Znakomita powieść o losach słynnego chirurga, prof. Rafała Wilczura. Opuszczony niespodziewanie przez żonę i córeczkę, szuka zapomnienia w alkoholu. Ciężko ranny w głowę podczas bójki w podrzędnej knajpie, traci pamięć. Przez lata prowadzi życie włóczęgi. Na posterunku policyjnym, podczas przypadkowego zatrzymania, kradnie akt urodzenia niejakiego Antoniego Kosiby. Od tej chwili pod takim nazwiskiem tuła się po kraju. Po kilkunastu latach znajduje schronienie u wiejskiego młynarza Prokopa. Dzięki dokonaniu udanej operacji jego syna, zyskuje w okolicy sławę doskonałego znachora. Miejscowy lekarz, doktor Pawlicki, zazdrosny o sukcesy Kosiby, grozi mu sądem. Doprowadza do jego aresztowania, kiedy ten, ratując życie ciężko rannej dziewczynie, przywłaszcza należące do doktora narzędzia chirurgiczne. Czy „znachor” za uratowanie życia drugiemu człowiekowi zostanie skazany na więzienie? Czy podłość zawistnych ludzi zostanie ukarana? Odpowiedź przyniesie lektura tej powieści, której ekranizacja w roku 1937 została uznana za jedną z najlepszych i najbardziej kasowych produkcji filmowych.*
Ostatnio wspominała, że szukam książki
która zapewni mi katharsis. Szukałam czegoś nowego, powieści wcześniej mi
nieznanej, która sprawi, że zaleję się łzami. Nie znalazłam wśród polecaczy,
takiej którą miałabym w zbiorach i gwarantowałaby fontanny łez. Postanowiłam
przeto sięgnąć do klasyki, książek mi już znanych i sprawdzonych. Wybór był
oryginalny, nie była to powieść, którą znam na pamięć, o której myśląc – już ogarnia
mnie nostalgia. To książka, którą czytałam jako młodziutka, pełna ideałów
uczennica Liceum. Dawno to było, spoglądając wstecz, widzę siebie na przystanku
mks-u jakby za mgłą… Przyszła pora aby
skonfrontować refleksje jakie do tej pory kojarzyłam z tą książką, z odczuciami
kobiety stojącej u progu ćwierćwiecza swej egzystencji.
Jak mniemam fabuła jest wszystkim
doskonale znana, jeśli nie z książki, to z filmu który jest klasyką. TVP
puszcza go przynajmniej raz w roku. Zawsze na Wszystkich Świętych, czasami z
okazji 11 listopada, lub weekendu majowego. Film jest tak nierozerwalnie
związany z książką, że nie potrafię sobie wyobrazić innego Znachora, niż tego z
twarzą śp. Binczyckiego, Marysia zawsze będzie miała piękną buzię Anny Dymny, a
hrabia Czyński będzie mówił głosem Tomasza Stockingera.
Przypomnę tylko w kilku zdaniach:
doskonały chirurg, znany profesor Rafał Wilczur jest u szczytu popularności,
jego kariera rozwinęła się wspaniale, jest uznanym lekarzem, dokonuje w swojej
klinice cudów. Odnosi sukcesy nie tylko na niwie zawodowej, jego życie jest
doskonałe, ma piękną żoną, którą kocha do szaleństwa, udaną córeczkę. Sława,
pieniądze i szczęście. Nie może pragnąć od życia niczego wiecej. I w momencie
gdy jest na szczycie, gdy czuje się jak król świata, wszystko obraca się w
ruinę. Ukochana Beata odchodzi od niego dokładnie w ósmą rocznicę ślubu,
zostawiając mu wyjaśniający list. Pisze, że odchodzi do innego, że prawdziwie
pokochała, bo z mężem łączyło ją wszystko, tylko nie miłość, teraz poznawszy
jej smak, nie może żyć dłużej w kłamstwie. Zabiera córeczkę, obiecuje za parę
lat się odezwać. Wilczur jest w ciężkim szoku. Targają nim gwałtowne emocje, to
chce zniszczyć życie żonie, to się z tym pogodzić. Wychodzi na miasto i
przypadek. Spotyka miejskiego żulka, który prosi go o „piątaka” na wódkę.
Wilczur ląduje z nim w knajpie, gdzie jest raczony domorosłą filozofią. I być
może jedynym skutkiem tego wieczoru byłby kac, gdyby nie pieniądze, dosłownie
wysypujące się z kieszeni chirurga.
Żulkowie zawiązują spisek, mający na celu obrabowanie, naiwnego
nieznajomego. Koniec końców Rafał Wilczur kończy w gliniance, na skraju
śmierci, znowu przypadek – zostaje odnaleziony, ale doznał amnezji. Człowiek, który nie podaje swoich
personaliów, twierdząc, że nic nie
pamięta i w nas dziś wzbudziłby niepokój. Kto z Nas nie bałby się, że to zbir,
który z jakichś powodów nie chce się przedstawić?
Rozpoczyna się wędrówka Rafała
Wilczura, człowieka bez dokumentów, istoty bez tożsamości. Aby uniknąć ciągłych
odsiadek za włóczęgostwo, przy sposobności kradnie dokumenty niejakiego
Antoniego Kosiby. I tak będzie kazał się nazywać. Los prowadzi go do młyna
Prokopa, tam osiada, ciężko pracując, wciąż nie pamięta kim jest. Nie wie że
był światowej sławy lekarzem, do leczniczej profesji wraca również przypadkiem…
Co było dalej wszyscy
wiedzą. Mnie przy okazji wczorajszo-dzisiejszej lektury uderzyło to co
wyczytałam między wersami.
Po pierwsze aspekt polityczny.
Nie ma sprawiedliwości, a wymiar tejże jest po stronie mającego pieniądze. Zauważmy,
że Kosbia, znachor na którego obronę złożyła się cała wieś, jest oskarżony o
ten sam czyn, co ten broniony za większe pieniądze Czyńskich, istota czynu się
nie zmienia, krasomówstwo adwokata w mowie końcowej, jest owszem poruszająca,
biegły, prof. Dobraniecki oczywiście, jest autorytetem, ale nie wnosi do sprawy
nic nowego. Wszystko powiedziano w pierwszej instancji. Po pierwsze Kosiba
ukradł narzędzia… owszem, są okoliczności łagodzące, zrobił to, aby ratować życie,
ale to zostało podniesione w pierwszej instancji. Zresztą wątpię, a Autor nie przywołuje paragrafów za które
został skazany, żeby dostał trzy lata pozbawienia wolności za kradzież. Wszak
Zenek za usiłowanie podwójnego morderstwa dostał dwa. Antoni Kosiba leczył bez
uprawnień, to również, mimo wszystko fakt. W postępowaniu odwoławczym, nie
wyszła na jaw jego prawdziwa tożsamość. Leczył bez uprawnień, to że nikogo nie
zabił, też może być co najwyżej okolicznością łagodząca. Wypełnić, wypełnił
znamiona czynu zabronionego. Ale podczas apelacji stały za nim już duże
pieniądze.
Zresztą nóż w kieszeni otwiera
się już w momencie gdy nikt nie reaguje na starszego mężczyznę wędrującego bez dokumentów,
bez tożsamości. Rozumiem jeden, drugi posterunek, ale to trwa i trwa, a jemu
dają tylko odsiadkę za włóczęgostwo. Niby taka biurokracja, ale jednak brak
zainteresowania, współczucia wobec drugiego człowieka budzą mój sprzeciw.
Kolejna sprawa, kwestia
samoświadomości. Prawda jest przereklamowana, powinna nas wyzwolić, ale
powiedzcie to Wilczurowi, czy jemu, wiadomość że żona go nie kocha i nie
kochała pomaga? Nie! Wszystkie te
problemy spadają na niego z powodu nadmiaru informacji, wstrząsu wywołanego owa
prawdą. Wstrząs jest na tyle duży, że organizm w instynktownym odruchu
samoobrony, wypiera te informacje, A każda próba przypomnienia sobie wywołuje u
Wilczura/Kosiby coś na kształt ataku. Także finałowa scena zapowiada ból i
trudności, których, o ile pamięć mnie nie myli, dozna prof. Wilczur w kolejnej
części.
Ktoś powie, ze to co czuł Wilczur
do Beaty nie było miłością, bo miało zbyt wiele znamion egoizmu. Miłość w
naszym, ludzkim wydaniu jest nierozłączna z egoizmem, jesteśmy niedoskonali.
Pięknym, ale trudnym wysiłkiem jest, zdobycie się na powiedzenie ukochanej
osobie, aby odeszła być szczęśliwą bez nas. A Rafał Wilczur, kochał Beatę
niezwykłą miłością, dbał o nią więcej niż o samego siebie. Na początku jest to
dobitnie powiedziane. A że w jakiejś
części swego istnienia był egoistą… któż z nas nie jest?
Moim zdaniem Dołęga-Mostowicz porusza
jeszcze wiele tematów, ale nie chcę Was zanudzić. Pisarz tworzy ciekawych
bohaterów, chociaż z wyjątkiem Marysi kobiety Dołęgi-Mostowicza nie są
sympatycznymi postaciami. Beata – porzuca męża, chociaż z drugiej strony
czytelnik może dopatrzeć się kary za taki okrutny czyn, Eleonora Czyńska… w
filmie bardzo antypatyczna, w książce jest to postać którą Autor w piękny i
wzruszający sposób rehabilituje. Wyciskając łzy z oczu czytelnika.
Z drugiej strony mężczyźni też
nie są idealni. Leszek, bohater romantyczny, rozwydrzony błękitny ptaszek..ale
miłość go odmienia. Zenek… w filmie nieszczęśliwie zakochany chłopak, którego
urażona duma wyrządza ogromną szkodę… w książce, najbardziej ciemna z postaci…
Nawet skrucha nie jest w stanie sprawić, aby zapomnieć o jego przewinach.
Miałam swoje katharsis,
przypomniałam sobie również, że mam na półce książkę wyjątkowa. Niezwykłą
historię, prostą, ale wyciskającą łzy z oczu. W najbliższej przyszłości
powtórzę sobie również „Profesora Wilczura”.
Polecam naprawdę gorąco. To
niezwykła historia, warto pamiętać o takich perełkach polskiej literatury, taka
książka nigdy nie dostanie Nobla, w dzisiejszych czasach raczej nie zostanie
bestsellerem, ale to w żaden sposób nie umniejsza jej wartości!
* Okładka pochodzi ze strony empik.com takie też mam prywatne wydanie. Opis powieści również pochodzi z tej strony
Oczywiście, że czytałem... Naprawdę znakomita książka. Zgadzam się w całej rozciągłości. Również serdecznie polecam!
OdpowiedzUsuńFacet, który czytał Znachora i podpisuje się pod moimi opiniami... Jesteś botem!
UsuńWstyd się przyznać, ale nie czytałam, a nawet nie słyszałam o tej powieści... Niedawno przyrzekłam sobie nadrobić zaległości "klasyczne", ale ilość literatury do pracy licencjackiej skutecznie studzi mój zapał :/
OdpowiedzUsuńJaki wstyd, nie każdy wszystko zna. A wszystko jest do nadrobienia :)
UsuńFilm jak słusznie zauważyłaś, puszczany co roku ( tego również 1 listopada ) w telewizji - sprawił ze zapomnieliśmy o książce. Film co prawda cudowny ale co z powieścią na podstawie której powstał ? Dziękuję Ci że o niej przypomniałaś, warto mieć ją w domowej biblioteczce .
OdpowiedzUsuńSą takie książki, które nierozerwalnie związane są z ekranizacją... a że film jest sszybszy w odbiorze, o książkach się zapomina, czasami się nie wie że pierwsza była powieść.
UsuńLubię te dwa filmy o Wilczurze nakręcone przed wojną. Jest w nich jakiś duży ładunek emocjonalny,który udziela się czytelnikowi. Miałam ostatnio nawet ochotę wziąć wszystkie dostępne powieści Dołęgi-Mostowicza z biblioteki i zrobić sobie mały ciąg czytelniczy. Co się odwlecze, to nie uciecze, więc wszystko przede mną.
OdpowiedzUsuńPoczytałam o nich. Będę musiała poszukać tych filmów bo mam ochotę :)
Usuń