Strony

środa, 16 stycznia 2019

"Wniebowzięte. O stewardesach w PRL-u" - Anna Sulińska [ o tych co mogły się wznieść, ponad ziemię, ponad szarzyznę PRLu]


Postanowiłam trochę przyhamować z kupowaniem nowych książek a zamiast ciągłego napływu nowości czytać coś co kiedyś bardzo chciałam mieć, ale zbierało kurz na półce. W tamtym roku skupiłam się na nabywaniu reportaży, bo polubiłam poznawanie nowej perspektywy. Książki o stewardesach byłam bardzo ciekawa, kuzynka mojej Mamy pracowała w tym zawodzie. Ciotka mieszka daleko dlatego nie miewam okazji porozmawiać z nią osobiście, byłam ciekawa czy znajdę ją na kartach tej książki. Książka nie jest obszerna, czytałam ją szybko, zawiera fotografię i jest taką szybką wycieczką po historii lotnictwa cywilnego od II RP aż do czasów transformacji ustrojowej i początku kapitalizmu. A że Wydawnictwo Czarne to marka, to byłam pełna dobrych przeczuć.








W 1903 roku Orville Wright wzbija się w powietrze maszyną napędzaną silnikiem spalinowym i na nowo definiuje wolność. W 1945 jej smak poznaje w Polsce sześć dziewcząt, dwie dekady później – około dwudziestu. Z każdym rokiem jest ich więcej. Znają języki obce, są młode, piękne i bardzo dobrze wykształcone. Wyjeżdżają na Zachód, kupują modne ubrania, kawior popijają szampanem, podróżują z aktorami, pisarzami, sportowcami. Nocują w najlepszych hotelach, zarabiają w dolarach, chodzą na rauty w ambasadach. I to wszystko w godzinach pracy. Totalna wolność – to daje w PRL-u zawód stewardesy. Zawód, a właściwie zajęcie, jak twierdzą setki zazdrosnych, polegający na tym, by ładnie wyglądać, przejść się po pokładzie i podać kanapki pasażerom.
To wszystko prawda. Częściowa.
Bo bycie stewardesą w PRL-u to także praca po dwanaście godzin na dobę przez niemal trzydzieści dni w tygodniu, konieczność radzenia sobie ze zmęczeniem, z trudnymi pasażerami, z służbami bezpieczeństwa i celnikami, którzy patrzą na ręce, z chorobami, ze strachem o życie swoje i koleżanek. To także codzienne wybory – czy zapisać się do partii, czy dorobić, czyli przemycać, uciec z Polski, czy jednak zostać z rodziną?
Stewardesy pracujące w Polskich Liniach Lotniczych LOT w czasach PRL-u przez lata milczały. Niedoceniane, często pomijane w historii polskiego lotnictwa opowiadają, jak naprawdę wyglądało ich życie. Mówią o marzeniach, wolności, samodzielności i o cenie, jaką musiały za nie zapłacić.


Lotnictwo cywilne i loty komercyjne zaczęły się już w II RP, wtedy nie były powszechne, chociaż władze starały się przyciągać klientów atrakcyjną ceną, szybszą niż koleją podróżą, dotowano te komercyjne loty. Niestety wybuch wojny zahamował rozwój lotnictwa komercyjnego, ale to prędko odrodziło się po wojnie, wtedy mieliśmy tę przewagę, że Polska dysponowała fantastycznymi pilotami, którzy potrafili fenomenalnie latać. Zaczęły pojawiać się w samolotach stewardessy. Werbowano je spośród wykształconych, atrakcyjnych kobiet, liczyło się wszystko pochodzenie, zainteresowania. Kandydatki były poddawane ciężkim próbom łącznie z lotami próbnymi, symulowanymi turbulencjami, w kombinezonach pływały w basenie symulując ratowanie pasażerów w przypadku lądowania na wodzie. Te które zdawały egzamin czekał inny świat, świat wolności zachód. Mogły dorabiać handlem, w każdym mieście kupowało się coś innego, można było kilkoma lotami zrobić na lewo ogromne pieniądze. Za granicą ciągle inwigilowane, mogły oglądać inny świat. Takie loty z kilkudniowym pobytem za granicą to też imprezy, ciekawe spotkania, łyk innego świata.




Autorka; Anna Sulińska próbuje dotrzeć do ówczesnych pracowników LOTu nie jest to łatwe bo wciąż są zamkniętą kastą, niechętnie ujawniają jakieś mniej chwalebne epizody. O ile chętnie opowiadają o decyzji o pójściu do pracy po jakiejś głośnej katastrofie, o tyle opowieści o pokątnym handlu, dorabianiu, imprezkach są raczej pomijane, nie chcą o tym mówić. Dlatego pomimo wielu nowych, ciekawych informacji(jak chociażby informacja o kołyskach dla dzieci podwieszanych do sufitu w samolocie), książka sprawia wrażenie bardzo pobieżnej. Nie winię autorki, po prostu byłe stewardessy nie bardzo chcą o tym opowiadać. Milczą. Zmowa milczenia, pomimo upływu czasu. Autorka nie epatuje dramatem, bo nie rozwodzi się nad katastrofami, nie zniża się do prasy brukowej, pisze taką ugładzoną książkę, która pozostawiła mnie z uczuciem niedosytu. Jest nieźle, ale moim zdaniem mogło być lepiej.

2 komentarze:

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.