Okazuje
się, że upływ lat ma swoje plusy. Nie mogę zaliczyć do nich siwych włosów, kurzych
łapek, bagażu doświadczeń, ale o ironio zaliczam do tych plusów sklerozę.
Pamiętam, gdy pierwszy raz czytałam Cień
wiatru równo dekadę temu, po ostatnim egzaminie na pierwszym roku.
Pochłonęłam tę książkę, chociaż raptem rok wcześniej, gdy królowała we
wszystkich księgarniach, jakoś mnie od siebie odepchnęła. Tymczasem, gdy
pożyczyłam ją z biblioteki i uczyniłam z niej pierwszą wakacyjną lekturę,
porwała mnie do tego stopnia, że nie odłożyłam jej, póki nie skończyłam
ostatniego zdania. Później żałowałam, że lektura już za mną, że już nigdy
więcej tego nie przeżyję i w ankietach typu Którą
książkę chciałabyś przeczytać znowu pierwszy raz odpowiadałam, że właśnie Cień wiatru i proszę, przekorny los
spełnił moje marzenie. Dziesięć lat, tysiące książek, które przewinęły się
przez me ręce, zatarły fabułę powieści Zafona w mojej pamięci, pamiętałam
raptem jakieś urywki, sceny, które mną wstrząsnęły i żeby mi ktoś nóż na aorcie
trzymał, wiele nie pamiętałam, cóż, starość nie radość, ale czasami to dobrze :
D
W letni świt 1945 roku dziesięcioletni Daniel Sempere zostaje zaprowadzony przez ojca, księgarza i antykwariusza, do niezwykłego miejsca w sercu starej Barcelony, które wtajemniczonym znane jest jako Cmentarz Zapomnianych Książek. Zgodnie ze zwyczajem Daniel ma wybrać, kierując się właściwie jedynie intuicją, książkę swego życia. Spośród setek tysięcy tomów wybiera nieznaną sobie powieść „Cień wiatru” niejakiego Juliana Caraxa.
Zauroczony powieścią i zafascynowany jej autorem Daniel usiłuje odnaleźć inne jego książki i odkryć tajemnicę pisarza, nie podejrzewając nawet, iż zaczyna się największa i najbardziej niebezpieczna przygoda jego życia, która da również początek niezwykłym opowieściom, wielkim namiętnościom, przeklętym i tragicznym miłościom rozgrywającym się w cudownej scenerii Barcelony gotyckiej i renesansowej, secesyjnej i powojennej.
Dziesięcioletni
Daniel zostaje zabrany przez ojca do miejsca legendarnego i tajemniczego.
Cmentarz Zapomnianych Książek to taka Arka Noego dla książek. Daniel będąc
małym chłopcem stracił matkę, wychowuje go samotnie ojciec, który zawodowo jest
księgarzem. Zabierając syna na Cmentarz Zapomnianych Książek, chce pokazać mu
nowy sens, odwrócić uwagę chłopca od tęsknoty z matką. Tłumaczy Danielowi
zasady CZK, otóż kto przychodzi tam pierwszy raz, może wybrać sobie jedną
książkę i ta książka określi jego życie, będzie miała na nie przemożny wpływ.
Daniel wyjmuje z labiryntu półek powieść Cień
wiatru pochłania ją jednym tchem. I gdy zachwycony chłopiec chce dowiedzieć
się więcej o autorze, o innych jego książkach, okazuje się, że wszystkie
zniknęły, a autor rozpłynął się w mrokach sekretów i niepamięci. Wszystko to
sportretowane zostało na tle powojennej Barcelony, w Hiszpanii ciągle żyjącej
echami wojny domowej. Miasto pełne panów
w pelerynach i władztwa absolutnego policji. Jedna książka i jej autor,
a raczej determinacja Daniela, by odkryć coś więcej staje się motorem napędowym
akcji oraz budzi demony przeszłości.
Jakiego
ja miałam cykora przed tą powtórką. Niewiele po latach pamiętałam z treści, ale
pamiętałam, że powieść mnie porwała, oczarowała i bałam się czy po tylu latach,
znajdę te emocje. Zwłaszcza, że rzadko się nie rozczarowuję, gdy nastawiam się
na wielkie WoW!
Zaplanowałam
sobie weekend z Zafonem, ale okazało się że to tenis, to rodzina wygrywają, oj
nierówna to rywalizacja, ale ja miałam więcej czasu by wgryzać się w tę
powieść. Poprzednio czytałam ją, jak człowiek pochłania obiad bo dwóch dniach
bez jedzenia, łapczywie, bez smakowania, tym razem smakowałam każdą postać i
wzdrygałam się pod wpływem opisów. Zafon mnie i rozbawił i wstrząsnął. Na
koniec się popłakałam, a że wczoraj popłakałam się na Wymarzonym domu Ani(podczytuję do posiłków), na wiadomościach i
teraz na Zafonie, podejrzewam, że coś ze mną nie tak. Ale uznajmy, że łzy na
Zafonie to zdrowy objaw.
Nie
wiem słuchajcie od czego zacząć… od klimatu? Bohaterów? Miasta? Historii?
Wszystko tak uwodzi i miesza w głowie, że brak mi słów.
Klimat
jest nieziemski, pełen tajemnic, gotycki, wszystko oblepia mgła nieciekawych
dla miasta czasów. Czytelnik ma świadomość bezprawia, samotności, tego że może
zniknąć i nie będzie miał prawa do sprawiedliwości, do pamięci. Klimat łączy
się z miastem i wcale się nie dziwię, że w Barcelonie są trasy, śladami tej
powieści, bo wydaje mi się, że to musi być super tak zobaczyć to, o czym autor
z takim talentem pisze. Sama jakoś nie jestem wielką admiratorką Barcelony, ale
po lekturze Zafona, zawsze chcę tam jechać. Chociaż się boję, bo ten gość potrafi mnie
przestraszyć!!
Bohaterowie,
zapomniałam jak uwielbiałam Fermina, jak cudowny jest ojciec Daniela, jaką
grozę wzbudza Fumero i jak serce mi pęka, gdy czytam o Julianie. Jak wzruszają
mnie losy, prawie wszystkich, bohaterów. Po tym czytaniu, moim bohaterem,
faworytem zostaje barceloński Zagłoba – Fermin, człowiek o trudnym życiu,
złotych ustach i wspaniałym sercu!!!
Mnie
ta książka uwiodła i wzruszyła, pamiętam, że pozostałe tomy aż takiej ekstazy
nie wzbudzały, ale cóż, może po kilku latach? Pamiętam, że trzeci tom czytałam
na wyjeździe na wesele brata. No minęło już trochę!!!
Na
jesieni wychodzi tom czwarty!!!! Więc Was zachęcam, czy to do przypomnienia
sobie tych książek, czy do poznania ich!!! Zafon jest niezrównany!!
"Cień wiatru" -Carlos Ruiz Zafón, tyt. oryginału: La Sombra del Viento, tłumaczyła: Beata Fabjańska-Potapczuk, Carlos Marrodán Casas, liczba stron: 512.
Czytałam dobre kilka lat temu, wspominam bardzo pozytywnie, ale faktycznie też wiele z fabuły już nie pamiętam. Do dobrych książek miło się wraca, dlatego lubię mieć książki na półce na własność, by móc do nich wrócić. Do takiej choćby "Ani z Zielonego wzgórza" wracałam już kilkanaście razy. Myślę, że do Ani jeszcze wrócę, bo to świetny tytuł.
OdpowiedzUsuńA ja nadal tego nie czytałam... Aż głupio przyznać. A co do zapomnięcia fragmentów fabuły - też mi się to zdarza! Śmieszne uczucie, bo czytając przypominam sobie o tym, ale widzę w historii coś zupełnie nowego. Spoglądam na nią z innej perspektywy.
OdpowiedzUsuńJa właśnie przeczytałam Więźnia nieba i rzeczywiscie lektura aż tak bardzo mnie nie porwała, ale była bardzo przyjemna i co najważniejsze nabrałam ogromnej chęci przeczytania jeszcze raz właśnie Cienia wiatru. U mnoe też będzie ponad dekada:) ale wiem też, ze na pewno lektura sprawi mi ogromną radość. I nie mogę się wprost doczekać kiedy będę mogła się delektować każdym słowem.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKocham Zafona klimat, wypożyczyłam z biblioteki i po przeczytaniu wiedziałam, że muszę mieć swój egzemplarz :)
OdpowiedzUsuńPierwszą część pokochałam, następne nie. Co do Ani from Gables to muszę ją ponownie przeczytać, bo działa na mnie kojąco.
OdpowiedzUsuńTeż muszę sobie ją odświeżyć, może już w sierpniu :)
OdpowiedzUsuńCzytałam chyba z 10 lat temu i też mnie zaczarowała. W tym roku jadę do Barcelony, więc powtórka by się przydała :)
OdpowiedzUsuńJak miałam staż w bibliotece, to bibliotekarka mi polecała tę ksiązkę. Też się nad nią rozpływała. Ja nie przeczytałam jej do tej pory. Jakoś nie mam odwagi się za nią zabrać. Czuję przed nią respekt.
OdpowiedzUsuńKsiążka, do której wracam często.
OdpowiedzUsuń