Jeden z efektów wypadu do
Imperium Zapachów, chociaż zapachy z YC o nutach owocowych, nie przypadły mi do gustu, tak gruszkowy wosk Kringla, momentalnie mnie kupił. Niestety od zakupu do palenia minęło ładnych parę miesięcy. Minęłoby więcej, ale gdy wczoraj decydowałam, który z 4 wosków Kringla zapalić, zapytałam konsultanta i ten wskazał na Gruszkę.
Był czas, gdy miałam obsesję na punkcie gruszki. Owoce pochłaniałam na tony, używałam gruszkowego żelu pod prysznic, piłam gruszkową herbatę. Wszystko miało być gruszkowe. Obsesja przeszła, ale nadal lubię ten owoc i w wersji świeżej - prosto z drzewa - i w wersji przetworzonej.
Wosk pachnie bardzo sympatycznie, czuć świeżość gruszki, zerwanej z drzewa, nagrzanej letnim słońcem. Pachnąca, soczysta, z charakterystyczną dla tego owocu nutą.
Wosk nie jest jakoś bardzo intensywny, dlatego dałam od razu dwa kawałki. Odpaliłam kominek i... usnęłam. Za to gdy się obudziłam... Przepiękny zapach. Naturalny, prawdziwy, słodki i soczysty, z taką fajną nutką, goryczki. Zapach jest fantastyczny. Lekki, jak tylko Kringle są lekkie. Dobrze, że w zapasie mam jeszcze inne owocowe zapachy z tej firmy.
Ja uwielbiam owocowe zapachy a gruszkę to już w ogóle, nie tylko w wersji zapachowej, ale jako sam owoc :)
OdpowiedzUsuńOj zjadłabym taką gruszeczkę prosto z drzewa.
UsuńNigdy jeszcze nie bawiłam się woskami, ale...kurcze... chyba czas zacząć.
OdpowiedzUsuńGruszkę mam w zapasie, jeszcze nie odpalałam, ale sucho bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuń