Jako zastępca prokuratora Nina Frost prowadzi postępowania w najtrudniejszych sprawach dotyczących przemocy wobec dzieci. Nieraz przeżywa frustrację, gdy sprawcom udaje się wykorzystać luki prawne i uniknąć kary. Wie z doświadczenia, że aby skutecznie poruszać się po tym polu minowym, musi okazywać współczucie ofiarom, zaciekle walczyć o sprawiedliwość, ale jednocześnie zachowywać dystans.
Kiedy jednak Nina i jej mąż odkrywają, że ich pięcioletni syn, Nathaniel, padł ofiarą molestowania seksualnego, o żadnym dystansie nie może być już mowy. Nagle bariera między życiem zawodowym a prywatnym całkowicie znika to, co do tej pory wydawało się proste i oczywiste, ulega całkowitemu przewartościowaniu. Nina zdaje sobie sprawę, że w sądach trudno będzie uzyskać zadośćuczynienie za krzywdę, jaka spotkała Nathaniela. Ogarnięta rozpaczą i niepohamowanym gniewem, rozpętuje wojnę, w której może stracić wszystko, co dla niej najcenniejsze.
Strony
▼
niedziela, 26 kwietnia 2009
W imię miłości
Książka autorki, którą znam. Która pisze o sprawach trudnych i bolesnych. I taka też jest i ta książka, książka która nie zapowiada happy endu, bo w takiej sytuacji być go nie może. Książka o tragedi, życiowych wyborach i o zyciowych sytuacjach, które nasze życie obracają w perzynę
środa, 22 kwietnia 2009
Bach-moja miłość
Nie od dziś lubię muzykę poważną a z muzyki poważnej czcią niemalżę dażę niemieckich muzyków.
Niemiecka muzyka klasyczna to jest to! przestrzenie, podniosłość i coś na kształt katharsis dla mnie różni się od frywolnej muzyki włoskiej..
zresztą co ja mówię, muzykę niemiecką od włoskiej się odróżnia na słuch, tak jak odróżnia się Bacha od Mozarta.... instynktownie.
jako, ze wczoraj był Cud w Madrycie to teraz słucham sobie Mszy w h-moll.
coś niesamowitego. ten nastrój.
Czytste klasyczne piękno przed którym każdy chyba musi chylić czoło...
wtorek, 21 kwietnia 2009
Optymista w Andaluzji
Z przerwą na coś innego skończyłam "Jeżdżąc po cytrynach.Optymista w Andaluzji" książka jest niesamowicie ciepła, czułam niemalże promienie hiszpańskiego słońca na skórze, niemalze wszystko widziałam, czułam i udzielała mi się pogoda ducha autora. Książka, nie rości do miana podręcznika wyższej filozofii prosta opowieść o ucieczce od cywilizacji i spotkaniach... w książce jest dużo spotkań, poznajemy wielu ludzi, którzy wnoszą wiele ciekawych postaw.
Czytało się fenomenalnie, az sama mam ochotę rzucić wszystko w cholerę i zrobić jak autor....
Czytało się fenomenalnie, az sama mam ochotę rzucić wszystko w cholerę i zrobić jak autor....
poniedziałek, 20 kwietnia 2009
Padre Iker
Nie mogłam się powstrzymac...tak na dobry początek tygodnia
Padre Iker xD
To tak w przerwie między pisaniem, arcy genialnej pracy i nauką....
odkryłam nowego wokalistę... Axel się zwie, więcej napiszę, jak dłużej posłucham, jak na początek słucha się dobrze :)
Padre Iker xD
To tak w przerwie między pisaniem, arcy genialnej pracy i nauką....
odkryłam nowego wokalistę... Axel się zwie, więcej napiszę, jak dłużej posłucham, jak na początek słucha się dobrze :)
niedziela, 19 kwietnia 2009
muzyka nie z dzisiejszego dnia
Słucham muzyki, ogólnie dużo, bo gdy wstaję, jadę autobusem, gdy idę na przystanek i na nim stoję. Gdy łaże po mieście, po wsi, idę i wracam z meczu.
Do niedawna dominowała stale muzyka hiszpańska. DO zeszłego tygodnia... złapała mnie faza na polską poezję śpiewaną i muzykę epoki młodości moich rodziców, czyli Czerwone Gitary.
I kurczę to są brzmienia.
Uwielbiam głos Grzegorza Turnaua, sposób w jaki nim operuje, modeluje to jest wyższa szkoła magii.
Dody pokolenie moich wnuków nie będzie pamiętać, bo prawdopodobnie już niedługo rozpłynie się ona w niepamięci, ale takich artystów, nie błaznów, ale prawdziwych artystów, będzie się słuchało z taką samo przyjemnością jak teraz i lat temu xx nawet za lat dwadzieścia...
dziękuję ;)
sobota, 18 kwietnia 2009
Generał Nil
Jako historyk pasjonat nie mogłam nie pójść na ten film. Ba nawet szarpnęłam się na premierę... Tydzień wczesniej przeczytałam artykuł o genereale Fieldorfa w Focusie Historii, artykuł mnie zainteresował a po oglądnięciu zwiastunów(święta i dużo TV xD ) zdecydowałąm się pójść. Bo film zapowiadał się interesująco
Historia generała Augusta Emila Fieldorfa (pseudonim „Nil”), który, jako dowódca Dywersji AK kierował najważniejszymi akcjami w okupowanej w czasie II Wojny Światowej Warszawie. Dowodził m.in. zamachem na kata Warszawy, generała SS Franza Kutscherę. Niemcy bali się go jak ognia.
Generał August Emil Fieldorf, pseudonim „Nil”, był dowódcą Kierownictwa Dywersji AK oraz zastępcą dowódcy Armii Krajowej podczas okupacji niemieckiej, stał także na czele organizacji NIE, przygotowanej do czynnego sprzeciwu wobec powojennego okupanta sowieckiego. Po wojnie i zesłaniu na Syberię, Fieldorf zmuszony jest podjąć grę z Urzędem Bezpieczeństwa. W filmie ukazano brawurowe sceny słynnej akcji AK, w której zlikwidowano dowódcę SS – Franza Kutscherę, jak również z wielką dozą realizmu pokazano okrutne metody przesłuchań i wymuszania zeznań na więźniach Urzędu Bezpieczeństwa.
Noto teraz moje wrażenia.
Film zaczyna się sceną przedstawiającą groźną Syberię, połącie ośnieżonego lasu, i jadący pociąg, w pociągu męzczyzna. Oczywiście nie jeden. Wielu mężczyzn. Z późniejszej akcji dowiadujemy się, że pociąg wiezie do Polski powracających z Syberii zesłańców. Wśród nich jest właśnie starszy, wyniszczony mężczyzna. Nazywany przez pewnego chlopca "WUjkiem Walentym" okazuje się, że to gen Fieldorf "Nil" reżyser poprzez retrospekcje pokazuje nam m.in przygotowanie do zamachu na Kata Warszawy i sam zamach. I przyczepie się do tych terospekcji. Moim zdaniem są zrobione na totalne odwal się... zdaję sobie sprawę, że nie wiem, że są to takie przebłyski wspomnień generała, ale jak na mój gust można było się bardziej przyłożyć. Sama scena "planowania" jeżeli tak można nazwać narysowanie kilku kresek... nie wiem jak dokładnie wygląda planowanie egzekucji SSmana, ale jeżeli tak łątwo to szło to dziwię się, że nie wybiliśmy w Polsce całego SS. Historia została bardzo po macoszemu potraktowana, chyba z założenia jest to jednak film, dla tych co minimalnie chociaż znają realia wojenne i tuż powojenne.
Potem losy bohatera pokazane są już po wojnie, próba odnalezienia się w POlsce pod rządami komunistów. Niektóe sceny są szalenie przejmujące. Np scena tuż przed wyprowadzeniem na egzekucję Generała. Czy Obraz świadka zeznajacego po "delikatnej perswazji"
Nie podobałą mi się Anna Cieślak, bop moim zdaniem jest drewniana i sztuczna jak PCV,a le to moje zdanie prywatne jest...
Muzyka świetnie uzupełniała to co siędzieje na ekranie, tak, ze się aż popłakałam. Głupia idiotka.
Póście na film polecam. Jak najbardziej, nie jest to moze coś za co dostaje się Oskara, ale bądź co bądź to kawałek historii Naszej.
środa, 15 kwietnia 2009
Exegi monumentum aere perennius
Stawiłem sobie pomnik trwalszy niż ze spiży.
Od królewskich piramid sięgający wyżej;
Ani go deszcz trawiący, ani Akwilony
Nie pożyją bezsilne, ni lat niezliczony
Szereg, ni czas lecący w wieczności otchłanie.
Nie wszystek umrę, wiele ze mnie tu zostanie
Poza grobem. Potomną sławą zawsze młody,
Róść ja dopóty będę, dopóki na schody
Kapitolu z westalką cichą kapłan kroczy.
Gdzie z szumem się Aufidus rozhukany toczy,
Gdzie Daunus w suchym kraju rządził polne ludy,
Tam o mnie mówić będą, że ja, niski wprzódy,
Na wyżyny się wzbiłem i żem przeniósł pierwszy
Do narodu Italów rytm eolskich wierszy.
Melpomeno, weź chlubę, co z zasługi rośnie,
I delfickim wawrzynem wieńcz mi skroń radośnie.
Wolałam orginał łąciński. No i i czytałam pierwszy raz ten wiersz w innym przekładznie,a jak pierwszy raz przeczytam coś i mi przypadnie do gustu to potem inna wresja mnie kłuje. ostro...
Jestem dzis w podłym nastroju bardzo
poniedziałek, 13 kwietnia 2009
Sissi
Jak większość pierwszy raz z postacią Cesarzowej zetknęłam się oglądając jako dziecko trylogię z Romy Schneider,jakieś dwa lata temu oglądnęlam pierwszy raz "Zbuntowaną Cesarzową" przepaść ogromna, a jeszcze większa jeśli się dwa filmy porówna do znanych historykom faktów, była piękna, hipnotyzująca wręcz i nieszczęśliwa. Przez całe życie egoistycznie uciekała od.. życia, obowiązków. Często bywa porównywana do Diany., czy też raczej Diana do niej. Są pewne analogie nie da się ukryć, ale istnieje wiele rozbiezności.
Ciezko oceniac Elżbietę Bawarską, bo cięzko wczuć się w sytuację kobiety, któa ma wszystko a dusi się etykietą.
W każdym razie ucieczka wydaje się najmniej dobrym wyjściem. Uciec jest zawsze najłątwiej, a przecież to nie było novum. Kobiety w tamtych czasach były wydawane za mąż bez własnej zgody musiały znosić sw2oich męzów, którzy niekoniecznie dbali o nie, a jest wiele historycznych dowodów, że Franiciszek kochał Sisi. Prawdziwie...
Dlatego im dłuzej o tym myślę tym mniej współczuję Sissi, o wiele gorzej miałą jej młodsza siostra Zofia, która została wydana z mąż wbrew własnej woli, bo mężczyzna, którego kcohała był z innej warstwy społęcznej. I ona nie uciekała, musiała znosić swój los, rodzić i wychować dwójkę jego dzieci, znosić to, że mąż zrobił z jej przyjaciółki-dwórki kochankę aż w końcu zamknął żonę w szpitalu dla dewiantów.
Uciec jest zawsze najłatwiej, najłatwiej jest się skarżyć.
Chociaż faktem jest, że nad ich rodziną wisiała chyba jakaś klątwa, gdy patrzę na zdjęcia wszystkich sióstr i kojarzę fakty historyczne to mi ich najzwyczajniej żal, każda jedna zrobiła świetną partię i każda jedna była nieszczęśliwa...
A film jest moim zdaniem porazką. Aktorka zupełnie nie pasuje do roli Sisi, która była piękną, dystyngowaną kobietą, zaś w tym filmie wygląda po prostu wulgarnie. Prawda historyczna jest nagięta do ostatecznych granic. Wycięto resztę dzieci cesarskiej pary... no jasne... Sissi miała być idealną kobietą, którą uwierał dwór, zaś matka, która opuszczała swoje dzieci na pół roku troszkę nie pasowała do schematu., Nie było nawet Marii Waleri, ukochanej córki cesarzowje. A wątek Rudolfa stracił na usunięciu Gizeli z którą podobno miał doskonały kontakt. Jest wspomniana tylko zmarła we wczesnym dziedziństwiedziewczynka, ale chyba nawet bez podawania imienia.
Wprowadzono zaś Ryszarda jakiegoś niewiadomo skąd wziętego ukochanego Sissi o którym historycy nic nie wspominają. Romans Cesarza z aktorką też nie jest niczym potwierdzony i leży li i jedynie w sferze domysłów.
I chyba najbardziej bliska prawdy jest scena śmierci....najbardziej poruszająca, bo resztę wątków potraktowano strasznie pomacoszemu. Może i lepiej.... bo skoro wątek małżeństwa Rudolfa(jego żonę widać przez jakieś 10 sekund), jego romanse, sprawę z Marią Vesterą, mieliby potraktować tak jak resztą wątków, to lepiej, że sie nie wgłębiali....
Ciezko oceniac Elżbietę Bawarską, bo cięzko wczuć się w sytuację kobiety, któa ma wszystko a dusi się etykietą.
W każdym razie ucieczka wydaje się najmniej dobrym wyjściem. Uciec jest zawsze najłątwiej, a przecież to nie było novum. Kobiety w tamtych czasach były wydawane za mąż bez własnej zgody musiały znosić sw2oich męzów, którzy niekoniecznie dbali o nie, a jest wiele historycznych dowodów, że Franiciszek kochał Sisi. Prawdziwie...
Dlatego im dłuzej o tym myślę tym mniej współczuję Sissi, o wiele gorzej miałą jej młodsza siostra Zofia, która została wydana z mąż wbrew własnej woli, bo mężczyzna, którego kcohała był z innej warstwy społęcznej. I ona nie uciekała, musiała znosić swój los, rodzić i wychować dwójkę jego dzieci, znosić to, że mąż zrobił z jej przyjaciółki-dwórki kochankę aż w końcu zamknął żonę w szpitalu dla dewiantów.
Uciec jest zawsze najłatwiej, najłatwiej jest się skarżyć.
Chociaż faktem jest, że nad ich rodziną wisiała chyba jakaś klątwa, gdy patrzę na zdjęcia wszystkich sióstr i kojarzę fakty historyczne to mi ich najzwyczajniej żal, każda jedna zrobiła świetną partię i każda jedna była nieszczęśliwa...
A film jest moim zdaniem porazką. Aktorka zupełnie nie pasuje do roli Sisi, która była piękną, dystyngowaną kobietą, zaś w tym filmie wygląda po prostu wulgarnie. Prawda historyczna jest nagięta do ostatecznych granic. Wycięto resztę dzieci cesarskiej pary... no jasne... Sissi miała być idealną kobietą, którą uwierał dwór, zaś matka, która opuszczała swoje dzieci na pół roku troszkę nie pasowała do schematu., Nie było nawet Marii Waleri, ukochanej córki cesarzowje. A wątek Rudolfa stracił na usunięciu Gizeli z którą podobno miał doskonały kontakt. Jest wspomniana tylko zmarła we wczesnym dziedziństwiedziewczynka, ale chyba nawet bez podawania imienia.
Wprowadzono zaś Ryszarda jakiegoś niewiadomo skąd wziętego ukochanego Sissi o którym historycy nic nie wspominają. Romans Cesarza z aktorką też nie jest niczym potwierdzony i leży li i jedynie w sferze domysłów.
I chyba najbardziej bliska prawdy jest scena śmierci....najbardziej poruszająca, bo resztę wątków potraktowano strasznie pomacoszemu. Może i lepiej.... bo skoro wątek małżeństwa Rudolfa(jego żonę widać przez jakieś 10 sekund), jego romanse, sprawę z Marią Vesterą, mieliby potraktować tak jak resztą wątków, to lepiej, że sie nie wgłębiali....
sobota, 11 kwietnia 2009
Ona i Upiór
Historia stara jak świat, On, Ona i Ten Trzeci. Historia równie stara Piękna Księżniczka, lalusiowaty Książe i Bestia. A należy dodać, księżniczka, jest oczywiście piękna, dobra, utalentowana, ale z jakichś powodów mniej wyposażona w dobra doczesnego materialnego świata.
I o tym jest film Upiór w Operze. Nie każdemu może się podobać, albowiem to mniej film bardziej miusical w schemacie opery. Mi odpowiada scieżka dźwiękowa absolutnie i jestem zasłuchana, ale Mama już się kręci i jęczy i przywołuje zdanie swego śp Szefa, że jak słyszał takie wycie "to jakby mu jaja w imadło wkręcali" nie każdy lubi taką muzykę więc ok.
Film kostiumowo jest bardzo ładny, błyskotki, barokowy przepych wnętrz z końca XIX wieku.
Jednak treść.... mnie było żal tego upiora. Naporawdę! Miałam nadzieję, że Ona pójdzie po rozum do głowy i weźmie sobie tego tajemniczego oszpeconego Upiora a nie zarośniętego Lalusia. Po prostu.
Wtedy rozkwitnęlaby a nie... jej życie później musiało być szare, ponure jak sceneria współczesności w ten sposób nakręcona.
Ale chociaż raz w filmie-bajce jest pokazane jak jest naprawdę, kochamy to co pięknel, błyszczące, nie liczy się tak naprawdę wnętrze, chociaż temu gorąco zaprzeczamy. I tak Ona wybrała piękne(chyba bardziej umownie) wice hrabiego a nie genialnego, wrażliwego Upiora, który miał piękne głębokie oczy i który kochał ją wiernie i pomógł jej wyjść z cienia, wrednawej rudej primadonny. Nie byłaby tym kim się stała gdyby nie jej Anioł Muzyki.
Do końca miałam nadzieję, że Ona się opamięta, niestety lajf is brutal....
I o tym jest film Upiór w Operze. Nie każdemu może się podobać, albowiem to mniej film bardziej miusical w schemacie opery. Mi odpowiada scieżka dźwiękowa absolutnie i jestem zasłuchana, ale Mama już się kręci i jęczy i przywołuje zdanie swego śp Szefa, że jak słyszał takie wycie "to jakby mu jaja w imadło wkręcali" nie każdy lubi taką muzykę więc ok.
Film kostiumowo jest bardzo ładny, błyskotki, barokowy przepych wnętrz z końca XIX wieku.
Jednak treść.... mnie było żal tego upiora. Naporawdę! Miałam nadzieję, że Ona pójdzie po rozum do głowy i weźmie sobie tego tajemniczego oszpeconego Upiora a nie zarośniętego Lalusia. Po prostu.
Wtedy rozkwitnęlaby a nie... jej życie później musiało być szare, ponure jak sceneria współczesności w ten sposób nakręcona.
Ale chociaż raz w filmie-bajce jest pokazane jak jest naprawdę, kochamy to co pięknel, błyszczące, nie liczy się tak naprawdę wnętrze, chociaż temu gorąco zaprzeczamy. I tak Ona wybrała piękne(chyba bardziej umownie) wice hrabiego a nie genialnego, wrażliwego Upiora, który miał piękne głębokie oczy i który kochał ją wiernie i pomógł jej wyjść z cienia, wrednawej rudej primadonny. Nie byłaby tym kim się stała gdyby nie jej Anioł Muzyki.
Do końca miałam nadzieję, że Ona się opamięta, niestety lajf is brutal....
piątek, 10 kwietnia 2009
Slumdog
Wszyscy się zachwycali tylko oczywiście Kation nie wiedział o co banan, najpierw miała dostać film od kolegi, ale nie wyszło, więc skoro tylko o 8 km zaczęli grać w kinie bardzo się zxmotywowała i oglądnęła(nie do końca w kinie, ale ciii)
Film jest specyficzny, nie jest to lubiane przeze mnie Bolly, nie jest to do końca Hollywood. Film realistyczny. Bijący po oczach faktem, że nie każdy ma własne łóżko, kochających rodziców, którzy chronią przed złem swoją miłością, radami i wsparciem. Pokazuje, że jest świat brutalny, zły ppierwotny gdzie toczy się walka rodem z dżungli, że silni zgniatają i podporządkowują sobie tych silnych, torszkę mniej. Na ludzi słabych w takim świecie nie ma miejsca.
Ale nawet w takim świecie liczy się prawdziwa miłosć, marzenia i nadzieja, która jak wiadomo zawieść nie może i jak to zostało powiedziane w innym filmie made in India, zawsze jest szczęśliwe zakończenie. Jeżeli zakończenie nie jest szczęśliwe to znaczy, że to jeszcze nie koniec.
I jestem zasłuchana w muzyce z tego filmu zwłaszcza w Jai Ho do rytmu której troszkę się gibię(troszkę, bo to jednak Wielki Piątek i nie wypada szaleć jakby się chciało"
środa, 8 kwietnia 2009
Katedra w Barcelonie
"Katedra w Barcelonie" to napisana z wielkim rozmachem powieść historyczna, fascynująca panorama średniowiecza, przedstawiająca blaski i cienie feudalnej Katalonii. W magicznej scenerii Barcelony rozgrywa się historia wielkich namiętności, tragicznych miłości, zdrad, spisków i zemsty. Jej fabuła nasuwa porównanie ze słynnymi Filarami Ziemi Kena Folletta, do czego zresztą autor przyznaje się bez ogródek.
Akcja książki toczy się w XIV wieku, w dobie religijnych niepokojów, nietolerancji i wojen. Stolica Księstwa Katalonii, Barcelona, panuje na szlakach handlowych i rozrasta się ku morzu. Mieszkańcy skromnej, ubogiej dzielnicy Ribera, postanawiają własnymi rękami wybudować najwspanialszą i największą na świecie katedrę maryjną - słynny kościół Santa María del Mar
Historia budowy splata się z losami Arnaua Estanyola, syna uciekajacego przed okrutnym panem pańszczyźnianego chłopa. Z przymierajacego głodem zbiega Arnau przemieni się w zamoznego patrycjusza, człowieka prawego i szanowanego. Tragarza portowego, żołnierza, bankiera, a potem konsula morskiego. Żadne pieniadze, honory i zaszczyty nie uchronią go jednak przed niebezpiecznym spiskiem i długimi rekami inkwizycji...
Oj długo za mną ta książka chodziła. Na trochę o niej zapomniałam, az pewnego złego dołowatego dnia dorwałam ją w księgarni na pociechę. Stała samotna, jakby na mnie czekała.
Nie zabrałam się do niej od razu. O nie...l coś mnie odciągało, to to, to tamto. aż wreszciue mogłam się przenieść do średniowiecznej Katalonii. Nie jest to kraina sielankowa. O nie! Po przeczytaniu książki, a nawet w trakcie dziękowałam Bogu,. że rzucił mnie akurat w ten okres historii w którym,, żyję, że nie jestem towarem, przedmiotem niższej wartości. Reproduktorem. Pionkiem. Źe mój Ojciec nie jest popychadłem, ze mimo kryzysu żyję względnie stabilnie.
Główny bohater wzbudza sympatię, owszem upada, ale umie się podniesc, jest dobrym człowiekiem. Owszem autor popada w zbytnią schematyczność, są albo dobrzy, albo źli dychotomiczny podział. I tyle A przeciez każdy jest mieszanką. Dobra i zła. Różnią się tylko proporcje.
Powtarzam. Książka szalenie mi się podobała, jak to ja zaraziłam nią już kilka osób i też wrażenia podobne.
Pomaga spojrzeć na pewne sprawy zupełnie inaczej
wtorek, 7 kwietnia 2009
Dostałam tą książkę jakiś czas temu. Najpierw przeczytałam coś innego. Potem miałam kociokwik. Wreszcie się do niej zabrałam...
Wczoraj się już wciągnęłam. Moije marzenie rzucić wszystko w pierony i nabyć ziemię w Hiszpanii, tylko, że nie wszystko wygląda tak różowo.
Na poczatku... co bedzie dalej...dowiem się ;)
Wczoraj się już wciągnęłam. Moije marzenie rzucić wszystko w pierony i nabyć ziemię w Hiszpanii, tylko, że nie wszystko wygląda tak różowo.
Na poczatku... co bedzie dalej...dowiem się ;)
Mając 17 lat Chris Steward porzucił grupę Genesis i bębny i rozpoczął karierę jako postrzygacz owiec i wędrujący pisarz. Nie żałował tego. Gdyby stał się wielką gwiazdą rocka, pewnie nigdy nie przeniósłby się do odległej górskiej fermy w Andaluzji. Ani nie byłoby wielkiej przyjaźni z pomocnym sąsiadem Domingo. Ani nie obserwowałby rosnącej tam i baraszkującej Chloe... ani nie napisałby tej książki.
Zdaje się, że przeznaczenie czasem wie, ku czemu zmierza.
Jeżdżąc po cytrynach jest rzadkim przypadkiem: zabawna, wieloznaczna książka, która oczarowuje już od pierwszych stron... i sprawia, że prowadzenie gospodarstwa w Hiszpanio wydaje się być jedynie słuszną decyzją. Chris przenosi nas do Alpuharry, niezwykłej krainy na południe od Grenady, gdzie stajemy się świadkami serii zabawnych przygód i wpadek z udziałem wieśniaków i pasterzy, podróżników spod znaku New Age i byłych hippisów. Jednakże głównym bohaterem jest tutaj ferma, którą Chris i Anna kupili, El Valero - skrawek gór porośnięty oliwkowymi, migdałowymi i cytrynowymi gajami - położona po złej stronie rzeki, bez drogi dojazdowej, bez wody, bez elektryczności.
The Da Vinci Code (soundtrack)
Z okazji rozpoczecia feryjów świątecznych(praktycznie ostatnioch przed feriami ćwiczeń) mogłam sobie pozwolić na luxus wylegiwania się przed TV i oglądnięcia Koduc Da Vinci. Wprawdzie film oglądałam jakieś trzy lata gdy był hitem, hitów...książkę czytałam lat temu wiecej gdy była również hitem, hitów i hitem herezji.
Film, kto widział ten wie... jest ekhmmm
troszkę tam jest niedociągnięć... całkiem sporo... książka oczywiście byłą lepsza. film jest no baaardzo przeciętnyToteż ja nie o filmie. Muzyka jest świetna. Oczywiście mój uweielbiany Zimmer.
Ten utwór jest chyba moim ulubionym
kwintesencja tego co u Hansa Zimmera kocham najbardziej... to uczucie, które u mnie wywołuje, podniosłości, tryumfu, wewnętrznej radości. Wręcz eudajmonii.
To tak przy okazji Świąt... :)
kolejny utwór, który mi się bardzo podoba Kyrie for the Magdalene jest bardzo Wielkanocno- świąteczny
niedziela, 5 kwietnia 2009
piątek, 3 kwietnia 2009
Loreena McKennitt
Kocham jej piosenki. Miłość to stosunkowo świeża, ale intensywna. Bo ja ostatnio mam sporo miłości. Świeżych...
Loreena śpiewa muzykę celtycką. Niesamowicie klimatyczną. Poznałam jej twórczość na zlocie forum, dzięki forumowej-koleżance i zakochałam się.... teraz uskuteczniam tą miłość słuchając do upadłego(na przemian z Alexem i innymi celtami)
Jej muzyka jest klimatyczna, czuć irlandzkie przestrzenie, te klify, zielone wzgóza, tajemnice, i moc uczucia.
Magia.
w czystej postaci.
Bo człowiek czasami głupieje ;)
Nawet najrozsądniejsza, relistyczna kobieta ;)))
Loreena śpiewa muzykę celtycką. Niesamowicie klimatyczną. Poznałam jej twórczość na zlocie forum, dzięki forumowej-koleżance i zakochałam się.... teraz uskuteczniam tą miłość słuchając do upadłego(na przemian z Alexem i innymi celtami)
Jej muzyka jest klimatyczna, czuć irlandzkie przestrzenie, te klify, zielone wzgóza, tajemnice, i moc uczucia.
Magia.
w czystej postaci.
Bo człowiek czasami głupieje ;)
Nawet najrozsądniejsza, relistyczna kobieta ;)))