Ludzki
organizm jest fascynującą machiną. Za każdym razem, gdy zastanawiam się o tym,
jak jest skonstruowany, wpadam w zachwyt. Gdy zaś myślę o postępie jaki
dokonuje się na naszych oczach, ciągle, to niemalże padam na kolana przed
ludzkim umysłem, geniuszem, ale później przypominam sobie, że to ludzie
znaleźli nowe zastosowanie dla cyklonu B i wymyślali nieludzkie sposoby
zabijania. Ot taki paradoks. Ludzi mózg jest wielką zagadką. Dlatego z taką
niecierpliwością wypatrywałam wznowienia książki Thorwalda(uwielbiam jego
medyczne książki!!), Kruchy dom duszy,
tytuł jest cytatem z Szekspira, odwołuje się do przekonania, że pod sklepieniem
czaszki, drzemie kwintesencja, tego kim jesteśmy, jakby w opozycji do
twierdzenia, że rządzi nami serce. Mną rządzi zdecydowanie mózg(chyba ma teraz
wakacje też : P ).
Kruchy dom duszy to książka przedstawiająca powstanie i rozwój chirurgii mózgu. Trzeba było prawdziwej rewolucji, zarówno technologicznej, jak i w sposobie myślenia samych lekarzy, aby neurochirurgia mogła stać się pełnoprawną gałęzią medycyny.
W oparciu o dziesiątki eksperymentów na zwierzętach, a także na nieuleczalnie chorych pacjentach współtwórcy tej rewolucji przecierali nie zbadane dotąd szlaki, ryzykując przeprowadzenie operacji, na jakie wcześniej nikt się nie odważył. Thorwald wyjątkowo barwnie opisuje postaci Victora Horsleya, Harveya Cushingsa i Wildera Penfielda – byli to prawdziwi pionierzy neurochirurgii, niepospolici lekarze, którzy osiągnęli sukces, ale nieobce im też były porażki, nie mówiąc o zwykłych obawach czy niepewności.Dzieło Thorwalda to nie tylko dzieje chirurgii mózgu, które czyta się niemal jak powieść kryminalną, to przede wszystkim historia walki człowieka o poznanie samego siebie.
Głowa
fascynowała medyków od lat. Sprzed naszej ery pochodzą teksty w których spisano
potencjalne choroby mózgu, każda była opatrzona adnotacją o braku szansy na wyleczenie.
Stopniowo zmniejszało się chirurgiczne tabu, najpierw nie otwierano otrzewnej,
bo każde wtargnięcie do brzucha, oznaczało śmierć, a medyka, który porwał by
się na tę profanację, czekała infamia. Na końcu zostało bijące serce, no i
oczywiście mózg. Niniejsza książka opowiada o walce z tabu operacji czaszki.
Gdy pomyślimy sobie o zabiegach na mózgu w dziewiętnastym wieku, gdy
antyseptyka dopiero raczkowała, sprzęt był raczej rekwizytami z horroru, a
diagnostyka przypominała wróżenie z ptasich wnętrzności, musimy poczuć dreszcz
i… zastanowić się ile razy jesteśmy diagnozowani na ślepo, a pozorna pewność
lekarza jest tylko, dobrą miną do złej gry. Thorwald przedstawia nam sylwetki
ojców neurochirurgów, ludzi którzy rzucili wyzwanie śmierci, guzom mózgu i
odważyli się wyważyć drzwi za którymi kryło się nieznane. To jak bardzo powolna
i zuchwała była wędrówka, do spektakularnej chirurgii centralnego układu
nerwowego, pokazuje Thorwald na konkretnych przykładach, pokazuje ogrom bólu i
ludzkiej desperacji. Fascynująca, acz momentami wstrząsająca lektura.
Ta
książka jest nieco trudniejsza niż wcześniejsze książki Thorwalda, jakie
czytałam. Tamte koncentrowały się bardziej na konkretnych schorzeniach i
sposobie ich leczenia, Kruchy dom duszy,
bardziej skupia się na sylwetkach lekarzy, ich nazwiska będą brzmiały znajomo,
dla fanów medycznych seriali, stawiali bowiem kamienie milowe, które zmieniły
postrzeganie mózgu, dali nazwy schorzeniom, ośrodkom, guzom. Lektura tej książki wymaga większej wiedzy,
wiedza o mózgu jest już bardziej specjalistyczna, o ile każdy orientuje się
mniej więcej, gdzie jest śledziona, to już nerw trójdzielny, może być
trudniejszy do zlokalizowania. Mimo wszystko, Thorwald po prostu nie zawodzi,
snuje porywającą opowieść, która nas wciągnie, ale będzie wymagała od nas
uwagi, jak zazdrosna kochanka. Tej książki nie da się przeczytać w jeden, czy
dwa dni. Lubię takie książki, chociaż
nie jestem dużo bardziej mądrzejsza, bo jednak moja medyczna wiedza nie jest
powalająca. A!! i mam jeden zarzut, tutaj bardziej do tłumacza, użycie
sformułowania szczęka dolna i górna w książce o medycynie jest sporą wpadką i
troszkę podkopuje moje zaufanie do osoby, która to przekładała, czy aby na
pewno zna słownictwo branżowe.
Nie
mogę się doczekać aż wyjdą Pacjenci, strasznie
chciałabym ich przeczytać, na półce stoi jeszcze coś Thorwalda… ehhh ależ facet
umiał pisać. Oby więcej takich książek.
Ja ze znajomością Thorwalda zatrzymałam się na "Ginekologach", ale teraz właśnie na "Pacjentów" ostrzę sobie pazurki.
OdpowiedzUsuńGinekolodzy to była po prostu petarda!!
OdpowiedzUsuń