Ach
nie jest lekko. Kiedy pisałam o debiucie literackim Katarzyny Archimowicz, nie
byłam pełna zachwytów, bo dostrzegałam pewne błędy, ale umówmy się, pierwsze
dziecko, nawet literackie jest prototypem i trzeba na drobniejsze potknięcia
przymknąć oko. Niestety już druga książka, W
kolejce po życie okazała się, według mnie, o wiele słabszą, toteż z pewną
dozą leku, zabierałam się do trzeciej książki autorki. Znowu Lubelszczyzna, tym
razem, modny ostatnio literacki Kazimierz. Okładka jeszcze piękniejsza i
fabuła, obiecująca motylki, wzruszenia i naprawdę wspaniałą literacką ucztę. Oczekiwałam,
że przynajmniej będę wiedziała, czy Katarzyna Archimowicz pisze książki dla
mnie, czy poprawiła styl od czasu debiuty, czy wciąż stoi w miejscu.
Warszawska Saska Kępa i piękne plenery Kazimierza Dolnego. Marta, młoda, ambitna kobieta, za nic nie chce powielać losów swoich rodziców i rodzeństwa. Wie, czego chce, i odważnie realizuje plany. Pewnego dnia w jej życiu pojawia się Janusz – mężczyzna, który niebawem ma wziąć ślub… Czy miłość tych dwojga ma szansę na szczęście? I czy zakochana kobieta ma prawo oddzielić ojca od córki?
Nadwiślańskie serca to opowieść o tym, że czasem rzeczy najistotniejsze są tak blisko, że ich nie dostrzegamy. To książka o potędze miłości, również tej dojrzałej, o sile przyjaźni i niepotrzebnych stereotypach.
Janusz
przygotowuje się do ślubu z kobietą z którą od lat żyje w konkubinacie. Gdy się
poznali Dorota już spodziewała się dziecka, ale jej związek się rozpadł, jednak
z uczciwości, czy też z innych powodów nie zdecydowała się na wpisanie Janusza
w dokumentach jako ojca Juli. Dziś wszyscy tworzą w miarę udaną rodzinę.
Rodzice pracują, Julka czuje się kochana. Janusz wyjeżdża na chwilę w rodzinne
strony, do Kazimierza, by pracować i tam na kazimierskim starym mieście widzi
dziewczynę, która wpada mu w oko. No ale cóż, dwa widzenia i wraca do swojej codzienności, jedynie z psem przybłędą. Tajemnicza
dziewczyna to Marta, która przyjechała do rodzinnego miasteczka z chłopakiem na
wesele, właściwie w kontekście dalszej akcji będzie zagadką, dlaczego wzięła
randomowego gościa, dlaczego się wybrała, bo Marta gardzi małomiasteczkowymi
konwenansami i z nikim szczególnie bliskich relacji nie utrzymuje, jeśli chodzi
o rodzinne miasteczko. Bo w Realu ma jedną przyjaciółkę ze studiów, gdyż,
albowiem Marta gardząc stylem życia rodziny, której wystarczy stare auto i
rodzina, chce się wyrwać z prowincji, jedzie do Warszawy i tam ma szczęście, bo
też i jej życie w stolicy, zadaje kłam wszystkiemu o czym słyszeliście, bo Marcie się układa,
jako że ma talent do wszystkiego dorabia sobie non stop, no płaci za zaoczne
studia, ale stać ją na dwupokojowe mieszkanie na Bemowie(wprawdzie wiem, ile
tam kosztują mieszkania, ale akurat ona trafia na właściciela, który ma serce
ze złota a nie z pijawki sączącej pieniądze). Później zaś dziewczyna trafia na
Saską Kępę, a po sąsiedzku mieszka… tak jest!! Facet z Kazimierza, bo
przypadkiem ona też na niego zwróciła
uwagę. I na tym fart się kończy bo facet jak się rzekło jest zajęty i za
chwilę stanie na ślubnym kobiercu… Nim powieść dobiegnie końca nastąpi wiele
zwrotów akcji, trafnych, lub pechowych. A wszystko mniej więcej w przeciągu
roku.
Jeny,
jak dawno nie miałam tak ambiwalentnych uczuć, jeżeli chodzi o książkę. Bo z
jednej strony to był materiał na świetne czytadło, taką lekką opowieść o
miłości, aby rozerwać czytelnika i na pewno znajdą się fani tej powieści, bo to
jest fajny materiał na czytadło, ale mi nie odpowiada styl. Wciąż autorka nie
ociosała swojego stylu pisania, on wciąż jest tak topornie opisowy, czuć
siermiężność, trochę jak w fanfikach, trochę jak w wypracowaniu gimnazjalnym,
co skutkuje książką która ma ponad czterysta stron a akcji właściwej jest
gdzieś na połowę z tego. Dużo wodolejstwa. Trochę zbyt jednostronne opisy, tego
nie lubię, gdy autor chce podkreślić na każdym kroku kto jest w drużynie
dobrych, a kto jest schwarzcharakterem.
Abstrahując
od tych zarzutów, które jednakowoż trochę utrudniły mi lekturę, to było kilka
niezłych momentów, były ciekawe fragmenty z Robertem, z Mateuszem i z Agatą, bo
sorry, ale jeżeli dziewczyna pozwala się obcałowywać facetowi i idzie z nim do
łóżka, gdy poprzedniego wieczora sypiała z kimś innym to wybaczcie, tracę
sympatię do takiej bohaterki i ciężko odbudować mi dobre zdanie o niej. Zresztą
jeśli chodzi o seks w tej książce, to kieruje nim dziwna logika. No ale to
wizja autorki, na szczęście, a nie mój świat.
Nie
mogę powiedzieć, że czytało mi się jednym tchem, że bez problemów i pozytywnie.
Jest to lekka historia, w sam raz na schyłek wakacji i jeżeli poprzednie
powieści Wam się podobały, będziecie zadowoleni. Ja pewnie dam jeszcze autorce
szansę bo jednak Burzany były ciekawie napisane, a i te książkę pewnie bym
inaczej przyjęła, gdybym stosunkowo szybko nie straciła sympatii do głównej
bohaterki. Więc ciężko mi polecać, ale zniechęcać nie będę.
Książka recenzowana dla portalu Duże Ka
Nadwiślańskie serca, Katarzyna Archimowicz, liczba stron: 422
Mimo wszystko mam ochotę na tą lekturę, chyba kusi mnie obraz Kazimierza :)
OdpowiedzUsuń