Już we wczorajszej recenzji wosku pisałam, że wzięłam się za pieczenie. Mama wspomniała, że ma ochotę na ciasto o którym Jej mówiłam, drożdżowe kulki upchane w keksówce, które rosnąc, sczepiają się i tworzą fajną bułę do odrywania kawałków. W czwartek miałam robić ostatecznie, ale wróciłam za późno i masła nie miałam na tyle. Więc na sobotę zaplanowałam wyrabianie ciasta, a na niedzielę wielkie pieczenie. Byłam zaintrygowana tym przepisem. Do tej pory robiłam brioszki z przepisu
>>>TEGO<<< i bardzo je lubię. Do herbaty gorącej... nie ma nic lepszego, chyba że inne drożdżowe...
Składniki na 2 bochenki:
375 g mąki jasnej chlebowej50 g drobnego cukru7 g saszetka drożdży suchych lub 14 g drożdży świeżych1 łyżeczka soli100 ml mleka3 jajka + 1 do posmarowania175 g miękkiego masła
W mikserze wymieszać mąkę, cukier, drożdże i sól; dodać mleko, 3 jajka i kontynuować miksowanie do otrzymania gładkiej masy (5 minut mikserem lub 8 minut ręcznie). Dodać miękkie masło i miksować dalej (5 minut mikserem lub 10 minut ręcznie). Gotowe, gładkie ciasto przełożyć do naoliwionej miski, przykryć folią i pozostawić na całą noc w lodówce.
Nieduże keksówki (u mnie jedna forma o dolnych wymiarach 21 x 11 cm i druga trochę mniejsza) wysmarować masłem, wysypać bułką tartą lub kaszą manną. Ciasto wyjąć z lodówki, podzielić na 16 równych kulek. Układać je w keksówce w dwóch rzędach, aż wypełnią całe dno (po 8 kulek na formę).
Teraz moment wymagający najwięcej ... cierpliwości. Przykryć, pozostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia na 3 godziny (u mnie 3h 15m), aż ciasto podwoi objętość.
Wyrośnięte, posmarować roztrzepanym jajkiem. Piec w temperaturze 180ºC przez około 20 minut. Można przykryć od góry folią aluminiową, by się zbyt mocno nie spiekły. Studzić na kratce.
Ponieważ Tata wciąż nie oddał mi ŻADNEGO aparatu, fotki są robione moim badziewnym telefonem, toteż są jakości tak beznadziejnej, że powinno mi być wstyd... i trochę jest, no było, bo wszamałam sobie kawałek tej bułeczki i... o mamuńciu.
Kilka uwag o cieście....
* Dopiero dziś doczytałam o metodzie dla maszynistów i zagniatałam ręcznie, wyszło mi to na dobre, bo nic tak nie uwalnia od energii jak zagniatanie ciasta - super sprawa.
* Konsystencja... nigdzie nie czytałam jakie ma być to ciasto, było po wyrobieniu gładkie i elastyczne, ale miało konsystencję lepkiej KUPY, to był dramat... lepiło się do rąk, ponieważ nie miałam cukru drobnego, dałam zwykły i zanim się ich pozbyłam... ręka mi odpadała od wyrabiania.. ale i tak konsystencję miało denną.
* Konsystencja po wyjęciu z lodówki po całej nocy, schłodzona, lepka kupa, która trochę urosła i wyszło z niej masło... kulanie z niej kuleczek - trudna sprawa i lepka.
* Keksówka, nie miałam takiego rozmiaru. Moja była węższa i dłuższa...
Ciasto jest wyborne... już skonsumowałam kawałek z herbatą... suuuuper. Ciasto będzie u mnie częstym gościem w jesienne wieczory!!
Bardzo lubię piec (i jeść) takie pyszności! Wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńTeż mnie coś na pieczenie bierze :)
OdpowiedzUsuńKasieńko kochana, mam nadzieję, że podzielisz się ze mną kawałeczkiem? :)
OdpowiedzUsuńKochana, o tej porze wracałąm do domu, ni okruszka nie zastalam.
UsuńMmm...Ale pysznie wygląda! Szkoda, że nie wegańskie...:(
OdpowiedzUsuńNie jadam mięsa, ale nie jestem weganką :(
UsuńKocham piec, to mnie odstresowuje, poprawia nastrój, uwalania złe emocje, a zapach ciasta wydobywający się z piekarnika daje niesamowite poczucie bezpieczeństwa, zakorzenienia w domu. Ten przepis znam, ale jeszcze nie z autopsji :)
OdpowiedzUsuńO tak. Powiem Ci, że nic tak nie odstresowuje jak pieczenie. Oddzielanie żółtek od białek jest genialne!
UsuńTakie ciasto na chłodne, jesienne wieczory jest niezastąpione. Szkoda, że nie mam ręki do ciast.
OdpowiedzUsuńMasz, tylko jeszcze o tym nie wiesz :)
Usuń