Strony

środa, 22 maja 2013

"Marley i ja. Życie, miłość i najgorszy pies świata" - John Grogan

Historia psa Marleya bawi i wzrusza do łez. Wreszcie poznasz własnego psa i sens własnego życia.
Marley, żółty labrador jest nieznośnym, rozbrykanym, krnąbrnym potworem. Wyleciał ze szkoły tresury za brak postępów. Demoluje dom i wyrywa ozdobne rośliny w ogródku, uwielbia pić wodę z miski klozetowej. A jednocześnie jest wiernym i niezawodnym przyjacielem, kochanym stworzeniem, które uczy swoich właścicieli, jak cieszyć się ulotnymi chwilami i co jest naprawdę ważne.
Ekranizację książki Johna Grogana wyreżyserował David Frankel ("Diabeł ubiera się u Prady"). W rolach głównych wystąpili: Owen Wilson i Jennifer Aniston. 


 Chyba jeszcze nigdy tak długo i tak bardzo nie płakałam na książce. Nigdy książka o ludziach nie była w stanie wycisnąć ze mnie takiego wiadra łez jak ta. Zwykle kończy się na chlipaniu, w najbardziej wzruszającym razie są płynące łzy. Ale baaaaardzo rzadko kończy się na łzach ciurkiem kapiących i odrywających się od policzka i brylantowym blaskiem spadających na rękę/pościel/stół.
Kilka lat temu widziałam film, wtedy była moda na książkę o najgorszym labradorze świata, jako że najpierw widziałam film i uznałam, że książka jest podstępną próbą wyłudzenia ode mnie pieniędzy. Gdyby nie przypadek, gdyby nie to, że książka w bibliotece sama wpadła mi w ręce, nigdy nie przeczytałabym tej historii. Nie byłoby głośnych wybuchów śmiechu i długotrwałego szlochania w chusteczkę.

John i Jenny są po ślubie, uczą się bycia rodziną. Jenny zabija kolejny kwiatek i wtedy wpada na pomysł zaadoptowania psa, aby sprawdzić czy dadzą radę zaopiekować się żywą istotą. To ma być taki wstęp przed decyzja o dziecku. Wybierają się więc na farmę, gdzie akurat przybyło małych, biszkoptowych labradorów. W oko wpada im jeden, który okazuje się być w promocji, jest tańszy niż jego bracia. Ciekawe dlaczego… John i Jenny którzy w dzieciństwie mieli psa, od pierwszego wejrzenia zakochują się w szczeniaku, który sprowadzi na nich całą kupę nieszczęść. I o tym jest ta książka. Podtytuł „Życie, miłość i najgorszy pies świata” doskonale opisuje treść książki.

Autor opisuje swoje życie, życie swojej rodziny do której zalicza również ograniczonego umysłowo ;] psa Marleya. Czytając o przygodach tego psa dławiłam się ze śmiechu, chociaż widziałam film to jednak książka jest bogatsza w te opisy, tak samo o wiele bardziej mnie wzruszyła. Poszła paczka chusteczek, a moja biedna  Mama myślała, że oto dostałam jakiegoś ataku kataru gdy ja, tymczasem chlipałam nad książką.
Ciężko mi wyrazić jak piękna jest ta książka, pełna ciepła. Jest doskonałą kwintesencją życia, które nie bywa ani słodkie, ani zawsze kwaśne. W życiu gorycz porażki, sąsiaduje ze słodyczą sukcesu. Autor opisał wiele, bardzo osobistych momentów.  Dzięki autentyzmowi, możemy na tej książce przeżyć prawdziwe katharsis. Ciągle się nie mogą po tej książce pozbierać, policzki mi płoną, dookoła leżą mokre chusteczki. A ja jako wielbiciel futrzaków wczuwam się w sytuację autora.

Zapewne znajdą się osoby dla których ta książka to będzie kosmos. Uznają, że główny bohater był głupi zajmując się tak niesfornym psem. Że najlepiej było przywiązać Marleya drutem do drzewa gdzieś na pustkowiu, a za pieniądze które poszłyby na naprawę strat i leczenie psa zafundować sobie wycieczkę dookoła świata. Żal mi takich osób, chociaż za robienie krzywdy zwierzęciu mordowałabym z zimną krwią. Jest to dla mnie czyn uwłaczający człowieczeństwu. Jednak rozumiem, że nie wszyscy zwierzęta muszą kochać. Żal mi tych którzy przez całe życie nie nawiązali z czworonogiem, głębokiej, prawdziwej przyjaźni. Chociaż mówi się, że zwierzęta nie umieją kochać, że przyjaźń z psem czy z kotem będzie zawsze namiastką tej ludzkiej relacji, nie do końca się z tym zgadzam. To będą inne relacje, ale nie wartościowałabym tak łatwo. Kto raz patrzył w wierne, pełne miłości oczy zwierzęcia, kto widział  jak intuicyjnie wyczuwa gorsze samopoczucie właściciela i ze wszystkich swoich sił próbuje ulżyć człowiekowi w smutku czy w chorobie tak jak ja popłacze się na tej książce i odbierze ją całym sercem.

 Bo książka „Marley i ja” nie jest do czytania rozumem, bo więź zwierzę-człowiek nie jest więzią racjonalną, to doznanie na płaszczyźnie serca i niezwykłych uczuć. Uczuć, których  nie sposób opisać(chociaż John Grogan nieźle sobie radzi), je trzeba przeżyć.

21 komentarzy:

  1. Film oglądałam już kilka razy i za każdym razem płakałam, dlatego obiecałam sobie przeczytać także książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film wyciska łzy, ale to Pikuś w porównaniu z ksiązką.

      Usuń
    2. A mnie bardziej przekonał film, bo to właśnie na nim, a nie przy ksiażce wyłam jak bóbr. Wiadomo - o gustach się nie dyskutuje...

      Usuń
  2. Film miałam już okazję obejrzeć, książki nie czytałam i nie wiem... jakoś mam wrażenie, że nie spodobałaby mi się.

    Pozdrawiam i zapraszam:

    im-bookworm.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się tak wydawało :) ale pomyliłam się :))

      Usuń
  3. Książkę przeczytałam już dodyć dawno. Oczywiście zarykiwałam się ostro - w końcu sama mam 3 psy. Żal mi ludzi, którzy nie potrafią czerpać radości z obcowania ze zwierzakami. Ich strata.
    Czy tylko ja mam wrażenie że książki w 99% są lepsze od ich ekranizacji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie się nie mylisz, ja znam jedną książkę gorszą od filmu. Tylko.

      Usuń
  4. Oglądałam film i czytałam książkę. Również szczerze przyznaję się, że płakałam. Chyba nie sposób nie uronić łez podczas czytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie da się upłakać jak nieboskie stworzenie i na filmie i na książce. Trzeba by było być bez serca.

      Usuń
  5. Słyszałam o tej pozycji, ale nie miałam okazji przeczytać, może kiedyś mi się uda. Ja raczej jestem panią kotów, choć myślę, że w tej pozycji też najdę coś dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem Kociarą!! To nic nie przeszkadza :))

      Usuń
  6. Widziałam film kilka lat temu i niesamowicie się uśmiałam jak marley rozrabiał i demolował wszystko. Na dodatek już wtedy miałam od kilku miesięcy swojego labradora (tyle że czarnego) i zauważyłam pewne podobieństwa między nimi :D I też uroniłam kilka łez, bo nie brak momentów wzruszających i takich życiowych. Książki nie znam jeszcze, ale czuję, że powinnam ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz taką słodką istotę?? Zazdroszczę!!!

      Masz rację ten film jednocześnie niesamowicie bawi, ale i silnie wzrusza.

      Usuń
  7. Wspaniała recenzja. Podzielam Twoje zdanie co do relacji człowiek-zwierzę. Sama mam dwa koty i jestem z nimi bardzo związana emocjonalnie. W ogóle cała moja rodzina to tacy kociarze, każdy ma przynajmniej jednego kota i żyje sobie z nim szczęśliwie w symbiozie :) Dzisiaj, skoro już o zwierzętach mowa, odszedł kot mojego Dziadka, i to taki smutny akcent, którym się tu dzielę. Po książkę sięgnę na pewno, gdy tylko będę miała taką okazję. Słyszałam o filmie nakręconym na jej podstawie i pewnie go obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :))
      Ja też jestem kociarą, ale po tej książce i filmie, strasznie się o nią martwię. Wpadam w paranoję.

      Usuń
  8. Podpisuję się pod Twoim pierwszym zdaniem wszystkimi kończynami;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pierwsze zdanie na zielonym tle, to nie moje :D To opis ksiązki :D

      Usuń
    2. Oj tam, pod Twoim się podpisywałam;)

      Usuń
  9. Och, ja też strasznie płakałam na tej książce.... zwłaszcza na końcu. Przypominało mi to moje własne przeżycia. Ale pomimo morza łez, bardzo dobrze wspominam tę historię i kiedyś chętnie do niej wrócę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo dobrze sobie popłakać. Dobrym płaczem :D

      Usuń
  10. W dzieciństwie oglądałam film o psie, podłym właścicielu i chłopcu, który znalazł tego zwierzaka - czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie, a tytuł to już w ogóle wyleciał mi z głowy. Bardzo przeżywałam ten film, skończył się pozytywnie, ale ryczałam ze wzruszenia i przez to mam traumę do takich historii. Wierzę, że książka jest warta uwagi, ale ja podziękuję. Już sama okładka mnie rozczula :)

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.