Jakiś
czas temu wpadłam na pomysł nowego cyklu słowo na niedzielę nie jest to cykl bardzo regularny bo nie czytam jednej książki
religijnej tygodniowo, ale raz na jakiś czas zbiera mi się w okolicach weekendu
na to by przysiąść nad książką, która ma poprawić stan mojego życia
religijnego. Tym razem padło na książkę, która zdążyła się stać już trupem z półki bo swoje przeleżała,
nawet już kilka razy zmienić miejsce na różnych stosach hańby. Wykorzystałam
ostatni weekend stycznia by sprawdzić, gdzie uplasuje się moja opinia, pomiędzy
zachwytami, czy może przeciwnie. Nie
jestem nie generalizuję i staram się z automatu nie pluć jadem. Komentuję i
oceniam, tak samo księdza, jak i policjanta, lekarza, czy sprzedawcę.
Najpopularniejszym księdzem w ateistycznych Czechach jest Polak. Ksiądz Zbigniew Czendlik przyjechał do Czech w 1992 roku i szybko zdobył wielką popularność. Ugruntowały ją programy telewizyjne, które prowadził oraz książka Postel, hospoda, kostel – co po polsku znaczy: łóżko, knajpa, kościół – w której odpowiadał na pytania Markéty Zahradníkovej. W Czechach książka stała się bestsellerem i zdobyła literackie nagrody.
Na kazaniu ksiądz Zbigniew oznajmia, że Bóg nie jest ciekawy tego, co zrobiliśmy źle – ciekawi go to, co zrobiliśmy dobrze.
Początek pierwszej mszy w niedzielę przesunął z ósmej rano na wpół do dziesiątej. Kobiety protestowały, że nie zdążą ugotować obiadu, ale młodzieży to odpowiadało. („Dla mnie – mówi w książce – to i tak jest wciąż za wcześnie, przecież msza święta jest pamiątką ostatniej wieczerzy, a nie pierwszego śniadania”).
W seminarium nudziło go analizowanie Biblii, zwłaszcza Starego Testamentu. („Do Pisma Świętego podchodzę jak do listu miłosnego. Zachwycam się jego treścią, ale przecież nie będę mu robił sekcji zwłok”).
Lubi szczerość i nieudawanie. A nie przepada za tymi, którzy dążą do świętości. („Zbytnia świętość przeszkadza w rozwoju”). Żartuje, że ten biedny Pan Bóg już nie wie, gdzie się schować przed kimś obsesyjnie dążącym do świętości.
Jego celem jako proboszcza nie jest pełny kościół. („Nie jestem menagerem gwiazdy rocka, żebym napełniał stadiony”). Stawia na jakość relacji z tą nieliczną garstką, która z przekonaniem wierzy.
W niszczejącej części plebani wybudował dom dla rodzin adopcyjnych, które nie miały szans na mieszkanie.
W przeciwieństwie do innych proboszczów ma dodatkowe źródło zarobków w telewizji, prowadzi talk-show. Uważa, że jego popularność służy temu, żeby ludzie go słuchali jako księdza. To, co zarabia, rozdaje potrzebującym. A jeśli coś mu zostanie, kupuje francuską wodę kolońską i sery.
Ksiądz prymas powiedział publicznie, że jeden ksiądz taki jak on, to jeszcze nie jest w Kościele katolickim problem. Byłby, gdyby pojawiło się takich księży dziesięciu.
„Ksiądz Czendlik u nas nie mógłby się zachowywać jak w Czechach. Mam wrażenie, że jest on trochę polskim uchodźcą. Drodzy Czesi, dlaczego nam go nie zwrócicie? Może i ja, który uważam się za niewierzącego, wróciłbym pod jego skrzydłami do Kościoła. Zbigniew Czendlik wywołuje we mnie chęć poszukiwania w Kościele czegoś nowego” – z tekstu Mariusza Szczygła do czeskiego wydania książki Bóg nie jest automatem do kawy.
Zbigniew
Czendlik jest księdzem, który urodził się na Śląsku, a trzy lata po święceniach
został wysłany do Czech, bo tam kryzys powołań. Okazuje się, że stał się tam
celebrytą, trochę z przypadku, ale podobno jest postacią rozpoznawalną. Bóg nie jest automatem do kawy to wywiad
rzeka, o życiu, posłudze, wierze i Kościele. Ksiądz Czendlik bardzo zgadza się
z naukami głoszonymi przez papieża Franciszka, co samo w sobie jest rzadkie, bo
zwykle księża(a i wielu moich ortodoksyjnych znajomych), uważają obecnego
papieża, za piątą kolumnę i heretyka. Księża zaś często podkreślają, że
Franciszek nie zna realiów, że jego słowa są kierowane do duchowieństwa włoskiego/niemieckiego na pewno nie do nas. Świeccy mogą
chwalić papieża Franciszka, ale ksiądz który mówi tak ma rację, dobrze mówi to naprawdę rzadkość. Przynajmniej w moim
otoczeniu. Co możemy wynieść z tej książki?
Moim
zdaniem? Nic. Lwia część książki to wywiad o tym jak żył, jak żyje ksiądz
Czendlik, no niby w porządku, ale ja tego księdza nie znam, nie jestem
człowiekiem, który wtyka nos w cudze życie i naprawdę nie jest to moją sprawą.
Widziałam, gdzieś głosy oburzenia, że ksiądz tak lekko pisze o tym, że Mama
trzymała rodzinę i dzieci twardą ręką. No i jak można o tym tak pisać, akurat
gdyby zakłamywano rzeczywistość to by mnie oburzyło. To o czym mówi ksiądz te
pół wieku temu, a nawet jeszcze dwadzieścia było na porządku dziennym. Oczywiście, to że u niego wywarło to dobry
skutek, on jest za to wdzięczny, ok. ale to tak jak z innym wątkiem, a
mianowicie z chodzeniem do kościoła, bo nie było opcji dyskusji z rodzicami na
ten temat, ksiądz jest za to wdzięczny, ja znam wielu znajomych, którzy latami
ukrywali się przed rodzicami, że niby idą do kościoła a np. stali gdzieś na przystanku.
Itp. Kwestia indywidualna. Co bardziej mi się nie podoba to, ze ksiądz walczy
ze stereotypami, innymi stereotypami. Jest niekonsekwentny a jego rozważania o
wierze są… właściwie nie wiem dla kogo. Bo z jednej strony na początku czytamy,
że takie seminaryjne przedmioty jak nauka o Biblii, czy teologia nie były tymi
do których się przykładał a później mamy różne rozważania na ten temat.
Skutkiem czego mamy opowieści w stylu o długich łyżkach w niebie i w piekle, o
kierowcy pijaku, który sprawiał że wszyscy w autobusie się modlili i dlatego on
trafia do nieba przed proboszczem, który kazaniami usypiał wiernych. Jest to
takie nauczanie infantylne rodem z Mszy dla dzieci, którego już w czasach, gdy
w podstawówce chodziłam na rekolekcje nie tolerowałam i budziły we mnie sprzeciw.
Traf chciał, że w książce znalazłam również omówienie pewnej perykopy o winnicy
i kilku grupach robotników, którym finalnie płaci się tyle samo. Tak jak w Ewangelii,
tak na każdym kazaniu, tak również w tej książce broni się tezy, że to jest
sprawiedliwe i za każdym razem z tym się nie zgadzam i tego nie widzę. Tutaj
ksiądz każe nam patrzeć na to z perspektywy tych którzy pracowali najkrócej, że
dostali tyle samo, co ci co pracowali dłużej, ok. z tej perspektywy to super,
ale dalej nie widzę w tym sprawiedliwości. Owszem, z każdą tych grup właściciel
winnicy się na tyle umówił i zgoda – wywiązał się z danego słowa, godne
pochwały, ale może ktoś z Was wyjaśni mi jakim cudem to, że ci którzy pracowali sześć godzin i ci którzy
pracowali dwie, dostali po tyle samo jest sprawiedliwe. Możliwe, że czytając Biblię
w przekładzie umyka mi określenie które jednak byłoby właściwsze niż niosące
pewną konkretną treść i skojarzenie słowo sprawiedliwe.
I
powiedzmy, że to jeden z tych wątków, gdzie ksiądz Czendlik rzuca jakąś tezą,
no i tak ma być, dla mnie jest za dużo niekonsekwencji, w stylu Kościół musi
odzyskać swoje mienie, bo przecież tyle robi dla nauki, czy opieki nad biednymi
i musi mieć na to kasę, a dwie strony dalej, że to nieprawda że Kościół jest
bogaty, bo może i ma dużo kosztowności, ale tego nie da się spieniężyć i
jeszcze trzeba to utrzymywać. Litościwie
pominę te rozważania o Bogu, miłosierdziu, życiu tym że jak księdzu powinie się
noga to trzeba mu wybaczyć, bo taki jest Kościół i nie skreśla nikogo tak
łatwo, bo jak mąż raz zdradzi to zdrada nie jest wystarczającym powodem do
rozstania!!! Serio? Znam wiele par, które się rozwiodły przez zdradę i uważam,
że nikt nie ma prawa tego oceniać. Powtarzam każdemu, to czy wybaczy się
partnerowi zdradę zależy od osoby zdradzonej i żadnej jej decyzji w tym temacie
nie można krytykować.
Może
i kilka stwierdzeń jakoś do mnie trafiło, ale zasadniczo wszystko utonęło w
morzu banału, oczywistości i wtórności. Nie umniejszam księdza Czendlika,
pewnie jest świetnym duszpasterzem, przybliża Boga ludziom, ale ta książka jest
po prostu kiepska.
*tłumaczyła: Julia Różewicz
Bardzo dobra recenzja Kasiek, i dobry pomysł z tym cyklem. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńJesteś ojcem chrzestnym boś popierał ten pomysl
UsuńKsiądz był u mnie na spotkaniu w bibliotece. Serdeczny, miły, ciekawie się go słuchało. Ale.. dosyć kontrowersyjny, przywiązujący wagę do modnego ubrania, hotelów ze spa czy nie stroniący od alkoholu. Także to postać niejednoznaczna, książkę mam z autografem, ale jeszcze przede mną.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję się do w książce do bycia sybarytą. Nie jest zakonnikiem, ma prawo. Większy problem mam z tym że z tej książki nie wyniosłam głębszych przemyśleń
Usuń