat normalnych kobiet. Darcy jest wychowana w kulcie piękna, w przekonaniu,
że ładnym wszystko się należy, a piękne kobiety mają świat u swoich stóp. Jej
zainteresowania oscylują wokół mody na budy, płaszcze i ploteczek o rodzinie
królewskiej. Jest płytka, jak kałuża w sierpniu. Darcy reprezentuje typ kobiet
z którymi się nie przyjaźnię, jeżeli znam takie, to trzymam się z daleka,
ewentualnie czasami przysłuchuję się ich wywodom o przewadze dekoltu w serek,
nad dekoltem w łódkę, z fascynacją którą mogę porównać z tą, która towarzyszy
mi obserwacji pracy kolejarzy na dworcu. Ot świat jest pełen rzeczy nie do
pojęcia.
Darcy
przegrywa na całej linii, zostaje sama, w ciąży, musi odegrać się na połowie
świata, więc zadziera kiecę i leci do Londynu, nie przejmując się, że leci do
Ethana, który bardziej przyjaźnił się z Rachel i jest umiarkowanie szczęśliwy
wizytą Darcy. Jednak Darcy ma plan, który skupia się na upolowaniu bogatego i
przystojnego Anglika, który uwolni ją od miana samotnej kobiety w ciąży.
Naprawdę, istnienie takich kobiet, jest dla mnie czymś niesamowitym.
O
jeny, tak ta książka jest tak przewidywalna, że to dla wielu będzie
odrzucające, jest schematyczna, bo kto wierzy, że pusta dziunia o twarzy
modelki zmieni się w babeczkę twardo stąpającą po ziemi. No mnie ciężko w to
uwierzyć. Nie zmienia to faktu, że tę książkę fantastycznie się czytało, jest
wymarzoną powieścią na wakacje, lekka, niezobowiązująca, taka która na końcu
wzruszy i otuli ciepełkiem. Babskie czytadło – tak, ale bardzo dobrej jakości.
Ja
się cieszę, że jeszcze te kilka książek Giffin czeka na mnie! Oczywiście, o ile
wydrę je Mamie, bo ta mi regularnie podkrada, bo też się zachwyca. Mogę wiec dać
słowo, że to nie tylko książka dla pustych siks, ale i starych panien w średnim
wieku, jak również dla matek polek na emeryturze.
Czego
chcieć wiecej?
A pod tym linkiem dostaniecie fragment najnowszej powieści Giffin
"Sto dni po ślubie" Giffin zachwyciło mnie, więc MUSZĘ poznać wszystkie inne powieści, które wyszły spod jej pióra. :)
OdpowiedzUsuńakurat ta, ciągle przede mną :D ale dobrze mi idzie.
UsuńRównież czytałam, ale raczej nie będę robić sobie powtórki, raz mi wystarczy. Masz rację, to takie lekkie, babskie czytadło. :) Ale może skuszę się na tę najnowszą powieść autorki, bo zbiera całkiem niezłe opinie.
OdpowiedzUsuń