Strony

środa, 17 kwietnia 2013

"Intruz" - Stephenie Meyer

Przyszłość. Nasz świat opanował niewidzialny wróg. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich na pozór niezmienione życie. W ciele Melanie jednej z ostatnich dzikich istot ludzkich zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Wertuje ona myśli Melanie w poszukiwaniu śladów prowadzących do reszty rebeliantów. Tymczasem Melanie podsuwa jej coraz to nowe wspomnienia ukochanego mężczyzny, Jareda, który ukrywa się na pustyni. Wagabunda nie potrafi oddzielić swoich uczuć od pragnień ciała i zaczyna tęsknić za mężczyzną, którego miała pomóc schwytać. Wkrótce Wagabunda i Melanie stają się mimowolnymi sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwanie człowieka, bez którego nie mogą żyć.


Tak,  mam kryzys czytelniczy. Mam rozpoczętych kilka książek a nie mogę skupić się na jednej. Jako, że głośno o filmie „Intruz” postanowiłam sobie powtórzyć książkę. Czytałam ją z cztery lata temu. Zapomniałam szczegóły, zapomniałam jakie emocje mi towarzyszyły, a że z filmem mam ochotę się zapoznać, uznałam że taki „ogórkowy sezon” to dobry pretekst. Wyciągnęłam tomiszcze z półki i zaczęłam czytać. Myli się ten kto pomyśli, że oto przełamałam kryzys. Skądże!! „Intruza” zaczęłam przed weekendem. Czytać skończyłam dziś.

Pamiętałam, że książka mi się podobała, czytałam ją w środku lata, na wakacjach, w pełnym odprężeniu. Podobała mi się saga „Zmierzch” i „Intruz” też mnie nie odrzucił. Tym razem jednak szczególnie mnie również nie zachwycił. Miałam momenty gdy się zaczytywałam, ale były też chwile, gdy usypiałam znudzona dłużyzną. Moim zdaniem pomysł jest ciekawy, wykonanie może nie jest powalające, ale przeciętne – co najmniej

Pewnie znacie fabułę. Ziemia została najechana przez Dusze, które wszczepiane w ciała ludzie przejmują kontrolę nad swoim żywicielem.  Wprawdzie Ziemia już została zdobyta, inwazja się udała, to jednak wciąż, żyją „dzicy” czyli ludzie bez wszczepionych Dusz, ale są w zdecydowanej mniejszości. Jedna z nich Melanie została osaczona przez Dusze, próbuje popełnić samobójstwo, aby nie dać sobie wszczepić pasożyta, jednak zostaje uratowana. Wszczepiono jej wyjątkową duszę – Wagabudnę, która mieszkała już na wielu planetach, miała wielu żywicieli. Ale Melanie jest silną istotą, nie daje się stłamsić przez Wagabundę, która jednak nie ustaje. Wewnątrz ciała Melanie toczy się walka pomiędzy Wagabundą a Melanie. Melanie podsuwa Wagabundzie różne migawki ze swojego życia, rozbudza w niej miłość i tęsknotę, sprawia iż Dusza, pragnie odnaleźć ludzi, nie po to, aby ich wydać na pastwę Łowców, którzy wszczepiliby im dusze, ale aby odnaleźć ludzi których kocha Melanie. Jest tylko jedno ale, Łowczyni przydzielona do Wagabundy zaczyna coś podejrzewać. Dostrzega sygnały świadczące o tym iż Melanie wciąż walczy i stanowi realne zagrożenie. Łowczyni jest odpychającą istotą, wzbudza negatywne emocje w Melanie oraz, co dziwniejsze w Wagabundzie. To głównie strach przed Łowczynią, antypatia do niej, w połączeniu z pragnieniem odnalezienia bliskich sprawia iż Wagabudna ucieka, próbuje odnaleźć wolnych ludzi, ale przecież jest Duszą, z góry wiadomo, że nie spotka się z miłym przyjęciem.
Ale może nie wszystka nadzieja stracona.
Wiele osób reaguje na samo nazwisko autorki z alergiczną niechęcią. Na szczęście ja, wolna byłam od uprzedzeń. I wciąż tych uprzedzeń nie nabyłam. Może „Zmierzch” nie jest literaturą najwyższych lotów, może i styl „Intruza” wzbudza sporo do życzenia, ale „Intruz” jest interesującą historią, dającą do myślenia. Chociaż sama nie zaczytuję się w literaturze SF to tę książkę czytałam z autentycznym zainteresowaniem. Podobały mi się pomysły autorki, Dusze wszczepiane do ludzkiego ciała, zachowujące pamięć swych poprzednich wcieleń. I chociaż Dusze występują tutaj w roli agresora, najeźdźcy to są to istoty dobre, łagodne i pragnące pokoju. Ziemia pod ich rządami jest utopijną krainą pełną dobra, uczciwości. Nie ma tu zawodów, są powołania, nie ma pieniędzy, ponieważ wszyscy pracują dla wspólnego dobra. Nie ma przemocy, nie ma zła. A jednak ludzie nie są tym zachwyceni, ponad dobra materialne pragną niezależności, wolności. Buntują się przeciwko wszczepianiu pasożytów, wolą zginąć niż się poddać. Mało tego Wagabunda, która lepiej niż ludzie poznała system, w pewnym momencie dostrzega zło, przechodzi na stronę ludzi, zdradza swój gatunek.
Pozostaje też wątek romansowy. Bardzo ładny moim zdaniem, chociaż momentami zbyt kiczowaty. Tak rzadko zdarza mi się napisać, że romans jest kiczowaty, ale tutaj słowa które wypowiadają bohaterowie, zamiast wzruszenia, czy poruszenia wzbudzały raczej chichot w mojej głowie – czasami.
Aczkolwiek owe Ianowe: „Trzymałem cię w ręce Wagabundo. Byłaś przepiękna”, jest bez wątpienia poruszające i bardzo ładne.

Mam problem z oceną tej książki, nie będę ukrywała, że momentami wynudziłam się strasznie, książka chwilami mnie wręcz usypiała, ale z drugiej strony były chwile gdy – mimo ponownego czytania – nie mogłam się oderwać i chodziłam z nosem w książce.
Teraz czeka mnie przeprawa z filmem, który z tego co słyszałam, jest jeszcze nudniejszy.
Mam to stare, pierwsze wydanie, które wolę zdecydowanie – zaczynam pałać antypatią do wydań filmowych. Książka po kilku latach trzyma się wciąż świetnie, brzeg nie popękał, klej trzyma… może mnie przeżyje ; )

18 komentarzy:

  1. Ja tez nieraz mam takie kryzysy czytelnicze, minie samo. Z autopsji wiem, ze im bardziej staram sie czytać jakaś książkę tym mniej mi ona podchodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam w domu te pierwsze wydanie. Filmowe mnie odrzucają ;) U mnie kryzys przyszedł wraz z pierwszymi ciepłymi dniami. Czytam jak zawsze, ale nie potrafię przysiąść do pisania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio jak widzę te książki z filmowa okładką to mnie aż wstrząsa. mam kilka, ale raczej z musu, niż z wyboru.
      Wolę klasyczne okałdki.

      Usuń
  3. Ja się oparłam szaleństwu na Zmierzch, wdziałam tylko pierwszy (koszmarny) film. Kryzys też teraz mam, ale u mnie wynika on najczęściej (także teraz) z przeczytania się. Przez dwa dni pochłonęłam 3 książki, cienkie, po 150-200 stron, ale jednak i teraz zaczęłam Akunina i Kobiety Wojny Dwu Róż i obie mi wolno idą. Akunina to jeszcze w tramwaju poczytam i skończę, ale Gregory to pewnie kilka dni mi zejdzie. I tak właśnie jest, jak wpadnę w wir czytania to przez kilka dni się nie oderwę, a potem muszę się serialowo zrelaksować i zresetować mózg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi i filmy i książki, mniej lub bardziej się podobały. I za "Intruzem" kiedyś szalałam. A teraz chyba dorosłam :D

      Usuń
  4. Już od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad tym, czy rozejrzeć się za tym tytułem, ale jeżeli Ty się troszkę wynudziłaś to na razie sobie odpuszczę, może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to wina kryzysu :P

      Usuń
    2. to raczej wina kryzysu :)
      ale może trochę, też ksiażki :P

      Usuń
  5. ja już "Intruza" próbowałam :) dosłownie próbowałam, bo przeczytałam 109 stron i utknęłam! i tak od kilku lat stoi sobie nieskończony "intruz" na półeczce :) nie ciągnie mnie wcale, a wręcz myśl że miałabym zacząć znów od początku przyprawia mnie o gęsią skórkę :)filmu jeszcze nie oglądałam... i myślałam, że może po jego obejrzeniu dam książce drugą szansę :) ale skoro podobno nudny, to nie wiem co to będzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. film podobno jest dramatyczny.
      Ja chwilowo wróciłam do Rancza bo początek filmu mnie zdrażnił.

      Usuń
  6. Nie czytałam i jakoś nie mam ochoty na razie. Pomysł na fabułę wydaje mi się niezły, ale odstrasza mnie to, że wieje nudą momentami. Może kiedyś "Intruz" wpadnie mi w ręce to przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pomysł był fajny, moim zdaniem mogła być to REWELACYJNA ksiązka

      Usuń
  7. Ja też do Meyer uprzedzona nie jestem. Wręcz przeciwnie - lubię 'Zmierzch', często do niego wracam i wcale się z tym nie kryję. 'Intruz', paradoksalnie, napisany i przetłumaczony jest jednak dużo lepiej, a mnie akurat nie podszedł. Próbowałam dwa czy trzy razy i nigdy nie przekroczyłam setnej strony. Za to film obejrzę z ciekawością :)

    PS. Z tym sezonem ogórkowym to obie tak mamy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To czekam na twoją filmową recenzje :)


      I życzę sobie i Tobie kopa czytelniczego

      Usuń
  8. Książka zbiera doprawdy różne opinie i to samo dotyczy zresztą jej ekranizacji. Jednak mimo wszystko jestem ciekawa obu wersji tej historii. Więc pewnie kiedyś to nadrobię :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie ważne, że były nudne momenty.
    I tak muszę przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem w szoku że czytałaś ją po raz drugi,
    ja przeczytałam tylko raz i raczej nie byłabym w stanie po raz kolejny, tak jak ty uważam że były bardzo nudne momenty. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.