„Zdobywam zamek ma jedną z najbardziej charyzmatycznych narratorek, z jaką kiedykolwiek się spotkałam”. J.K. Rowling, autorka serii o Harrym Potterze
„Stwierdzenie, że nie byłem w stanie odłożyć tej książki, nie jest oryginalne, ale jak najbardziej prawdziwe. Jej siła leży w szczególe. Książka jest jak dobra rzeźba: im dłużej się patrzy, tym więcej się dostrzega.” Christopher Isherwood, autor powieści „Samotny mężczyzna” i „Pożegnanie z Berlinem”
„To wspaniała książka. Świeża, jakby została napisana dzisiaj i tak klasyczna, jak powieści Jane Austen.” Donald E. Westlake, autor kryminałów o perypetiach Johna Dortmundera
Zdobywam zamek – jedno z najbardziej zachwycających zjawisk w literaturze angielskiej można by żartobliwie nazwać blogiem nastolatki z epoki przedkomputerowej. Jest to historia siedemnastoletniej Cassandry, która mieszka z rodziną w okazałym zamku, w bardzo niedystyngowanej biedzie. Doskonaląc swój talent literacki, przez sześć burzliwych miesięcy zapełnia pamiętnik zabawnymi, przejmującymi i wzruszającymi wpisami, które układają się w kronikę życia jej ekscentrycznej rodziny.
Debiutancka powieść Dodie Smith jest dziś równie błyskotliwa i dowcipna jak wtedy, kiedy opublikowano ją po raz pierwszy. W Anglii, od chwili premiery w 1948 roku, miała 28 oficjalnych wydań książkowych i dziewięć jako audiobook na kasetach i płytach CD.
Po raz pierwszy w Polsce!!!
|
Jak widzicie w Nowy Rok sobie pofolgowałam :) |
Czy ma znaczenie na przebieg
roku, jaką książkę przeczytało się jako pierwszą? Nie wiem, nie przykładałam
nigdy wagi do takich rzeczy. Chyba wyleczyły mnie rodzinne gadki, że „jaka
Wigilia taki cały rok” i analogiczne odnoszące się do Sylwestra. Wydawało mi
się to głupie, bo jeśli te porzekadła byłyby prawdziwe, to ludzie umieraliby
tylko w Wigilię, Sylwestra, czy Nowy Rok. Do czego zmierzam? Ano do tego, że
niefortunnie byłoby gdybym Nowy Rok zaczęła książką, która pozostawiła we mnie
uczucie smutku. Wdarła się ta powieść do mojego umysłu. Chociaż nie tak miało
być.
Po fali zachwytu nad tą książką
jaka przeszła przez polską blogsferę przyszedł czas i na moje impresje. Ciężko mi było uwierzyć w zapewnienia
wydawcy, że oto kolejny „Błękitny zamek”, kocham książkę L.M. Mongomery i
uważam ją za absolutny klasyk, z klimatem doskonałym nastrojem. Po prostu cud,
miód i orzeszki. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś powtórzy ten nastrój. I miałam
rację „Zdobywam zamek” to nie jest kolejny „Błękitny zamek”. Książka jednak
wcale na tym nie traci. Mi zapewniła emocjonujące wejście w nowy rok.
|
Bohaterka ma psa- Heloizę Na zdjęciu moja pies - Raul |
Cassandra mieszka z ojcem,
macochą, starszą siostrą, młodszym bratem i „służebnym chłopcem” w starym
zamczysku. Wszyscy oni żyją w skrajnej biedzie. Ojciec kiedyś napisał książkę,
odniosła ona sukces, ale w skutek pewnych zajść, ojciec trafił do więzienia i
przestał pisać. Od tamtej pory rodzina żyła z dochodów matki i okazyjnych
tantiem. Kiedy matka zmarła zostały tylko tantiem coraz niższe i przychodzące
coraz rzadziej. Zamczysko popadło w ruinę, rodzina musiała wyprzedać najpierw
co cenniejsze przedmioty a później wyprzedawała wszystko co się dało. W efekcie
brakowało wszystkiego, najdotkliwszy był brak jedzenia. Cassandra, mając pisarskie aspiracje
postanawia prowadzić pamiętnik i opisywać perypetie swojej rodziny. Trafnie
wybiera moment, bo oto wszyscy stoją przed przełomowymi wydarzeniami.
Nadchodzące miesiące odmienią ich życie.
Nie zgodziłam się z porównaniem „Zdobywam
zamek” do „Błękitnego zamku”, ale obie te książki są
|
Ma też kota - Abelarda, a ze mną czytała moja Mela |
klasyką literatury młodzieżowej
po którą sięgnie także starszy czytelnik.
„Zdobywam zamek” to książka wielowymiarowa, którą można interpretować na
różne sposoby, zależy to od czytelnika. Ale już w swoim dosłownym brzmieniu ma
czar i powab, jest wartością. Niezmiernie żałuję, że moja prywatna nastolatka
nie czytuje, bo chętnie bym sprawdziła czy ta książka jest w stanie uwieść
przeciętną nastolatkę na początku XXI stulecia. Moja nastolatka jest
nieprzeciętna, mało osób tak nie lubi czytać jak ona. Więc plan spala na
panewce.
Moim zdaniem książka jest warta
uwagi, czy ktoś dołączy się do chóru zachwytów, to zależy, bo książka jest też
specyficzna. Mnie uwiodła, chociaż były fragmenty, które czytało się ciężej.
Książka jest pisana jako
pamiętnik, Cassandra relacjonuje nam
bieżące wydarzenia, jest bystrym i wnikliwym obserwatorem, rozumuje bardzo
logicznie, stara się nie oceniać pobieżnie.
Dzięki temu naprawdę dokładnie poznajemy życie rodziny Mortmainów i osób z tą rodziną związanych.
„Zdobywam zamek” porusza, mnie
poruszyło i skłoniło do refleksji, jest coś w tym w jaki sposób młoda
dziewczyna odbiera świat i to co on przynosi, w jaki sposób wkracza w dorosłość
niewinnie a jednak z dojrzałością, której niejedna młoda panna z dzisiejszych
czasów mogłaby się od niej uczyć. Według mnie „Zdobywam zamek” to naprawdę
świetny kawałek literatury, który warto przeczytać dla delektowania się
klimatem pełnym gotyckiej tajemnicy, dla niezwykłych opisów i zabawnych
sytuacji, dla pięknych opisów uczuć, które targają bohaterami. Tą książką można
się upijać.
Polecam!
Ale okładka podoba mi się średnio, dziewczynka na okładce wcale nie odpowiada opisowi Cassandry, jaką poznamy w książce. Już o wiele bardziej podoba mi się angielska okładka. Ten piękny błękit!!
Ach! W najbliższym czasie planuję oglądnąć ekranizację tej książki, aby swoje wyobrażenia skonfrontować z cudzymi.
MILENAJ - DZIĘKUJĘ!!!
Ja po tej całej pochwalnej recenzenckiej fali nie dałam się porwać wielkim zachwytom, ale faktem jest, że mamy tu do czynienia z książką wyjątkową. Podobnie jak Ty - jestem ciekawa czy dzisiejsze nastolatki by się nią zachwyciły. Nie sądzę, to już inne pokolenie. Dodie Smith posługuje się zbyt ładnym językiem dla dzisiejszej młodzieży ;)
OdpowiedzUsuńJa też w sumie się nie zachwycam, kilka razy byłam bliska odłożenia lektury, ale jednak chęć poznania dalszych losow wygrała i niektóre fragmenty po prostu mnie oczarowały.
UsuńZgadzam się też z Tobą co do reakcji współczesnych nastolatek, język za ładny, bohaterki "niedzisiejsze". Ciekawy czy w związku z tym klasyka młodzieżowa przestanie istnieć, czy te książki na których się wychowałyśmy zostaną zastąpione "Zmierzchami" i "Igrzyskami śmierci"?
Być może taka jest kolej rzeczy? Każde pokolenie ma prawo do własnych wyborów. My też na pewno różnimy się wyborami od naszych dziadków ;)
UsuńOt istota konfliktu pokoleń. Ale mimo wszystko ja zaczytywałam się książkami polecanymi przez Mamę :P
UsuńMnie również podoba się bardziej angielska okładka.
OdpowiedzUsuńPrawda? :) moim zdaniem jest bardziej klimatyczna...
UsuńMyślę, że warto zajrzeć do książki.A skoro polecasz to jak najbardziej :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że warto. Spotkałam osoby, których nie zachwyciła, ale raczej nikogo nie odrzuciłą a to już dużo. Według mnie może się podobać :)
UsuńChyba sięgnę po książkę. Słyszałam o niej.
OdpowiedzUsuńA moja Melcia za Tęczowym Mostkiem :(
Kochana! Przytulam, Mel kończy w tym roku 10 lat i już staję się nadopiekuńcza, to bez sensu że zwierzęta żyją krótko...
UsuńSkusiłam się na zakup tej książki po fali zachwytów w blogosferze. Porównania do "Błękitnego zamku" też zrobiły swoje, dlatego "Zdobywam zamek" jest na mojej liście do przeczytania w tym roku.
OdpowiedzUsuńNo to jak książka już jest to teraz tylko czytać :D
UsuńJa jakoś ominęłam falę pozytywnych recenzji o tej książce, bo w ogóle nie mogę sobie jej przypomnieć. Albo specjalnie ją omijałam. A po Twojej recenzji czuję się zachęcona i z pewnością ją kiedyś przeczytam i zaraz ją dopiszę do listy. W sumie jestem nastolatką i też jestem ciekawa czy spodobałaby mi się tak jak Tobie. :)
OdpowiedzUsuńNo!! to do czytania, mamy nastolatkę jako wersję testową :D mogę Ci nawet książkę przywieźć :))
UsuńHahah, okej! Mogę przeczytać i na następnym spotkaniu czy coś oddałabym Ci jeśli to nie problem :>
UsuńCóż nastolatką nie jestem, wręcz przeciwnie, bo w tym roku pojawi mi się 3 z przodu, już nie 2 nawet. Ale przyznam, że intryguje mnie ta książka za każdym razem, gdy trafiam na jej recenzję. Tym bardzie przez to porównanie do książki MOntgomerry, którą bardzo lubię. Rzeczywiście to dziwne, że książka po aż tylu latach od pierwszego wydania została przetłumaczona na język polski. Słodki fotografie zwierzątek :)
OdpowiedzUsuńOj tam 3, czy 2 Dusza nie poddaje się matematyce ;)
UsuńW imieniu zwierzaków dziękuję. Czytały ze mną. Raul wytrwale lizała po rękach, Mela tradycyjnie bodła książkę :D
Wprawdzie forma pamiętnika nie zawsze mi odpowiada przy lekturze, ale i tak muszę poznać :)
OdpowiedzUsuńlubię narrację pamiętnikarską i piękne opisy uczuć i chociaż do młodzieży raczej mnie już nie można zaliczyć, to książkę chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTa książka bardzo mnie kusi, mam nadzieję, że wkrótce uda mi się ją zdobyć i przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńTeż mniej więcej w tym samym czasie tę książkę przeczytałam.
OdpowiedzUsuńBardzo żałuję, że nie zdobyłam oryginału - uważam, że tłumaczenie mogło tej powieści odebrać sporą część uroku.
Ogólnie, całkiem mi się ta książka podobała :). Jej najmocniejszą stroną są chyba bohaterowie - wyraziści, sympatyczni i co najważniejsze - żyjący własnym życiem.
http://zakamarek2013.blogspot.com/2013/12/zdobywam-zamek-i-corka-tatarskiego-chana.html
Alez te Twoje recenzje są świetne,zachęcające.Mam niestety już 40 lat na karku:( i chociaż z L.M.Montgomery nie pożegnam się nigdy,bo to miłość od lat dziecięcych to jak myślisz?....czy czytając"Zdobywam zamek" nie będę śmieszna?...A zwierzaki słodziutkie:)))
OdpowiedzUsuńDziękuję!!!
UsuńJa mam na karku prawie trzydziestkę a ostatnio wróciłam do Lindgren. Więc nie sądzę byś była śmieszna, dobra książka jest uniwersalna i nie ma co się przejmować tym co inni myślą :D
Masz rację:)Nasz czytelniczy świat ma swoje prawa i pesel nie ma tu znaczenia.A właśnie przypomniałaś mi....na półce mam "Dzieci z Bullerbyn" więc pewnie i do nich wrócę-taka ze mnie sentymentalistka:)
UsuńDzieci z Bullerbyn są świetne, jeju, jak ja kocham wracać do tej książki :)
Usuń