Podróż w mroczne, nieprzeniknione serce Afryki. Klasyka literatury podróżniczej.W imieniu brytyjskiej Korporacji Rozwoju Kolonialnego samolotem i pieszo, Van der Post miał dotrzeć w dwa miejsca, które w 1949 r. wciąż stanowiły białą plamę na mapie świata: na płaskowyż Nyika i do masywu górskiego Mlandżi. Celem misji było oszacowanie terenów pod kątem możliwości przekształcenia ich w pastwiska dla bydła. Tymczasem autor pozwala sobie na szyderczą refleksję, że żaden z antropologów, ubolewających nad katastrofalnym wpływem Europejczyków na afrykańską ludność miejscową, nie pokusił się o zbadanie relacji przeciwnej: oddziaływań wielkiej masy pierwotnych czarnoskórych na garstkę białych najeźdźców. Od tej pory czytelnik ma nieodparte wrażenie, że obcuje z odrobinę uwspółcześnioną wersją Jądra ciemności Conrada.
Rzadko
niestety sięgam po reportaże. Ku mojemu ogromnemu smutkowi, tak niewiele czasu
poświęcam na literackich podróżach, a przecież to są wycieczki najlepsze, bez
bukowania biletów, przesiadek, nieczynnych toalet, nieprzyjemnych towarzyszy, a
co najważniejsze, można je odbyć nawet w kawowej przerwie. No chociaż jakiś
etap podróży. Obiecywałam sobie wycieczkę do Afryki już od dawna, ale jakoś
ciągle odkładałam tę książkę z torebki, na biurko i z biurka zaś do torebki. Aż
w końcu złapała mnie wena i musiałam sprawdzić jakie reportaże wychodzą pod
egidą W.A.B-u
Laurens
van der Post, dziecko nie do końca tradycyjnej brytyjskiej rodziny, ale poddany
angielskiemu, imperialnemu wychowaniu, po odbyciu służby wojskowej, po krwawej,
okrutnej wojnie, która w psychice każdego pozostawiłaby ślad rusza w podróż po
Afryce. Ma dotrzeć na płaskowyż Nyika i do masywu Mlandżi. Oba te obszary są
dziewiczymi, niezbadanymi terenami Afryki. Jest koniec lat czterdziestych
dwudziestego wieku, Afryka się budzi, szuka swojej tożsamości, imperializm
zaczyna jej przeszkadzać. Biali wciąż są garstką trzymającą w szachu masy. Do
takiej Afryki zabiera nas autor. Już na samym początku brzmi dobrze, a wiadomo
że takim oczekiwaniom wysokim ciężko sprostać.
Są
ludzie zafascynowani Afryką, tacy którzy po przeczytaniu „W pustyni i w puszczy”
zapałali ogromną miłością do Czarnego Lądu, czytają książki, jeżdżą tam na
wczasy, oglądają filmy, a w ogródku trzymają lwa. : P rozumiecie ; ).Być może
dlatego, że(ale ciii może moja polonistka się nie dowie), nie przeczytałam tej
książki, a film znałam na wyrywki i to pozwoliło mi uzyskać oceny bardzo dobre
ze znajomości lektury(fart), a może dlatego że w Afryce są takie gatunki
pająków, że nie pojadę tam za żadne skarby świata? W każdym razie bakcyl
afrykański mnie ominął, nawet ciucha w panterkę mam tylko jednego(i nie ja go
kupiłam). A jednak!! Afryka w jakiś sposób mnie fascynuje, w taki fantastyczny,
antropologiczny sposób. To tam tkwią korzenie naszego gatunku, to właśnie tam
pierwsze kroki stawiał homo spaiens,
i jego praszczurowie. Zawsze gdy patrzę na filmy o Afryce fascynuje mnie jak
wielka różnica cywilizacyjna jest pomiędzy nami, Europejczykami a ludźmi z
Afryki. A zaczynaliśmy tak samo… no my mieliśmy kawałek do przejścia. Tak! W
jakiś pierwotny sposób Afryka mnie interesuje, ale nie pokażę Wam mojej
afrykańskofilskiej biblioteczki – nie posiadam takowej – kilka książek to nie
biblioteczka…Dlatego, gdy ujrzałam zapowiedź tego reportażu zapłonęła we mnie
ciekawość. Bo wiele w tej książce
przyciąga. Przede wszystkim intrygował mnie okres historyczny. Wydaje mi
się, że autor wstrzelił się w świetny czas. Dodatkowo sam był na niedawnej
wojnie, a walka z plemionami, nieodwracalne krzywdy jakie zostały wyrządzone
gryzą jego sumienie. Po drugie, podróż
przez Afrykę przez Anglika jest wielkim walorem. Dlaczego? Ano nie zapominajmy
o wciąż żywym imperializmie Brytyjczyków, być może wtedy już powoli zanikał,
ale autor został wychowany w klasycznej tradycji imperializmu. To po prostu musiała być bomba!
I
faktycznie była. Książka jest fantastyczna, chociaż nie czytałam jej jednym
tchem. Nie jest to lektura szybka, ale przyjemna. Nowy, inny świat który
przeminął i możemy poznać go tylko z przekazów. Podobno jest to klasyka
gatunku, na ten temat wypowiadać się nie będę bo żaden ze mnie znawca, ale
książka jest bardzo plastyczna, czuć upał, czuć wilgoć, odczuwałam autentyczne
zmęczenie podróżą. Niewątpliwym walorem jest to, że autor zna Afrykę, czuje ją.
Nie staje wobec tubylców z pozycji
lepszego człowieka, białego pana,
zastanawia się nad wzajemnym oddziaływaniem. Podchodzi do mieszkańców Afryki z
szacunkiem. Pisze o nich z wyczuwalną
sympatią, co czyni książkę przystępniejszą i poszerzającą horyzonty.
Naprawdę
godna polecenia książka, na pewno na te szare zimowe dni, kiedy żyć się
odechciewa… a ja aż nabrałam ochoty na podróż na Czarny Ląd. Bardzo polecam!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.
A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )
Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.
Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)
Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.
Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy
Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.
Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.