Nim się obejrzałam, pogodny kwiecień, kwiecień wielkich wiatrow, został zdmuchnięty przez porywy wiatru, co hulają po Podkarpaciu, a jego miejsce zajął jeszcze niezapisany, nasycony zielenią maj. Maj zaczyna się super, bo tygodniem wolnego, więc az mnie nosi, bo tyle książek bym chciała JUŻ czytać, tyle meczy bym chciała oglądnąć. A tu czas jest ograniczony. Trzeba go dzielić między chalturę i ogród. Aby nie powtórzyć niedopatrzenia z ubiegłego tygodnia, postanowiłam od razu podsumować kwiecień, żeby nie wisialo to znowu jak miecz Damoklesa. rozetnijmy ten węzeł Gordyjski, pojdźmy dalej.
Po marcu, który wydał mi się miesiącem stagnacji nastąpił kwiecień z identycznym wynikiem. Zaprezentowałam Wam
szesnaście tekstow o przeczytanych książkach i nie ma co psioczyć, że czegoś tam nie zdązyłam opisać. Tyle jest tekstów, więc przyznaję, że tyle książek przeczytałam. Kilka było zaczętych w poprzednich miesiącach, a niektóre czytałam, ledwo listonosz połozył je na stole. Udało mi się przeczytać jednego
trupa z półki, coś zaniedbałam tę akcję. Dobry to był czytelniczy miesiąc.
Z książek, które chciałabym przypomnieć i zwrócić uwagę, na wyróżnienie zasługuje
Samotnia,
opus magnum, wspaniały portret wiktoriańskiego świata, biurokracji i zwyklych ludzkich losów. Naprawdę polecam!
W kwietniu mieliśmy okazję powrocić do Lipowa, bo wydana została
Nora czyli kolejna czesć serii pióra Kasi Puzyńskiej i chociaż książka zbiera różne opinie, to ja jestem fanką bezkrytyczną.
Elżbieta Rodzeń, zaś również powrócila z książką.
Post factum dowiedziałam się, że miała pokazywać niepelnosprawność, tak nie jest, bo w moim odczuciu to książka o traumie i o zaczynaniu czegoś nowego, gdy życie wmowiło nam, że na nic dobrego nie zasługujemy. Najlepiej sami przeczytajcie, bo już widziałam w sieci opinie, ale świadczące o tym, że ktoś znowu pisze o książce, ktorej chyba w rękach nie miał. Albo miał, żeby przeczytać opis na okladce. Li i jedynie.
Przyciąganie poleca się do czytania.
Jesli zaś chodzi o książkowe zawody. Były dwa takie poważne.
Po pierwsze:
Zostań, a potem walcz, ta książka obiektywnie jest naprawdę niezła, ale autor przyzwyczaił mnie do czegoś więcej niż
nieźle, dlatego zawód tak boli.
Książką, która jest dobra na kaca, bo pokazuje, że można czuć się gorzej był
Testament, tylko że teraz mam mieszane uczucia. Nie jest tajemnicą, że za sprawą pewnego listu otwartego, autor znalazł się pod pręgierzem. Jest bohaterem instastory i wiele osob zaczęło sobie wycierać Mrozem to i owo. Bawią mnie
fani, którzy kiedyś hejtowali za sam brak zachwytu, a teraz są pierwszymi krytykami. Taka jest wierność. więc ja znowu wiadra nieczystości wylewać nie będę. Ksiązka mi się nie podobała, i tyle.
Z innych wieści, kupiłam sobie telewizor i kablówke podłączyłam, co skutkuje tym, że sporo dobrych filmow sobie oglądam leżąc w łóżku. I zarywając noc. Nie taka telewizja zła. Teraz chociaż nie musze toczyć bojów o pilot, tłumaczyć dlaczego Liga Mistrzów to nie są pierdoły, a turnieje z WTA, pomimo dźwięków dochodzących z telewizora nie mają nic wspólnego z pornografią. Z graniem w tenisa dalej cięzko, bo co chcę iść na kort to przez wieś przechodzi orkan. Nakupiłam tez roślin, truskawki już owocują, a cała reszta czeka na wsadzenie.
Oj nudzić się nie będę.
A to przegląd zdjęć z kwietnia!!
A ja dalej nadziwić się nie mogę, że Twoje truskawki już owocują, no i lekko zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńDo telewizora zaczynam również nabierać zazdrości, chociaż mam możliwość oglądać w mym pokoju "zastępczym";)
Wiesz, jak pisałaś o testamencie, to usilnie zastanawiałam się, jaki autor. Ha ha;)
Klarucha na zdjęciu, ma niezbyt szczęśliwy wyraz twarzy :D
Ja ha.
UsuńJakieś wczesne kupiłam.
Jakiż to może być autor... Hmmm
Jak ten kwiecień szybko zleciał !
OdpowiedzUsuńPiorunem
Usuń