Strony

środa, 5 grudnia 2012

Amor vincit omnia - odsłona trzecia


Prawie zapomniałam, że dziś środa. Zapomniałam się przez lekturę świetnej książki. Mam nadzieję, że recenzja jeszcze dziś.
Samopoczucie wciąż mam fatalne, dziś chyba był kryzys, obym wyszła z niego zwycięsko, zresztą już powoli się wygrzebuję, po fatalnym poranku przyszedł naprawdę niezły wieczór. Wciąż proszę o kciuki – oby obyło się bez antybiotyku.

Chcę Wam przedstawić kolejną legendarną parę i jak to mam w zwyczaju – nie będzie happy endu. Ciekawa jestem co by powiedział psycholog na fakt, iż zaczytuję się raczej w nieszczęśliwych historiach miłosnych.  Pewnie wynalazłby jakieś świństwa :P Prawda jest taka – niektóre historie stają się nieśmiertelne, właśnie przez brak szczęśliwego zakończenia. Gdyby na samym końcu leciało konfetti, byłby banał. A tak, my beznadziejnie zanurzeni w książkach, rozgryzamy te opowieści, szukamy niuansów, gdybamy. Rozkładamy na czynniki pierwsze. Ja to uwielbiam : )

Rhett Butler i Scarlett O`Hara


Chyba nie ma osoby, która nie znałaby tej historii, czy to z książki, czy z ekranu. Oczywiście film jest uboższy od książki, wiele wątków pomija, skraca, jeden nawet poważnie zmienia. Ale film rządzi się swoimi prawami i mimo swoich braków film zdominował wyobraźnię rzesz czytelników. Trudno sobie wyobrazić bohaterów o innych twarzach, niż aktorów z ekranizacji z lat trzydziestych. Ale ładne buzie nic by nie zdziałały, gdyby nie genialna historia Margaret Mitchell, która napisała piękny romans osadzony w burzliwych czasach. Nic tak nie dodaje dramatyzmu miłości jak wojna w tle.

Jak zaczyna się  ta historia? W sumie banalnie, od niechęci. Scarlett pierwszy raz widzi Rhetta, gdy przybywa do Dwunastu Dębów, aby oczarować Ashleya w którym się kocha. Rhettowi towarzyszy nuta skandalu, podobno skompromitował się z jakąś młodą damą, zastrzelił jej brata, który wyzwał go na pojedynek. Wiadomo, że panny kochają skandalistów, ale Scarlett nie w głowie wtedy miała obcego nieznajomego. Ona musiała zdobyć swojego Ashleya, ten początek pokazuje jak będzie wyglądać cała znajomość Rhetta i Scarlett, zawsze na pierwszym planie będzie dla niej Ashley. Zaś Rhett będzie rozbawiony zachowaniem Scarlett, zachwycony jej spontanicznością i tym, jak uparcie dąży do celu. Los postanowił połączyć Scarlett i Rhetta w sposób złośliwy i kapryśny. Rhett jest świadkiem wyznania Scarlett, która mówi Ashleyowi, jak bardzo go kocha, że chce z nim być i nawet chce z nim uciec. Ashley przyznaje, że tez kocha dziewczynę, ale ponieważ związany jest słowem z inną kobietą, niestety ich uczucie nie może być spełnione. Scarlett z gorącą irlandzką krwią, reaguje bardzo impulsywnie, są krzyki, wyzwiska, tego wszystkiego świadkiem mimowolnym jest Rhett. Zamiast dyskretnie ukryć swą obecność, Rhett daje wyraz swemu rozbawieniu co wprawia w zakłopotanie dziewczynę, której duma została zraniona. Zaczyna się z przytupem. A później jest tylko lepiej.
Scarlett na złość wszystkim wychodzi za Karolka – brata Melanii, która dla odmiany wychodzi za Ashleya, niestety trwa wojna i Scarlett zostaje wdową tak szybko jak szybko została mężatką. Paradoksalnie wydarzenie, które miało skończyć jej życie towarzyskie, staje się przepustką do nowego życia w buzującej życiem Atlancie. Tam znowu spotyka Rhetta.
Rhett pomaga skrępowanej konwenansami dziewczynie, realizować pasje, spełniać marzenia, żyć pełną piersią… czytelnik długo, może jedynie podejrzewać dlaczego to robi. Scarlett, przez cały czas kocha Ashleya, jest przy tym bardzo zadufana w sobie i bezwzględna, podejrzewa, że Rhett mógł się w niej zakochać, ale mężczyzna wyśmiewa jej podejrzenia. I taka zabawa w kotka i myszkę będzie trwała.
Nie chcę streszczać trzech tomów powieści, bo to nie jest celem tej opowieści. Chcę opowiedzieć, dlaczego ja tak często czytam „Przeminęło z wiatrem”, a czytając każdorazowo mam nadzieję, że pewna scena zostanie rozegrana inaczej.
Cała akcja nabiera rumieńców, gdy Scarlett w oczach niektórych kompromituje się z Ashleyem, Rhett, dla dobra córki zmusza żonę aby poszła na przyjecie-niespodziankę, z którego – wedle wszelkiego rachunku prawdopodobieństwa – będzie wyproszona. To w noc po przyjęciu ma miejsce jedna z bardziej wzruszających scen. Rhett po raz pierwszy mówi tak pięknie o swoich uczuciach, nie ogranicza się do jednego zdania, alkohol rozwiązuje mu język i mówi, mówi…
Później zanosi swoją żonę na górę do sypialni, aby wybić jej z głowy Ashleya, następnie umyka jak spłoszony złodziej. Wtedy pojednanie małżonków i happy end są najbliżej. Za każdym razem, gdy czytam, mam nadzieję, że tym razem, któreś złamie swoją dumę, że zrobi krok, da znak, żeby nie pogłębiać tej przepaści, aby nie ranić się wzajemnie wciąż i wciąż. Niestety. Gdy Scarlett podejmuje decyzję, doznając uprzednio iluminacji, jest już za późno. Rhett jest zmęczony zabieganiem o jej serce. Odchodzi.

W tej książce mamy materiał na związek idealny, albo na najgorszy z możliwych. To zależy od nas, naszego podejścia.  Bo musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy dobry związek to taki w którym oni wiedzą o sobie wszystko, znają najmroczniejsze sekrety, najciemniejsze strony charakteru.

Czy prawdziwa miłość może się skonczyć? Może się wyczerpać? Przecież jedną z cech miłości jest to, że nigdy nie ustaje. Więc jak mogła skończyć się miłość Rhetta, czy może on źle się wyraził?
Mitchell zostawia nas bez szczęśliwego zakończenia, możemy gdybać ile wlezie, czy Rhett dotrzyma słowa i zacznie nowe życie bez panny O`Hara, a może jak zwykle Scarlett dopnie swego? Kontynuacja powieści, każe nam wierzyć, ze po przejściach jednak będą razem. Ale ostrzegam, kontynuacja jest na bardzo niskim poziomie. Bohaterów nie łaczy z pierwowzorami nic, tylko imiona.

Ciężko pisać o Scarlett i Rhecie jak o parze, bowiem przez większą część powieści to Rhett zabiega o Scarlett, ta zaś jest zaślepiona i uparcie goni za facetem, który nigdy jej nie zrozumie i nie pokocha taką jaką jest, jeśli by ją poznał, nigdy by jej nie kochał i nie rozumiał, może nawet nią gardził. Ale my baby jesteśmy uparte w swej głupocie, lekceważymy to co ważne, gonimy za imaginacją, za mrzonką… i w głupi sposób zaprzepaszczamy szansę na szczęście. A sam facet niewiele może.
Rhett z całą swoją potęgą uczucia, nie był w stanie przekonać Scarlett, że to on jest jej przeznaczeniem. Chociaż Rhett jest fantastycznym facetem, z ogromnymi wadami, ale te wady są raczej wynikiem odrzucenia, nieodwzajemnionej miłości, powodującej frustrację, nie świadczą o tym, że jest złym człowiekiem. Rhett mimo swojej pozycji, jest bardzo nieszczęśliwym człowiekiem.

Naprawdę za każdym razem ta historia mnie wzrusza, wzrusza i wywołuje refleksję nad swoim zyciem, bo tak łatwo jest przegapić najważniejszy element układanki naszego życia, który mamy pod ręką, ale my szukamy daleko i na własne życzenie partolimy sobie życie…

A jakie refleksje w Was wzbudzała historia z „Przeminęło z wiatrem”, równie burzliwe?
Ja opisałam je bardzo słabo, wybaczcie, nie jestem w pełni władz umysłowych. Ale mimo wszystko proszę Was o to, abyście podzielili się ze mną refleksjami o tej parze, nieważne czy w wersji filmowej, czy książkowej, ja w zamian za to obiecuję w przyszłym tygodniu pochylić się nad parą z happy Endem, żeby nie było tak smętnie ;)






* zdjęcia nie są moją własnością, nie roszczę sobie do nich żadnych praw. Zostały znalezione w sieci, jeśli jesteś właścicielem i nie życzysz sobie, abym z nich korzystała - napisz!

5 komentarzy:

  1. Burzliwe, oj, burzliwe. Przy końcu byłam niesamowicie sfrustrowana i smutna. Biedny Rett! Biedny ideał faceta. Scarlett też biedna, bo mimo że charakterek miała chwilami okropny, to ją lubię. Umiała się kobieta poświęcić. I z tymi swoimi wadami była urocza.
    Refleksje miałam podobne do Ciebie. Niestety czasem nie zauważamy, że prawdziwe szczęście jest tuż obok nas. Wymyślamy sobie, idealizujemy, kochamy ułudę. Smutne, ale ze Scarlett na mogłoby się utożsamić tysiące ludzi.
    Ale mimo że ta historia jest dość okrutna (ja lubię happy endy, szczególnie gdy bohaterowie są kochani ;D), to uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Jedna z moich najulubieńszych książek!

    Otrząsaj się, moja droga i zacznij żyć! Chandro, kryzysie, sio!
    Ściskam, yyy... siostro? :P

    (Kupiłam dzisiaj najnowszą książkę Szymusia! A widzę, że długo ją czytasz... Dobra jest? ;D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wisi na liście czytanych, a już chwilę jej nie ruszałam, leży w którejś torbie. Specyficzna jest, przyjmijmy, że się delektuję ;)


      A z chandry to ja na dłuższą metę nigdy chyba nie wyjdę. Taka Scarlett ze mnie ;)

      Usuń
  2. Tak! Tak! Tak!
    Zdecydowanie burzliwe! I ten fragment, gdy już, już prawie się godzą... Zawsze wtedy mam ochotę udusić jedno lub drugie (albo oboje na raz). A końcówka? Matko, nawet gdy nie czytam, tylko sobie przypominam, płakać mi się chce.
    Kontynuacja... No nie przebrnęłam! Masz rację, bohaterowie tylko z imienia podobni. Scarlett o ile u Mitchell wyniosła, nawet gdy Rett ją rzucał umiała z podniesionym czołem wszystko przyjąć, teraz się płaszczy? I to przed kim! Jakimś cudownym bohaterem, strasznie bezbarwnym i wyniosłym, skaczącym przy mamusi i flirtującym ze starymi babami. Okropność, ja dziękuję za coś takiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scarlett nawet w finalnej fazie się nie płaszczyła, to co Pani Ripley zrobiła z bohaterami to zbrodnia!! Ale bywa... co my możemy :( no możemy nie sięgać po kiepskie namiastki doskonałych powieści. Wolę mieć nadzieję, że oni się zeszli, ale w godny sposób. Z charakterem, a nie tak - nijak.

      Usuń
    2. Zdecydowanie. Przetrawiłam jakieś 100 stron pani Ripley, zajrzałam na koniec, gdzie i tak autorka ma nadzieję, że nie słychać wahania w głosie Scarlett... I jednak sama wolę sobie wymyślać zakończenie. Ale przecież nikt nie oczekiwał, że Ripley dorówna Mitchell.

      Usuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.