Strony

środa, 18 września 2013

"Mali książęta" - Conor Grennan

„Mali książęta” to niezwykła i prawdziwa opowieść o przebudzeniu, wielkich życiowych zmianach i małych gestach, które zmieniają świat...
29-letni Conor Grennan daleki jest od pomysłu ustatkowania się i założenia rodziny. Pragnie przeżyć przygodę życia. Rzuca więc pracę i wyrusza w podróż dookoła świata. Chcąc zaimponować znajomym, zwłaszcza kobietom, rozpoczyna swoją wyprawę od trzymiesięcznej pracy w charakterze wolontariusza w nepalskim domu dziecka. Nie ma pojęcia o opiece nad dziećmi, a informacje o trwającej w Nepalu wojnie domowej traktuje z przymrużeniem oka – jak się szybko przekonuje – niesłusznie. Trzy miesiące spędzone z najmłodszymi jej ofiarami wywierają na Conorze ogromne wrażenie i zaczynają zmieniać jego spojrzenie na życie...
Po zakończeniu swojej wyprawy dookoła świata wraca do Nepalu, by raz jeszcze odwiedzić swoich byłych podopiecznych. Przypadkiem odkrywa, że większość z nich nie jest sierotami, ale padła ofiarą handlu, a ich rodziny żyją w odciętych od świata himalajskich wioskach. Odnajduje też grupę dzieci, którymi nie zaopiekowała się dotychczas żadna instytucja. Próbuje zorganizować dla nich tymczasowy dom, lecz zmuszony do ucieczki wraca do Stanów Zjednoczonych, gdzie zamierza rozpocząć normalne życie i cieszyć się dobrobytem zachodniej cywilizacji. Dostaje jednak wiadomość, która przewraca jego świat do góry nogami...
„Mali książęta” – mimo wagi poruszanych w niej problemów – to książka pełną optymizmu, humoru i nadziei. Nie jest ckliwą historią o ludzkiej dobroczynności, a prostą i szczerą opowieścią człowieka, który nie pozostał obojętnym...


Czytam setkę książek rocznie, dziesiątki tysięcy stron, miliony zdań, miliardy zdań i biliony wyrazów, a gdy przeczytam świetna książkę, brakuje mi języka w gębie. Co kierowało mną w wyborze tej książki? Nie wiem, ale słuszniejszym pytaniem wydaje się: „co u licha sprawiło, że tyle czasu ta książka leżała obok mojego łóżka nieczytana.”

Conor, w gruncie rzeczy beztroski młody mężczyzna, mieszkający w USA chce objechać świat dookoła,

aby zobaczyć, co tam ciekawego jest na niebieskiej planecie. Tylko, że taka zachcianka sprawia, że nawet najbardziej „lajtowi” znajomi uważać go zaczynają za egoistę. Conor postanawia więc zostać wolontariuszem w domu dziecka w Nepalu. Gdy poświęci swój czas wolny na pomoc sierotom nikt nie posądzi go przecież o egocentryzm. To, że nie miewał do czynienia z dziećmi, nie rozumie ich nie przeszkadza. Idzie „nieść dobro” a inni niech podziwiają, nie trzeba wspominać, że będzie mógł wyrywać panienki na haczyk „pomagałem w sierocińcu”. Krótkie szkolenie, adaptacja na  miejscu i Conor zostaje wrzucony na głęboką wodę. Dom „Małego księcia” założony przez Francuzkę, sprawuje opiekę nad sierotami. Nieokiełznanymi dziećmi, pełnymi szaleńczej radości życia,, pomimo tego co przeszły. Nepal, bowiem nie jest wymarzonym miejscem do zwiedzania, do życia. Górzysty, ocieniany pełnymi groźnej potęgi Himalajami, w chwili gdy nasz bohater do niego przybywa, niszczony jest przez wojnę domową. Konflikt pomiędzy królem a maoistami przybiera na sile, strajki, pobicia, terror.  Na prowincji jest jeszcze gorzej. Do kraju o kiepskim poziomie urbanizacji trafia współczesny, przyzwyczajony do zbytku i wygód Amerykanin.  Gdy pojawia się w sierocińcu zostaje dosłownie powalony… przez gromadę tryskających energią dzieci. Conor musi stopniowo przełamywać swoje uprzedzenia, opory, aby oddać serce tym dzieciom, odpowiedzieć przyjaźnią na przyjaźń, dać im siebie. Chyba nigdy nie przypuszczał, że zaleje go taka fala uczucia do obcych dzieci, że zacznie ich traktować jak własną rodzinę. Pewnego dnia na drodze prowadzącej do sierocińca pojawia się kobiet, okazuje się iż jest ona matka chłopców przebywających w sierocińcu. Conor jest skonsternowany, jak to? Przecież to sierociniec. Dzieci mieszkające tutaj nie mają rodziców. Prawda okazuje się o wiele bardziej skomplikowana, ponura, dramatyczna. Okazuje się, że dzieci te zostały oddane handlarzowi, który wykorzystał fakt iż zdesperowani rodzice zrobią wszystko, aby dzieci nie padły ofiarą poboru do armii rebeliantów. Handlarz obiecywał rodzicom lepsze życie dla dzieci, żądał astronomicznych sum, rodzicie się zapożyczali, wysupływali ostatnie grosze i oddawali wraz z dziećmi człowiekowi, który gdy tylko dorośli zniknęli za zakrętem uczynił z dzieci niewolników. Zmuszał ich do żebrania, żerował na litości turystów z Zachodu i z USA, którzy wzruszeni losem dzieci dawali jałmużnę. Tymczasem handlarz – Golkka przywłaszczał pieniądze a dzieci głodził i przetrzymywał w nieludzkich warunkach. Niestety, Nepal jest państwem bezprawia, dodatkowo wtedy trwała wojna domowa, a ów człowiek miał wysoko postawionych krewnych. Nie jemu coś groziło, ale każdemu kto wszedł mu w paradę.


Conor, dla którego ten sierociniec miał być rozgrzeszeniem za pragnienie objechania świata, niespodziewania przywiązuje się do tych dzieci, pragnie zmienić ich życie, pomóc odnaleźć im krewnych… zresztą, MUSICIE przeczytać tę książkę, dlatego fabuły nie będę Wam opowiadała, ale zapewniam Was, że jest to książka emocjonująca jak najlepsza powieść sensacyjna. Dramaty, zwroty akcji, czarne charaktery.  Ale chyba nie za to ją pokochałam.
Czytałam ją w pociągu, przypadek, a raczej prognoza pogody zapowiadająca ulewy sprawiła, że nie miałam makijażu, na szczęście, bo inaczej już do Lublina bym przyjechała, ze śladami czarnych łez.

Stosunkowo często zdarza mi się płakać podczas czytania książki, ale czytając „Małych książąt” czułam ból
czytanie w pociągu
serca, z wzruszenia dławiło mnie w gardle i brakowało mi tchu. Przerywałam lekturę i przez okno oglądałam pagórki i nierówności terenu, sercem będąc w kotlinie, pomiędzy najwyższymi szczytami świata. Potęga przyrody i marność ludzkiego życia, bogactwo przestrzeni i ubóstwo ludzi. Nepal to kraj pełen skrajności i od kontrastów roi się w tej książce, mamy niewątpliwie ludzi którzy są czarnymi charakterami, ale mamy też tych którzy rzucają wszystko i bezinteresownie niosą pomoc. Mamy podłość, ale widzimy, że dopóki są ludzie którzy walczą o sprawiedliwość, ten mrok nigdy nie ogarnie ziemi. Tak, ta książka jest zmienna, jak pogoda w górach, czasami chichotałam w kułak, po to   aby po przeczytaniu następnego zdania odwracać twarz do okna i kryć łzy.

Ta książka jest tak prawdziwa i intensywna, wywołuje kaca książkowego i takiego… życiowego. W porównaniu z tym co przeszły te dzieci moje problemy skarlały. „Mali książęta” pokazuje do jakich czynów może być zdolny człowiek, który pokocha, który zrezygnuje z obojętności.  Nie ma wtedy przeszkód, których nie zdoła pokonać. To nie jest książka o życzeniach, które się spełniają, na końcu nie ma słodkiego happy endu, adopcji przez bogatych Amerykanów i Disneylandu który się zmaterializował. Nie! To zwykła, niezwykła opowieść o sile człowieka, miłości, pięknie i dobru które gdy damy mu na to szanse – zwycięża.

Tak! Śmiałam się i płakałam na tej książce, wiem że czeka mnie wiele godzin poświęconych myśleniu o ludziach, których poznałam za sprawą tej opowieści. Conor Grennan zapewne dzięki prostemu językowi, opowiada historię, która zmieniła jego życie. Bez patosu, szczerze, prostymi zdaniami uderza w sedno i porusza serca.

„Ostatni raz byłem w kościele mając dziesięć lat, a nawet wtedy strasznie mi się w nim nudziło. Lecz tej wilgotnej wrześniowej nocy, leżałem w łóżku i modliłem się na głos. Prosiłem Boga, by zwrócił uwagę na ten daleki kraj, a zwłaszcza na siedmioro dzieci zagubionych gdzieś w nim – siedem małych ludzkich punkcików na tle ogromnego świata. Prosiłem, by choć ochraniał je, dopóki ich nie odnajdę. Przyznałem po cichu i to tylko dlatego, że podejrzewałem, że On i tak wie, że robiłem to w równej mierze dla dzieci, jak i dla samego siebie. Chciałem zadośćuczynić im za to, że je zawiodłem i ukoić swoje poczucie winy.”

Szczerze i poruszająco. Naprawdę! Sięgnijcie po tę książkę, zapłaczcie, zawstydźcie się, wybuchnijcie śmiechem. Poznajcie tę historię!! Warto! Będziecie żałować, że tak późno ją poznaliście!

Strona Autora na FB
Strona Fundacji Next Generation Nepal 







11 komentarzy:

  1. "Intensywna" to idealne określenie tej książki. Na mnie również zrobiła kolosalne wrażenie, w lipcu uznałam ją nawet swoją książką miesiąca i już dzisiaj wiem, że w swoim czasie znajdzie się ona na liście najlepszych książek tego roku. Cudowna, wzruszająca i poruszająca, oby więcej takich książek! Cieszę się, że wreszcie po nią sięgnęłaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też tak nieraz mam, leży książka nieraz i rok, przekładam ją, obchodzę, już biorę do ręki,z a chwilę odkładam, a niech jeszcze poczeka,a pózniej szok (pozytywny ) w trakcie lektur.
    Po tę pozycję muszę sięgnąć świetnie ją opisałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję, ale zobaczysz, że moje słowa to marna namiastka. Znam już nieco Twoją wrażliwość i wiem, że Ci się spodoba :))

      Usuń
  3. Mam zamiar ją kupić, teraz wiem, że nie powinnam zwlekać ani chwili :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Toż to książka idealna dla mnie! Uwielbiam tak, jak to napisałaś: "dramaty, zwroty akcji, czarne charaktery". Takie książki są potrzebne, własnie po to, aby wzruszać, śmieszyć i dawać do myślenia.
    Na pewno po nią sięgnę!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejna książka na "listę do przeczytania":)
    Tylko kiedy ja je wszystkie przeczytam ?:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawie, czasami siła tkwi w prostocie i prostymi słowami można przekazać tyle emocji ): Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sporo wody w Wiśle upłynęło, odkąd usłyszałam o tej książce, lecz Twoja recenzja jest pierwszą, jaką mam okazję czytam! Po tylu pozytywnych słowach aż grzech się nie skusić! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że Cię zainteresowałam. Bo ta ksiązka warta jest tego :)

      Usuń
  8. No dobra - jak muszę to muszę i nie ma co się kłócić :D "Małych książąt" mam w planach już od jakiegoś czasu, jeśli dobrze pamiętam to czytałam o nich u Ann RK i od razu się zainteresowałam :))

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.