Strony

czwartek, 5 kwietnia 2012

"Na fejsie z moim synem" - Janusz Leon Wiśniewski


Powieść zaczyna się od urodzin Hitlera, które właśnie odbywają się w piekle, a później jest już tylko ciekawiej. Znajdziemy tu oryginalne rozważania o pochodzeniu człowieka, o Bogu, sztuce, tajemniczej chemii ludzkich uczuć. Dowiemy się, dlaczego za każdym razem, kiedy jest w Moskwie, Janusz L. Wisniewski odwiedza grob pewnej młodej kobiety... Wiśniewski przedstawia swoją autorską teorie tzw. bogonow, cząsteczek boskich, które współtworzą materie wszechswiata. Wyprowadza traktat o samobojstwie. W magnetyczny sposob opisuje metodę, jaką kochankowie mogą wyekstrahowac z krwi i zobaczyć łączące się łancuchy swoich DNA.

Autor porusza temat swojego życia w Niemczech. "Synuś. Bo Ty Niemcem nigdy nie będziesz, prawda?" - pyta go zza grobu matka. Która, nawiasem mowiżc, w ostatniej chwili nie wsiadła w styczniu 1945 r. na poklad statku Wilhelm Gustloff...

Autor "Bikini" pokazuje tez raczej nieznana do tej pory twarz - krytyka tradycyjnie pojmowanej religijnosci, który zastanawia się czy "nad Bogiem nie istnieje przypadkiem jakiś iBog" i czy "bog nienawidzi kobiet". Wisniewski jest w swojej nowej ksiazce obronca praw kobiet, duze fragmenty "Na fejsie" moglyby z powodzeniem wyjsc spod piora ktorejs z feministek.

Pokazuje tez, jakim cieniem na naszych czasach kłada się reguly koscielne dotyczace zycia seksualnego, przypomina na przykład, ze nie tak dawno "karą za połączenie się męża z małżonką w okresie Wielkiego Postu był cały rok pokutny (chyba że małżonek pijany był, to wtedy o 40 dni karę skracano)". Jednak przede wszystkim, co przyznaje sam pisarz, pytany, skad wziela się ta niezwykle osobista ksiazka, "Na fejsie z moim synem" jest splaceniem dlugu wobec wlasnej matki. Jest zapisem wzajemnej tesknoty, próbą nadrobienia straconego czasu.



Czyżby Wiśniewski pozazdrościł Hołowni i postanowił napisać książkę o sprawach ostatecznych okraszoną informacjami z dziedziny popkultury, zwykłym potocznym językiem. Oraz jak to Wiśniewski ma w zwyczaju zasypując lawiną informacji z genetyki, fizyki, chemii i innych nauk – raczej ścisłych?

Jeśli taki był jego zamysł. To nie wyszedł. Zresztą nie chciałabym przez to porównanie urazić p. Szymona. Który przecież pisze świetnie!

Gdy usłyszałam o tej książce postanowiłam ją przeczytać, zaintrygowała mnie forma. Książka miała być rozmową z matką(nie wiedziałam, że matka jest w piekle). Moi drodzy, być może jestem wypaczona przez naukę języka polskiego i kajam się w tym miejscu, ale uczono mnie, że rozmowa to dialog, rozmawiają minimum dwie osoby. Tymczasem my dostaniemy monolog. Ireana Wiśniewska postanawia napisać do ukochanego syna i powiedzieć mu to czego za życia nie zdążyła(bo jak większość z nas wierzyła, że będzie żyć wiecznie i czasu na takie rozmowy będzie wiele) oraz opowiedzieć to co widziała już po zejściu z tego naszego łez padołu i zakwaterowaniu w piekle.

Nie mogę odmówić autorowi niezłych, rozczulających, wzruszających momentów, które poruszają moje zimne serce. Jednak mam wrażenie, że większość książek autor spisuje po to aby błysnąć wiedzą, jak mawia się w moim środowisku. Dostaniemy wiele tych samych historii o których czytałam w „S@motności”, nieco przerobionych, na pewno to dostrzeżecie i dowiecie się ile z siebie autor dawał bohaterom swoich opowieści. W książce znajdzie się wyobrażenie życia pozagrobowego postaci, które Wiśniewski ceni, lubi, podziwia, których wplatał również w fabułę swoich innych powieści.

Autor stworzył mieszankę, jak się okazuje wybuchową. W tej książce jest wszystko, historia, teologia, podręcznik do nauk którymi autor się zajmuje, biografie ludzi znanych, losy ludzi, którzy po śmierci trafili do piekła(te ziemskie i piekielne). Gdyby autor chociaż minimalnie się ograniczył wtedy książka na pewno byłaby lepsza. W tej formie – w jakiej została wydana sprawia wrażenia książki o wszystkim, ale jednak o niczym.

Wiśniewski ku mojej wielkiej zgrozie idzie w stronę grona autorów, którzy już w książce rozprawiają się z potencjalną krytyką. Jeżeli ktoś śmie krytykować to co pisze, nie dorósł, nie zna się, jest frustratem który sam chce napisać i wydać książkę, ale mu się nie udaje. I ja pisząc te słowa wyładowuję, rzekomo swoje frustracje. Kolejny raz powtórzę nie czuję się niespełnioną pisarką. I nie mam zamiaru chwalić książki, którą pewnie bym rzuciła w kąt, ale że w formie audiobooka przy pracy słuchałam, a i tak osiem godzin miałam co robić, to co szkodziło mi słuchać? Nie podoba mi się, nie mam zamiaru uznać jej za genialne dzieło, nawiązujące do doskonałych surrealistów, którzy malowali absurd farbą, a Wiśniewski czyni to, tylko piórem. Nie lubię absurdu. Nie przepadam za wymyślaniem dziwnych historii, które autora wprawiają w stan nirwany, bo wymyślił coś tak genialnego, czytelników w konsternację bo nie wiedzą(często ) o co chodzi, ale aby nie wyjść na niedouczonych ignorantów przyklaskują i chwalą za nowatorstwo.

Czy przeniesienie zasad współczesnego świata, Europy, Polski do nieba czy piekła jest pomysłem nowym? Nie sądzę. Uwypuklenie tych absurdów również nie jest czymś nowym.

Zresztą czytając – pardon- słuchając – książkę miałam ochotę zakrzyknąć „nihil novi” miałam wrażenie, że o tym wszystkim czytałam, bo chociaż książka miała być czymś nowym „Wiśniewski jakiego nie znacie” to okazała się czymś przeciętnym i oklepanym. Na dodatek z nieuaktualnionymi informacjami ze świata nauki.

Ciężko mi pisać te słowa, bo mimo wszystko z tej książki bije ogromna miłość łącząca syna i matkę, co uczuciem jest szczególnym, świętym i nienaruszalnym. Chociaż Wiśniewski posłużył się postacią Matki(odniosłam takie wrażenie) aby swoje poglądy i teorie przedstawić. Dlatego kobieta bez matury, która cale życie ciężko pracowała(i to nie intelektualnie a fizycznie) posiada wiedzę profesora chemii.

Wielki zawód mi ta książka sprawiła. Chyba wrócę do „Losu powtórzonego” czyli pierwszej książki Wiśniewskiego jakiej czytałam, a w razie niedosytu po „S@motność w sieci” znowu sięgnę, chociaż tam autor wiedzą poszanował.

Niestety „Na fejsie z moim synem” jest zawodem miesiąca. Książka kiepska, kiepskim językiem napisana, ze zbędnymi powtórzeniami i takimiż samymi wulgaryzmami…

Nie mam za to absolutnie żadnych zarzutów jeśli chodzi o audiobooka, świetna pani lektor doskonale oddawała nastrój książki, miły głos, odpowiednia intonacja, wczuwanie się w treść. Brawa dla Pani, która nie pozwoliła mi zasnąć, ale skupiała moją uwagę, przecież nie lektora wina, ze książka cienka…
Absolutnie nie polecam!

22 komentarze:

  1. Nie lubię twórczości tego autora. Po '' Samotności w sieci" wystarczająco się zniechęciłam. Rodzice moi oglądali Kubę Wojewódzkiego i mama bardzo chciała przeczytać tę książkę. Bo podobno taka dobra...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam, że u Kuby była o tej ksiażce mowa. Ale ostatnio wstaję tak rano, że nie chce mi się zarywać nocki na Kubę.

      Usuń
    2. A i ja po wojewódzki nacięłam się tak na grocholi "Zielone drzwi"

      Usuń
  2. Dla mnie istnieje jedna książka tego autora i na więcej nie mam ochoty, za bardzo pozostałymi się zraziłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie istnieją dwie. i jedno opowiadanie z "Zespołów napięć"

      Usuń
  3. Głosy zawodu dobiegają zewsząd, jeśli chodzi o tę książkę. Myślę, że raczej nie sięgnę, JLW stał się w moich oczach pisarzem raczej przeciętnym i to już od dość długiego czasu....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedzie schematem. Po prostu. Ale ta ksiazka zmęczyła mnie strasznie.

      Usuń
  4. Mnie jakoś nie ciągnie do tej książki. Próbowałam z innymi, ale to nie moja bajka...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobra recenzja - szczera, bez owijania w bawełnę i z rzetelnością wykonana :) Gdy tylko przeczytałem opis tej książki, wiedziałem, że to nic dobrego pewnie nie będzie. Nie wiem czemu, ale jakiegoś takiego czuja miałem. Tym bardziej dziękuję za to, że tak się rozprawiłaś z książką. Nie czytałem, więc może się mylę, ale być może mnie tu odrzuciło to, że autor matkę umieszcza w piekle. Z całym szacunkiem, ale jaka by matka nie była, to zawsze należy się jej szacunek i raczej się nie umieszcza w miejscu, gdzie cierpią wszyscy ci, którzy żyli karygodnie i dodatkowo wprost odrzucili Boga. Druga sprawa to taka, że to teologizowanie przypomina mi zabieg biznesowy, dokładnie taki jak we współczesnym kinie: film się sprzeda, jeśli będzie kilka wulgaryzmów, żenujący żart prowadzącego, kilka scen łóżkowych, intryga i happy end.

    PS. Co do Hołowni to on jest nieporównywalny i jedyny taki :) To nasz skarb narody :) Dopiero 3 książkę czytam, ale już jestem pod wrażeniem :)

    Pozdrawiam i mam nadzieję, że nie naplątałem swoim skrótowym pisaniem :)

    dp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnosze wrażenie, że umieszczając swoją matkę w piekle, chce podkreślić niedorzeczność zasad jakimi kieruje się kościół. Wielokrotnie jest podkreślana silna wiara Ireny Wiśniewskiej, ale również jej oburzenie na to jak Bóg postępuje, za boży szowinizm, i wydawanie absurdalnych przykazań i bierność wobec patologii w Kosciele.


      Dokładnie!! Hołownia skarbem narodowym!!

      Usuń
  6. Od książek Wiśniewskiego mnie jakoś odrzuca. Widziałam tylko ekranizację "Samotności w sieci" i raczej nie miałabym ochoty czytać powieści. Zresztą moje koleżanki twierdzą, że Wiśniewski pisze na jedno kopyto, cztery książki z tymi samymi motywami. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie ma co oceniać książki po jej ekranizacji - tak jak nie powinno się oceniać jej po okładce ;)) Akurat ekranizacja "Samotności" moim zdaniem jest kiepska, a powieść wręcz przeciwnie ;) Czasem warto przekonać się na własnej skórze.

      Usuń
    2. Wiem, ze S@motnosć nie wszystkim sie podoba, ale ekranizacja jest wyjątkowo denna książka jest o wiele lepsza!
      A że Wiśniewski pisze na jedno kopyto to inna sprawa

      Usuń
    3. Wiem, że nie powinno się oceniać po ekranizacji, ale jakoś w ogóle nie mam ochoty na twórczość Wiśniewskiego. Może kiedyś się przełamię :)

      Usuń
  7. Wiśniewskiego bardzo lubię - właśnie za "S@motność w sieci" i "Los powtórzony" najbardziej. I szczerze przyznam, że od początku mam do recenzowanej przez Ciebie książki jakąś taką awersję. Boję się, że to nie będzie ten "mój" Wiśniewski, którego tak polubiłam, a czytając Twoją opinię mam wrażenie, że moje obawy jednak najpewniej się spełnią :(

    "Nie lubię absurdu. Nie przepadam za wymyślaniem dziwnych historii, które autora wprawiają w stan nirwany, bo wymyślił coś tak genialnego, czytelników w konsternację bo nie wiedzą(często ) o co chodzi, ale aby nie wyjść na niedouczonych ignorantów przyklaskują i chwalą za nowatorstwo." < a temu, co tutaj napisałaś z wielką chęcią przyklasnę, bo się zgadzam w 100%. Świetnie oddaje to moje odczucia po lekturze "Tak jest dobrze" Twardocha, którą miałam wątpliwą przyjemność przeczytać.

    Wracając do "Na fejsie w moim synem" to chyba sobie odpuszczę. Nie przemawiają do mnie taki lektury, o których wspomniałam (przytaczając Ciebie) ciut wyżej. Ja jestem prosta baba i chyba potrzebuję czegoś, co przemówi i do mojej psychiki, i do duszy i do emocji w prosty, acz dobitny sposób ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba rozumiem co masz na myśli, bo przemawiają do nas podobne kwestie. W tej ksiażce tego nie ma....

      Jest szpan, i modny tak ostatnio antyklerykalizm.

      Usuń
  8. Raczej odpuszczę sobie tę książkę. Twoja recenzja specjalnie mnie nie zachęca, a poza tym nie jestem specjalna fanką autora. Raczej za nim nie przepadam. Czytałam "S@motność w sieci" i "Bikini". Pierwsza pozycja nie była tragiczna, ale nie podobała mi się specjalnie. Co zaś do drugiej, to jak dla mnie kompletna klapa. Jakoś nie mogę strawić stylu autora i w ogóle, więc po "Na fejsie..." raczej nie sięgnę. W każdym razie nieprędko. :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Raczej się nie skuszę. Jakoś nie mam chęci na taką tematykę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam na liście do przeczytania, ale chyba w najbliższym czasie sobie daruję. Przyznam bez bicia, że S@motności nie czytałam, oczywiście mam zamiar to nadrobić, ale na fejsie z moim synem mnie jakoś nie przekonuje.

    OdpowiedzUsuń
  11. Niedawno czytałam tę książkę i mam dokładnie takie same odczucia jak Ty - dla mnie to książka o wszystkim i o niczym, gniot. Też zdecydowanie nie polecam.

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja czytałam bardzo pozytywne recenzje. No to teraz się zastanowię trzy razy, czy warto poświęcić jej czas.

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.