Niespodziewanie
długo zeszło mi z tą książką. Nie wiem dlaczego na początku nie mogłam się w
nią wciągnąć, chociaż od momentu, gdy tylko o niej usłyszałam, wiedziałam, że
chcę i muszę ją przeczytać. Początek był taki mglisty, siąpiący, jak angielska
pogoda, ale już koniec części pierwszej i przeniesienie akcji w miejscu i w
czasie było już punktem przełomowym, od tej chwili, zaczęło mi się czytać o
wiele lepiej, płynniej. Mało z jednej
strony, Londyn – ponad dwadzieścia lat po wojnie, zmanierowany, będący tyglem w
którym mieszają się różne kultury i warstwy społeczne, z drugiej strony upalna
Hiszpania, tuż przed wybuchem wojny, targana konfliktami, buzująca wewnętrznym
niepokojem a z pozoru spieczona słońcem i pachnąca oliwkami, papryką i
pomidorami. Dwa światy, które w końcu się przetną.
Świat wielkiej sztuki, jeszcze większych namiętności i tajemniczy obraz, który skrywa więcej niż tysiąc słów.
Po jednej stronie płótna dziewczyna trzyma odciętą głowę swojej siostry, po drugiej − lew, który za chwilę poderwie się do zabójczego skoku... Obraz, który latem 1967 roku trafia do renomowanej galerii w Londynie, elektryzuje środowisko marszandów. To może być „śpioch”, dzieło młodego hiszpańskiego artysty z lat 30. XX wieku zaginione w trakcie wojny. Potwierdzają to listy z muzeum Prado oraz fundacji Peggy Guggenheim. Wskutek szczególnego zbiegu okoliczności stenotypistka zatrudniona w galerii, 26-letnia Odelle Bastien, trafia na trop fascynującej historii z Andaluzji roku 1936. Losy Harolda Schlossa, Żyda z Wiednia, który pośredniczy w sprzedaży dzieł Kokoschki, Klee i Klimta, jego pięknej żony Sary i niezwykle uzdolnionej córki Oliwii, w nieoczekiwany sposób splotą się z jej własnym. Czarnoskórej imigrantki z Trynidadu, która choć nagrodzona prestiżowym literackim wyróżnieniem za debiutanckie opowiadanie, z trudem znajduje swoje miejsce w ksenofobicznym Londynie.
W tej pięknej powieści Jessie Burton raz jeszcze porywa nas w czarowny świat sztuki i artystów, namacalnie wręcz dając odczuć atmosferę minionych dekad, pełną wewnętrznych napięć i niepokoju. Mądra i poruszająca książka o kobiecości, miłości, wolności i sztuce.
Niełatwo powtórzyć spektakularny sukces debiutu, jakim była Miniaturzystka, przetłumaczona na 36 języków i sprzedana w nakładzie miliona egzemplarzy. A jednak Jessie Burton się udało! Mistrzowski akord.
Przykuwające uwagę postaci, zręcznie poprowadzona narracja, sugestywnie oddana atmosfera dwóch epok [rok 1936 w Hiszpanii i lata 60. w Londynie].
„Library Journal”
Oryginalna opowieść o wolności artystycznej, odnajdowaniu własnej formy ekspresji i poszukiwaniu twórczego odkupienia.
„Publishers Weekly”
W twórczy sposób Burton wtapia w historyczne wątki zagadkę oszustwa o dalekosiężnych konsekwencjach, związku między sztuką a artystą i skomplikowanej trajektorii kobiecych pożądań.
„Booklist”
Doskonała i mądra książka.
„Elle”
Czarnoskóra
Odelle, przybyła z wyspy Trynidad do Londynu. Szuka lepszego życia, spełnienia
swych marzeń i ambicji, a jednak pracuje w sklepie obuwniczym, dziennie pomaga zakładać
na stopy dziesiątki par butów. Nie chce tego robić, dlatego kiedy otrzymuje
zaproszenie na rozmowę o pracę z Instytutu Skeltona, ma tam być maszynistką,
dla niej to już dużo. A jednak to nie
jest punkt przełomowy, ten następuje, gdy Odelle bierze udział w weselu swojej
przyjaciółki. Poznaje młodego chłopaka, który jest nią wyraźnie zainteresowany.
Dopiero niedawno, umarła mu matka, zostawiając mu jedynie obraz w spadku.
Okazuje się, że ten obraz, przedstawiający ospałego lwa, obok kobiety
trzymającej w rękach głowę, będzie katalizatorem zmian w życiu Odelle, a próby
ustalenia prawdy o tym dziele, rzucą ją do niespokojnej społecznym zamętem
Hiszpani z `36 roku, gdy w środku upalnego lata rodziła się miłość, dorosłość i
wielka sztuka.
Najlepiej
czytało mi się hiszpańskie fragmenty, chociaż cała książka jest spójną, ciekawą
całością. To
opowieść o przełamywaniu własnych barier, ograniczeń, które tkwią
w naszej głowie. Z jednej strony mamy czarnoskórą dziewczynę, która nie trafia
wprawdzie do Stanów, podczas apogeum niepokojów rasowych, ale jednak Londyn
końca lat sześćdziesiątych nie akceptuje bezdyskusyjnie osób innych, więc
przebicie się musi być trudne. Kłóci się to ze duchem w jakim ją wychowano, bo
była wychowana jako obywatelka Imperium, tymczasem świat do którego
przyjechała, jest inny niż jej obiecywano.
Uczy się wielkiego miasta, uczy się miłości, bycia z kimś. A że ta
miłość, to kapryśna jest, to i woli oddać się rozwiązywaniu zagadki,
tajemniczego obrazu.
|
...bądź artystą |
Warstwa
hiszpańska jest moim zdaniem równie, o ile nie bardziej, fascynująca. Z książki
Komu bije
dzwon pamiętam okrutne obrazy z ogarniętej wojną Hiszpanii. W Muzie mamy migawki z okresu tuż przed. Opisy pokazują, że coś się Jadzi,
czuć niepokój, grozę, jakby świat znieruchomiał, tuż przed wielkim wybuchem,
który zburzy spokój i piękno tych sielskich krajobrazów. Hiszpańska wojna
domowa, była okrutnym, krwawy konfliktem, którego zapowiedź zobaczymy w tej
powieści. To czuć. Pośród tej złowrogiej
ciszy mamy, nieświadomi tego co się dzieje odpoczywają przybysze z zagranicy,
tacy nie na miejscu ze swoimi fanaberiami, depresjami, poszukiwaniem artystów,
marzeniami o studiach. Pomimo tych nabrzmiewających dysonansów, bucha normalne
życie, pełne namiętności, tęsknoty i poszukiwania siebie. To nie ma prawa
dobrze się skończyć.
|
Malowana recenzja tej książki! |
Może
faktycznie na początku było ciężko się wciągnąć, ale gdy przekroczy się pewny
punkt, to lektura leci już jednym tchem. Jestem pewna, że nie pożałujecie
zakupu tej książki.
Muza
jest wielowątkową, wielowarstwową, porywającą opowieścią, zachwycająca
artyzmem, wzruszającą dramatami bohaterów. Bardzo gorąco polecam!
Ja dopiero czekam na mój egz. ma być po 20-tym. Cieszę się, że Tobie Muza przypadła do gustu. Ja nie mogę się doczekać lektury.
OdpowiedzUsuńo to już raptem kilka dni, ciekawe jak Ci się spodoba!
UsuńJa się wciągnęłam i przerwałam na poczet innych książek, a Ty mnie w tym czasie wyprzedziłaś! buuu, i w ogóle nie dostałam zestawu małego artysty !!!!!!! :( Idę płakać...:((((((((((((((((((
OdpowiedzUsuńjak mogłam Cię przegonić, skoro tak się ślimaczyłam?
UsuńIntryguje mnie ta lektura 😊
OdpowiedzUsuńnie dziwię Ci się, same superlatywy o niej się czyta.
UsuńJa też nie dostałam zestawu małego artysty. Ale może poznali się, ze artystka ze mnie żadna.
OdpowiedzUsuńalbo raczej bali się, że wszystkich nas zawstydzisz.
UsuńO ty... Ładnie tak kusić?
OdpowiedzUsuńo o o odezwała się ta co nie kusi :P
UsuńZapowiada się ciekawie. Dopisuję do mojej listy :)
OdpowiedzUsuńgorąco polecam :)
UsuńWypozyczylam "Miniaturzystke", moze na Muze tez przyjdzie kolej.
OdpowiedzUsuńnie daj jej za długo czekać.
UsuńOkładka jest rzeczywiście prześliczna. Może sięgnę, z naciskiem na "może", bo "Miniaturzystka" mnie rozczarowała. Ale może "Muza" jest lepsza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Karmena